7-10.06.2012 r.
7.06.2012 r.
Borne Sulinowo – Wyjazd rozpoczęliśmy od miejscowości Borne Sulinowo, która od 1930 r. była garnizonem niemieckim, a od 1945 r. garnizonem Armii Czerwonej (kontyngent liczył 15.000 żołnierzy). Wojsko radzieckie opuściło Borne Sulinowo 2 października 1992 r. Zatrzymaliśmy się przed dawną siedzibą dowództwa garnizonu, a dziś Urzędu Miasta. Plac przed Ratuszem to dawny plac apelowy, a sąsiedni budynek handlowo – usługowy, to dawna kantyna oficerska. Nieopodal stoi największy budynek dawnego garnizonu, czyli szpital, a dziś jest to okazały Dom Opieki Społecznej. Co ciekawe, za czasów PRL cały teren był wyłączony spod administracji polskiej, a w ewidencji funkcjonował jako obszar leśny, mało to, w pobliżu znajdował się magazyn broni nuklearnej…
W mieście wytyczono ścieżkę dydaktyczną, dzięki której wiedzieliśmy, gdzie znajdowały się najważniejsze obiekty, jak choćby nieistniejąca już brama wjazdowa, czy rampa, z której odjechali ostatni żołnierze. 5 czerwca 1993 r. miasto zostało w końcu otwarte, a 30 września 1993 r. otrzymało prawa miejskie. Mroczne wrażenie robiły cztery duże magazyny na ulicy Towarowej, których okna bez szyb straszą przechodniów, my jednak nie omieszkaliśmy wejść do środka i obejrzeć opustoszałe hale. Dalej poszliśmy do siedziby straży pożarnej, w której za czasów niemieckich znajdowały się stajnie dla koni.
Tuż obok stoi osiedle bloków mieszkalnych typu Leningrad, z których jeden nigdy nie został dokończony, a co interesujące, materiały na budowę sprowadzano z samego Leningradu… Tuż obok znajduje się niewielkie muzeum, w którym zgromadzono wiele pamiątek po niemieckim i radzieckim Bornem Sulinowie. Jedną z atrakcji organizowanych przez właścicieli ekspozycji jest safari oryginalnymi gazikami. Kawałek dalej było lotnisko i hangary dla samolotów, plac apelowy oraz mocno zniszczony Dom Żołnierza, przed którym stał niegdyś pomnik Lenina oraz prawdziwy czołg na postumencie, budynek kontroli przepustek oraz areszt wojskowy. Wszystko to znajduje się w otoczeniu dawnego lasu, dzięki czemu Borne Sulinowo to bardzo zielone miasto. Do najciekawszych miejsc należał budynek Domu Oficera o interesującej architekturze, zbudowany za czasów niemieckich, w którym było kasyno, restauracja i sala koncertowa na 1000 osób.
Dziś po pożarze jest to intrygująca ruina, po której swobodnie mogliśmy chodzić. Poszliśmy w kierunku Jeziora Pile mijając po drodze Willę Heinza Guderiana, która służyła później oficerom radzieckim, czy też Willę Gen. Dubynina, która stanowiła hotel dla goszczących w Bornem oficerów. Poszliśmy na Półwysep Orła Białego, na którym utworzono niedawno arboretum. Rośliny są jeszcze niewielkie, więc na prawdziwe zwiedzanie trzeba jeszcze poczekać :-) Na koniec odwiedziliśmy ulicę Lipową, na której stoją zabudowania pierwotnej wsi sprzed czasów garnizonu. Borne Sulinowo jest bardzo ciekawym miejscem, które przenosi nas do mało znanej, a przecież tak bliskiej nam historii naszego kraju. Dzięki temu możemy dowiedzieć się o rzeczach, które były jeszcze nie tak dawno tajemnicą.
Grzybnica – Znajduje się tu Rezerwat Archeologiczny obejmujący cmentarzysko założone przez skandynawskich Gotów składające się z pięciu kręgów kamiennych oraz 101 grobów szkieletowych i ciałopalnych oraz kurhanów pochodzących z I – III w n.e. Co ważne, było to także miejsce zgromadzeń i wieców. Groby mają różne kształty, a część z nich pokrywają bruki kamienne ułożone w kształcie koła lub prostokąta, a czasem także z pionową stellą po środku. Część grobów jest otoczona dookoła kamieniami. Pochówki rozlokowane są na sporym terenie w ładnym lesie. Podczas wykopalisk odnaleziono w grobach wiele ozdób, w tym srebrnych, a nawet złotych. Potem przeszliśmy do kręgów kamiennych składających się z dużych głazów otaczających centralnie położoną stellę. Byliśmy zaskoczeni, że do niektórych kręgów wchodzili ludzie i okręcali się wokół własnej osi próbując pozyskać energię z kręgu, gdyż cmentarzysko to jest uznawane za magiczne. Jedno jest pewne, jest to bardzo ciekawe i unikatowe miejsce.
Mielno-Unieście – Przyjechaliśmy do Mielna – Unieście na nocleg. Po zakwaterowaniu poszliśmy na spacer na plażę. Nie mogliśmy sobie odmówić wejścia do wody, mimo że morze miało jeszcze nieprzyzwoicie niską temperaturę. Potem przeszliśmy się jeszcze wzdłuż plaży oraz do pobliskich kutrów rybackich. Ponieważ był to pierwszy dzień Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, po zakupieniu zestawu kibica (piwo i chipsy :-) ) wróciliśmy na kwaterę, żeby obejrzeć mecz inauguracyjny Polska – Grecja.
8.06.2012 r.
Jarosławiec – Do Jarosławca przyjechaliśmy, żeby zobaczyć XIX-wieczną latarnię morską o wysokości 33,3 m i zasięgu światła 23 mile morskie (niemal 43 km). Niestety latarnia była zamknięta, gdyż miała wyjątkowo dziwne godziny otwarcia, od 15:00 do 17:00. Koło latarni byliśmy z samego rana, więc mogliśmy obejrzeć ją tylko z zewnątrz.
Darłowo – Drugim celem tego dnia było Darłowo, w którym zwiedzanie zaczęliśmy od Bramy Wysokiej, będącej ostatnią zachowaną bramą z obwarowań miejskich. Kawałek dalej doszliśmy do Rynku, wokół którego znajdują się renesansowe i barokowe kamienice z XVIII i XIX w. Z kolei ładny Ratusz z początku XVIII w. zajmuje jedną z pierzei Rynku.
Większość budynków w Rynku było ładnie zadbanych, a uroku dodawały liczne klomby z kwiatami oraz Fontanna Rybaka. Bezpośrednio za Ratuszem ulokowany nieco po skosie w stosunku do zabudowy starówki Darłowa, stoi okazały gotycki Kościół Mariacki z początku XIV w. Co ciekawe kościół przez ponad 400 lat był kościołem protestanckim i dopiero od 1945 r. jest to ponownie kościół katolicki, a obecnie wokół niego można znaleźć stare nagrobki nawet z początku XIX w. Wnętrze jest bardzo surowe i ma niewiele ozdób. Przeszliśmy ulicą Powstańców Warszawskich, która jest sympatycznym deptakiem.
Idąc do zamku minęliśmy Stary Spichlerz na ulicy Zamkowej i stanęliśmy przed bardzo dobrze zachowanym zamkiem książęcym z XIV w. na dawnej wyspie otoczonej odnogami rzeki Wieprzy. Ciekawostką jest fakt, że warownia została zbudowana w stylu zamków duńskich, a dodatkowo rezydował w niej w XV w. zdetronizowany król Danii, Szwecji i Norwegii – Eryk I, który po utracie korony mieszkał na Gotlandii i napadał na statki kupieckie… Przez to zwany był królem korsarzy i ostatnim wikingiem. W XVII w. zamek był magazynem soli, a w XIX w. więzieniem. Obecnie znajduje się w nim Muzeum Książąt Pomorskich.
Weszliśmy na dziedziniec zamkowy, na którym stały dwie otynkowane, wewnętrzne wieże oraz na mur kurtynowy obok bramy, z którego widzieliśmy okoliczne budynki oraz rzekę Wieprz. Zwiedzanie zamku zaczęliśmy od podziemi z piecem do ogrzewania wyższych kondygnacji i celami więziennymi, a potem przeszliśmy do kaplicy z pięknym sklepieniem krzyżowo-żebrowym będącej obecnie jedną z sal wystawowych. Dalej oglądaliśmy komnaty mieszkalne z wystawą etnograficzną i wystawą zabytkowych mebli, wielką salę taneczną, salę zieloną z wystawa rzemiosła artystycznego, sypialnię książęcą i małą jadalnię z elementami gotyckimi na ścianach. Potem weszliśmy na wieżę bramną z wystawą wypchanych zwierząt oraz widokiem na Darłówko.
Darłówko – W Darłówku postanowiliśmy skorzystać z atrakcji Parku Wodnego JAN, który okazał się być całkiem przeciętnym aquaparkiem (byliśmy w znacznie fajniejszych), aczkolwiek spędziliśmy w nim całkiem przyjemnie czas. Szkoda, że nie byliśmy z samego rana, gdy kąpielisko nie jest jeszcze tak zatłoczone. Po kąpieli musieliśmy obejrzeć miejscowość ze słynnym, jedynym w Polsce rozsuwanym mostem UFO oraz nietypową, niską latarnią morską.
9.06.2012 r.
Koszalin – Zatrzymaliśmy się w pobliżu murów miejskich, od których zaczęliśmy zwiedzanie. Dawniej mury umocnione były 46 czatowniami i 3 bramami, ale stopniowo je rozbierano, a do większych fragmentów dobudowano domy i tylko dzięki temu cokolwiek z nich pozostało. Trafiliśmy do niewielkiego Skansenu Kultury Jamneńskiej na ulicy Młyńskiej, czyli zagrody rybackiej z XIX w., który był niestety zamknięty, za to obejrzeliśmy z zewnątrz okazały i pięknie zdobiony Pałac Młynarza oraz zabytkowy młyn, w którym znajduje się Muzeum w Koszalinie (też zamknięte podczas naszej wizyty). Skansen i pałac stanowią malowniczy zakątek miasta. Ruszyliśmy na poszukiwania ciekawej gotyckiej kamienicy z XVI w., w której znajduje się obecnie Pałac Ślubów (ul. Dąbrówki 1), a która posiada jeszcze starsze, bo 15 -wieczne ostrołukowe blendy.
Przeszliśmy na Rynek, który niestety został zniszczony i obecnie otoczony jest współczesnymi budynkami. Jedynym zabytkiem jest XIV-wieczna monumentalna katedra p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP w narożniku Rynku. Nieopodal na ulicy Mickiewicza obejrzeliśmy XIX-wieczny gmach dawnego sądu, a dziś Urzędu Miasta. Tuż obok na tej samej ulicy stoi pozostałość średniowiecznego zamku z XIII w. w postaci zachodniej ściany kaplicy, a dziś cerkwi.
Nie mogliśmy nie obejrzeć interesującego „Domku Kata”, czyli gotyckiej kamienicy z XV w. na ul. Grodzkiej, w której kat mieszkał do lat 30-tych XX w. mimo, że ostatni raz swoją powinność wykonał w 1893 r. Na ul. Komisji Edukacji Narodowej obejrzeliśmy efektowny gmach I LO z początku XX w., a potem na ul. Modrzejewskiej perełkę architektoniczną, czyli niewielką kaplicę Św. Gertrudy z XIV w., będącą najpierw kaplicą szpitalną, potem cmentarną, a dziś własnością parafii ewangelicko-augsburskiej. Udaliśmy się ponownie w okolice katedry na ulicę Chrobrego, aby zobaczyć jeszcze starszą, bo XIV-wieczną, gotycką kamienicę. Potem weszliśmy do katedry, w której znajduje się ciekawa, kamienna, XIII-wieczna chrzcielnica. Nie spodziewaliśmy się w Koszalinie aż tylu ciekawych zabytków.
Góra Chełmska – Góra Chełmska znajduje się jeszcze w granicach administracyjnych Koszalina. Samochód zostawiliśmy pod szpitalem na ul. Piłsudskiego i pieszo ruszyliśmy do bramy Sanktuarium Matki Bożej na Górze Chełmskiej (ok. 1 kilometr spaceru). Góra o wysokości 136 m n.p.m. to dawne miejsce kultu pogańskiego, a dziś miejsce pielgrzymkowe. Obecne sanktuarium zbudowano w 1990 r, aczkolwiek obok znajdują się fundamenty XIII-wiecznej kaplicy. Tuż obok stoi XIX-wieczna wieża widokowa o wysokości 31,5 m, z której rozciąga się rozległa panorama ukazująca Morze Bałtyckie, Jezioro Jamno i Koszalin.
Tychowo – W Tychowie znajduje się największy w Polsce głaz narzutowy o obwodzie 50 m, długości 13,7 m, szerokości 9,3 m i łącznej wysokości 7,8 m w tym 4 m pod ziemią. Kamień przyniesiony przez lodowiec wprost ze Skandynawii ulokowany jest na cmentarzu i co ciekawe jest używany jako ołtarz podczas mszy we Wszystkich Świętych. Legenda mówi, że pod kamieniem zakopany jest posąg Trygława, czyli pogańskiego bożka.
Stare Dębno -W miejscowości Stare Dębno znajduje się niewielkie wzniesienie z pozostałościami zamku rycerskiego z połowy XIV w. Warownia została zniszczona podczas wojny 30-letniej. Nam udało się dostrzec wśród pokrzyw ledwo widoczne zarysy fundamentów wieży. Jest to miejsce z serii – „tylko dla zamkofilów” ;-)
Połczyn Zdrój – Kolejnym naszym celem był zamek książęcy w Połczynie Zdroju.
Warownia została wzniesiona pod koniec XIII w. i ulegała wielokrotnym przebudowom pełniąc rozmaite funkcje: urzędu pocztowego, mieszkań, czy też placówek kulturalno-oświatowych, a obecnie Miejskiej Biblioteki Publicznej. Dzięki temu zamek zachował się w tak dobrym stanie, choć niewiele przypomina średniowieczną budowlę, a podczas naszej wizyty był w remoncie.
Lipie – Do ruin zamku w miejscowości Lipie trafiliśmy dzięki uprzejmości miejscowych, którzy wskazali nam właściwą ścieżkę. Musieliśmy przedrzeć się przez wysokie pokrzywy, odeprzeć ataki komarów, aby dojść do pozostałości XIII-wiecznego zamku biskupiego nad rzeką Mogilnicą. Najwcześniejszym elementem założenia była murowana wieża mieszkalna, której fundamenty są dobrze widoczne do dziś. Tajemnicze miejsce, aczkolwiek tylko dla wytrawnych poszukiwaczy średniowiecznych zabytków :-)
Karlino – Nie dostaliśmy się na teren dawnego browaru, który obejmował pozostałości zamku biskupiego z początku XIV w. w widłach rzek Parsęty i Radwi. Na pozostałościach najniższej kondygnacji jedynego pozostałego budynku wzniesiono browar, a dziś budowla ta ulega zniszczeniu. Znacznie ciekawszym i fotogenicznym, choć równie zniszczonym budynkiem, jest szachulcowy spichlerz z lat 30-tych XIX w. stojący po drugiej stronie rzeki Radew.
Gąski – Na koniec dnia pojechaliśmy jeszcze do Gąsek, aby wejść na latarnię morską z końca XIX w. o wysokości niemal 50 m. Pogoda była piękna, dzięki czemu mieliśmy doskonały widok na bezkresne morze oraz okoliczne miejscowości. Latarnia jest zbudowana 112 m od brzegu morskiego, a jej światło ma zasięg 23,5 mili morskiej czyli 43,5 km.
10.06.2012 r.
Złocieniec – Wracając do domu zaplanowaliśmy zwiedzenie dwóch miejsc. Pierwszym z nich był Złocieniec, w którym znajdują się pozostałości zamku pochodzącego z przełomu XIII i XIV w. Zatrzymaliśmy się na ulicy Staszica nieopodal mostu na Drawie i ścieżką wzdłuż rzeki udaliśmy się na poszukiwanie ruin.
Dzięki zdjęciu na tablicy informacyjnej dowiedzieliśmy się, że w XIX wieku była to całkiem okazała rezydencja, a zamek został zrujnowany dopiero podczas II Wojny Światowej i rozebrany w 1976 r… Dziś jest to niewielkie wzniesienie tuż obok bloków, na którym dopatrzeć się można nikłych fragmentów murów z kamienia i cegieł. Pod poziomem mocno zarośniętego dziedzińca, po którym można swobodnie chodzić, znajdują się podobno gotyckie piwnice
Stare Drawsko – Ostatnim miejscem na naszej trasie było Stare Drawsko, gdzie zatrzymaliśmy się, aby obejrzeć ruiny XIV-wiecznego zamku joannitów, zwanego Drahim, a znajdującego się na przesmyku między jeziorami Drawsko i Żerdno. Ruiny zamku kompletnie nas zaskoczyły, bo z zewnątrz wyglądały jak pusta skorupa i to zachowana tylko do niezbyt dużej wysokości. Po przejściu przez niepozorną bramkę w murze, znaleźliśmy się na dziedzińcu, na którym odtworzono szachulcowe oraz drewniane zabudowania zamkowe. W tle słychać było średniowieczną muzykę, w palenisku płonął ogień, a wokół rozstawiono różne sprzęty obrazujące życie w dawnych czasach.
Pomieszczenia były wyposażone w meble i stroje, a w gablotach na zewnątrz zaprezentowano zabytki wykopane na terenie zamku. Aby lepiej przyjrzeć się terenowi, wspięliśmy się na mury. Na terenie ruin można było zjeść chleb ze smalcem i ogórkiem, kupić ręcznie wykonaną biżuterię, a my nie omieszkaliśmy nabyć lokalnego miodu drahimskiego. Na koniec weszliśmy do dormitorium, w którym można nawet przenocować na siennikach wypchanych słomą :-) Zamek jest świetnym przykładem jak można zrobić coś z niczego i przy okazji uratować zabytek od dalszego powolnego zniszczenia.