Grecja – Cyklady – Santorini i Milos

14.08.2020 – 26.08.2020

 

Santorini

Milos

OPIS PODRÓŻY

Santorini

14.08.2020 r.

Mieliśmy inne plany na ten rok, ale obecna sytuacja związana z koronawirusem nie pozwoliła na ich realizację. Wymyśliliśmy więc “na szybko” wyjazd w miejsce, w którym jeszcze nie byliśmy, czyli Cyklady. W związku z tym wszystkie opisane przez nas informacje dotyczą dość niezwykłego szczytu sezonu w Grecji i niekoniecznie odpowiadają standardowemu. Wyjazd rozpoczęliśmy już w piątek noclegiem w Raszynie, ponieważ mieliśmy poranny wylot LOT-em z lotniska Chopina (lot nr 8547 o 7:45).

Lot LOT-em na Cyklady
Lot LOT-em na Cyklady

15.08.2020 r.

Przenocowaliśmy w Hoteliku Korona, podjechaliśmy na pobliski parking, gdzie zostawiliśmy samochód. Na lotnisku czekała nas nowość, czyli wstępna weryfikacja dokumentów tuż przy wejściu i pomiar temperatury kamerą termowizyjną. Nadaliśmy bagaże na stanowisku LOT-u, gdzie zweryfikowano, czy mamy kod QR, który otrzymaliśmy mailowo o północy z Grecji. Dodać należy, że aby go dostać, należało wcześniej wypełnić specjalny formularz z wieloma danymi o planowanym pobycie, dostępny na stronie greckiego rządu. Lot, choć cały czas w maseczkach ochronnych, przebiegł spokojnie i już około 11:40 czasu greckiego, byliśmy na Santorini. Tu oczywiście musieliśmy ustawić się w kolejkę do okazania kodu QR, a przy okazji z kolejki tej wyciągnięto “szczęśliwca”, który został poddany testowi na koronawirusa. W naszym przypadku obyło się bez komplikacji i mogliśmy odebrać bagaże.

Oia na Santorini
Oia na Santorini

Perissa – Po wyjściu z terminala, czekała już na nas właścicielka pensjonatu Magma Rooms, w którym zarezerwowaliśmy sześć noclegów (transfer z lotniska do Perissy – 30€). Po drodze przesympatyczni gospodarze opisywali nam mijane atrakcje, aż do miejsca zwanego Perissa Beach, gdzie niecałe 100 m od plaży mieścił się nasz obiekt. Dzięki uprzejmości właścicieli mogliśmy od razu ulokować się w pokoju i rozpocząć nasze wakacje. Zaczęliśmy od wynajęcia quada, aby móc swobodnie poruszać się po wyspie. Dzięki wizytówce otrzymanej od właściciela pensjonatu, wypożyczyliśmy całkiem niezłą maszynę za rozsądną jak na Cyklady cenę (Kymco 150cc za 25€ za dobę). Czas był na lunch, na który zjedliśmy sztandarową grecką potrawę, czyli moussakę (9,50 € za porcję plus 1/2l wina białego w karafce za 7€) w Perissa Tavern tuż przy samej plaży. Pyszne jedzenie ze wspaniałym widokiem na plażę, morze i skałę.

Kościół w Emporio
Kościół w Emporio

Emporio – Najedzeni, mogliśmy wybrać się na naszą pierwszą wycieczkę quadem, do miejscowości odległej o zaledwie 3 km od Perissy, czyli Emporio. Miejsce to jest znane ze względu na piękny kościół, który jako pierwszy rzuca się w oczy po zaparkowaniu przy głównym skrzyżowaniu oraz wąziutkie uliczki prowadzące na wzgórze z najlepiej zachowanym weneckim zamkiem, zabudowanym tzw. goulasami, czyli charakterystycznymi wieżami mieszkalnymi. Z ciasnych uliczek, do każdego domu prowadzą wysokie schody, a całość jest pięknie odrestaurowana i utrzymana w jasnych kolorach. Spacer w tym wspaniałym miejscu pozostawia niezapomniane wrażenia, a widoki na okolicę są niezwykle urokliwe. W drodze powrotnej zrobiliśmy zakupy w markecie, gdzie kupiliśmy obowiązkową fetę z zalewy, nalaliśmy wino wprost z beczki oraz nie mogliśmy odmówić sobie fig oraz baklavy. Tuż obok znajduje się całodobowa piekarnia, oferująca chleb kukurydziany, który jest najpopularniejszy na Santorini.

Goulasy w Emporio
Goulasy w Emporio

Perissa – Zaopatrzeni na kolację i śniadanie, wróciliśmy do Perissy, żeby pójść na czarną, żwirową plażę. Wybraliśmy sobie zacienione leżaki należące do tawerny, w której zjedliśmy obiad (leżaki wraz z parasolem są darmowe, ale należy coś zamówić, np. drinki), wykąpaliśmy się w pięknym morzu i odpoczywaliśmy sącząc alkoholowe drinki smoothie – malibu i brandy (10€ za drinka podanego w półlitrowym pokalu). Odpoczynek w cieniu parasola z liści palmowych z pysznym napojem w ręku, z cudownym widokiem, pozwolił nam poczuć totalny luz :-) Po powrocie na kwaterę, siedzieliśmy do wieczora na tarasie podziwiając okolicę, jedząc figi i popijając przepyszne wino. Po zmroku wyruszyliśmy na promenadę, aby jeszcze bardziej wczuć się w klimat kurortu.

Plaża w Perissie
Plaża w Perissie

16.08.2020 r.

Akrotiri – Po gorącej nocy przy szeroko otwartym oknie oraz po śniadaniu z lokalnych produktów, zjedzonym na balkonie naszego pokoju, ruszyliśmy do Akrotiri, a konkretnie do stanowiska archeologicznego (bilet 12€), pochodzącego z czasów sprzed około 1600 r. p.n.e., czyli okresu poprzedzającego gigantyczną erupcję wulkanu, która spowodowała zapadnięcie się większości wyspy oraz pokryła lawą miejscowość. W tym miejscu warto wspomnieć, że przez wielu naukowców Santorini uważana jest za zaginioną, mityczną Atlantydę, która zniknęła z kart historii. Znaleziska z Akrotiri zdają się potwierdzać tę teorię, gdyż cywilizacja zamieszkująca wyspę charakteryzowała się wysokim stopniem rozwoju, na co wskazują odnalezione malowidła ścienne, ceramika, narzędzia, meble, biżuteria oraz same domostwa. Stanowisko znajduje się pod zadaszeniem, w specjalnym budynku, gdyż dotąd odkopano zaledwie 3% tego co przykryła lawa. Oczywiście miejsce to nie może równać się z Pompejami, czy tez Herkulanum, gdyż stan zachowania zabudowań jest nieporównywalnie gorszy, jednak osobom z wyobraźnią pozwala przenieść się na starożytne Santorini, w czym pomagają wizualizacje.

Wykopaliska w Akrotiri
Wykopaliska w Akrotiri

Red Beach – Z wykopalisk do czerwonej plaży jest nieco ponad pół kilometra, jednakże nie można podjechać bezpośrednio pod plażę, a zamiast tego można zaparkować na parkingu przy malowniczym kościele pod czerwoną skałą i iść kawałek skalistą ścieżką wprost na plażę (klapki niewskazane). Przy tej okazji można z góry oglądać Red Beach w całej okazałości. Plaża jest wąska, żwirowa i składa się z drobnych, czarnych i czerwonych kamyczków, co z daleka nadaje jej czerwony odcień. Do tego dochodzi wysoki czerwony klif okalający to niezwykłe miejsce.

Malowniczy kościół w drodze do Red Beach
Malowniczy kościół w drodze do Red Beach

Nie mogliśmy odmówić sobie kąpieli oraz chwili relaksu na brzegu. Na szczęście wybraliśmy miejsce nie przy samym morzu, gdyż zupełnie niespodziewanie wiatr spłatał plażowiczom figla i duże fale wtargnęły na połowę plaży mocząc turystom wszystko co popadnie. Plażowicze musieli się ścieśnić, a my uznaliśmy, że to odpowiednia pora, żeby jechać dalej. Wracając spotkaliśmy muzykanta grającego na tradycyjnym instrumencie greckie melodie i sprzedającego swoje płyty. Zresztą muzyka grecka ciągle nam towarzyszyła, gdyż miejscowi rzadko słuchają czego innego niż rodzime utwory. Nas to zupełnie nie martwiło, gdyż uatrakcyjniało nasz wyjazd.

Red Beach
Red Beach

Akrotiri Beach – Myśleliśmy o tym, żeby łodzią dostać się na White Beach, ale okazało się, że rejs (10 €) obejmuje trzy plaże, z których na jednej już byliśmy (Red Beach), drugą zamierzaliśmy odwiedzić (Mesa Pigadia zwana Black Beach) oraz White Beach, która w zasadzie jest dostępna wyłącznie od strony morza. Uznaliśmy, że rejs w maseczkach ochronnych, żeby zobaczyć tak naprawdę jedną plażę jest mało interesujący. Za to miejsce to było świetne na lunch, gdyż tuż nad wodą ulokowanych było kilka tawern. Naszym łupem padła sałatka Santorini, smażone krążki z kalmara oraz greckie piwo. Podczas posiłku podeszły do nas dwie turystki pytając nas po angielsku o rejs na Białą Plażę. Jakież było ich zdziwienie, gdy po tym jak wymieniły między sobą jakąś uwagę po polsku, odpowiedzieliśmy im w ojczystym języku :-)

Lunch w Akrotiri Beach - sałatka santorińska
Lunch w Akrotiri Beach – sałatka santorińska

Faros – Po znakomitym lunchu zjedzonym metr od morza, pojechaliśmy na samą końcówkę kaldery, do latarni morskiej z grecka zwanej Faros. Jest to bardzo malownicze miejsce, z którego rozciąga się widok na całą kalderę. Do tego teren wokół jest skalisty, porośnięty rachityczną roślinnością.

Widok spod latarni morskiej Faros
Widok spod latarni morskiej Faros

Mesa Pigadia Beach – Do plaży Mesa Pigadia prowadzi nierówna, szutrowa droga, łatwa do pokonania quadem. Sama czarna plaża jest kamienisto-żwirowa i przez to nieco mniej atrakcyjna do kąpieli. Udało nam się dopaść jeden z nielicznych parasoli, gdyż właśnie jakaś para opuszczała to miejsce. Po krótkiej kąpieli i równie krótkim plażowaniu, my również opuściliśmy parasol, ustępując miejsca kolejnej parze. Przeszliśmy kawałek wzdłuż brzegu podziwiając sąsiadujące ze sobą białe i czarne klify.

Plaża Mesa Pigadia
Plaża Mesa Pigadia

Vlichada Beach – Ostatnim celem dnia była plaża Vlichada, czyli piękne kąpielisko wzdłuż wyjątkowo ciekawie wyrzeźbionego, białego klifu. Formacje skalne o niezwykle pofałdowanej strukturze sąsiadują z piaszczysto-żwirową, szarą plażą, idealną do kąpieli i późniejszego wygrzewania się w słońcu. Plaża jest zorganizowana, znajdują się na niej parasole z leżakami oraz bar. My tym razem nie skorzystaliśmy z leżaków, rozkładając ręczniki wprost na piasku.

Wspaniała plaza Vlichada
Wspaniała plaza Vlichada

Perissa – Wieczorem przyszedł czas na obiad, który tym razem zjedliśmy w polecanej przez naszego gospodarza tawernie Fratzeskos. Zamówiliśmy rewelacyjny zestaw ryb dla dwojga (35€) oraz pół litra białego wina w karafce (6€).

Obiad w tawernie Fratzeskos w Perissie
Obiad w tawernie Fratzeskos w Perissie

17.08.2020 r.

Oia – Na ten dzień wybraliśmy miejscowość Oia położoną najdalej od naszego noclegu, czyli około 26 km jazdy naszym quadem. Trasa wiodła malowniczo przez cała wyspę, aż do Oia. Sama miejscowość to ekskluzywny kurort z pięknymi hotelami i pensjonatami położonymi na tarasach na klifie. Zaparkowaliśmy u wjazdu do osady i poszliśmy w górę do deptaka. Sercem miejscowości jest długa, ciągnąca się ulica, wzdłuż której ulokowały się liczne butiki, kramy z pamiątkami, tawerny i kafejki.

Oia - wizytówka Santorini
Oia – wizytówka Santorini

To własnie Oia jest wizytówką Santorini i z niej pochodzą niemal wszystkie znane, pocztówkowe krajobrazy. Trudno nie zachwycić się niezliczoną ilością białych budynków, wśród których wyróżniają się kościoły z błękitnymi kopułami. Warto zagłębić się w boczne uliczki, aby poznać ciekawe zakątki i zerknąć na wnętrze kaldery. Ważnym miejscem, do którego docierają turyści, jest XV-wieczny zamek Św. Mikołaja, skąd widać zabytkowe wiatraki, całą Oię oraz kolorową Zatokę Ammoudi.

Wiatraki w Oia
Wiatraki w Oia

Zatoka Ammoudi – Po zwiedzeniu miejscowości zjechaliśmy bardzo krętą i stromą drogą w dół, aż nad samo morze do portu w Zatoce Ammoudi. Jest to niewielki skrawek lądu z urokliwymi, czerwonymi skałami, kilkoma tawernami oraz huśtającymi się na lazurowych i turkusowych falach łodziami. Zadziwiły nas ośmiornice suszące się niczym pranie na lince tuż przy restauracji. Minęła nas duża wycieczka francuska, która zasiadła w jednej z tawern. Widząc to poszliśmy na lunch do sąsiedniego lokalu, w którym padło pytanie “jak jest po francusku – dzień dobry”. Odpowiedzieliśmy, że nie jesteśmy Francuzami, lecz Polakami, na co usłyszeliśmy hasło – “Robert Lewandowski” :-)

Suszące się na lince ośmiornice w Zatoce Ammoudi
Suszące się na lince ośmiornice w Zatoce Ammoudi

No cóż, obecnie jest to najbardziej rozpoznawalny Polak na świecie i chyba najlepszy ambasador naszego kraju. W tawernie skusiliśmy się na sałatkę grecką, smażone krążki cukinii oraz karafkę białego wina. Całe szczęście, że zamówiliśmy białe wino, bo kelner niechcący wylał zawartość kieliszka na sukienkę Moniki. Powiedział, że w Grecji rozlanie na kogoś czerwonego wina przynosi szczęście, my jednak za szczęście uznaliśmy, że wino było białe i na sukience nie było widać żadnych plam.

Zatoka Ammoudi
Zatoka Ammoudi

Finikia – Kolejnym celem była pobliska Finikia. Ku naszemu zaskoczeniu ulica do niej prowadząca była jednokierunkowa, więc musieliśmy wjechać do Finikii nie od strony Oia, tylko wrócić do drogi, którą przyjechaliśmy, a następnie skręcić w boczną asfaltową drogę, która nie jest oznaczona. Nasza nawigacja postanowiła uatrakcyjnić przejazd i skierowała nas na szuter. Dzięki temu przyjrzeliśmy się pracy robotników w winnicy. Wyglądali na nieco zdziwionych, że turyści jadą taką drogą, ale przyjaźnie nam pomachali, na co odpowiedzieliśmy tym samym. W Finikii weszliśmy na ścieżkę prowadzącą na szczyt klifu i do niewielkiego kościoła Profitis Ilias. Spacerowaliśmy wzdłuż skał, podziwiając w oddali Oię, białe zabudowania Finikii i okolicę.

Finikia i Oia w tle
Finikia i Oia w tle

Bexedes Beach – Tego dnia zaplanowaliśmy kąpiel na plaży Bexedes Beach. Niestety tego dnia był silny wiat, który wywołał duże fale wdzierające się na plażę. Fale nie tylko, że zabrały niemal cały brzeg, to odstraszyły plażowiczów. My także mimo uroku Bexedes Beach, uznaliśmy, że zdecydowanie lepiej będzie wykapać się w naszej Perissie.

Bexedes Beach
Bexedes Beach

Perissa – W Perissie zażywaliśmy kąpieli morskiej i słonecznej sącząc przysłowiowe “drinki z palemką” w Perissa Tavern, a potem zjedliśmy obiad. Tym razem wybór padł na kolejne tradycyjne greckie danie, czyli jagnięcinę ze szpinakiem gotowaną w winie (14,90€ za porcję). Do tego Monika wypiła świeży, gęsty sok ze zmiksowanych owoców, udekorowany ich bukietem (7,90€), a Maciek santorińskie piwo Red Donkey (5,90€) z charakterystycznym czerwonym osłem na etykiecie.

Perissa nocą
Perissa nocą

18.08.2020 r.

Megalochori – Megalochori to miejscowość niezwykła. Będąc tam z samego rana spotkaliśmy bardzo niewiele osób z wyjątkiem grupki seniorów oczkujących do lekarza oraz kilku miejscowych. Biel domów ulokowanych wzdłuż sennych uliczek zachwyca swą prostotą, a błękitne detale – okiennice, drzwi, poręcze, płoty i kopuły kościołów, nadają wyjątkowy charakter osadzie. Nie brakuje tu również wspaniałych, kwitnących bugenwilli w ostrych barwach, oleandrów i innych roślin.

Megalochori
Megalochori

W Megalochori znajdują się trzy winnice, z których odwiedziliśmy jedną – Gavalas, gdzie mogliśmy podpatrzeć jak dopiero co zebrane owoce są wyciskane, a sok już niedługo stanie się pysznym winem. Na koniec fascynującego spaceru zatrzymaliśmy się w tawernie Raki na głównym placu miejscowości na kawę. Przy tej okazji należy dodać, że Grecy piją bardzo dużo kawy, a kawa zwana grecką (3,5€), to nic innego jak poczciwa kawa parzona na fusy. Do wyboru jest jeszcze espresso, cappuccino (4€) i americano oraz kawy mrożone.

Megalochori
Megalochori

Pyrgos – Drugim naszym celem tego dnia była dawna stolica wyspy, czyli ulokowane na niewysokiej górze Pyrgos. Jest to świetnie zachowana miejscowość, której zabudowa pamięta średniowiecze. Wspięliśmy się wąskimi uliczkami na samą górę do ruin weneckiego zamku oraz kościoła Św. Jerzego, który był otwarty i mogliśmy zobaczyć bogaty ikonostas. Dodać można, że praktycznie wszystkie kościoły na wyspie są zamknięte, więc wejście do któregokolwiek jest dodatkową atrakcją. Ruiny zamku można dość swobodnie penetrować i dzięki temu z wielu punktów obserwować okolicę.

Pyrgos
Pyrgos

Profitis Ilias – W Pyrgos zaczyna się droga na najwyższą górę Santorini, czyli Profitis Ilias wznoszącą się na wysokość 565 m n.p.m. Sama góra nie jest szczególnie ciekawa, wznosi się na niej charakterystyczna wieża zakończona kulą, XVIII-wieczny klasztor oraz niewielki kościółek z ogrodem, dostępny dla zwiedzających. Szczyt jest o tyle interesujący, że z tej wysokości santorińskie miejscowości wyglądają jak makiety wykonane przez modelarzy.

Widok z Profitis Ilias
Widok z Profitis Ilias

Wracając, zatrzymaliśmy się ponownie w Pyrgos na lunch. Naszym łupem padły burgery z pomidorów (5€) oraz sos tzatziki podany z pieczywem kukurydzianym (4€), a do tego wypiliśmy piwo Yellow Donkey (5,5€ za butelkę). Zabawne jest to, że do posiłku wzięliśmy dwie butelki takiego samego piwa, a jednak różniły się kolorem i smakiem, gdyż były z różnych serii wyprodukowanych przez mały browar. Obsługa była niepocieszona i proponowała wymianę piwa. My jednak wiedzieliśmy, że piwa kraftowe, produkowane przez manufaktury, mają prawo smakować za każdym razem inaczej.

Kościół Św. Jerzego w Pyrgos
Kościół Św. Jerzego w Pyrgos

Thermi Beach – Na koniec zwiedzania zaplanowaliśmy kąpiel w Thermi Beach, która niestety jest trudno dostępna. Początek stromej ścieżki wiedzie po kamiennych stopniach, aż do niewielkiego kościółka Św. Mikołaja, a następnie przekształca się w stromą osypującą, wąską ścieżkę, którą należałoby pokonać w dobrych butach trekkingowych, a nie w sandałach, które mieliśmy na nogach :-) Za to widoki ze ścieżki są godne polecenia.

Widok ze ścieżki do Thermi Beach
Widok ze ścieżki do Thermi Beach

Perissa – Wróciliśmy do Perissy, aby zażyć kąpieli w znanym nam już miejscu, korzystając z leżaków w Perissa Tavern, gdzie też później zjedliśmy obiad. Wybraliśmy kolejne pyszne tradycyjne danie – pastitsio, czyli spaghetti z mięsem mielonym i sosem beszamelowym, zapieczone w kamionkowym naczyniu (9,5€ za porcję). Do posiłku zamówiliśmy tsipouro, czyli mocny alkohol w typie włoskiej grappy.

Widok ze ścieżki do Thermi Beach
Widok ze ścieżki do Thermi Beach

19.08.2020 r.

Fira – Kolejny dzień na Santorini rozpoczęliśmy w stolicy wyspy, czyli w Firze, która mimo rangi, aglomeracją raczej nie jest. Miasto liczy raptem około 3 tys. mieszkańców i leży na klifie 260 m ponad brzegiem morza. Jest to wspaniała, biała miejscowość, w której prócz rozlicznych tawern i sklepików, wyróżniają się wspaniałe hotele i pensjonaty. Nie są one jednak takie jak w wielu innych miejscach na świecie, gdyż oferowane tu pokoje i apartamenty ulokowane są na tarasach na klifie, a wiele z nich posiada swoje własne, niewielkie baseny, w których goście mogą wypoczywać obserwując kalderę.

Katedra greckokatolicka w Firze
Katedra greckokatolicka w Firze

No właśnie, widoki są największą atrakcją Firy. To tu można oglądać miejscowości rozlokowane na brzegu klifu oraz wysepki, wśród których centralne miejsce zajmuje obecny krater wulkanu. Jest to nadal czynny wulkan, który w XX w. wybuchał aż trzy razy, w tym ostatni raz w 1950 r. Do tego dochodzą trzęsienia ziemi, z których to w 1956 r. było wyjątkowo silne, o magnitudzie 7,2 stopnia, zniszczyło dużą część wyspy, a towarzyszące mu fale tsunami miały 30 m wysokości. Postanowiliśmy zejść po niemalże 600 stopniach do portu, obserwując okolicę, mijając osły i muły gotowe do przenoszenia towarów i wożenia turystów.

Osły i muły w drodze do portu w Firze
Osły i muły w drodze do portu w Firze

Schodząc musieliśmy lawirować między kupkami nawozu pozostawionymi przez zwierzęta :-) Zejście kręta drogą na sam dół zajmuje trochę czasu, ale warto, bo widoki są piękne. W porcie znajdują się sklepy z pamiątkami oraz biura firm oferujących różne rejsy wycieczkowe. Na górę wróciliśmy kolejką linową (6€ od osoby w jedną stronę) i zapuściliśmy się w wąskie uliczki. Przyszedł czas na kawę cappuccino w kafejce z widokiem na morze, a potem na dalszą wędrówkę. W Firze obejrzeliśmy dwie katedry – greckokatolicką tylko z zewnątrz i rzymskokatolicką również wewnątrz.

Fira - stolica Santorini
Fira – stolica Santorini

Firostefani – Fira niemalże łączy się z kolejną miejscowością w dokładnie tym samym stylu architektonicznym, czyli Firostefani. Trudno wręcz odróżnić, gdzie kończy się stolica wyspy, a zaczyna Firostefani. Jedno jest pewne, że widoki są tak samo urokliwe, a spacer bardzo przyjemny. Jednym z lepszych punktów widokowych jest plac przed kościołem Św. Gerasimosa.

Firostefani
Firostefani

Imerovigli – Paręnaście minut spacerem dalej zaczyna się kolejna miejscowość – Imerovigli, którą poprzedza XVII-wieczny klasztor Agios Nicolaos, spod którego rozciąga się jeden z atrakcyjniejszych widoków. W Imerovigli dopadł nas głód, więc usiedliśmy w tawernie z przepięknym widokiem na kalderę, żeby zjeść favę, czyli pastę z białego bakłażana, posypaną surową cebulą oraz wspaniałą smażoną fetę z warzywami. Wszystko to oczywiście popiliśmy doskonałym, santorińskim, białym winem i zagryzaliśmy pitą.

Widok z Imerovigli
Widok z Imerovigli

Nasze lunchowe przekąski mogą nieco dziwić, ale na Cykladach normą jest jedzenie około południa różnego rodzaju sałatek, past oraz lekkich dań z owoców morza. Nie da się ukryć, że ujęła nas taka kuchnia :-) Z Imerovigli najlepiej widać wspaniałą panoramę Firy i choćby dlatego warto się tu przespacerować. Wracając do quada pozostawionego na parkingu w Firze, nie mogliśmy oprzeć się tortowym ciastkom “uśmiechającym się” do nas z wystawy. Zjedliśmy tort czekoladowy z truskawkami oraz ciastko śmietanowe z wiśniami na herbatnikowym spodzie (każde po 5,5€), popijając greek coffee.

Wulkan Nea Kameni
Wulkan Nea Kameni

Exo Gialos Beach – Do pełni szczęścia pozostała nam tylko kąpiel w morzu. Pojechaliśmy na najbliższą zorganizowaną plażę, zwaną Exo Gialos, która jest znana z wieczornych imprez prowadzonych przez DJ-ów. Faktycznie już wczesnym popołudniem rozbrzmiewała muzyka klubowa, a miejsce w pobliżu baru zajmowały parasole i leżaki oraz większe miejsca do odpoczynku nakryte baldachimami. Widząc wolne plażowe lokum od razu je zajęliśmy, a chwilę później podeszła do nas pani z obsługi baru, która oznajmiła, że za taką miejscówkę (tę większą) musimy zapłacić 80€ (przed południem nawet ponad 100€), a w tym mielibyśmy butelkę wina. Za zwykłe dwa leżaki z parasolem chciała “tylko” 40€… No cóż.. i tyle nas widziała :-)

Widok z Imerovigli
Widok z Imerovigli

Tuż obok znaleźliśmy zacienione miejsce pod drzewem  i tam rozłożyliśmy nasze ręczniki. Sama plaża jest żwirowa i znajduje się w otoczeniu ładnych ciemnych skał. Po powrocie z kąpieli okazało się, że mamy gości – dwie jaszczurki. Jedna wylegiwała się na ręczniku, nota bene ręczniku z wizerunkiem jaszczurki, a druga szukała czegoś w naszym plecaku i uciekając wskoczyła do torby plażowej… Późnym popołudniem wróciliśmy do Perissy na obiad – miecznika (sword fish) z frytkami, ryżem i surówką (11,9€ za porcję).

Kwieciste Imerovigli
Kwieciste Imerovigli

20.08.2020 r.

Mesa Gonia / Exo Gonia – Podjechaliśmy do kościoła Panagia Episkopi z XI w. w Mesa Gonii, który nie był otwarty o tej porze, za to mieliśmy piękny widok na wzgórze, a na nim Exo Gonię i wyżej Pyrgos. Nasyciwszy oczy widokiem wjechaliśmy wyżej, żeby przejść się uliczkami Exo Gonii. Zatrzymaliśmy się koło efektownego, choć niezbyt starego kościoła Agios Charalambos z połowy XX w. i ruszyliśmy między domy i pałace. Ot przyjemny spacer.

Exo Gonia
Exo Gonia

Messaria – Dużo więcej oferuje Messaria, której stara część, to plątanina wąskich uliczek, w którą wjechaliśmy naszym quadem. Choć wydawało nam się, że należy zawrócić, miejscowi zachęcali do jazdy w głąb miejscowości, a jeden z nich poprowadził nas swoim czterokołowcem przez mega wąskie zaułki. Zanim zaczęliśmy zwiedzanie, uznaliśmy, że jest to czas na kawę.

Messaria
Messaria

Usiedliśmy w całkowicie nieturystycznej kafejce, gdzie zamówiliśmy dwie greek coffee, do których dostaliśmy butelkę wody mineralnej, a przede wszystkim kawałek pysznego, domowego ciasta, a za wszystko zapłaciliśmy razem zaledwie 6€. Rozkoszując się spokojem miejsca urządzonego w marynarskim stylu i siedząc w cieniu eukaliptusów, relaksowaliśmy się, zachęcani do tego przez przemiłą właścicielkę. Potem mogliśmy już udać się na zwiedzanie.

Messaria
Messaria

Messaria jest wyjątkowo ładna, choć jej część uległa zawaleniu podczas trzęsienia ziemi w 1956 r., a niektóre domy zostały opuszczone przez mieszkańców. Urzekające kościoły z błękitnymi kopułami, XIX wieczne, neoklasycystyczne pałace i obrośnięte kwitnącymi krzewami domy, na zawsze pozostaną w naszej pamięci. W drodze na plażę, w nowej części Messarii zjedliśmy jedne z najlepszych przekąsek na wyspie: anchois w oliwie z czosnkiem (5€), krewetki w sosie pomidorowym z fetą i pietruszką (15€), pitę (2€) i wypiliśmy karafkę czerwonego wina (6,5€). Palce lizać! Co do wina nie sposób go nie pić, gdy wielu miejscach widzi się napis – “Oszczędzaj wodę, pij wino”. Z chęcią stosowaliśmy się do lokalnych zaleceń ;-)

Messaria
Messaria

Monolithos Beach – Przyszedł czas na kąpiel i sprawdzenie kolejnej plaży. Mieliśmy dużo czasu, plaża była wyjątkowo atrakcyjna, a parasol z dwoma leżakami kosztował tylko 10€, więc postanowiliśmy zostać tu na dłużej. Jasny piasek na plaży, bardzo płytkie morze i piaszczyste dno, nastrajały do wygłupów. Świetnie się tu bawiliśmy dwukrotnie zażywając długich kąpieli, a potem równie długo wylegiwaliśmy się na leżakach. Monolithos Beach uznaliśmy za najlepszą plażę na wyspie.

Na plaży Monolithos Beach
Na plaży Monolithos Beach

Perissa – Po powrocie zjedliśmy obiad w “naszej” tawernie – kulki z mięsa mielonego w sosie pomidorowym z dodatkami (9,5€ za porcję) z piwem i shakiem z bananów, mleka i miodu. Po obiedzie zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia z ekipą Perissa Tavern, która nie mogła odżałować tego, że następnego dnia wyjeżdżamy.

My i ekipa Perissa Tavern
My i ekipa Perissa Tavern

Na wieczór czekała nas jeszcze jedna atrakcja. O 20:00 mieliśmy zamówiony stolik, gdyż w naszej tawernie tego dnia odbywała się grecka impreza z muzyką na żywo i tradycyjnymi tańcami. Zamówiliśmy sobie kolorowe drinki i słuchając muzyki przez niemal trzy godziny dobrze się bawiliśmy. Ciekawostką była zorba, która zakończyła się gremialnym tłuczeniem gipsowych talerzy, rozdanych gościom przez obsługę specjalnie na tę okazję. Ciekawe były też greckie tańce w strojach ludowych oraz w otoczeniu płomieni.

Grecki wieczór w Perissa Tavern
Grecki wieczór w Perissa Tavern

21.08.2020 r.

Akrotiri – Mieliśmy jeszcze dużo czasu do rejsu na Milos, więc pojechaliśmy ponownie do Akrotiri, ale tym razem, aby obejrzeć jego centrum, przy czym jest to nieco inne centrum niż u nas. Zapuściliśmy się w wąskie uliczki, tak wąskie, że nie mieszczą się na nich samochody. Do tego uliczki są kompletnie nieregularne, kręte i dość często ślepe. Zamiast płotów, najczęściej spotykane są białe mury, z których zwisają piękne kwiaty, a gości witają kolorowe bramy. Wśród domów wyróżniają się kościoły, których nawet w małej miejscowości jest po kilka. W Akrotiri jest także zamek zbudowany w XIV w. i zniszczony przez trzęsienie ziemi w 1956 r. Z zamku rozciągają się piękne widoki, więc choćby dlatego warto tu wejść.

Akrotiri
Akrotiri

Megalochori – Nie mogliśmy odmówić sobie ponownego przyjazdu do Megalochori, które uznaliśmy za najbardziej urokliwe miejsce na wyspie. Chwilę pospacerowaliśmy, a przede wszystkim wypiliśmy smaczne cappuccino w cieniu bugenwilli, w tej samej kafejce co poprzednio, napawając się klimatem miejsca.

Główny plac w Megalochori
Główny plac w Megalochori

Perissa – Po powrocie do Perissy oddaliśmy quada, a potem musieliśmy pożegnać się z tutejszą plażą. Dzięki uprzejmości naszych gospodarzy mogliśmy opuścić pokój dopiero o 14:00, tuż przed rejsem na Milos. Po kąpieli przyszedł czas na pożegnalny lunch w Perissa Tavern, na który zamówiliśmy pyszne paszteciki serowe oraz pastę czosnkową wraz z chlebem. O 14:00 nasi gospodarze zawieźli nas wprost do Nowego Portu Santorini (30€).

Akrotiri
Akrotiri

Milos

Rejs na Milos – Prom miał niemal godzinne opóźnienie, do tego z racji panującej epidemii, każdy musiał wypełnić stosowną deklarację bycia zdrowym oraz poddać się mierzeniu temperatury. Ostatecznie znaleźliśmy się na pokładzie i mogliśmy płynąć na Milos (linie Sea Jets, bilet w jedną stroną dla jednej osoby 55,4€ z wszystkimi opłatami i odprawą elektroniczną). Prom był niewielki, za to bardzo szybki, przecinał fale mocno podskakując, a z powodu rygorów sanitarnych klimatyzacja była wyłączona. Był to doskonały przepis na problemy gastryczne pasażerów. Wszyscy siedzieli w maseczkach i nie wolno było wychodzić na zewnątrz, tym samym załoga ledwo nadążała donosić torebki na dolegliwości morskiej choroby… Na szczęście my wytrzymaliśmy, chociaż po zejściu z promu jakoś nie mieliśmy ochoty na jedzenie ;-)

Milos
Milos

Adamas – Do naszego pensjonatu Asterias Studios mieliśmy 800 m, więc uznaliśmy, że nie warto korzystać z jakiegokolwiek środka transportu i dociągnęliśmy nasze walizki pieszo. W nagrodę czekał na nas bardzo ładny pokój z balkonem. Po rozlokowaniu się, uznaliśmy, że jesteśmy gotowi na lekki posiłek, więc poszliśmy na nabrzeże. Po drodze znaleźliśmy wypożyczalnię quadów oraz kilka firm oferujących rejsy wzdłuż brzegów Milos. Poza tym poszliśmy na zakupy, a potem na jedzenie. W tawernie Mikros Apoplous nad samym brzegiem morza, zjedliśmy carpaccio z okonia morskiego (12,5€) oraz stek z tuńczyka z sałatką (18€), które zapiliśmy dla odmiany winem różowym (5,4€ za 1/2l).

Wieczorem w Adamas
Wieczorem w Adamas

22.08.2020 r.

Katakumby chrześcijańskie w Tripiti – Po wypożyczeniu quada (50€ za dobę), z samego rana udaliśmy się do nietypowej atrakcji turystycznej, czyli do katakumb chrześcijańskich z I-VI w. Zwiedzanie z przewodnikiem (bilet 4€ od osoby) obejmuje dwa korytarze wzdłuż których znajdują się nisze, gdzie grzebano pierwszych chrześcijan. Miejsce to pełniło także rolę kaplicy, w  której odprawiano nabożeństwa, o czym świadczy ołtarz znajdujący się niedaleko wejścia, a łącznie pochowano tu około 8 tys. osób.

Katakumby w Tripiti
Katakumby w Tripiti

Nieopodal znajdują się ruiny starożytnego teatru, do  którego wiedzie malownicza ścieżka. Po drodze mija się miejsce, w którym w 1820 r. odnaleziono słynny posąg Afrodyty znany jako “Wenus z Milo”, który oglądaliśmy dwanaście lat temu w Luwrze. Teatr zbudowany w III w. p.n.e. jest nadal użytkowany, choć dziś zamiast 7 tys. widzów, mieści zaledwie 700 osób. Patrząc na rzeźbę terenu, można wyobrazić sobie dokąd sięgały trybuny starożytnej budowli. Zwiedzaniu towarzyszyły głośne cykady, których nie było na Santorini. Drugą różnicą, która od razu rzuca się w oczy, to drzewa, których jest znacznie więcej i miejscami tworzą coś na kształt lasu. Miła odmiana po zupełnie suchej Santorini. Po powrocie do quada mieliśmy niemiłą niespodziankę, gdyż złamał się kluczyk zamykający śmieszną, małą kłódeczkę zabezpieczającą skrzynię-bagażnik. Jakimś cudem, udawało nam się otwierać i zamykać kłódkę “ogryzkiem” klucza, ale wymagało to małej sztuczki ;-)

Starożytny teatr w Tripiti
Starożytny teatr w Tripiti

Klima – Do malowniczej Klimy wiedzie stroma i kręta droga w dół. Tu ujawnił się kolejny feler wypożyczonego quada, który mimo, że pozornie identyczny jak na Santorini, okazał się dużo mniej sterowny, do tego nie miał hamulca nożnego, a prędkościomierz pokazywał co mu się żywnie podobało, z wyjątkiem faktycznej szybkości jazdy… Klima to niezwykle urokliwa wieś rybacka nad samym brzegiem morza, która słynie z białych domów z kolorowymi wrotami garaży na łodzie, balkonami i schodami.

Zjawiskowa Klima na Milos
Zjawiskowa Klima na Milos

Każda rodzina ma swój kolor po to, aby bezbłędnie trafić łodzią do swojego garażu i dzięki temu wszystko wygląda efektownie. Ścieżka wzdłuż domów jest cały czas podmywana przez fale. Turyści nieśmiało zerkali na zalewaną cały czas ścieżkę, gdy jednak zobaczyli, że my idziemy aż do samego końca, ruszyli za nami :-) My uznaliśmy, że ryzykujemy co najwyżej zamoczenie klapek, ale przy tej temperaturze, to przecież żaden problem… Zważywszy na czas kawowy, nie odmówiliśmy sobie tego napitku w kafejce na nabrzeżu. W takich okolicznościach przyrody, zarówno cappuccino, jak i greek coffee smakują wyśmienicie!

Widok z Klimy
Widok z Klimy

Plaka – Kolejnym naszym celem była stolica wyspy, czyli licząca około 750 mieszkańców Plaka. Tak mała liczba tubylców nie dziwi, zważywszy, że cała wyspa liczy sobie niecałe 5 tys. rezydentów… Zaparkowaliśmy na dużym, miejskim parkingu i ruszyliśmy w górę, pomiędzy białe budynki, a potem jeszcze wyżej do ruin XIII-wiecznej, weneckiej twierdzy. Niewiele z niej zostało, za to widoki są zapierające dech w piersiach, gdyż z góry widać niemalże całą wyspę.

Plaka - widok z zamku
Plaka – widok z zamku

Na samym szczycie znajduje się biały kościół, a po drodze druga, nieco większa świątynia oraz malownicza “niebieska” uliczka. Całość mimo upału, to super spacer. Po zejściu z zamku, udaliśmy się do tawerny w centrum na rewelacyjny lunch: frytki z bakłażana (4€), faszerowane grzyby z serem i sosem (8€), chleb (2€) oraz produkowane na Cykladach piwo Nisos (5€ za 1/2l butelkę), a otoczenie, w którym jedliśmy posiłek było cudowne. Po jedzeniu ruszyliśmy na spacer przepięknymi, wąskimi i w wielu miejscach ukwieconymi uliczkami Plaki. Niezapomniane wrażenie.

Lunch na malowniczej uliczce Plaki
Lunch na malowniczej uliczce Plaki

Sarakiniko – Cóż to byłby za dzień na Cykladach bez kąpieli w morzu. Nie mogliśmy nie zobaczyć Sarakiniko Beach, określanej mianem najpiękniejszej plaży na Cykladach. Jest to biała jak śnieg, skalista, wulkaniczna plaża, niepodobna do innych. Wspaniałe formy skalne kontrastują z turkusem i lazurem morza. Zjawiskowa plaża zachęca do kąpieli, jednakże w rzeczywistości dno morza pokryte jest mało przyjemnymi kamieniami (warto wykorzystać buty do pływania), a sama zatoczka bardzo płytka. Za to otaczające skały zachęcają do fotografowania…

Najpiękniejsza plaża Cykladów - Sarakiniko
Najpiękniejsza plaża Cykladów – Sarakiniko

Byliśmy świadkami kilku sesji fotograficznych, z których jedna zapadłą nam w pamięć, ale jeszcze bardziej kilku młodym Grekom, obserwującym dziewczynę paradująca topless i w samych stringach pomiędzy skałami i innymi plażowiczami :-) Po kąpieli wróciliśmy do Adamas, zarezerwowaliśmy 8-godzinny rejs jachtem wzdłuż brzegu Milos oraz poszliśmy na obiad, czyli mule w pysznym sosie (12€) i sardynki z grilla (9€), do których wypiliśmy lokalny porter Septem Saturday (4,8€ za butelkę 0,33l). Wieczór spędziliśmy pijąc wino na naszym tarasie i zajadając się pysznymi deserami, przecież musieliśmy uczcić naszą 22-gą rocznicę ślubu :-)

Śnieżna biel skał w Sarakiniko
Śnieżna biel skał w Sarakiniko

23.08.2020 r.

Papafragas Beach – Pojechaliśmy na północ wyspy na plażę Papafragas lub raczej dwie niewielkie plaże otoczone skałami o wysokich i stromych ścianach. Miejsce choć bardzo malownicze, wyglądało na całkowicie opuszczone, a parking był zamknięty. Do tego plaże były, co niespotykane na odwiedzonych wyspach, po prostu brudne. Da się zejść na obie plaże, ale nie zachęcają do kąpieli, za to są doskonałą scenerią do zdjęć. Dwie skaliste zatoczki z jaskiniami, łukami skalnymi i ciekawą roślinnością, zdecydowanie są miejscem, które należy odwiedzić.

Papafragas Beach
Papafragas Beach

Paliorema – Do starej, nieczynnej kopalni siarki oraz plaży z nią sąsiadującej, wiedzie szutrowa droga. Początkowo jest całkiem znośna, by dobre dwa kilometry przed celem przeistoczyć się w trudny trakt, dostępny w zasadzie dla samochodów z napędem 4×4. Nasz quad nie był zbyt pewny, więc po kilkuset metrach jazdy tą gorszą częścią drogi, uznaliśmy, że zamiast pchać się w niepewne, zrobimy sobie trekking. Dzięki temu, że wybraliśmy spacer, mogliśmy do woli i w pełni podziwiać wspaniałe widoki. A było co oglądać. Tak różnorodne, kolorowe skały, wąwóz oraz kopalnia siarki ze wspaniałym morzem w tle, stanowią unikalne połączenie. Zeszliśmy na sam dół, aż do kamienistej, niemal żółtej dzięki siarce plaży, przy morzu o turkusowym odcieniu wody. Kilkanaście osób korzystało z kąpieli słonecznych i morskich, a my wróciliśmy tą samą drogą do naszego quada ciesząc się, że w tym skwarze mieliśmy nadal wodę. Zaskoczyło nas, gdy mijani turyści zapytali nas o to, czy na plaży działa jakiś sklepik lub tawerna, gdyż w tym upale postanowili nie brać niczego do picia… No cóż taka lekkomyślność zaskakuje…

Kolorowe skały w Paliorema
Kolorowe skały w Paliorema

Wracając szutrem i będąc już na wygodnej, szerokiej drodze, odczuliśmy w jak bardzo kiepskim stanie był nasz quad, a szczególnie hamulce i układ kierowniczy. Jadąc prostą drogą, przy niezbyt dużej prędkości, pojazd wbrew naszej woli toczył się w kierunku skarpy, a hamulce niemalże nie działały. Skończyło się małą wywrotką, a raczej położeniem quada na bok. Szczęście, że Monika zdążyła zeskoczyć z czterokołowca, a prędkość była naprawdę mała, więc skończyło się na paru drobnych siniakach. Co gorsza, chwilę później mieliśmy podobną sytuację, ale na szczęście tym razem udało się zahamować… Teoretycznie quady na obu wyspach były takie same, ale w praktyce kompletnie inne.

Opuszczona kopalnia siarki w Paliorema
Opuszczona kopalnia siarki w Paliorema

Zefiria – Udało nam się zjechać z szutru, a że zgłodnieliśmy, zatrzymaliśmy się w niewielkiej osadzie pośrodku wyspy, czyli w Zefirii. W lokalnej, zupełnie nieturystycznej tawernie, zamówiliśmy faszerowane pomidory oraz pastę z karczocha i piwo na ukojenie nerwów ;-) Chyba z wrażenia zostawiliśmy na stoliku kamerę… Zorientowaliśmy się na plaży Paliochori, gdy okazało się, że etui jest puste. W Paliochori ujawnił się jeszcze jeden problem z quadem – niedziałający hamulec ręczny… Mając problem z zaparkowaniem i widząc brak kamery, wróciliśmy do tawerny w Zefirii, w której kamera czkała na nas w szklanej witrynie.

Żółta plaża w Paliorema
Żółta plaża w Paliorema

Adamas – Z rana widzieliśmy z drogi plażę miejską w Adamas (Papikinou Beach), więc postanowiliśmy skorzystać z niej popołudniu. Plaża była bardzo ładna, trawiasta, z wieloma drzewkami, a podłoże w morzu stanowił przyjemny piasek. Do tego woda był bardzo płytka i gładka niczym w jeziorze, a my mieliśmy doskonały widok na Adamas i promy w porcie. Po długim i bardzo miłym relaksie pojechaliśmy oddać quada. Od razu zwróciliśmy uwagę na niesprawne hamulce i ogólny zły stan pojazdu. W odpowiedzi nie dość, że wypożyczający nie poczuwali się do odpowiedzialności, to jeszcze widząc drobne rysy na plastikowym błotniku, zaczęli robić nam wyrzuty.

Spacer po Adamas
Spacer po Adamas

Usłyszeli co myślimy na ten temat i ostatecznie, jako że jesteśmy uczciwi, zapłaciliśmy 50€ za szkodę, a dokładnie za polerowanie błotnika. Potem ruszyliśmy jeszcze na spacer uliczkami Adamas aż do kolejnej plaży – Lagada Beach oraz wzdłuż portu do tawerny Flisvos na obiad. Zamówiliśmy jedno z tradycyjnych grecki dań, czyli co może dziwić – gołąbki. Danie co do zasady było mega podobne do polskich gołąbków, a różnica polegała na sosie, który na Milos był cytrynowy. Zaskakującym dla nas był fakt, że gołąbki są tradycyjną potrawą zarówno w Grecji, jak i w Polsce.

Gołąbki w cytrynowym sosie w Adamas
Gołąbki w cytrynowym sosie w Adamas

24.08.2020 r.

Rejs wzdłuż Milos – Zamówiony rejs obejmował wszystkie interesujące nas punkty na mapie wyspy, niedostępne lub trudno dostępne od strony lądu. Wycieczka odbywała się w małej, 14-osobowej grupie na prawdziwym jachcie z dwuosobową załogą, a wszystkie posiłki i napoje były wliczone w cenę (80€ za osobę). Tu należy się wyjaśnienie, że firm oferujących rejsy jest naprawdę dużo, proponują bardzo różne trasy, liczbę uczestników i świadczenia, a ceny też znacznie od siebie odbiegają. Trzeba poświęcić chwilę uwagi, żeby wybrać to, co nas naprawdę interesuje.

Początek rejsu w Paliochori
Początek rejsu w Paliochori

Około godziny 9:00 przyszliśmy na miejsce zbiórki, czyli pod biuro firmy Drougas Tours&Sailing. Wycieczka miała zacząć się o 9:15, więc cierpliwie czekaliśmy. O 9:10 zdzwonił telefon. Okazało się, że dzwonią do nas z biura, przed którym staliśmy, z zapytaniem gdzie jesteśmy… No cóż, dzieliło nas zaledwie kilka metrów :-) Weszliśmy więc, żeby się “odhaczyć” na liście, a przy okazji przydzielono nas do grupy Angela. Chwilę później przyjechał bus, który zawiózł na plażę Paliochori, skąd motorówką pontonową przewieziono nas na pokład jachtu. Obraliśmy strategiczne miejsca pod daszkiem, wiedząc, że czeka nas sporo godzin w palącym słońcu i już mogliśmy rozkoszować się podróżą.

Rejs wzdłuż Milos
Rejs wzdłuż Milos

Gerakas Beach – Pierwszym punktem programu była żwirowa, kompletnie niedostępna od strony lądu plaża Gerakas. Zacumowaliśmy dość daleko od brzegu, ale nie odstraszyło to nikogo od przepłynięcia wpław na plażę. Chwilę poodpoczywaliśmy przed powrotem na jacht. Nie było to łatwe, zważywszy na wiatr i fale, które skutecznie utrudniały pływanie. Do tego łódź obracała się na wietrze, co przeszkadzało w dotarciu do drabinki. No cóż, trochę się musieliśmy zmęczyć, dzięki czemu zgłodnieliśmy. Była to pora na pierwszy posiłek, czyli domowe ciasto, herbatniki i bardzo smaczne kanapki, do których dostaliśmy kawę. Posiliwszy się, ruszyliśmy w dalszą drogę. Mogliśmy rozkoszować się widokami na bardzo urozmaicone wybrzeże. Kształty i kolory skał zmieniały się co parę minut, a my siedzieliśmy zapatrzeni.

Gerakas Beach
Gerakas Beach

Kleftiko Beach – Kleftiko Beach to nie tylko plaża, ale przede wszystkim niesamowite formacje skalne – jaskinie i łuki. Kleftiko jest dostępne od strony lądu, ale wymaga uciążliwego trekkingu. Dodatkowo my mieliśmy do dyspozycji motorówkę pontonową, którą zostaliśmy obwiezieni po najciekawszych zakamarkach. Przy okazji dowiedzieliśmy się różnych historii związanych z tym miejscem, a w szczególności z piratami, którzy urządzali sobie tutaj kryjówki.

Do Kleftiko już niedaleko
Do Kleftiko już niedaleko

Super wrażenia, a po nich kolejna kąpiel połączona ze snorkowaniem. W spokojnej turkusowej, krystalicznie czystej wodzie pływały liczne ryby, a widoczność sięgała naprawdę głęboko. Mieliśmy sporo czasu na pływanie i relaks. Potem zaserwowano nam obiad, na który podano kawałki tradycyjnej potrawy na Milos, przypominającej pizzę i dwa rodzaje a’la pasztecików z fetą i szpinakiem. Wszystko bardzo smaczne, popite białym winem :-)

Jaskinie Kleftiko Beach
Jaskinie Kleftiko Beach

Sikia – Sikia to kolejne miejsce związane z piratami, a w szczególności jaskinia o tej samej nazwie, która obecnie nie posiada już sklepienia i jest raczej zatoczką, do której wiedzie skalna brama. Odbyliśmy kolejną wycieczkę motorówką w dwóch grupach językowych. My oczywiście wybraliśmy grupę anglojęzyczną, bo przecież po grecku znamy jedynie kilka słów. Fale były wysokie, więc musieliśmy mocno trzymać się pontonu i osłaniać sprzęt fotograficzny od morskiej wody chlapiącej zewsząd. Tuż po wycieczce i chwili odpoczynku, nasz sternik, jak za każdym razem kiedy uruchamiał silnik, zrobił skręta i mogliśmy ruszać w dalszą drogę. Z tej strony wyspy wiał znacznie silniejszy wiatr, więc zaczęło mocniej bujać jachtem, aż do kolejnej plaży.

Jaskinia Sikia
Jaskinia Sikia

Kalogries Beach – W zatoce wiatr się uspokoił, a morze było niemalże zupełnie gładkie. Z przyjemnością po raz kolejny zanurzyliśmy się w ciepłej wodzie i popłynęliśmy na brzeg. Większość pasażerów była już zmęczona, więc okazało się, że krótkie chwile na plaży mogliśmy spędzić zupełnie sami. Po kąpieli był czas na owoce i kolejne drinki. To był ostatni przystanek, choć nie koniec atrakcji.

Podczas rejsu wzdłuż Milos
Podczas rejsu wzdłuż Milos

Powrót do Adamas – Po wypłynięciu z cichej zatoczki uderzył w nas silny wiatr, a załoga postawiła żagiel. Huśtani falami minęliśmy malowniczy Przylądek Vani i nieco później dotarliśmy do skał Arkoudes, czyli słynnego Niedźwiedzia, który patrząc z drugiej strony zamieniał się w zająca oraz drugiej skały przypominającej kurę. Ze skałą niedźwiedź wiąże się dość ponura przeszłość, gdyż  na skale tej wieszano dawniej piratów, ku przestrodze dla ich kompanów. Ostatnie widoki z łodzi, to panorama Klimy i Plaki w górze oraz Adamas. W trakcie powrotu skosztowaliśmy jeszcze Ouzo, które jest wysokoprocentowym alkoholem o smaku anyżowym oraz likieru Mastic produkowanego z żywicy drzewa mastyksowego. Pożegnawszy się z przemiłą załogą – Joaną i Nico, którzy zapewnili nam wspaniały, niezapomniany rejs, jeden z najlepszych,  w których do tej pory uczestniczyliśmy, poszliśmy jeszcze na obiad w Adamas, czyli wieprzowinę zapiekaną z grzybami pod pierzyną z sera feta. Kolejne pyszne, tradycyjne, greckie danie.

Skała Niedźwiedź
Skała Niedźwiedź

25.08.2020 r.

Rejs powrotny na Santorini – Z rana opuściliśmy kwaterę i poszliśmy do portu, gdzie oczekując na prom, wypiliśmy mrożoną kawę i wypełniliśmy “covidove” formularze. Powrót na Santorini odbył się oczywiście w maseczkach, ale tym razem klimatyzacja byłą włączona, a fale nieduże. Wypłynęliśmy z dwudziestominutowym opóźnieniem o 9:35 i już po dwóch godzinach dotarliśmy do celu. W porcie czekała na nas zamówiona taksówka (30€). Musieliśmy poczekać parę minut, bo okazało się, że zabierzemy jeszcze inne małżeństwo. Kobieta była Polką, a mężczyzna Duńczykiem, więc wymieniliśmy doświadczenia z podróży. Okazało się, że oni wylądowali w Atenach, gdzie testy na panującego wirusa robiono jednej osobie z każdej rodziny… Cieszyliśmy się, że nas ta “przyjemność” ominęła…

Deska owoców morza dla dwojga w Kamari
Deska owoców morza dla dwojga w Kamari

Kamari – Dotarliśmy do całkiem miłego Hotelu Karidis, gdzie szybko się rozpakowaliśmy i poszliśmy na obiad. Nie mogliśmy odmówić sobie deski owoców morza dla dwojga (45€). W oczekiwaniu na jedzenie gawędziliśmy z kelnerem popijając białe wino. Tawerna posiada 20 stolików, a wraz z nami zajęte były zaledwie dwa. Kelner powiedział nam, że rok wcześniej musielibyśmy zarezerwować stolik dzień wcześniej, bo nie byłoby szans dostać wolne miejsce. Oczywiście dla nas była to komfortowa sytuacja, że jest tak mało turystów, ale niestety dla Greków na wyspach, którzy w większości utrzymują się z turystyki, jest to katastrofa…

Plaża w Kamari
Plaża w Kamari

Jeśli chodzi o sam obiad, to był niezwykle bogaty i urozmaicony. Dostaliśmy dużą rybę z grilla, muszle, krewetki, sardynki, ośmiornicę, frytki i grillowane warzywa. Trudno się dziwić, że zamówiliśmy drugą karafkę wina ;-) Wspaniały posiłek, po którym musieliśmy iść na spacer, żeby przygotować się do kąpieli w morzu. Plaża w Kamari była taka jak w Perrisie, czyli żwirowa, z mnóstwem parasoli i leżaków należących do poszczególnych knajp. Spędziliśmy miło czas w wodzie oraz podczas kąpieli słonecznej. Żal nam było jedynie tego, że to nasze ostatnie plażowanie na Cykladach…

MIMTRAVEL na Cykladach :-)
MIMTRAVEL na Cykladach :-)

26.08.2020 r.

Po obfitym i smacznym śniadaniu w hotelu, zamówioną wcześniej taksówką (20€) pojechaliśmy na lotnisko. Tu bez większych ceregieli wsiedliśmy do samolotu polskiego LOT-u (rejs nr LO8548 o 10:25) i po niecałych trzech godzinach znaleźliśmy się w Warszawie. Opustoszałe lotnisko z powodu epidemii wyglądało dziwnie… Nam pozostał powrót do domu…