El Hierro

22.09.2016 – 25.09.2016

OPIS PODRÓŻY

22.09.2016 r.

Wcześnie rano wyruszyliśmy na lotnisko na La Palmie i ku naszemu zaskoczeniu byliśmy niemal pierwszymi pasażerami… Zdziwiliśmy się, gdy wjechaliśmy do „hali odlotów” (o ile tak niewielkie miejsce można nazwać halą), w której nie było zupełnie nikogo… Mieliśmy lot liniami Binter Canarias (NT 606) o 8:30 na Teneryfę Norte, skąd po półtorej godziny, mieliśmy kolejny lot tymi samymi liniami (NT 659) na wyspę El Hierro. Czas przelotu z La Palmy na Teneryfę to zaledwie 25 minut, a kolejny trwał niewiele dłużej, bo 40 minut. Podczas obu lotów dostaliśmy smaczne pączki, wodę mineralną, cukierki oraz mokre chusteczki. Lądowanie na El Hierro to duże wyzwanie dla pilota, gdyż pas jest bardzo krótki, zaczyna się niemal nad oceanem i kończy bardzo szybko, też nad oceanem… Takiego gwałtownego hamowania tuż przed końcem pasa dotąd nie przeżyliśmy :-) Lotnisko na El Hierro i terminal są proporcjonalne do wielkości wyspy, czyli bardzo, bardzo małe :-) Wypożyczyliśmy kolejny samochód. Tym razem była to rzeczywiście zamawiana Corsa, ale zamiast 3-drzwiowej z silnikiem 1.2, dostaliśmy usportowioną 5-drzwiową wersję 1.4. Na tak maleńkiej wyspie wystarczył nam taki samochód :-)

Naturalne baseny w Pozo de las Calcosas na El Hierro
Naturalne baseny w Pozo de las Calcosas na El Hierro

Pozo de las Calcosas – Do pierwszej atrakcji mieliśmy zaledwie 16 km. Dotarliśmy do dawnej wioski rybackiej Pozo de las Calcosas, w której znajdują się dwa naturalne baseny, a która stanowi dziś letnisko. Zostawiliśmy samochód na szutrowym parkingu na szczycie klifu, spojrzeliśmy w dół na wioskę oraz baseny i zeszliśmy w dół ścieżką do wioski. Dotarliśmy do skupiska domków krytych strzechą, w którym niemalże nikogo nie było. Postanowiliśmy się wykąpać, wybraliśmy basen ze spokojniejszą wodą, gdyż do drugiego wlewały się wysokie fale.

Małże z patelni - Lapas a'la plancha w Pozo de las Calcosas na El Hierro
Małże z patelni – Lapas a’la plancha w Pozo de las Calcosas na El Hierro

Basen nie był zbyt głęboki, ale pozwolił nam trochę popływać i zażyć przyjemnej kąpieli. Co ciekawe, byliśmy zupełnie sami… Potem weszliśmy z powrotem na górę, aby zjeść obiad w jedynej tam knajpce: Las Calcosas Casa Carlos. Zamówiliśmy miejscowe przysmaki, czyli Lapas a’la plancha (małże z patelni za 7,50€) oraz Mejillones a’la plancha (omułki, czy jak kto woli mule z patelni za 6,50€), podane z mojo verde (zielonym sosem), do tego dostaliśmy całą butelkę miejscowego, białego wina (myśleliśmy, że dostaniemy po lampce :-) ). Generalnie obiad pyszny, oryginalny, a przede wszystkim niepowtarzalny, zwłaszcza po kąpieli w tak niezwykłym miejscu!

Widok z Mirador del la Peña na El Hierro
Widok z Mirador del la Peña na El Hierro

Mirador del la Peña – Jako, że na El Hierro wszędzie jest blisko, to do Mirador de la Peña mieliśmy tylko niewielki kawałek drogi, ale za to bardzo stromo pod górę. Ten uroczy punkt widokowy odległy od brzegu o kilkaset metrów, znajduje się na wysokości 700 m n.p.m. i dzięki temu rozciąga się z niego piękna panorama. Widać stąd zatokę El Golfo oraz skały Roques de Salmor. Mirador zaprojektował César Manrique, który jest znany z wielu podobnych miejsc na Lanzarote i dzięki temu zyskał niepowtarzalny wygląd. Dodatkowo znajduje się w nim bardzo ładna restauracja i niewielki sklepik z pamiątkami.

Casa Rural de Piedra na El Hierro
Casa Rural de Piedra na El Hierro

Frontera – Po zjechaniu tą sama drogą, przejechaliśmy przez najdłuższy tunel na wyspie (2240 m), dzięki wybudowaniu, którego dojazd ze stolicy do miejscowości Frontera jest krótszy o 45 minut! Nasza kwatera Casa Rural de Piedra zlokalizowana była właśnie we Fronterze, a dokładnie w Tigaday, więc szybki dojazd był bardzo wygodnym rozwiązaniem :-) Do celu dojechaliśmy dzięki tabliczce, która była umieszczona przy drodze i ułatwiła nam wybór właściwej wśród plątaniny uliczek. Nim dotarliśmy do celu, musieliśmy podjechać pod tak stromą górę, że aż „spaliliśmy gumy” ;-)

Widok z Casa Rural de Piedra na El Hierro
Widok z Casa Rural de Piedra na El Hierro

Po dojechaniu do końca drogi, zauważyliśmy dom zbudowany z czarnego tufu wulkanicznego, podobny do tego, który zarezerwowaliśmy. Podeszliśmy i przywitał nas jazgot dwóch psów, które zaalarmowały właścicielkę. Przesympatyczna Kanaryjka mówiąca wyłącznie po hiszpańsku zaprowadziła nas do przeuroczego i niezwykłego wiejskiego domku. Do dyspozycji mieliśmy na piętrze rustykalną sypialnię, a na dole pokój dzienny z kuchnią i łazienką, również w podobnym wiejskim stylu. Domek był świetnie wyposażony, a przede wszystkim posiadał przepiękny widok na ocean, miasteczko i góry. Dodatkowym walorem była piękna przyroda i dojrzałe figi na pobliskim krzewie. Normalnie żyć, nie umierać!

23.09.2016 r.

Fuente Mencafete na El Hierro
Fuente Mencafete na El Hierro

Fuente Mencafete – Fuente Mencafete to atrakcja, w której najbardziej emocjonujący jest sam dojazd do niej. Na początku próbowaliśmy dotrzeć do Fuente od drogi prowadzącej z Frontery do Sabinosy, jednakże nie mogliśmy namierzyć jakiejkolwiek oznakowanej drogi, która mogłaby być tą właściwą… Zdecydowaliśmy się wrócić do Frontery i pojechać tzw. starą droga HI-1 do Valverde, co oznaczało długie podjazdy i ostre zakręty, aż do drogowskazu kierującego do Fuente Mencafete. Zobaczyliśmy szutr, ale jako, że droga była oznaczona, a my nie należymy do strachliwych, ruszyliśmy dalej. Oznaczało to jazdę około 5-6 kilometrów po piaszczystej, wyboistej i miejscami zupełnie niezabezpieczonej, wąskiej drodze po zboczu góry, aż do miejsca oznaczonego tabliczką : „wyłącznie dla pojazdów 4×4”, czyli z napędem na cztery koła… My jechaliśmy zwykłą Corsą, więc zostawiliśmy samochód i dalej poszliśmy pieszo. Szliśmy oznakowanym szlakiem około 1-1,5 km przez 25 minut, aż dotarliśmy do źródła Mencafete, które jest ponoć jedynym miejscem na wyspie, które nigdy nie wysycha… Być może, ale w rzeczywistości nie jest zbyt atrakcyjne, choć trzeba przyznać, że prowadzi przez ładny wawrzynowy las. W drodze powrotnej spotkaliśmy Niemca, który osiadł na stałe na Teneryfie, ale myśli o przeniesieniu się na El Hierro… No cóż nie tylko on ;-)

Skansen Bimbaczów w Guinea na El Hierro
Skansen Bimbaczów w Guinea na El Hierro

Guinea – Kolejną atrakcją było miejsce zupełnie nietypowe jak na Wyspy Kanaryjskie, gdyż wybraliśmy się do Ecomuseo de Guinea, czyli skansenu pierwotnych mieszkańców wyspy Bimbaczów, połączonego z El Lagartario będącego miejscem, w którym odtwarzana jest populacja jaszczurki olbrzymiej z El Hierro. Skansen jest niesamowitym miejscem przybliżającym życie Bimbaczów. Mogliśmy oglądać domy pochodzące z XVIII, XIX i XX w. z pełnym, oryginalnym wyposażeniem, obejściami, studniami i piwnicami. Skansen robił niezwykłe wrażenie z uwagi na kamienne domy zbudowane z czarnego tufu wulkanicznego w otoczeniu egzotycznej dla nas roślinności, a wszystko to na tle skalistych gór.

Jaszczurka olbrzymia z El Hierro w El Lagartario
Jaszczurka olbrzymia z El Hierro w El Lagartario

Zwiedzanie El Lagartario odbywa się o konkretnych godzinach i to wyłącznie z przewodnikiem. Musieliśmy więc przerwać zwiedzanie Ecomuseo i obejrzeć kilka pomieszczeń, w których żyje endemiczna jaszczurka olbrzymia z El Hierro. Gad ten osiąga do 60 cm, więc jest całkiem duży. Na wybiegach sprawne oko może wypatrzeć łącznie kilkanaście jaszczurek. Nasza przewodniczka opowiadała o sposobach ratowania gadów na wyspie, niestety wyłącznie po hiszpańsku. Następnie wróciliśmy do zwiedzania skansenu, po którym biegały liczne jaszczurki, ale znacznie mniejsze i z zupełnie innych gatunków.

Noga owcy Pelibuey w Casa Pucho - Don Din 2 na El Hierro
Noga owcy Pelibuey w Casa Pucho – Don Din 2 na El Hierro

Nadeszła pora obiadowa, więc jadąc z Guinea zatrzymaliśmy się we Fronterze w restauracji Casa Pucho – Don Din 2, gdzie byliśmy zaskoczeni brakiem pisanego menu. Przemiła kelnerka zaczęła nam po hiszpańsku wymieniać dostępne dania. Zamówiliśmy sałatkę i jakieś mięso. Sałatka (Ensalada Templa – 10€) była bardzo obfita z warzywami i smażonymi boczniakami, natomiast niezwykle zaskoczyło nas zamówione danie mięsne (Pierna Pelibuey – 28€), czyli noga owcy hodowanej na Wyspach Kanaryjskich (Oveja Pelibuey, zwana lokalnie Oveja de Pelo Canaria). Na stół „wjechał” duży półmisek z całą nogą, czyli danie niczym dla Freda Flintstone’a, czy też rozbójników Janosika ;-) Oczywiście nie byliśmy w stanie zjeść tego w całości. Na szczęście nie było problemu z zapakowaniem reszty, która z powodzeniem przez dwa dni służyła nam jako część kolacji :-)

Naturalne baseny Charco Azul na El Hierro
Naturalne baseny Charco Azul na El Hierro

Charco Azul – Ostatnią atrakcją tego dnia były naturalne baseny Charco Azul, które nie tylko chcieliśmy zobaczyć, ale zażyć obowiązkowej kąpieli :-) Aby się do nich dostać, musieliśmy zostawić samochód na parkingu na szczycie klifu i zejść  w dół po schodach. Od razu rzucił nam się w oczy piękny lazurowy kolor wody. Gdy zeszliśmy niżej, zauważyliśmy w jednym z basenów niewielki łuk skalny. Drugi z basenów znajduje się częściowo w grocie i jest znacznie głębszy. Postanowiliśmy się w nim wykąpać i pooglądać rybki oraz przyklejone do skał jeżowce. Podczas kąpieli, która była bardzo przyjemna, woda z oceanu przelewała się z hukiem do naszego zbiornika. Podobało nam się, że z kąpieliska korzystało tak niewiele osób, dzięki czemu było bardzo kameralnie.

Po powrocie do naszego domku siedzieliśmy podziwiając okolicę, jedliśmy figi prosto z krzewu rosnącego tuż przed nami i popijaliśmy kanaryjski rum. Przysiadł się do nas nasz sąsiad z domku obok, czyli przemiły JoaQuim z Sabadell koło Barcelony, z którym wymieniliśmy doświadczenia podróżnicze i miło spędziliśmy czas.

24.09.2016 r.

Pasące się krowy na pastwiskach w drodze do El Sabinar
Pasące się krowy na pastwiskach w drodze do El Sabinar

El Sabinar – Pojechaliśmy w kierunku Sabinosy, a następnie wzdłuż wybrzeża, wśród pól lawy, wąską krętą drogą zamykaną na noc, do kościoła Santuario de Nuestra Señora de los Reyes, obok którego zaczyna się szlak do El Sabinar. Musieliśmy zostawić samochód na parkingu poniżej sanktuarium, gdyż tego dnia odbywały się jakieś uroczystości i zjechała się chyba cała wyspa… Ruszyliśmy na szlak (początek przy którym stoi tablica informacyjna, znajduje się jakieś 300 m za sanktuarium), było bardzo wietrznie, mijaliśmy stożki wulkanów oraz pastwiska, na których swobodnie pasły się krowy. Aż dziw bierze, że nazywa się to pastwiskami, bo w praktyce krowy do dyspozycji miały zaledwie zielone koniuszki rosnących tam krzewów.

El Sabinar na El Hierro
El Sabinar na El Hierro

W końcu doszliśmy do rozstaju dróg, na którym stał ciekawy, bo obrośnięty mchem drogowskaz. Skręciliśmy w lewo i po niedługim czasie doszliśmy do El Sabinar, czyli lasu jałowcowego, w którym rosną tzw. udręczone drzewa, czyli powykrzywiane od wiejącego ciągle silnego wiatru jałowce. W zasadzie trudno powiedzieć, że rosną w pionie, bo w rzeczywistości są tak przygięte do ziemi, że rosną niemal w poziomie. Jest to niezwykłe miejsce z bardzo oryginalnym krajobrazem.

Widok z Mirador Bascos
Widok z Mirador Bascos

Mirador Bascos – Ruszyliśmy dalej, choć z powodu wiatru było niezwykle trudno iść. Silne podmuchy w prawie całkowicie odkrytym terenie zatrzymywały nas w miejscu. Do tego ścieżka wiodła po piasku, kamieniach, nieco pod górę. W końcu dotarliśmy do Mirador Bascos, który jest obecnie niedostępny z uwagi na osuniętą w przepaść drogę. Za to widok z miejsca nieco poniżej na zatokę El Golfo był bajeczny… Wracając mieliśmy wiatr w plecy, który momentami zmuszał nas do biegu :-) Tym szybciej wróciliśmy do punktu wyjścia. Po drodze minęli nas sympatyczni policjanci, którzy kiwali nam z radiowozu… Gdy byliśmy blisko sanktuarium zobaczyliśmy procesję idącą wokół stożka wulkanu, niosącą figurę, przed którą tańczyli ubrani w białe stroje mężczyźni. Cały szlak w obie strony zajął nam 2 godziny i 45 minut.

Latarnia morska Orchilla na El Hierro
Latarnia morska Orchilla na El Hierro

Playa Verodal – Wracaliśmy tą samą drogą zatrzymując się w punktach widokowych. Jednym z efektowniejszych był widok na latarnię morską stojącą tuż obok wulkanu. Dodać musimy, że na El Hierro znajduje się najwięcej wulkanów na świecie, bo na zaledwie 278 km2 jest ich aż 1000! W pewnym momencie musieliśmy skręcić w szutrową, wyboistą drogę, żeby dotrzeć do czerwonej plaży Verodal. Było tam zaledwie kilka osób, z których część zapewne przed wiatrem, schowała się do przygotowanych nieco powyżej miejsc piknikowych

Czerwona Playa Verodal na El Hierro
Czerwona Playa Verodal na El Hierro

Zdjęliśmy buty i zeszliśmy wprost na Playa Verodal. Niestety nie było tam przyjemnego, miękkiego piasku, lecz wygładzone przez wodę otoczaki, a dalej gruby żwir składający się z okruchów w dwóch kolorach: czerwonym i czarnym, co nadaje plaży zupełnie niespotykany czerwony kolor. Fale były bardzo wysokie, więc nie zdecydowaliśmy się na wejście do wody, tym bardziej, że mieliśmy na ten dzień w zanadrzu inne ciekawe miejsca do kąpieli.

Sądziliśmy, że uda nam się zjeść obiad  w Sabinosie, ale najwyraźniej wszyscy mieszkańcy pojechali na procesję, więc restauracje były pozamykane na cztery spusty. Spróbowaliśmy szczęścia w La Fronterze i zatrzymaliśmy się na pyszne Solomillo cerdo pimienta (polędwica wieprzowa w sosie serowo-pieprzowym – 12€) oraz Secreto Iberico (iberyjska tajemnica, czyli ponacinany schab smażony na tłuszczu – 13€) z frytkami w restauracji Asador Arteno. Porcje oczywiście gigantyczne :-)

La Laja – Naturalne kąpielisko La Laja okazało się bajorem z mętną wodą w otoczeniu pięknych skał. Zeszliśmy w strojach kąpielowych myśląc o kąpieli, ale szybko zrezygnowaliśmy i wróciliśmy do samochodu :-) Od piknikujących w La Laja miejscowych, dowiedzieliśmy się o znacznie ciekawszym, a przede wszystkim ładniejszym kąpielisku La Maceta, do którego od razu pojechaliśmy.

Ryby obserwowane podczas kąpieli w La Maceta na El Hierro
Ryby obserwowane podczas kąpieli w La Maceta na El Hierro

La Maceta – Rzeczywiście kąpielisko La Maceta składające się z trzech naturalnych basenów jest warte uwagi mimo, że przyjeżdża tam znacznie więcej ludzi. Tym razem parking znajduje się tylko nieco powyżej basenów, więc nie trzeba dużo schodzić. Byliśmy mile zaskoczeni, że w basenie pływa dużo ryb i to z różnych gatunków, dzięki czemu mogliśmy je oglądać podczas snorkowania. W La Macecie spędziliśmy bardzo przyjemnie czas. Dodać musimy, że kąpielisko to posiada infrastrukturę, czyli toalety i bar.

25.09.2016 r.

Widok na zatokę Las Playas na El Hierro
Widok na zatokę Las Playas na El Hierro

Mirador Isora – Ostatniego dnia na El Hierro pojechaliśmy na wschodnią stronę wyspy. Zaczęliśmy od punktu widokowego na samym końcu miejscowości Isora. Aby tam dojechać pokonaliśmy grzbiet górski tzw. starą drogą do Valverde (HI-1), po czym skręciliśmy na Isorę. Z miradora rozciągał się wspaniały widok na zatokę Las Playas z uroczą formacją skalną Roque de la Bonanza wystającą z oceanu oraz luksusowy hotel Parador de El Hierro.

Roque de la Bonanza na El Hierro
Roque de la Bonanza na El Hierro

Las Playas i Roque de la Bonanza – Jadąc z Isory skręciliśmy w wąziutką drogę łączącą HI-35 z HI-30 prowadząca stromo w dół w kierunku Las Playas. Po dojechaniu do drogi HI-30 skręciliśmy w prawo w kierunku długiego i wąskiego tunelu. Nie zauważyliśmy, że przed tunelem są światła pokazujące kiedy można nim przejechać (mieści się tylko jeden samochód), na szczęście nikt z przeciwka nie jechał (widocznie mieli czerwone światło ;-) ). Pojechaliśmy aż za Parador, aby obejrzeć całe wybrzeże. Wracając zatrzymaliśmy się na niewielkiej plaży, która niestety była nieciekawa i kamienista, ale my chcieliśmy zobaczyć Roque de la Bonanza, którą nieźle było widać z tego miejsca. Ostatecznie dojechaliśmy pod skałę wynurzającą się malowniczo z oceanu tuż przed samym wjazdem do wspomnianego wcześniej tunelu. Weszliśmy na starą drogę, którą jeżdżono do momentu zbudowania tunelu, aby spojrzeć na „skałę szczęścia” (bonanza po hiszpańsku znaczy szczęście) z innej perspektywy. Droga była zarwana i częściowo zasypana kamieniami spadającymi z góry. Przed wejściem stoi tablica zabraniająca wchodzenia, ale wszyscy ignorują zakaz (nie byliśmy tam sami).

Tym razem poczekaliśmy, aż zgaśnie czerwone światło i przejechaliśmy w kierunku Valverde. Z punktu widokowego zerknęliśmy na port w Puerto de la Estaca, gdzie stał prom kursujący na Teneryfę.

Stolica wyspy El Hierro - Valverde
Stolica wyspy El Hierro – Valverde

Valverde – Tuż przed stolicą wyspy El Hierro zatrzymaliśmy się obok nietypowej rzeźby-pomnika, aby z daleka obejrzeć panoramę znajdującego się na pobliskim wzgórzu miasta Valverde. Stolica jest niewielka i liczy raptem około 1500 mieszkańców. Oficjalne statystyki podają większa ilość, ale miejscowi mówią, że znaczna część ludności El Hierro wyjechała na inne wyspy za pracą. Miasteczko jest przyjemne, zadbane i mimo, że nie ma zbyt wielu zabytkowych budynków, warto spędzić w nim parę chwil. Najatrakcyjniejszy jest plac, na którym stoi kościół de la Conceptión oraz kolejny plac z kolumnadą nieco powyżej. Dodatkowo przeszliśmy przez całą miejscowość wzdłuż głównej ulicy. Aż trudno uwierzyć, że jest to stolica…

Las koło El Pinar na El Hierro
Las koło El Pinar na El Hierro

La Restinga – Z Valverde drogą HI-1, a następnie HI-4 pojechaliśmy w kierunku osady La Restinga. Po drodze jechaliśmy pięknym lasem piniowym z mnóstwem okazałych sosen kanaryjskich. Nie spodziewaliśmy się tak okazałego lasu w tym miejscu, szczególnie, że krajobraz był raczej surowy. W pewnym momencie trochę przed miastem El Pinar nagle wyłonił się okazały las sosnowy (el pinar znaczy las sosnowy). Za miastem krajobraz zupełnie się zmienił i las zastąpiły pola lawy i liczne stożki wulkaniczne. Przez ten efektowny, księżycowy krajobraz dojechaliśmy do La Restinga, czyli dawnej wioski rybackiej, a obecnie jedynego kurorciku na wyspie specjalizującego się w wyprawach nurkowych.

La Restinga na El Hierro
La Restinga na El Hierro

Sama La Restinga jest raczej nieciekawa, gdyż składa się z podobnych do siebie niewielkich hoteli, czy raczej pensjonatów. Jedynym ładniejszym miejscem jest port z małą promenadą i niewielką plażą. My w La Restinga zafundowaliśmy sobie jeszcze jedną atrakcję, czyli obiad. Zjedliśmy Chocos grill, czyli mątwę z grilla (9,5€ za porcję) oraz Peto en salsa verde, czyli rybę zwaną ogrodniczki (jak spodnie z szelkami :-)) z zielonym sosem (10€ za porcję), a do tego ziemniaczki kanaryjskie i piwo Dorada. Obiad niezwykle oryginalny i rewelacyjny.

Charco Manso na El Hierro
Charco Manso na El Hierro

Charco Manso – Nie mogliśmy zakończyć tego dnia bez kąpieli. Wybraliśmy kolejne naturalne kąpielisko – Charco Manso. Do basenu wiedzie bardzo kręta i wąska droga HI-151. Parking znajduje się bardzo blisko kąpieliska i jest wyposażony w toalety. Prócz samego basenu, miejsce to jest atrakcyjne także ze względu na łuk skalny Charco Manso Arco. Oczywiście kąpiel była bardzo przyjemna, mogliśmy podziwiać turkusową wodę, skały wraz z łukiem oraz pływające pod powierzchnią wody rybki. Miejsce to jest naprawdę godne polecenia.

Opis podróży na poprzednie wyspy  znajdziesz w poniższych linkach:

Teneryfa  – 10-15.09.2016 r.

Gomera  – 15-17.09.2016 r.

La Palma  – 18-21.09.2016 r.

Ciąg dalszy opisu podróży znajdziesz w poniższym linku:

Lanzarote  – 26-30.09.2016 r.