7-14.05.2011 r.
7.05.2011 r.
Koziegłowy – Pierwszym celem nowego wyjazdu były pozostałości po zamku w Koziegłowach. Jadąc drogą krajową nr 1 od strony Częstochowy skręciliśmy w prawo w ulicę Woźnicką. Po jakichś 100-200 m zaparkowaliśmy i przez łąkę ruszyliśmy ku niewyraźnym pagórkom kryjącym resztki siedziby rycerskiej rodziny Koziegłowskich z XIV w. Obecnie jedynymi rezydentami zamku są pasące się w jego otoczeniu kozy, a sam teren jest nieco podmokły. Jest to miejsce, które możemy polecić wyłącznie zamkofilom, ewentualnie miłośnikom kóz ;-)
Siewierz – Jadąc dalej, tuż przy drodze stoi kościół romański – p.w. Św. Jana Chrzciciela na cmentarzu w Siewierzu. Widać go doskonale, ale znacznie trudniej do niego dojechać. Niestety nie da się skręcić wprost z szosy, a zamiast tego trzeba odszukać ulicę Cmentarną, którą dojeżdża się na cmentarny parking z zupełnie innej strony. Niewiele wiadomo o powstaniu kościoła, a dziś kaplicy cmentarnej, pochodzącej przypuszczalnie z przełomu XI i XII w i zachowanej w praktycznie niezmienionym stanie.
Kolejnym naszym celem w Siewierzu były okazałe ruiny zamku książęcego, a później biskupiego z XIV w. Weszliśmy mostem zwodzonym przez odbudowany barbakan ze zrekonstruowanymi urządzeniami bramnymi. Zamek miał duże znaczenie, gdyż był stolicą Księstwa Siewierskiego z własną walutą oraz prawem. Co ciekawe, Księstwo pozostało neutralne podczas potopu szwedzkiego i gdyby nie pomoc wojskom hetmana Czarnieckiego, wojna ominęłaby zamek. Opiekun zamku widząc nasze zainteresowanie, pokazał nam piwnice z kolebkowymi sklepieniami oraz makietami, które nie były jeszcze przygotowane do zwiedzania. Następnie wyszliśmy na dziedziniec oraz do pozostałości poszczególnych pomieszczeń np. kuchni, kancelarii, sali sądowej, czy też kaplicy. Na koniec weszliśmy na platformę widokową znajdującą się w wieży, z której doskonale widać było całe ruiny oraz miasto. Potem obeszliśmy zamek dookoła i wróciliśmy do pozostawionego na rynku samochodu. Po drodze zatrzymaliśmy się przy pięknie wyremontowanym barokowo-klasycystycznym kościele Św. Macieja, aż doszliśmy na zadbany rynek.
Wysocice – W poszukiwaniu zabytków romańskich zatrzymaliśmy się w Wysocicach, gdzie na wzniesieniu stoi kościół romański z początku XIII w. p.w. Św. Mikołaja. Kościół został zbudowany z wapiennych ciosów, a naszą uwagę przykuły płaskorzeźby z piaskowca nad portalem i absydą. W czasach historycznych kościół pełnił także funkcje obronne.
Ojców – Zwiedzanie Ojcowa zaczęliśmy od ruin zamku królewskiego z XIV w. na wysokiej skale nad Doliną Prądnika.
Zamek zbudował Kazimierz Wielki na cześć swego ojca Władysława Łokietka, który ukrywał się w pobliskiej jaskini. Stąd też pochodzi nazwa miejscowości Ojców. Nie udało nam się tym razem w pełni obejrzeć malowniczych ruin, gdyż dotarliśmy zbyt późno. Zerknęliśmy jedynie za bramę oraz w dół na Dolinę. Ruszyliśmy niebieskim szlakiem wzdłuż potoku Prądnik oraz zabudowań wsi. Minęliśmy Skałę Jonaszówkę z punktem widokowym na szczycie, niewielki wodospad, Igłę Deotymy, aż doszliśmy do Bramy Krakowskiej.
Nie poszliśmy jednak w kierunku Jaskini Łokietka, gdyż byliśmy w niej w 2000 r., za to poszliśmy dalej Doliną Pradnika (żółtym szlakiem), gdyż postanowiliśmy wrócić górą, zielonym szlakiem wiodącym powyżej miejscowości. Dzięki temu mogliśmy z różnych punktów widokowych podziwiać panoramę okolicy. Pierwszy punkt znajduje się na górze Okopy, drugi na skale Wapiennik, a kolejny tuż przy niezwykłej skale Rękawica, którą my poznaliśmy w 2000 r. pod nazwą Pięć Palców, gdy była widoczna z naszej ówczesnej kwatery.
Stąd już niedaleko było do Jaskini Ciemnej, którą zwiedziliśmy podczas poprzedniego pobytu w Ojcowie. Po wyjeździe z Ojcowa, zatrzymaliśmy się jeszcze pod słynną Maczuga Herkulesa, która była oblegana przez wspinaczy.
Czajowice – Na nocleg zatrzymaliśmy się w Zajeździe u Elizy w Czajowicach, gdzie wynajęliśmy ładny pokój z tarasem oraz smacznym śniadaniem.
8.05.2011 r.
Jaskinia Wierzchowska – Z rana ruszyliśmy na zwiedzanie Jaskini Wierzchowskiej. Do zwiedzania udostępniono oświetloną część jaskini o długości około 370 m, po której oprowadza przewodnik.
Wewnątrz panuje stała temperatura około 7,5°C, więc nawet podczas upałów trzeba ubrać coś cieplejszego… Szata naciekowa nie jest zbyt bogata, jednak można wypatrzyć nieliczne stalaktyty i stalagmity oraz tzw. makarony. Dodatkowo dostępna jest gablota ze skamielinami oraz minerałami, zaimprowizowane obozowisko człowieka pierwotnego. Przy odrobinie szczęścia zobaczyć można nietoperze (my widzieliśmy jednego :-) ).
Korzkiew – W Korzkwi stoi niemal idealnie odbudowany zamek rycerski, którego początki sięgają II połowy XIV w. Początkowo była to zaledwie wieża mieszkalna o charakterze obronnym. Z czasem zamek rozbudowano i zamieszkiwano do lat 50-tych XX w. Dziś ponownie własność prywatna, w której znajduje się hotel wraz z salami na różnego rodzaju konferencje i imprezy. Nie udało nam się wejść do środka, na szczęście dostaliśmy się na efektowny dziedziniec, dzięki czemu obejrzeliśmy masywną architekturę warowni. Zaś wnętrza przedstawione były na umieszczonych na tablicy zdjęciach.
Dolina Bolechowicka – Dolina Bolechowicka na Wyżynie Olkuskiej rozpoczyna się Wąwozem Bolechowickim, do którego wejście stanowi Brama Bolechowicka składająca się z dwóch skał: Filaru Abazego i Filaru Pokutników o wysokości około 30 m. Skały wąwozu zbudowane są z wapienia, a jego dnem płynie strumień Bolechówka. Niemal wszędzie widać było wspinaczy, którzy zdobywali poszczególne skały, w ścianach których widać było liczne zagłębienia, czy wręcz jaskinie, dostępne wyłącznie dla nich. Ten powstały w jurze wąwóz jest niezwykle malowniczy, cała dolina ma zaledwie 1,5 km i kończy się niewielkim, dwustopniowym wodospadem, który i tak jest największy na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
Skała Kmity – Skała Kmity o wysokości 25 m, stojąca tuż przy szosie 774, niedaleko od lotniska Kraków -Balice to rezerwat krajobrazowy. Samotna skała jest znana z licznych historycznych inskrypcji. Jedna z nich przedstawia pewną legendę i wyjaśnia nazwę skały: „Stanisław Kmita rycerz orężny w boju z Tatary szablą potężny ku Bonerównie serce obrócił i z tej skały w przepaść się rzucił”. No cóż, być może to nie tylko legenda, lecz romantyczna opowieść o nieszczęśliwej miłości…
Rudno – We wsi Rudno stoi potężna warownia rodu Tęczyńskich, czyli ruiny XIV-wiecznego zamku Tenczyn, stojącego na wulkanicznej skale, rozbudowanego w XVI w. na zamek bastejowy z barbakanem i unikalną w Polsce, 60-metrową sienią przejazdową. Doszliśmy do bramy, która zamknięta była na kłódkę. Obchodząc zamek dookoła wzdłuż murów, przedzierając się przez bujną roślinność, znaleźliśmy w końcu wyrwę w murze, przez którą przedostaliśmy się do środka. Jak się okazało, nie my jedyni wpadliśmy na ten pomysł :-)
Wewnątrz widać było ślady prowadzonych prac zabezpieczających, a szczególnie przy barbakanie, sieni, murach i w dobrze zachowanym budynku bramnym z wieżą, w której przygotowano schody prowadzące na górę. Na terenie zamku oglądać można fragmenty różnych budynków, pomieszczeń i piwnic, na przykład pozostałości kaplicy z okrągłymi oknami. Weszliśmy do budynku bramnego oraz do wieży, które można bezpiecznie penetrować. Po drodze spotkaliśmy pracowników miejscowej gminy, którzy nie byli zachwyceni naszą obecnością… Szkoda tylko, że nie potrafią zrozumieć, że tak atrakcyjne miejsce nie powinno być zamykane na cztery spusty i dostępne tylko dla wybrańców… Z ciekawostek o zamku, musimy dodać, że Władysław Jagiełło po bitwie pod Grunwaldem w Tenczynie osadził jeńców krzyżackich.
Dolina Kobylańska – Po zjedzeniu przepysznych pierogów z pieca w Restauracji Sen o Dolinie u wylotu czterokilometrowej Doliny Kobylańskiej, poszliśmy zwiedzić tę kolejną dolinę Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Po przejściu Bramy Kobylańskiej mijaliśmy wysokie skały wapienne o przeróżnych, rozbudzających wyobraźnię kształtach. Dnem Doliny płynie potok Kobylanka, a w jednej ze ścian wąwozu wykuto schody prowadzące do kapliczki Matki Boskiej. Szliśmy do momentu, gdy nie widać już było skał i zawróciliśmy.
9.05.2011 r.
Chudów – Dzień rozpoczęliśmy od ładnie zadbanych ruin XVI-wiecznego, renesansowego zamku w Chudowie położonego wśród moczarów. Podczas naszego pobytu zamek nie był dostępny do zwiedzania, a dziedziniec mogliśmy obejrzeć jedynie przez zakratowaną furtkę w murach. Dziś ruiny są własnością Fundacji Zamek Chudów, która prowadzi prace zabezpieczające i rekonstrukcyjne, opiekuje się także trzema innymi warowniami. Prócz murów obwodowych i wieży, wewnątrz zachowały się zaledwie fundamenty innych budynków.
Rybnik – W poszukiwaniu zamku w Rybniku przeszliśmy jego uliczkami, oglądając interesującą, nowoczesną fontannę na placu Wolności. Doszliśmy do Rynku, który zaskoczył nas bardzo pozytywnie, gdyż nie spodziewaliśmy się tu zabytkowych budynków. W końcu odnaleźliśmy Sąd Rejonowy, w którego murach kryją się relikty XIII-wiecznego zamku, będącego dawną siedzibą księcia raciborskiego Wacława. Średniowieczny budynek został rozebrany, a na jego fundamentach zbudowano dzisiejszy Sąd. Częściowo fundamenty są widoczne na dziedzińcu przed głównym wejściem.
Tworków – Już zza bramy widzieliśmy szeroką, arkadową fasadę renesansowego zamku z XVI w. Niestety zamek spłonął lub raczej został spalony w celu wyłudzenia odszkodowania w 1931 r. Dziś jest to malownicza trwała ruina, w której prowadzone są prace zabezpieczające. Zachowało się mnóstwo detali architektonicznych zdobiących fasadę i szczyty, świadczące o świetności rezydencji. Na teren dostaliśmy się po zakupie biletu za symboliczną złotówkę, jednakże można było przejść wyłącznie wzdłuż budynku, gdyż reszta jest niedostępna.
Pietrowice Wielkie – Do Pietrowic Wielkich przyjechaliśmy, aby obejrzeć drewniany kościół p.w. Św. Krzyża z XVII w. Obok stoi współczesna drewniana dzwonnica z dwoma dzwonami, a kawałek dalej neogotycka kaplica z końca XIX w., kryjąca wewnątrz cudowne źródełko. Przez kratę widzieliśmy maleńkie wnętrze kościoła, a na zewnątrz soboty obiegające kościół dookoła. Podeszliśmy jeszcze do niedawno powstałego arboretum, które było zamknięte, a które będzie atrakcyjnym miejscem za kilkanaście, czy wręcz kilkadziesiąt lat.
Racibórz – W Raciborzu rozpoczęliśmy od zamku, którego początki sięgają XIII w., ulokowanego niegdyś na wyspie, a dziś na brzegu Odry.
Dawniej była to stolica księstwa Mieszka Plątonogiego, a później książąt raciborskich. Po pożarze w XIX w. rozbudowano znajdujący się na terenie zamku browar, który działa do dziś. W 1945 r. spłonął budynek bramny i skrzydło wschodnie. Brama została odbudowana, ale skrzydło niestety nie. Od 1984 r. trwają prace rekonstrukcyjne, dzięki którym wyremontowano budynek mieszkalny, odbudowano krużganki i kaplicę. Przez uchyloną bramę udało nam się wejść na dziedziniec, który jak się okazało był jednym wielkim placem budowy… Pojechaliśmy do centrum, zaparkowaliśmy pod Urzędem Miasta i udaliśmy się na zasłużony obiad do Restauracji Swojskie Jadło, znajdującej się w piwnicach Urzędu.
Zamówiliśmy „koryto swojskie jadło”, na które składała się golonka, boczek, kaszanka, pieczone ziemniaki oraz pierogi. Porcja słusznych rozmiarów dla bardzo głodnych łakomczuchów :-) Objedzeni ruszyliśmy na zwiedzanie raciborskiej starówki, rozpoczęliśmy od podominikańskiego kościoła p.w. Św. Jakuba z początku XIV w. Nieco dalej doszliśmy do rynku z kolumną maryjną i ciekawą pierzeją ze współczesnymi kamienicami zwieńczonymi ozdobnymi attykami. Niedaleko stoi kolejny XIV-wieczny kościół p.w. Wniebowzięcia NMP. największy z kościołów, czyli kościół klasztorny dominikanek p.w. Św. Ducha również z XIV w., dziś stanowi muzeum. Na koniec zobaczyliśmy ostatni zabytek Raciborza, czyli mury miejskie budowane w XIII i XIV w. z jedyną zachowaną basztą miejską – więzienną.
Na koniec dnia dojechaliśmy na nocleg do Zabrza, gdzie wynajęliśmy pokój z łazienką w czymś w rodzaju hotelu robotniczego, przez przyzwoitość nie podamy nazwy ;-) Jakież było nasze zdziwienie, gdy na nasze powitanie wyszła ubrana w przezroczysty peniuar (i nic więcej), wątpliwej urody panienka… Gdy zobaczyła, że z samochodu wysiadła również kobieta, czym prędzej zniknęła z pola widzenia. Kwatera była nędzna, a przez „papierowe” ściany całą noc musieliśmy wysłuchiwać żalów pijanych mężów skarżących się sobie wzajemnie na swe żony… Postanowiliśmy nie zostać tu dłużej niż to było konieczne…
10.05.2011 r.
Chorzów – Kolejny dzień postanowiliśmy spędzić w Chorzowie, gdzie znajduje się Górnośląski Park Etnograficzny, który na obszarze 22 ha prezentuje 100 obiektów z Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Zaczęliśmy od sektora poświęconego Beskidowi Śląskiemu. Do wnętrz chałup, w których było wyjątkowo dużo wyposażenia, można było zajrzeć przez drewniane kraty umieszczone w drzwiach pomieszczeń. Mieliśmy okazję zobaczyć strzyżenie owiec, ale współczesnymi narzędziami. Nieco dalej natrafiliśmy na wystawę poświęconą mechanizacji wsi. Przeszliśmy do sektora Pogórza Cieszyńskiego, w którym zwiedziliśmy wiejską szkołę z kompletnym wyposażeniem i mieszkaniem rechtora, czyli nauczyciela, kuźnię oraz bogate zagrody.
Z kolei w sektorze pszczyńsko-rybnickim oglądaliśmy zagrodę z małym wiatrakiem turbinowym, piec chlebowy, zagrodę z kozami, stajnię z konikami polskimi, pasiekę, kolejne chałupy, wśród których zaprezentowano zarówno niewielki dom bezrolnego chłopa z ubogim wyposażeniem, zagrodę średniozamożnego chłopa ze znacznie cenniejszymi sprzętami, jak i chałupę bogatego chłopa z wyposażeniem przypominającym, to które miały nasze babcie. W ośmiobocznej stodole zaprezentowano wystawę powozów oraz karawanów konnych, a tuż obok znajdowała się wystawa sprzętów do prania od tary do frani :-)
Kolejna była zagroda młyńska z młynem wodnym z pełnym wyposażeniem oraz XVIII-wieczny kościół drewniany. Nieco dalej stał oryginalny obiekt, czyli areszt sołecki z dwiema celami, a dalej karczma „U Brożka”, która jest nadal czynna. W podregionie przemysłowym trafiliśmy do zagrody sołtysa, gdzie widać było jego stosunkowo wysoki status społeczny, a także do innych zagród. Ostatni sektor stanowił podregion Zagłębia Dąbrowskiego, w którym najciekawszym obiektem był spichlerz z wystawą barwnych strojów zespołu „Śląsk”.
Ze skansenu przenieśliśmy się do chorzowskiego ZOO. Na miejscu przywitał nas „groźny” marabut, przy którym umieszczono ostrzeżenie: uwaga dziobie :-) ZOO znajduje się na bardzo ładnym terenie, w rozległym parku, wybiegi dla zwierząt wyglądają na wyjątkowo komfortowe dla zwierząt i prezentują się bardzo efektownie. Wśród gatunków było szczególnie dużo ptaków, różnego rodzaju antylop i innych kopytnych, a wielki struś postanowił się z nami przywitać wystawiając głowę za ogrodzenie. Z dużych zwierząt zobaczyliśmy słonie afrykańskie, białe nosorożce i hipopotamy, a potem przeszliśmy do ptaszarni.
Następnie zeszliśmy do niewielkiego parku jurajskiego z modelami dinozaurów, po czym przeszliśmy do naszego poczciwego niedźwiedzia brunatnego, który wyglądał jak maskotka, którą chciałoby się pogłaskać ;-) oraz innych niedźwiedzi. W ZOO nie mogło zabraknąć małp, lwów i innych kotowatych, wielbłądów, zebr, czy też osłów. Potem weszliśmy do kolejnej ptaszarni oraz terrarium z gadami, dalej oglądaliśmy nietoperze oraz różne gatunki lemurów. Weszliśmy jeszcze do pomieszczenia z akwariami i mijając kilka kolejnych wybiegów skierowaliśmy się do wyjścia.
W drodze powrotnej zobaczyliśmy reklamę Hotelu Ibis w Zabrzu, z której wynikało, że otrzymamy trzy noclegi w cenie dwóch. Czym prędzej się zatrzymaliśmy i zarezerwowaliśmy trzy kolejne noce w porządnym Hotelu. Wracając na naszą kwaterę, cieszyliśmy się, że spędzimy ostatnią noc w tych kiepskich warunkach…
11.05.2011 r.
Sosnowiec – Nowego dnia, po wydostaniu się z gigantycznego, porannego korka, zajechaliśmy do dzielnicy Sielec w Sosnowcu. Wjechaliśmy między wieżowce, obok których stoi zamek zbudowany prawdopodobnie w XIV w. przez Piotra z Sielca. Dzięki temu, że cały czas posiadał właściciela, najpierw w XIX w. w postaci spółki górniczo-przemysłowej, a po II Wojnie Światowej kopalni Sosnowiec, zachował się w całości, choć po przebudowach. Dziś w zamku mieści się Sosnowieckie Centrum Sztuki. Budowla składa się obecnie z trzech skrzydeł z czterema wieżami o niemal identycznej wysokości jak fasada, po czwartym skrzydle z bramą pozostały jedynie fundamenty. Jedno jest pewne, że warownia prezentuje się nadal niezwykle interesująco.
Będzin –W Będzinie, zamek królewski z XIV w. stoi na wysokim wzgórzu na brzegu Czarnej Przemszy, a dawniej był połączony z murami miejskimi. Warownia kilkakrotnie popadała w ruinę i była odbudowywana. Co ciekawe, na zamku w Będzinie zatrzymał się król Jan III Sobieski podążający z odsieczą w kierunku Wiednia. Ostatnia odbudowa miała miejsce w latach 50-tych XX w., gdy zamek stawał się Muzeum Zagłębia Dąbrowskiego. Kamienne mury robią niesamowite wrażenie już z zewnątrz, a po minięciu niewielkiej furtki w murach, równie ciekawie prezentuje się niewielki dziedziniec z potężną wieżą. Muzeum posiada wiele historycznych eksponatów, w tym głównie uzbrojenie. Wejść można także do wieży ostatniej obrony, z której widać było zamek w dole, miasto oraz mocno przemysłową okolicę. Zamek w Będzinie jest jednym z tych miejsc, którego nie wolno pominąć na turystycznych szlakach.
Świerklaniec – W Świerklańcu z trudem dotarliśmy do pozostałości zamku książęcego z XIV w. na mokradłach, zbudowanego przez książąt cieszyńskich. Lokalizację miejsca po zamku wskazał nam jeden z mieszkańców, od którego dowiedzieliśmy się, że po tym jak zamek spłonął podczas II Wojny Światowej, został wysadzony i doszczętnie rozebrany w 1962 r. Co ciekawe dzień wcześniej mogliśmy podziwiać efektowną bramę ZOO w Chorzowie, która była wcześniej bramą pałacu, który pobudowano w pobliżu zamku w Świerklańcu. Z zamku pozostała fosa i nieliczne fundamenty z trudem widoczne pośród gęstej zieleni.
Segiet – Rezerwat buków Segiet w pobliżu Bytomia rozciąga się na powierzchni 25 ha i chroni dawny las segiecki porośnięty wyłącznie bukami o średnim wieku 150 lat. Wśród drzew zobaczyć można leje i zapadliska, które powstały w wyniku działalności górniczej. Wyrobiska te są bardzo głębokie, mają nawet 2-3 m i dzięki temu są łatwo widoczne. Spacer po lesie jest wielką przyjemnością, gdyż gładkie pnie buków zakończonych bujną zielenią w górze, sprawiają niezwykle interesujące wrażenie, przenosząc w inny świat. Dziś takich lasów pozostało naprawdę niewiele…
Toszek – Zatrzymaliśmy się na rynku w Toszku, wokół którego wznoszą się całkiem ładne, zabytkowe kamienice, które wymagałyby jednak remontu. My skierowaliśmy się do toszeckiego zamku książęcego zbudowanego pod koniec XIV w. na wzgórzu i oddzielonego od miasta głęboką fosą. Warownia przechodziła z rąk do rąk, przez pewien czas była nawet stolicą niewielkiego państwa Toszecko-Pyszkowickiego. Dziś zamek jest częściowo odbudowany, a częściowo w ruinie. To co można obecnie obejrzeć jest łatwo dostępne i całkiem interesujące, a być może ktoś znajdzie wreszcie zakopany podczas pożaru skarb w postaci srebrnego koszyka ze złotą kaczką wysiadującą złote jaja, wysadzanego drogocennymi kamieniami… Nam się nie udało :-)
Ujazd – W Ujeździe stoją dość okazałe, opuszczone ruiny XVI-wiecznego zamku renesansowego, zbudowanego na znacznie starszych, bo XIII-wiecznych, średniowiecznych fundamentach zamku biskupiego. Zamek został zniszczony podczas II Wojny Światowej i odtąd niszczeje. Minąwszy rozbawione towarzystwo miejscowych degustatorów taniego wina ;-) i przedarłszy się przez gąszcz roślinności, udało się nam wejść do środka. Na fasadzie zachowały się resztki ładnych detali architektonicznych, a wewnątrz miejscami całe pomieszczenia ze sklepieniami, w tym duża sala oraz piwnice.
Wracając do Zabrza zatrzymaliśmy się w przydrożnej restauracji serwującej dania z ryb, w której zjedliśmy pysznego suma i amura. A potem pojechaliśmy na nocleg do Hotelu Ibis, w którym spędziliśmy przyjemne trzy noce :-)
12.05.2011 r.
Zabrze – Z samego rana pojechaliśmy na unikatowe osiedle tzw. familoków z końca XIX w. w dzielnicy Biskupice w Zabrzu, gdyż chcieliśmy zobaczyć domy wybudowane dla pracowników Kombinatu górniczo-hutniczego, będącego własnością niemieckiego fabrykanta – Augusta Borsiga. 60 domów wybudowano z czerwonej cegły w układzie koszarowym dla 2.800 pracowników kopalni i huty. Mieszkania jak na ówczesne czasy były całkiem wygodne, miały średnio 55 m2, wszystkie posiadały kuchnie oraz dostęp do bieżącej wody i ubikacji na korytarzu.
Drugim osiedlem robotniczym, które obejrzeliśmy była kolonia hrabiego Ballestrema w dzielnicy Rokitnica w Zabrzu z początku XX w., wybudowane dla robotników pracujących w pobliskiej kopalni. Tu starano się wcielić w życie ideę miasta-ogrodu, więc domy otoczone są bujną zielenią i dzięki temu osiedle sprawia całkiem sympatyczne wrażenie. Ciekawostką są cztery domy czterorodzinne na ulicy Jana Szafarczyka, których ściany zrobiono ze stali, o czym mogliśmy przekonać się widząc wychodzącą spod farby rdzę…
W poszukiwaniu parkingu przy Zabytkowej Kopalni Węgla Kamiennego Guido zapuściliśmy się do czynnej kopalni w Zabrzu. Gdy chcieliśmy zaparkować na parkingu dla pracowników, uprzejmie poinformowano nas, że jesteśmy niekoniecznie we właściwym miejscu :-) Podjechaliśmy do właściwej kopalni i po obejrzeniu olbrzymiej maszyny wyciągowej, zjechaliśmy prawdziwą windą górniczą na poziom 170 m i oryginalnymi korytarzami ruszyliśmy w głąb kopalni. Przewodnik opowiedział jak powstał węgiel, a w dawnej kopalnianej stajni widzieliśmy figury ludzi i zwierząt ukazujące w jakich warunkach pracowano. Następnie idąc korytarzami poznawaliśmy różne rodzaje obudów chodników, obejrzeliśmy komorę pomp, która wypompowuje do dziś dnia wodę z kopalni, wystawę starych narzędzi górniczych, aparatów ratowniczych i strojów, kaplicę Św. Barbary oraz rozmaite urządzenia wspomagające pracę górników.
Na poziomie 320 m przyszedł czas na zapoznanie z do dziś czynnymi maszynami, których działanie demonstrował i objaśniał nasz przewodnik. Zobaczyliśmy w ruchu m. in. przenośnik taśmowy, strug i dwa rodzaje kombajnów górniczych. Zwiedzanie trwało około trzech godzin, ale nawet nie wiemy kiedy ten czas upłynął, tak ciekawa była wycieczka. Nie możemy nie dodać, że kopalnia zupełnie nie przypominała muzeum, lecz prawdziwą czynną kopalnię węgla kamiennego, w której w każdej chwili można rozpocząć pracę.
Gliwice – Palmiarnię Miejską w Gliwicach zaczęliśmy zwiedzać od pawilonu roślin użytkowych, w którym owocowały cytrusy i banany. Ciekawym rozwiązaniem była możliwość oglądania roślin z dwóch poziomów, w tym z platformy zawieszonej kilka metrów nad ziemią. Przeszliśmy do pawilonu tropiku z okazałymi palmami i rybami pływającymi w oczku wodnym. Dalej przeszliśmy do pawilonu historycznego z najstarszymi okazami roślin oraz gadami w terrariach, a następnie do pawilonu sukulentów z rozmaitymi gatunkami kaktusów i innych suchorostów. Cały obiekt nie jest zbyt wielki, ale ciekawie przygotowany do zwiedzania. Dodatkowym atutem palmiarni jest piękne położenie w Parku Chopina w Gliwicach.
Przejechaliśmy na gliwicki rynek, który okazał się bardzo ładnym zabytkowym placem z bardzo zadbanym ratuszem i kamienicami wokół. Jednak to nie rynek był naszym celem, lecz zamek z XIV w., będący dawną siedzibą Piastów Śląskich, a dziś jest to oddział Muzeum w Gliwicach. Obejrzeliśmy bardzo ciekawą wystawę, która udostępniona jest bezpłatnie, a na którą składa się część archeologiczna, historyczna, fotografie i stroje.
13.05.2011 r.
Kopalnia w Tarnowskich Górach – Następny dzień rozpoczęliśmy od dwugodzinnego relaksu w aquaparku w Tarnowskich Górach. Sympatyczne miejsce :-) Potem udaliśmy się do Zabytkowej Kopalni Srebra w Tarnowskich Górach. Wycieczka zaczęła się w muzeum na powierzchni, w którym zaprezentowano makiety kopalni, minerały, sprzęt górniczy, a potem wąskim, wijącym się korytarzem zwanym żmiją, weszliśmy do kopalni. Część korytarzy posiada typową obudowę, zaś część zostało wykute bezpośrednio w skale – dolomicie. Górnicy musieli pracować 14 godzin na czworakach w bardzo ciężkich warunkach, gdyż korytarze były bardzo niskie. Część wycieczki odbywała się łodziami w zalanym korytarzu, ciągniętymi stalową liną przez 270 m. Potem szliśmy kolejnymi korytarzami, które stawały się coraz niższe i węższe.
Ogólnie szliśmy wyrobiskami i komorami z XVII i XVIII w. Po wyjściu z kopalni uraczyliśmy się lokalnymi waflami, czyli śląskimi oblatami oraz czarnymi jak węgiel cukierkami anyżowymi, czyli kopalniokami, zwanymi też śląskimi bombonami :-)
Sztolnia Czarnego Pstrąga – Do sztolni Czarnego Pstrąga, czyli sztolni odwadniającej między szybem Sylwester a szybem Ewa przyjeżdża się, żeby popłynąć 600 m łodzią słuchając opowieści przewodnika. Mieliśmy sporo szczęścia, bo nie było chętnych i łódź mieliśmy wyłącznie dla siebie :-)
Ogród Botaniczny w Zabrzu – Na koniec dnia zaliczyliśmy jeszcze Miejski Ogród Botaniczny w Zabrzu. W ogrodzie kwitło mnóstwo roślin i wokół roznosił się silny i bardzo miły zapach kwiatów. Na terenie ogrodu znajduje się także pawilon z kaktusami i oczkiem wodnym z kolorowymi rybami, a także staw, po którym pływały kaczki. Ogród zajmuje ponad 6 ha, więc jest naprawdę gdzie spacerować.
14.05.2011 r.
Tworóg – Wracając do domu nie mogliśmy zrezygnować ze zwiedzenia choćby kilku miejsc. Zaczęliśmy od zamku w Tworogu, który był wzmiankowany już w XVII w., jednakże obecny pałac, który zbudowany został prawdopodobnie w miejscu wcześniejszego zamku, pochodzi z II połowy XVIII w. Dziś w pałacu mieści się Urząd Gminy. Budowla jest bardzo ładna oraz zadbana i wyróżnia się na tle innych budynków w tej miejscowości.
Lubliniec – Zamek w Lublińcu to okazały hotel i trudno domyślić się, że jego początki sięgają 1270 r., gdy była tu zaledwie strażnica księcia opolskiego Władysława. Po licznych przebudowach, od XIX w. do 1975 r. pełnił rolę szpitala dla umysłowo chorych. Oglądając obiekt dookoła można zauważyć barokowe i neorenesansowe detale architektoniczne. Nie da się ukryć, że hotel prezentuje się najładniej od frontu, gdzie widać ozdoby oraz ryzality zwieńczone orłami w koronie.
Olesno – W Oleśnicy obejrzeliśmy pokaźnych rozmiarów kościół drewniany p.w. Św. Anny wybudowany z początku XVI w. Kościół został rozbudowany w XVII w. o część w kształcie sześcioramiennej gwiazdy. Dzięki temu sprawia wrażenie jakby był połączeniem dwóch oddzielnych świątyń. Dzięki temu plan kościoła jest bardzo urozmaicony, a cała konstrukcja niezwykle oryginalna.
Rożnów – Na koniec przyjechaliśmy do miejsca, które jest namiastką Egiptu w Polsce, czyli do Rożnowa. Znajduje się tu efekt fascynacji Egiptem rodu von Ebenów, którzy pod koniec XVIII w. postanowili wybudować grobowiec rodzinny w kształcie piramidy. Oczywiście budowla nie dorównuje rozmiarami swojemu pierwowzorowi, ale mimo to jest ciekawym projektem tego samego architekta, który zaprojektował słynną Bramę Brandenburską w Berlinie. Rodzina liczyła, że dzięki takiemu kształtowi grobowca, ciała zmarłych ulegną mumifikacji. Przez szparę pod metalowymi drzwiami do piramidy zobaczyliśmy, że wewnątrz znajduje się kilkanaście trumien, a niektóre z nich nawet uchylone… Ot nietypowe zakończenie wyjazdu…