Peru – informacje praktyczne

Wróć do: Peru

Czas: latem czas -7 godzin, więc gdy w Polsce jest 12:00 to w Peru dopiero 5:00, a zimą -6 godzin, czyli gdy w Polsce jest 12:00 to w Peru 6:00

Jak się dostać tanio do Peru:

Niezwykle trudno kupić tanie bilety do Peru wprost z Polski. Mimo długiego szukania, nie udało nam się znaleźć sensownego połączenia z jakiegokolwiek miejsca w Polsce. Rozpoczęliśmy poszukiwania z innych stolic europejskich (Paryż, Londyn , Amsterdam , Madryt itp.). Ostatecznie znaleźliśmy naprawdę tani lot (niecałe 2.500 zł od osoby w dwie strony) z Londynu kolumbijskimi liniami Avianca przez Bogotę (wygodne, nowoczesne samoloty). Pozostało tylko zarezerwowanie sensownego lotu z Warszawy do stolicy Wielkiej Brytanii. Dzięki promocji LOT-u dokupiliśmy tanie bilety (nieco ponad 500 zł od osoby w dwie strony) na wygodne połączenie, które pozwoli na spokojne odebranie bagażu, przejście przez kontrolę paszportową, ponowne nadanie bagażu i dalsze formalności. Uznaliśmy, że 5 godzin zapasu jest wystarczająco bezpieczne. Ważne dla nas było to, aby rezerwacje zawierały po bagażu rejestrowanym na osobę, bo tak daleko i na tak długo nie sposób jechać tylko z bagażem podręcznym :-) Całość to około 3000 zł od osoby w dwie strony wraz z bagażem.

Transport w Peru:

Autobusy

Podróżowanie po Peru autobusami, to najlepszy sposób zwiedzania tego pięknego kraju. Rezerwując cztery miesiące przed czasem, mogliśmy pozwolić sobie na zakup biletów w  luksusowych peruwiańskich liniach za cenę porównywalną do zakupu biletów na zwykły PKS w Polsce. Wybór padł na Cruz del Sur, który dysponuje flotą nowoczesnych, dwupoziomowych autobusów z klimatyzacją, rozrywką pokładową, stewardessą i posiłkami. Do tego wczesna rezerwacja oznaczała dla nas możliwość wyboru miejsc z samego przodu na górnym pokładzie, skąd przez całą drogę mieliśmy doskonały widok. Przykładowo przejazd najdłuższą naszą trasą z Nasca do Arequipy (9 h, 570 km), kosztował 90 sol, czyli niecałe 100 zł od osoby z wliczonymi w cenę całkiem porządnymi posiłkami i napojami. Musimy dodać, że autobusy są punktualne, a obsługa miła. Można wybrać tańszą opcję w innej firmie, ale zakup na miejscu niekoniecznie musi być tańszy niż to co my zapłaciliśmy.

Osobną kwestię stanowi autobus od dworca kolejowego w Aguas Calientes do ruin Machu Picchu, który wymaga wiele samozaparcia. Najpierw konieczne jest zdobycie biletów (12 USD za osobę w jedną stronę, bez względu na to, czy kupujemy bilet góra-dół, czy w każdą stronę oddzielnie), co wymaga odstania w kolejce i okazania paszportów wszystkich pasażerów, a potem kolejnego stania w gigantycznej kolejce do podjeżdżających co chwilę autobusów.

Samoloty:

Połączeń między miastami w Peru jest całkiem dużo, a linii je obsługujących też kilka. My wybraliśmy stosunkowo tanie linie Star Peru, które obsługują miasto Puerto Maldonado w dżungli, do którego można oczywiście dostać się autobusem, ale znacznie szybciej można pokonać trasę samolotem. Być może mieliśmy pecha, ale podróżując dwukrotnie tymi liniami, po pierwsze  zmieniano nam godziny wylotu informując nas jedynie mailami oraz samoloty miały kilkugodzinne spóźnienia (raz z powodu awarii, a drugi przez pogodę). Co należy zaliczyć na plus liniom Star Peru, to wyjątkowa opieka nad pasażerami oczekującymi na spóźniający się samolot. Nie dość, że obsługa cały czas była z nami, to niemal co chwilę informowała o postępach. Do tego w Puerto Maldonado dostaliśmy przekąskę i napoje. Generalnie z Cusco do Puerto Maldonado polecieliśmy za 350 zł od osoby, a z Puerto Maldonado do Limy za 380 zł od osoby.

Pociąg do Machu Picchu:

Pociąg z Cusco do Machu Picchu to nie jedyny, ale najprostszy sposób na dostanie się do tej najsłynniejszej atrakcji w Peru. Bez względu na termin rezerwacji, koszt biletów jest koszmarnie wysoki i w naszym przypadku wyniósł 83 USD do Machu Picchu za osobę i 111 USD za osobę z powrotem, czyli jakieś około 800 zł w dwie strony za każde z nas. Za to przejazd luksusowymi wagonami z panoramicznymi oknami w ścianach i na suficie to niezapomniane przeżycie. Trasa wiedzie wzdłuż rzeki Urubamba z widokiem na góry. Podczas jazdy do Machu Picchu dostaliśmy słodką przekąskę oraz picie, a w drodze powrotnej lekki obiad i picie, po których nastąpił pokaz tańca oraz mody. Można co nieco zaoszczędzić wsiadając do pociągu w miejscowości Ollaytantambo, ale co ważne, trzeba się tam najpierw dostać…

Taksówki:

Taksówek w Peru jest mnóstwo, są tanie i dostępne na każdym kroku. W Limie lepiej korzystać z zaufanych taksówek, choćby zamówionych przez hotel. W pozostałych miastach można swobodnie zatrzymywać dowolne taxi wprost na ulicy. Jedynym wyjątkiem jest dworzec w Arequipie, gdzie warto skorzystać z Blue Taxi wprost na terminalu, gdyż unika się w ten sposób naciągania na dowóz do innego hotelu niż zarezerwowany. Wielokrotnie jeździliśmy taksówkami płacąc od kilku do kilkunastu złotych za kurs. W Cusco wynajęliśmy także taksówkę na cały dzień za 190 sol (około 200 zł), za co w ciągu dziewięciu godzin zostaliśmy zawiezieni do czterech miejsc (Pisaq, Ollaytantambo, Moray, Maras) i przejechaliśmy łącznie ponad 220 km.

Indianka na Wyspach Uros na Jeziorze Titicaca

Bezpieczeństwo:

Generalnie naszym zdanie Peru jest krajem bezpiecznym. Oczywiście trzeba zachować środki ostrożności, szczególnie w dużych miastach, czyli w Limie i Arequipie oraz po zmroku. Nigdzie nie czuliśmy jakiegokolwiek zagrożenia, aczkolwiek dla bezpieczeństwa korzystaliśmy z dobrej linii autobusowej oraz sprawdzonych taksówek, tam gdzie to było potrzebne.

Jedzenie:

Jedzenie w Peru jest dość urozmaicone, może z wyjątkiem tego, że niemal do każdego dania otrzymamy ryż. Do wyboru są dania z różnych mięs, w tym także z alpaki i świnki morskiej oraz dania z ryb i owoców morza. Tradycyjną surówką dodawaną do wszystkiego jest czerwona cebula pokrojona w piórka i skropiona sokiem z limonki. Kuchnia peruwiańska słynie z różnych gatunków ziemniaków (ponoć ponad 2000) oraz z ceviche, czyli surowej ryby lub owoców morza marynowanych w soku z limonki, podawanych z mleczkiem tygrysim, czyli polanych marynatą. Ziemniaki mają rzeczywiście różne smaki, podawane są w postaci frytek, chipsów oraz gotowane, natomiast ceviche to wyrafinowane danie, które nam bardzo zasmakowało, ale zdajemy sobie sprawę, że jest daniem dla smakoszy i nie każdemu przypadnie do gustu :-) Na ulicach dostępne są różne przekąski w tym empanadas oraz sporo słodkości. Empanada to rodzaj pieroga z pieca wypełnionego mięsnym lub serowym nadzieniem w cenie kilku złotych. Ceny obiadów są bardzo zróżnicowane. Zdarzyło nam się zjeść obiad za równowartość 17 zł, jak też za 140 zł (za dwie osoby z napojami). Cena zależy od lokalizacji, ale także od tego, czy jest to jadłodajnia nastawiona na tubylców, czy na turystów, którzy jak wiadomo mogą zapłacić więcej :-) Na amatorów słodyczy czekają w Peru wspaniałe torty, które kuszą z wystaw i są naprawdę bardzo dobre, choć nieco odmienne od polskich. Na osobną uwagę zasługują pyszne, gęste soki owocowe – jugos, które kupić można niemal na każdym rogu i to z dowolnych owoców (można sobie zażyczyć z cukrem lub bez słodzenia). Narodowym napojem jest Inca Cola o wyraziście żółtym kolorze, która przypomina oranżadę. Z alkoholi nie można nie wspomnieć o pisco, czyli destylacie w typie grappy lub rakiji, produkowanej z winogron, tyle, ze dużo lepszym i „gładszym” w smaku (nam do gusty przypadła wersja quebranta oraz przygotowywany w wielu miejscach drink na bazie pisco i soków owocowych, czyli pisco sour. W Peru popularne jest także piwo, zwłaszcza Cusqueña. Wiele szczegółów o tym co, gdzie i za ile jedliśmy, można przeczytać w opisie naszej podróży.

Noclegi:

W Peru nocowaliśmy w ośmiu obiektach oraz w lodge w dżungli. Standard pensjonatów i hoteli nie jest zbyt wysoki, ale ceny także niewygórowane (20-35 USD za noc, za pokój dwuosobowy z łazienką). Śniadanie wliczone w nocleg to nie standard, ale przeważnie można dokupić posiłek w obiekcie. W naszym przypadku raz musieliśmy zadbać o śniadanie samemu :-)

Klimat i ubranie: 

Klimat w Peru jest bardzo różnorodny, ale przede wszystkim nie tak ciepły jakby mogło się wydawać. Byliśmy tam w październiku, czyli peruwiańską wiosną, a w większości miejsc temperatury nie przekraczały 20 stopni, choć byliśmy między równikiem a zwrotnikiem koziorożca. Wpływ na to ma zimny prąd morski zwany peruwiańskim, który odczuliśmy w Limie i Paracas, czyli na wybrzeżu, a który powoduje liczne mgły i opady. Z kolei znaczna część Peru to wysoko położone płaskowyże i góry, gdzie wysokość znacznie obniża temperaturę i mimo palącego słońca powietrze jest zimne, czy wręcz bardzo zimne. Jedynymi miejscami, w których odczuliśmy, że jesteśmy tak blisko równika było Nasca, które jest jednym z najsuchszych miejsc na Ziemi, a przy tym niezwykle gorącym oraz Dżungla Amazońska. Jednak w dżungli zaczynała się właśnie pora deszczowa, więc trzeciego dnia pobytu zrobiło się bardzo mokro i chłodno. Wszystko to razem oznacza, że w Peru trzeba być przygotowanym zarówno na upały, jak i chłody (w Kanione Colca z rana były zaledwie 2°C), ale także na duże opady, które zastały nas w dżungli.

Zdrowie:

Peru jest krajem, w którym malaria panuje wyłącznie na obszarze dżungli. Ze szczepień wskazane jest szczepienie przeciwko żółtaczce i durowi brzusznemu. Przed wyjazdem czytaliśmy, że istnieje ryzyko rozstroju żołądka wynikające z odmiennej flory bakteryjnej. My jednak nie mieliśmy żadnych problemów, mimo, że jedliśmy surową rybę (ceviche), surówki i piliśmy dużo świeżo wyciskanych oraz blendowanych soków. Natomiast dopadła nas, podobnie jak pozostałych uczestników naszej wycieczki, choroba wysokościowa, której skutki można łagodzić żując liście koki, jedząc cukierki zawierające śladowe ilości koki oraz pijąc herbatę z liści. Objawy nasiliły się po osiągnięciu pułapu 4910 m n.p.m., ale na szczęście utrzymywały się przez zaledwie kilka godzin. Zawroty głowy zniknęły po zjechaniu dobry tysiąc metrów niżej. Na silny ból głowy pomogły zwykłe tabletki przeciwbólowe z Polski, a lekkie nudności same ustąpiły na tyle, że zjedliśmy kolację oraz z zapałem tańczyliśmy na wieczornej imprezie folklorystycznej :-)

Ludzie:

Peruwiańczycy są bardzo mili, przyjaźni i przywiązani do tradycji, co objawia się szczególnie w strojach oraz tradycyjnej kuchni. Zdecydowaną większość społeczeństwa stanowią Indianie, a europejskie rysy są rzadkością. Jako turyści traktowani byliśmy bardzo dobrze i  nie mieliśmy poczucia chęci oszukania nas, czy też naciągania. Mało to, nie spotkała nas żadna niemiła przygoda, a tubylcy bili wyrozumiali i bardzo pomocni.

Alpaki koło Twierdzy Sascaywaman w Cusco

Przyroda: 

Peru dzieli się na trzy strefy przyrodnicze: pustynne wybrzeże, wysokie góry wraz z rozległymi płaskowyżami rozciągającymi się między nimi oraz dżunglę. Na wybrzeżu prócz okolic miejscowości nie ma praktycznie żadnej roślinności, a zwierzęta zobaczyliśmy wyłącznie w Paracas (pelikany i flamingi) i na Islas Ballestas zwanych peruwiańskim Galapagos (głównie pingwiny, głuptaki i lwy morskie). Góry to kraina wikunii, alpak, lam, a przede wszystkim wielkich kondorów, które obejrzeliśmy, gdy kołowały nad naszymi głowami w Wąwozie Colca. Powyżej pewnej wysokości roślinność ogranicza się głównie do różnego rodzaju traw i niewysokich krzewinek. Natomiast dżungla to niezwykłe bogactwo egzotycznej fauny i flory, wśród której na uwagę zasługują różne gatunki małp, kapibary, kajmany, przeróżne ptactwo, w tym kolibry, rozliczne papugi i drapieżniki oraz niezwykłe hoacyny wyglądające jak prehistoryczne, a także tarantule i barwne motyle. Co do roślinności w dżungli to nawet nie próbujemy jej opisać, gdyż jest tak bujna, z licznymi palmami, bananowcami, kolorowymi kwiatami, że żaden opis nie odda jej bogactwa.

Waluta:

Walutą Peru jest sol, a konkretnie nuevo sol, który jest warty nieco ponad złotówkę (w 2017 r.) i można go nabyć w kantorach lub u osób stojących w pobliżu banku, ubranych w charakterystyczne kamizelki odblaskowe z symbolem dolara i euro (poza Limą można spokojnie korzystać z ich usług).

Język:

Językami urzędowymi w Peru są: hiszpański, keczua i ajmara. Znajomość hiszpańskiego jest powszechna, ale można spotkać osoby, które bardzo słabo lub wcale nie mówią w tym języku. Na znajomość angielskiego, a tym bardziej innych języków europejskich nie należy liczyć nawet na noclegach i w atrakcjach.

Wróć do: Peru