Słowenia i Chorwacja

15.06.2006 – 30.06.2006

Skrócony plan podróży
Informacje praktyczne

OPIS PODRÓŻY

15.06.2006 r.

Wyjechaliśmy z domu bardzo wcześnie rano, bo czekała nas długa podróż. Do przebycia mieliśmy 1182 km. Było Boże Ciało, więc na szczęście drogi były puste. Szybko przemieszczaliśmy się po Polsce. Koło Częstochowy natknęliśmy się na radar, który zrobił nam zdjęcie. Natomiast w Czechach było już znacznie gorzej, bo staliśmy godzinę w korku z uwagi na to, że droga była w remoncie. Potem było już lepiej i dotarliśmy na słowacką autostradę. Na granicy słowacko – austriackiej musieliśmy pokazać zawartość bagażnika, ale była to formalność. Bez większych problemów dotarliśmy do Campingu Marhof w miejscowości Drobollach am Faakersee niedaleko granicy ze Słowenią. Camping był bardzo ładny z pięknymi sanitariatami i ślicznym widokiem na Alpy.

SŁOWENIA

16.06.2006 r.

Wąwóz Vintgar – Granicę przekroczyliśmy jadąc tunelem pod Alpami Karawankami. Zaraz za granicą zjechaliśmy z autostrady i poznawaliśmy słoweńskie boczne drogi i miejscowości. Jechaliśmy według oznaczeń kierujących do Wąwozu Vintgar. Jednakże droga zmieniła się z asfaltowej w szutrową po lesie, a następnie wyboistą i błotnistą. Przejechaliśmy nią kawałek, ale zrezygnowaliśmy, bo było coraz gorzej. Wycofaliśmy się i zapytaliśmy pierwszego napotkanego człowieka o inną drogę.  Wtedy dotarliśmy już na parking tuż przy samym wąwozie. Kupiliśmy bilety i poszliśmy zwiedzać. Już po chwili wyłonił nam się rwący strumień i ściany wąwozu.

Wąwóz Vintgar
Wąwóz Vintgar

Droga wiodła po drewnianych pomostach, które cztery razy przecinały wąwóz. Otaczała nas piękna roślinność, szum strumienia o przepięknej, zielonej barwie, który raz spadał kaskadami, a raz płynął spokojniej. Następnie wąwóz się zwężał i doskonale było widać jego kamienne ściany – widok był niesamowity. Woda była tak czysta, że widać było dużą ilość ryb w niej pływających. Szlak wiódł wzdłuż strumienia lub kładkami zawieszonymi nad strumieniem.  Po drodze minęliśmy kapliczkę, wykute w skale miejsce na odpoczynek, wiadukt, sztuczny wodospad i dotarliśmy do największego wodospadu Szum. Najpierw obejrzeliśmy go z góry stojąc tuż nad nim, podziwiając unoszącą się tęczę, a potem zeszliśmy na dół, żeby zobaczyć go w całej okazałości. Wróciliśmy tą samą drogą, spotykając mnóstwo wycieczek. Cieszyliśmy się, że byliśmy tak wcześnie, bo mogliśmy zwiedzać w spokoju.

Bled – Zwiedzanie Bledu zaczęliśmy od XI-wiecznego zamku, który znajdował się na wysokiej skale nad jeziorem. Podjechaliśmy pod sam zamek. Z zamku rozciąga się przepiękny widok na miejscowość Bled, jezioro,

Blejski Otok
Blejski Otok

Blejski Otok czyli wyspę na środku jeziora oraz na góry otaczające miejscowość. W zamku zobaczyliśmy drukarnię w wieży, piwnice win, gdzie był mnich, który proponował turystom wyprodukowanie sobie butelki wina (nalanie do butelki, zakorkowanie i opatrzenie etykietą). Widzieliśmy też kaplicę i muzeum wnętrz (stroje, meble, uzbrojenie). Następnie ruszyliśmy do miejscowości i udaliśmy się nad jezioro. Naszym celem był rejs gondolą na Blejski Otok. Poszliśmy najpierw z jednej strony jeziora, a gdy zobaczyliśmy, że gondola podpływa z drugiej strony, poszliśmy w tym kierunku. Udało nam się na nią załapać, gdyż zostały ostatnie dwa miejsca. Gondolą była zadaszona łódka napędzaną przez wiosłującego na stojąco gondoliera. W gondoli znajdowało się kilkanaście osób różnych narodowości (Anglicy, Włosi, Niemcy, Słoweńcy no i my). Z gondoli rozciągał się piękny widok na zamek, miasteczko i na góry. Gdy dopłynęliśmy, mieliśmy pół godziny na zwiedzanie. Najpierw trzeba było wejść po stromych schodach do kościółka. Najważniejszą częścią kościoła jest dzwon życzeń. Sznur od tego dzwonu znajduje się na środku kościoła i każdy turysta musi go pociągnąć wypowiadając życzenie i w związku z tym dźwięk dzwonu słychać nieprzerwanie. Po wyjściu z kościoła przeszliśmy dookoła wyspy. W czyściutkiej wodzie o przecudnym kolorze oglądaliśmy zatrzęsienie ryb. Zobaczyliśmy nawet suma i szczupaka. Wróciliśmy gondolą do miasteczka po drodze konwersując z Anglikami o polityce i historii współczesnej.  Następnie udaliśmy się na Camping Smlednik w Dragocajni. Sam camping był przeciętny, zaskoczyło nas w nim to, że miał wydzielone miejsce dla naturystów.

17.06.2006 r.

Zamek w Ljubljanie
Zamek w Ljubljanie

Ljubljana – Do centrum wjechaliśmy bez problemów i na parking również. Z daleka widać było pierwszy cel – zamek, do którego dotarliśmy mijając efektowny most na Ljubljanicy zakończony czterema rzeźbami smoków. Do zamku prowadziła ścieżka dosyć stromo pod górę. Zamek jest odbudowany, a na jego terenie trwały prace remontowe. Obecnie najciekawszym elementem jest wieża, na którą można bezpłatnie wejść i obejrzeć panoramę Ljubljany oraz cały zamek z góry. Drugim ciekawym elementem jest kaplica z freskami, a najciekawszym miejscem jest Wirtualne Muzeum prezentujące trójwymiarowy film o historii zamku i miasta. Film trwa 20 minut i oglądać go trzeba przez specjalne okulary oraz ze słuchawkami na uszach. Weszliśmy jeszcze na dół do galerii pod dziedzińcem, gdzie była wystawa fotografii. Zeszliśmy ze wzgórza zamkowego i zaczęliśmy iść wzdłuż Ljubljanicy uliczkami Ljubljany.

Nad Ljubljanicą
Nad Ljubljanicą

Jest to bardzo ładne miasto, a najbardziej wyróżniającym się miejscem jest Preserenov Trg. Niedaleko Placu Preszerena odbywał się jarmark ekologiczny. Następnie weszliśmy w boczną uliczkę, gdzie znajdował się przepięknie malowany budynek oraz inne ładne budynki i fontanna z końmi. Wyjazd z Ljubljany nie był taki prosty. Trochę pobłądziliśmy jeżdżąc po dziwnych dzielnicach.

Idrija – Do Idriji pojechaliśmy nieco inną drogą niż zamierzaliśmy. Droga była bardzo kręta i prowadziła w dużej części po górach. Udało nam się tam dotrzeć dużo przed czasem. Zaparkowaliśmy tuż pod kopalnią rtęci i poszliśmy zwiedzać miasto. Idrija to bardzo malownicze, położone w górach miasteczko z bardzo dużym zamkiem. Ściany dziedzińca były bardzo kolorowe, pomalowane w motywy kwiatowe.  Prócz zabudowy na każdym kroku natykaliśmy się na koronki czyli „cipke”. Bardzo nam się spodobała nazwa tutejszego festiwalu – „cipkarski”. Potem zjedliśmy lody i już był czas, żeby wejść do kopalni.

Kopalnia rtęci w Idriji
Kopalnia rtęci w Idriji

Ubraliśmy śmieszne kubraczki czyli górnicze kurtki i kaski. Potem przyszedł nasz przewodnik – meksykanin, który mówił w kilku językach obcych. Oprowadził nas po korytarzach prawdziwej kopalni rtęci. Same korytarze już były bardzo ciekawe, a do tego co kawałek znajdowały się figury woskowe obrazujące pracę górników, mnóstwo sprzętów i urządzeń, a wszystko to wzbogacone ciekawą opowieścią przewodnika. Niesamowite przeżycie, dużo się dowiedzieliśmy. Z Idriji pojechaliśmy  w kierunku Postojnej i dalej na camping Pivka Jama w miejscowości Postojna.

18.06.2006 r.

Jaskinia Postojna
Jaskinia Postojna

Jaskinia Postojna – Do Jaskini Postojnej wybraliśmy się wcześnie rano, gdyż baliśmy się, że możemy nie dostać biletów do najbardziej obleganej jaskini w Słowenii. Kupiliśmy bilety łączone, pozwalające na obejrzenie jaskini, muzeum Proteusa oraz Zamek Predjamski. Musieliśmy trochę poczekać, gdyż było bardzo dużo chętnych do zwiedzania jaskini. Załadowano nas do pociągu przypominającego kolejkę z wesołego miasteczka. Już od początku mijaliśmy piękne formy krasowe, a pociąg miejscami jechał dosyć szybko, bo miał do pokonania ponad 4 km. Jaskinia jest olbrzymia, a nacieki przepiękne. Gdy wysiedliśmy, podzielono nas na grupy językowe. My wybraliśmy oczywiście angielską, choć była jeszcze włoska, słoweńska i niemiecka. Poszliśmy za przewodnikiem, który długo oprowadzał nas po czeluściach jaskini, która jest przepiękna i zasługuje na miano największej turystycznej atrakcji Słowenii. Nie widzieliśmy dotąd tak dużej i bogatej w nacieki jaskini. Trudno pamiętać nawet te wszystkie sale i formy. Zapamiętaliśmy znak rozpoznawczy jaskini czyli „diament” – olbrzymi stalagmit o białej barwie. Droga powrotna odbyła się również pociągiem.

Proteus Anginus
Proteus Anginus

Następnie udaliśmy się do Muzeum Proteusa Anginusa, którego widzieliśmy również wcześniej w jaskini w akwariach. Oglądać je można niemal w całkowitej ciemności do dyspozycji mając otrzymaną przy wejściu latarkę. Najważniejszym zwierzęciem jest Odmieniec Jaskiniowy czyli Proteus. Odmieniec to zwierzę przypominające salamandrę, ale nie posiadające ani oczu ani nawet koloru. Żyje 100 lat i może obywać się bez jedzenia nawet przez kilka lat.

Zamek Predjamski
Zamek Predjamski

Zamek Predjamski – Następnie pojechaliśmy do oddalonego o kilkanaście kilometrów Zamku Predjamskiego. Jest to zamek przyklejony do skały, posiada front, ale nie posiada tyłu i wydaje się dużo większy niż w rzeczywistości. Ciekawa konstrukcja kryje ciekawe wnętrze. Zwiedza się bardzo różne pomieszczenia (salę sądową, salę tortur, jadalnię, sypialnię, spiżarnię, psiarnię, kapliczkę i inne), w których oprócz mebli można było spotkać figury woskowe dawnych mieszkańców zamku.  W zamku znajdowało się kilka tarasów widokowych.

Następnym punktem programu było zwiedzanie jaskini pod zamkiem. Jest to jaskinia nie posiadająca oświetlenia elektrycznego. Każdy z nas dostał latarkę i dzięki temu mogliśmy podziwiać jej wnętrze.  Nie było tam wiele nacieków, ale zobaczyliśmy coś, czego dotychczas nie mieliśmy okazji oglądać z tak bliska – malutkie, kilkucentymterowe nietoperze wiszące tuż nad naszymi głowami.

Pivka Jama
Pivka Jama

Pivka i Crna Jama – Wróciliśmy na camping, który ma niesamowite położenie.  Leży na sklepieniu jaskini, do której wejście znajduje się na samym środku campingu. Tak naprawdę są to 2 jaskinie, gdyż jedna przechodzi w drugą. Charakterystyczną cechą Pivki jest podziemna rzeka. Natomiast Crnej, czarne nacieki osmalone dymem z ognisk palonych przez ludzi pierwotnych. Te czarne nacieki mieniły się niczym posypane brokatem, przez co były jeszcze efektowniejsze.

Crna Jama
Crna Jama

W Jaskini Crnej panowała niższa temperatura niż w Pivkiej. Półtoragodzinne zwiedzanie w kameralnym gronie jest bardzo pięknym przeżyciem. Z jaskini wychodzi się daleko za campingiem.

Tego dnia skorzystaliśmy również z basenu znajdującego się na campingu. Byliśmy tam praktycznie sami. Bardzo nam się podobało.

19.06.2006 r.

Mali Naravni Most w Wąwozie Skocjan
Mali Naravni Most w Wąwozie Skocjan

Wąwóz Szkocjan – Najpierw mieliśmy problem z określeniem gdzie ten wąwóz się zaczyna. Dopiero trzecie zatrzymanie było początkiem szlaku.  Zaczęliśmy od Małego Naturalnego Mostu, który był najatrakcyjniejszym miejscem w tym wąwozie.  Po moście można było przejść  i oglądać płynącą w dole rzekę. Potem ruszyliśmy szlakiem chcąc dotrzeć na drugi koniec  do Wielkiego Naturalnego Mostu. Szliśmy cały czas przez las, bez specjalnych widoków. Gdy doszliśmy do miejsca, gdzie powinna być kładka, a były tylko jej resztki, musieliśmy zawrócić. Do tego szlak był źle oznakowany i parę razy gubiliśmy go. Wróciliśmy do samochodu. Podjechaliśmy do Wielkiego Mostu, który nie był już tak efektowny i postanowiliśmy pojechać  do kolejnej atrakcji.

Jaskinie Szkocjańskie – Na wejście musieliśmy trochę poczekać, ale było warto. Przyszła po nas przewodniczka i długo prowadziła do wejścia do jaskini. Już myśleliśmy, że się nie doczekamy, bo szliśmy chyba z 15 minut. Gdy weszliśmy do środka od razu otoczyły nas wspaniałe nacieki, ale to była tylko zapowiedź dalszych atrakcji.

Jaskinie Skocjanskie
Jaskinie Skocjanskie

Długo szliśmy przez różnej wielkości sale, aż otworzył się przed nami ogromny kanion podziemnej rzeki. Było to coś tak olbrzymiego, że trudno sobie wyobrazić nie widząc. Szliśmy wzdłuż pionowej, stumetrowej ściany po półce skalnej. W dole była przepaść z szumiąca rzeką, a wysoko w górze strop jaskini. Galeryjka, którą szliśmy, była pięknie oświetlona niczym lampki na choince. Jest to największy podziemny wąwóz w Europie. Wrażenie jest niesamowite, a jaskinia nieporównywalna z żadną, którą do tej pory widzieliśmy. Powrót na powierzchnię był jeszcze dłuższy niż zejście do jaskini. Wychodząc mogliśmy podziwiać duży wodospad, a później czekała nas przejażdżka kolejką zębatą.

Następnie poszliśmy na punkt widokowy, z którego rozciągał się widok na skały i położoną na nich wieś. W ramach jednej ceny dostaliśmy bilet na 2 dodatkowe wystawy:  etnologiczną obrazującą życie okolicznych wsi oraz historyczną ukazującą odkrywców jaskiń. Wystawy nie były zbyt ciekawe, a  przede wszystkim bardzo małe – znajdowały się w dwóch wiejskich domkach.

Koper
Koper

Koper – Ostatnią atrakcją tego dnia było portowe miasto Koper. Nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak piękne. Miasteczko jest malutkie, ale posiada przepiękne zabytki gotyku weneckiego. Chodziliśmy przeuroczymi uliczkami podziwiając  pałace i zwykłe domy, a także kościoły, fontanny i roślinność. O tym, jak małe jest to miasteczko, świadczy fakt, że obeszliśmy je w przeciągu godziny i całe szczęście, bo do godziny parking był za darmo. Wyjeżdżając z Kopru troszeczkę pobłądziliśmy.  Niedługo po tym przekroczyliśmy granicę Chorwacką i dotarliśmy w okolice Poreca do miejscowości Funtana na Camping Puntica – Plava Laguna. Camping był bardzo duży, Nocowaliśmy pod kwitnącymi drzewami. Poszliśmy też na plażę, która okazała się betonowym fragmentem nabrzeża.

CHORWACJA

20.06.2006 r.

Bazylika Eufrazjana w Porecu
Bazylika Eufrazjana w Porecu

Porec – Do miasteczka mieliśmy niedaleko. Na parking tuż przy starówce  trafiliśmy bez problemu. Porec to bardzo urokliwe, portowe miasteczko z wieloma pięknymi ulicami brukowanymi kamiennymi płytami i stojącymi wzdłuż nich kamiennymi domami.  Zwiedzanie zaczęliśmy od Bazyliki Eufrazjana, której złote mozaiki bizantyjskie na ścianach wprost zachwycają. Na podłodze widać fragmenty mozaik rzymskich.

Dom romański w Porecu
Dom romański w Porecu

 

 

Potem wędrowaliśmy uliczkami w poszukiwaniu innych zabytków: pozostałości świątyń rzymskich, budynków zbudowanych w stylu gotyku weneckiego i najważniejszej budowli poza bazyliką – domu romańskiego.  Dość długo spacerowaliśmy po ślicznych uliczkach oglądając różne kramy z pamiątkami.

Jaskinia Baredine – Nieopodal Poreca znajduje się ostatnia ze zwiedzanych przez nas podczas tego wyjazdu jaskiń – Jaskinia Baredine.

Jaskinia Baredine
Jaskinia Baredine

Jaskinia ta różniła się od wcześniejszych tym, że była pionowa. Dodatkowo ze względu na kolor gleby wszystkie nacieki w jaskini są bardzo czerwone.  Nacieków jest bardzo dużo, choć sama jaskinia nie jest zbyt długa. Przewodnik pokazał nam ciekawą rzecz – wszystkie nacieki to kryształy i dlatego można je podświetlać światłem latarki, co daje piękny efekt przypominający lampkę nocną. W jaskini żyje  Proteus Anginus czyli Odmieniec Jaskiniowy. Powrót jest męczący, gdyż trzeba wrócić tą samą droga na górę. Przewodnik określił powrót jako ścieżkę fitness.

 

Dvigrad
Dvigrad

Dvigrad – To opuszczone w średniowieczu miasto leży na uboczu, ale prowadzi do niego asfaltowa droga. Jest położone w górach. Jego zabudowania są mocno zrujnowane i niezbyt wielkie. Najbardziej wyróżnia się kościół i wieża. Poza tym widać pozostałości domów ze schodami donikąd oraz mury miejskie. Wszystko oczywiście zbudowane jest z kamienia.  Ruiny są bardzo zarośnięte, ale daje się jeszcze po nich chodzić.

Z Dvigradu pojechaliśmy pod Pulę na Camping Pomer w miejscowości Pomer, gdzie nocowaliśmy na plaży. Dzięki temu mogliśmy z namiotu patrzeć na zatokę, a i plaża była tuż obok.  Plaża była tym razem trochę lepsza, bo betonowo – żwirowa.

21.06.2006 r.

Ratusz i Świątynia Augusta w Puli
Ratusz i Świątynia Augusta w Puli

Pula – Wjazd do centrum Puli nastręczył nam trochę kłopotu. Najpierw wjechaliśmy na parking bliżej nieokreślony, a ostatecznie wylądowaliśmy na jakimś osiedlu, gdzie zostawiliśmy samochód. Okazało się że do centrum nie było tak daleko. Przeszliśmy przez jakąś niebudzącą zaufania dzielnicę i dotarliśmy na starówkę.  Chcieliśmy znaleźć rzymskie mozaiki, ale nie mogliśmy ich namierzyć. Dotarliśmy do kościoła Santa Maria Formosa. Bezskutecznie szukaliśmy mozaik, po czym poszliśmy na forum. Forum, a obecnie rynek był właśnie terenem wykopalisk. Pięknie zachowała się jedynie rzymska Świątynia Augusta, do środka której weszliśmy. Była to dla nas pierwsza świątynia rzymska, którą mogliśmy podziwiać w całości. Była mała, lecz imponująca. Obok świątyni stoi ratusz o bardzo ładnej fasadzie. Część tylnej ściany ratusza stanowi pozostałość drugiej świątyni rzymskiej. Stamtąd poszliśmy w górę w  kierunku teatru rzymskiego, po drodze mijając klasztor franciszkanów oraz Muzeum Archeologiczne. Teatr rzymski w Puli nie jest zbyt imponujący. Później weszliśmy jeszcze wyżej na twierdzę, skąd rozciągał się widok na Pulę a w szczególności na amfiteatr rzymski.

Amfiteatr rzymski w Puli
Amfiteatr rzymski w Puli

Twierdza, wzdłuż murów której przechodziliśmy, jest duża i posępna. Nie wchodziliśmy do środka. Następnie zeszliśmy na dół, żeby zobaczyć katedrę z fragmentami rzymskich mozaik.  Katedra nie była zbyt ciekawa, poszliśmy, więc do najciekawszego zabytku Puli, czyli amfiteatru. Rzymski amfiteatr w Puli to piękna, dobrze zachowana i imponująca budowla.  Weszliśmy oczywiście do środka. Stanęliśmy w centralnej części areny, dzięki czemu mogliśmy ocenić ogrom tej budowli. Przeszliśmy dookoła rozkoszując się widokiem każdej strony.  Zachowała się znaczna część trybun, całe ściany zewnętrzne, rzeźby i niektóre z pomieszczeń pod trybunami. To co pozostało pozwoliło nam wyobrazić sobie amfiteatr w czasach świetności.  Na koniec zeszliśmy jeszcze do podziemi pod areną, gdzie znajdowała się wystawa archeologiczna dotycząca wytwarzania oliwy w czasach rzymskich. Mogliśmy obejrzeć wielką ilość naczyń oraz urządzeń.  Z amfiteatru poszliśmy dalej obok podwójnej bramy, doszliśmy do bramy Herkulesa, a następnie do Łuku Sergiusza. Szliśmy piękną uliczką Puli, gdyż postanowiliśmy jeszcze raz znaleźć rzymskie mozaiki. Z wielkim trudem znaleźliśmy właściwe miejsce, jednakże okazało się, że mozaiki są w remoncie.

Z Puli wyjechaliśmy bez problemów i skierowaliśmy się do miasta Hum.

Hum – Mimo, że wydawało nam się, że skręt na Hum powinien być dalej, zaufaliśmy drogowskazowi, który poprowadził nas dość oryginalną drogą. Była bardzo wąska, kręta i wiodła przez góry. Myśleliśmy nawet, że jedziemy w niewłaściwym kierunku, ale w końcu zobaczyliśmy tabliczkę „Hum – najmniejsze miasto świata – 20 mieszkańców”.

Hum - najmniejsze miasto Świata
Hum – najmniejsze miasto Świata

Weszliśmy do środka przez bramę z wieloma napisami pisanymi pierwszym słowiańskim alfabetem – głagolicą. Poszliśmy pierwszą ulicą, zaczynającą się tuż pod kościołem, a kończącą się po góra 200 m i łączącą się z drugą taką samą ulicą prowadzącą z powrotem do kościoła. Hum to piękne zabytkowe miasteczko z kamiennymi domami. Przejście nie zajmuje zbyt wiele czasu. Na koniec poszliśmy do drugiego kościoła romańskiego stojącego na pobliskim cmentarzu. Niestety nie udało nam się do niego wejść.

Z Humu wyjechaliśmy drugą drogą, tzw. aleją głagolicy i zatrzymywaliśmy się przy poszczególnych miejscach poświęconych temu alfabetowi. Pozostała długa droga na Wyspę Krk. Długa, bo chcieliśmy ominąć kosztowny tunel Ucka. Długo jechaliśmy przez góry, chyba najbardziej krętą i stromą drogą w Chorwacji, a potem długo jechaliśmy przez Rijekę, aż do mostu prowadzącego na Wyspę Krk. Na wyspie krajobraz był zupełnie odmienny, a widok z mostu bardzo piękny.

Bez problemów trafiliśmy na Camping Bor w mieście Krk. Był to dość ładny, kameralny camping.

22.06.2006 r.

Krk – Podjechaliśmy pod starówkę miasteczka Krk., Zostawiliśmy samochód na parkingu i ruszyliśmy na zwiedzanie. Najpierw doszliśmy do wieży zegarowej. Potem poszliśmy w kierunku portu i wzdłuż nadbrzeża doszliśmy do Bramy Świętego Kwiryna, która prowadziła do pięknego kościoła pod wezwaniem tego samego świętego. Kościół obecnie nie pełni swojej funkcji, lecz jest pięknym przykładem architektury romańskiej. Obok kościoła stoi katedra. Do katedry weszliśmy, ale nie wywarła na nas zbyt dużego wrażenia. Ruszyliśmy dalej kamiennymi uliczkami aż do Zamku Frankopanów. Zamek był zamknięty, lecz z zewnątrz wyglądał bardzo okazale.

Krk
Krk

W przewodniku wyczytaliśmy, że najpiękniejszy widok na Krk jest z plaży po drugiej stronie zatoczki. Plaża była betonowa, ale za to widok naprawdę piękny. Widać było całą panoramę miasteczka z kamiennymi domami i czerwonymi dachami.  Są to charakterystyczne widoki dla całej Chorwacji. Następnie przeszliśmy przez wyżej położoną część miasta, obok klasztoru franciszkanów i wróciliśmy pod wieżę zegarową. Na koniec poszliśmy wzdłuż portu jachtowego na mały targ z pamiątkami.

Fiord Zavratnica
Fiord Zavratnica

Fiord Zavratnica – Droga do miejscowości Jablanac była bardzo nietypowa. Wiodła krętą, wąską drogą w dół i to drogą jednokierunkową. Przed miejscowością musieliśmy minąć kolumnę samochodów oczekujących na wjazd na wyspę Rab. Szukając miejsca parkingowego omal nie wyjechaliśmy z miejscowości, a że droga była jednokierunkowa, cofaliśmy się na wstecznym. W końcu znaleźliśmy kawałek wolnego miejsca na samym nabrzeżu. Jak zwykle przemili tubylcy wytłumaczyli nam jak dotrzeć do Fiordu Zavratnica. Okazało się, że musimy iść ścieżką wzdłuż morza. W końcu oczom naszym ukazały się ściany fiordu. Było tam przepięknie.

Zatopiony okręt - Fiord Zavratnica
Zatopiony okręt – Fiord Zavratnica

Szmaragdowa woda pięknie kontrastowała z białymi skalnymi ścianami i błękitnym niebem. W Fiordzie Zavratnica mieliśmy okazję zobaczyć najoryginalniejszego biletera, który jakby nigdy nic, podpłynął do nas motorówką. W pewnym momencie zobaczyliśmy przy brzegu wrak niemieckiego okrętu – niesamowite wrażenie. Doszliśmy do końca fiordu i przeszliśmy na drugą stronę. Szliśmy aż do końca ścieżki, a następnie wróciliśmy tą samą drogą. Nie mogliśmy się napatrzeć na tak piękne widoki. Trzeba przyznać, że jest to jedno z najpiękniejszych miejsc w Chorwacji.

Wróciliśmy do samochodu i jednokierunkową drogą wyjechaliśmy na główną drogę. Jadąc mieliśmy cały czas przepiękne widoki, gdyż jechaliśmy nad samym morzem, górską drogą, oglądając ciągnące się wzdłuż wybrzeża wyspy. Im bliżej mieliśmy do Starej Paklenicy, tym góry wzdłuż drogi stawały się coraz wyższe. Tu po raz pierwszy mieliśmy problem z campingiem, gdyż zobaczywszy camping, który mieliśmy zaplanowany, szybko się z niego wycofaliśmy. Recepcję stanowiła zdezelowana przyczepa, a na terenie byli tylko jedni turyści. Na szczęście trochę wcześniej widzieliśmy dwa inne campingi i zatrzymaliśmy się na jednym z nich. Camping Sibuljina był ulokowany w lesie nieco na południe od miejscowości Tribanj. Rozbiliśmy się niedaleko morza (plaża oczywiście betonowa) i zrobiliśmy sobie obiad. Popijając kawę i herbatę stwierdziliśmy, że na campingu jest wyjątkowo wstrętna woda. Z każdym łykiem wydawało nam się, że napoje są coraz bardziej słone. No cóż zrobiliśmy sobie kawę i herbatę z morskiej wody, nie wiedząc, że woda w kranach nadaje się tylko do mycia naczyń.

23.06.2006 r.

Velika Paklenica – Zanim poszliśmy w góry kupiliśmy sobie porządną mapę.  Podjechaliśmy na parking, kupiliśmy bilety i dostaliśmy informację po… czesku… Następnie pojechaliśmy na dalszy parking, gdzie zostawiliśmy samochód i ruszyliśmy w góry.  Na początku minęliśmy pozostałość po ostatniej wojnie, czyli bunkry partyzantów przebudowane na Centrum Obsługi Turystów. Potem weszliśmy w Dolinę Velikej Paklenicy.

Velika Paklenica
Velika Paklenica

Szlak prowadził w większości przez las wzdłuż strumienia. Nie mogliśmy więc nacieszyć oczu widokami, gdyż góry wyłaniały się spomiędzy drzew bardzo rzadko, Szlak był dość łagodny, dopiero na końcu wiódł ostrzej pod górę. Dotarliśmy w końcu do schroniska – Dom U Paklenici i po krótkim odpoczynku poszliśmy wyżej.  Szlak był dość trudny, ale bardzo piękny i urozmaicony.  Skały miały coraz to inną strukturę. Również i roślinność ciągle się zmieniała. Do tego dochodziły wspaniałe punkty widokowe, z których można było spoglądać na morze. Szło się bardzo trudno, gdyż było bardzo gorąco i latało dużo much. W pewnym momencie pokropił trochę deszcz, ale za chwilę wyszło słońce i grzało jeszcze mocniej. Po drodze spotykaliśmy mnóstwo jaszczurek. Najgorsze było zejście, bo wiodło bardzo stromymi zakosami, a podłoże stanowiły drobne kamyki i przez to cały czas się osuwały. Do tego zejście było bardzo długie.

Nin - najmniejsza katedra na Świecie
Nin – najmniejsza katedra na Świecie

Nin – Z Velikej Paklenicy pojechaliśmy do miejscowości Nin, gdzie znajduje się najmniejsza katedra na świecie. Przedromański kościół jest rzeczywiście malutki, pokryty białym tynkiem. Śliczna perełka, na pewno warta uwagi. Nieopodal Ninu na niewysokim wzgórzu stoi drugi przedromański kościół zbudowany z kamienia na planie koła z wieżą z blankami. Obok kościoła malowniczo rośnie duża pinia. Kościół i drzewo tworzą razem sielski obrazek.

Kościół przedromański nieopodal Ninu
Kościół przedromański nieopodal Ninu

Z kościoła niedaleko już było do naszego Campingu Peros w miejscowości  Zaton. Camping był niewielki, ale bardzo ładny. Rozciągał się z niego widok na oglądany wcześniej kościół z pinią. Camping był bardzo zadbany i posiadał przepiękny basen, z którego nie omieszkaliśmy skorzystać. Był to najbardziej przytulny i zadbany camping na tym wyjeździe.

 

24.06.2006 r.

Zadar – W Zadarze udało nam się wygodnie zaparkować samochód, bo przy samym nabrzeżu portowym, które znajdowało się blisko centrum. Zwiedzanie zaczęliśmy od Placu Pięciu Studni, przeszliśmy koło kolumny rzymskiej, która była pręgierzem.

Kosciół Św. Donata w Zadarze
Kosciół Św. Donata w Zadarze

Próbowaliśmy dostać się do kościoła Św. Symeona, ale nie pozwolono nam wejść ze względu na krótkie spodenki.  Szliśmy uliczkami Zadaru podziwiając kamienne domy, aż doszliśmy do Narodni Trg, przy którym znajdował się budynek straży miejskiej z ciekawymi płaskorzeźbami na fasadzie oraz przeszklona Loża Miejska. Potem poszliśmy ulicą Szeroką aż do rzymskiego forum, z którego pozostały jedynie fundamenty i fragmenty kolumn. Poszliśmy wzdłuż straganów aż do morza. Następnie udaliśmy się do romańskiego kościoła Św. Donata. Kościół ten obecnie nie pełni swojej funkcji, lecz jest to muzeum. Jest okrągły i posiada drugą kondygnację w postaci galerii. Ciekawostką są fundamenty wykonane z resztek rzymskich kolumn i innych fragmentów budynków z pobliskiego forum. W Zadarze zwiedziliśmy jeszcze katedrę Św. Anastazji, cerkiew oraz bramę morską. Na koniec pochodziliśmy sobie uliczkami wczuwając się w klimat tego miasta.

Sibenik – W Sibeniku mieliśmy problem ze znalezieniem wolnego miejsca na parkingu. Trafiliśmy w końcu na olbrzymi parking w porcie. Mieliśmy stąd dość daleko na starówkę. Przeszliśmy wzdłuż portu, mając widok na morze, kamienne budynki i piękną przyrodę. Poszliśmy w kierunku katedry, która jest najważniejszym obiektem Sibenika. Nie mogliśmy podziwiać w pełni jej fasady, gdyż była zastawiona przez trybuny w zawiązku z odbywającym się jakimś festiwalem. Nie mogliśmy też w pełni zobaczyć ratusza stojącego naprzeciwko. Obejrzeliśmy wnętrze osławionej katedry, ale niestety bez większych emocji.

Panorama Sibenika
Panorama Sibenika

Następnie poszliśmy zobaczyć jedną z czterech twierdz. Wydawało nam się, że idziemy do twierdzy Św. Anny, ale tabliczki „twierdziły” że idziemy do twierdzy Św. Michała. Droga wiodła w górę po kamiennych schodach, upał był nieznośny, więc po raz pierwszy i jedyny na tym wyjeździe zdarzyło się, że mieliśmy dość. Z twierdzy nie zostało zbyt wiele prócz okazałych murów.  Najwspanialszy był widok rekompensujący zmęczenie.  Miasto prezentowało się cudownie z kamiennymi domami i czerwonymi dachami. Wśród budynków wyróżniała się okazała katedra.  Miasto otaczało przepięknej barwy morze oraz wiele wysp.

Powłóczyliśmy się jeszcze po uliczkach Sibenika, a następnie na nocleg wybraliśmy niedaleką osadę turystyczną Solaris z gigantycznym campingiem. Pospacerowaliśmy wzdłuż plaży, ale nie zdecydowaliśmy na wylegiwanie w słońcu, gdyż był za duży upał.

25.06.2006 r.

Skradinski Buk w Parku Narodowym Krka
Skradinski Buk w Parku Narodowym Krka

Park Narodowy Krka – W miejscowości Skradin byliśmy z samego rana, musieliśmy więc poczekać na statek, który miał nas zawieźć do Parku Narodowego Krka. Statek był wliczony w cenę wstępu do parku. Już sam rejs stanowił dużą atrakcję.  Nie spodziewaliśmy się tak pięknego wodospadu, a raczej ciągu kaskad. Wodospad Skradinski Buk widzieliśmy już płynąc statkiem, a w pełni mogliśmy podziwiać go zaraz po wejściu do parku. Widok był rewelacyjny. Staliśmy na drewnianym pomoście i obserwowaliśmy spadającą kaskadami wodę. Potem poszliśmy w górę oglądając z bliska kolejne kaskady. Szlak był tak poprowadzony, aby można było podziwiać poszczególne poziomy wodospadu.

Roski Slap w Parku Narodowym Krka
Roski Slap w Parku Narodowym Krka

Było nam jeszcze mało wrażeń, więc wybraliśmy się na czterogodzinną wycieczkę do drugiego z tutejszych wodospadów, czyli Roskiego Slapu. Na wycieczkę popłynęliśmy statkiem. Był to bardzo miły rejs przez kanion rzeki Krka. W trakcie rejsu mieliśmy półgodzinny przystanek na Wyspie Visovac, gdzie znajduje się klasztor franciszkanów. Po klasztorze oprowadzał nas przewodnik. Zobaczyliśmy muzeum i pawia chodzącego po ogrodach. W kościele odbywała się niedzielna msza, więc zerknęliśmy tylko do środka. Wróciliśmy na statek i wpłynęliśmy w kanion. Wspaniale, w pełnym słońcu wyglądały wysokie, skalne ściany po obu stronach rzeki. W pewnym momencie w oddali ukazał się wodospad Roski Slap. Statek podpłynął pod sam wodospad, aż poczuliśmy chlapiącą wodę i wykonał obrót tuż przy samym wodospadzie. Wodospad był wyższy niż pojedynczy poziom Skradinskiego Buku, ale nie składał się z tak wielu kaskad. Dopłynęliśmy do przystani nieopodal, na godzinny postój. W sumie nie było tam nic ciekawego oprócz knajp. Woda przyjemnie spływała po zboczu skarpy, na której znajdowały się restauracje. Atrakcja dla Niemców i Włochów, którzy zamawiali sobie jedzenie. My kupiliśmy sobie tylko sok pomarańczowy. Przyglądaliśmy się jak ludzie kąpią się w kamiennych beczkach wypełnionych wodą z wodospadu. Dużo radości sprawiło nam obserwowanie jednego z wycieczkowiczów o pokaźnych rozmiarach, który zwyczajnie w świecie zaklinował się w jednej z beczek. Gabarytom turysty trudno się dziwić, gdyż wsiadł na statek z pełną torbą jedzenia i przez cały rejs jadł.

Wróciliśmy do Skradinskiego Buku, a potem drugim statkiem do Skradinu. Nie spodziewaliśmy się, że tyle czasu zajmie nam zwiedzanie Parku Narodowego Krka, a musieliśmy jeszcze jechać do Dubrovnika prawie 300 km. Jechaliśmy długo. Po drodze musieliśmy dwa razy przekroczyć granicę: chorwacko – bośniacką i bośniacko – chorwacką. Do campingu w miejscowości Orasac dotarliśmy około 21-ej. Na szczęście Camping Pod Maslinom był jeszcze otwarty. Musieliśmy rozbijać namiot prawie po ciemku, ale i tak byliśmy bardzo szczęśliwi, że dotarliśmy do celu.

26.06.2006 r.

Dubrovnik
Dubrovnik

Dubrovnik – Rano wybraliśmy się na zwiedzanie Dubrovnika. Udało nam się zaparkować na małym parkingu tuż pod murami. Gdy tylko zobaczyliśmy mury Dubrovnika, od razu się w nim zakochaliśmy. Weszliśmy Dużą Bramą i poszliśmy wzdłuż murów po stronie wewnętrznej, aż doszliśmy w pobliże Bramy Pile, gdzie znajduje się wejście na mury. Nim jednak się na nie wdrapaliśmy, obejrzeliśmy z zewnątrz kościół franciszkanów oraz Wielką Fontannę Onufrego, będącą dawnym wodociągiem, a obecnie fontanną „spełniająca życzenia”. Weszliśmy na mury i rozpoczęliśmy romantyczny spacer po cudownych obwarowaniach Dubrovnika. Podziwialiśmy przepiękne morze, wyspy, ale przede wszystkim wspaniałą starówkę tego miasta, okoloną potężnymi murami. Ścieżka wiodła nas albo ponad dachami domów, albo na równi z nimi. Szliśmy przez twierdze i forty. Weszliśmy również na jedną basztę, z której rozciągał się piękny widok. Spacer po murach jest najważniejszym punktem zwiedzania Dubrovnika. Kto nie przeszedł tych 1400 m, ten tak naprawdę nie widział Dubrovnika. Z tej pozycji, jest to najpiękniejsze miasto jakie dotąd widzieliśmy. Z murów zeszliśmy w tym samym miejscu, w którym na nie weszliśmy.  Przeszliśmy wzdłuż pięknej reprezentacyjnej ulicy Placa, aż do najważniejszego placu, przy który stoją najznakomitsze zabytki:  Pałac Sponza, Pałac Rektorów i Kolumna Orlando . Pochodziliśmy jeszcze w po Dubrovniku przyglądając się pomniejszym zabytkom i chłonąc atmosferę wspaniałego miasta. Z żalem opuściliśmy Dubrovnik.

Arboretum w Trsteno
Arboretum w Trsteno

Trsteno – Na ten dzień przewidzieliśmy jeszcze jedną dużą atrakcję, a dokładnie arboretum w miejscowości Trsteno. Arboretum to uchodzi za najpiękniejsze w Europie i jest w tym wiele prawdy. Arboretum to ogród, w którym znajdują się najróżniejsze egzotyczne rośliny. Chodziliśmy wśród wspaniałych okazów oraz budowli stylizowanych na antyczne.

Widok z Arboretum w Trsteno
Widok z Arboretum w Trsteno

Najbardziej zachwyciły nas przepiękne palmy, agawy, lasy bambusowe, fontanna z antycznymi rzeźbami, akwedukt, który doprowadza wodę do fontanny, a także mnóstwo kwitnących roślin, których nazw zupełnie nie znamy. Urzekł nas również widok z arboretum na morze. Potem poszliśmy do tak zwanego Nowego Ogrodu, który okazał się bardzo zaniedbany i nie wywarł na nas szczególnego wrażenia, zwłaszcza po tym co zobaczyliśmy wcześniej.

27.06.2006 r.

Split – Tego dnia czekała nas długa podróż, gdyż mieliśmy do przejechania 480 km. Po drodze zatrzymaliśmy się w Splicie, żeby obejrzeć Pałac Dioklecjana. Do Splitu wjechaliśmy i mijając ogromny pomnik biskupa Grgura Nińskiego, przez Złotą Bramę weszliśmy na teren pałacu.  Ku naszemu zaskoczeniu zobaczyliśmy zwykłą starówkę okoloną potężnymi murami.

Perystyl w Splicie
Perystyl w Splicie

Poszliśmy więc prosto na główny plac – dziedziniec Perystyl. Było to najładniejsze miejsce w całym pałacu, z kolumnami, posagami, między innymi sfinksa. Po prawej stronie mieliśmy katedrę Św. Dujama z potężną 60-metrową wieżą. Kupiliśmy bilety i weszliśmy na nią. Było to o tyle ciekawe, że  z góry łatwiej można było dostrzec rozkład pałacu i zobaczyć ile oryginalnych fragmentów pozostało. Do katedry nie wchodziliśmy, mogliśmy jednak zajrzeć do niej przez okienko wchodząc na górę wieży.  Schodząc ogłuszył nas dzwon.  Kolejnym celem była świątynia Jupitera. Była to druga rzymska świątynia, którą oglądaliśmy na tym wyjeździe w całości.  Weszliśmy do środka, który w późniejszych czasach został zamieniony w baptysterium. W środku znajdowała się chrzcielnica w kształcie krzyża. Wróciliśmy na Persytyl, skąd weszliśmy do Westyubulu, czyli wejścia do apartamentów cesarskich, które się niestety nie zachowały. Budynek w kształcie rotundy zaprowadził nas w odludniejszą i bardziej zrujnowaną część pałacu. Zachowały się jedynie fragmenty murów i fundamenty.  Stąd też był widok na katedrę. Wróciliśmy znowu na Perystyl i poszliśmy do Srebrnej Bramy, gdzie wśród nowych budynków wyłaniały się starożytne mury. Następnie poszliśmy do Żelaznej Bramy i mijając Muzeum Miejskie, Złotą Bramą opuściliśmy pałac. No cóż, w czasach świetności pałac prezentował się na pewno wspaniale, ale dziś to już nie to samo i przypomina zwykłą starówkę, a nie pałac. Na uwagę zasługują jeszcze dobrze zachowane podziemia z licznymi kramami.

Dalsza podróż, mimo odległości przebiegła szybciej niż się spodziewaliśmy i dość prędko znaleźliśmy się koło Plitvickich Jezior. Mieliśmy jednak problem z campingiem, gdyż ten, który wyszukaliśmy w Internecie był nieczynny. Musieliśmy zdecydować się na koszmarnie drogi Autokamp Korana tuż przy Jeziorach. Był on 2,5 raz droższy od najtańszego campingu w Chorwacji. Do tego wcale nie był nadzwyczajny.

28.06.2006 r.

Jeziora Plitvickie
Jeziora Plitvickie

Jeziora Plitvickie – Bardzo wcześnie rano, bo już o 7:30 byliśmy w Parku Narodowym Jeziora Plitvickie. Znaleźliśmy sobie miejsce do parkowania i wejściem numer 1 dostaliśmy się do parku. Już pierwszy widok zaparł nam dech w piersiach. Zobaczyliśmy wielki wodospad i kilka poziomów jezior o przecudnej turkusowej barwie. Zeszliśmy na dół pod wodospad po pomostach znajdujących się ponad taflami jezior. Następnie szliśmy drewnianymi kładkami nad kolejnymi jeziorami lub wzdłuż nich, podziwiając przecudne kaskady utworzone przez wodę przelewającą się z wyżej położonych do niższych jezior. W wodzie pływały najróżniejsze ryby i to w niewyobrażanych ilościach. Woda była niesamowicie czysta i przepiękna. Również otoczenie było bardzo ładne – rośliny i skały. Po drodze minęliśmy niewielką jaskinię, do której częściowo się wdrapaliśmy. Szliśmy w kierunku przystani P3, mijając po drodze różnej wielkości jeziora i mnóstwo kaskad. Na statek musieliśmy chwilę poczekać.

Jeziora Plitvickie
Jeziora Plitvickie

Ciekawostką jest,  że cena przejazdu wszystkimi środkami lokomocji w parku jest wliczona w cenę wstępu. Rejs stateczkiem był bardzo przyjemny, tym bardziej, że statek płynął bardzo cicho, gdyż miał napęd elektryczny. Wysiedliśmy i szliśmy dalej kolejnymi pomostami wśród jezior. Mijaliśmy niezliczoną ilość kaskad i większych wodospadów. Robiło to naprawdę ogromne wrażenie, niemożliwe wręcz do opisania. Minęliśmy stację kolejki  ST3 i poszliśmy aż do ST4, gdyż chcieliśmy obejrzeć wszystko co się dało. Pierwszy pociągo–autobus uciekł nam, ale już drugiemu nie przepuściliśmy. Jechaliśmy jeden przystanek z rozśpiewaną wycieczką Hiszpanów. Oni wysiedli, a my pojechaliśmy aż do stacji ST1. Do parkingu szliśmy wysoko położoną ścieżką, dzięki czemu z kilku punktów widokowych mogliśmy jeszcze raz, tym razem z góry podziwiać piękno Parku Narodowego.

Postanowiliśmy zmienić nasze plany i nie nocować drugi raz na Campingu Korana. Pojechaliśmy więc do Kamnika w Słowenii, gdzie przywitał nas malutki miejski Camping Resnik nieopodal miejskiego basenu. Był on zamknięty szlabanem, ale wyczytaliśmy, że należy wjechać, wybrać sobie miejsce i zgłosić się po 18-tej, żeby zapłacić. Ku naszemu zaskoczeniu zobaczyliśmy, że na campingu są bardzo oryginalne prysznice – 4 sitka na świeżym powietrzu otoczone plastikową kotarą. Z ulgą dowiedzieliśmy się, że prysznice te są dla ludzi z zewnątrz korzystających z kortów tenisowych. Dla mieszkańców campingu były normalne prysznice.

SŁOWENIA

29.06.2006 r.

Volcji Potok – Ostatniego dnia zwiedzania zaczęliśmy od arboretum Volcji Potok. Był to ogród na olbrzymim terenie, który składał się z wielu różnych ogrodów: francuskiego, angielskiego, różanego i „hujskiego” – cokolwiek by to nie znaczyło.

Arboretum Volcji Potok
Arboretum Volcji Potok

Ogród róż był nieco przekwitnięty, ale i tak bardzo piękny. Zaraz po wejściu znajdowała się wystawa kwiatów balkonowych, które można było kupić w pobliskim centrum ogrodniczym. Po części tej można jeździć kolejką. W całym ogrodzie znajdowały się słomiane postaci zwierząt. Niedaleko ogrodu francuskiego spotkaliśmy dwa wielkie pawie, których głowy zrobione są z tkaniny, a reszta z pięknych kwitnących kwiatów. Przepięknie prezentował się ogród francuski z wystrzyżonymi żywopłotami, a tuż obok znajdował się staw, w którym widzieliśmy czarnego łabędzia. Poszliśmy jeszcze do części zwanej „hujskim ogrodem”, a tak naprawdę były to stawy z roślinami wodnymi, w których pływały kolorowe karpie i żółwie. Wracając do wyjścia przeszliśmy jeszcze przez plac zabaw dla dzieci, gdzie znajdowały się różne przyrządy i labirynt z żywopłotu.

Kaplica romańska w Kamniku
Kaplica romańska w Kamniku

Kamnik – Najpierw udaliśmy się w kierunku Starego Gradu. Droga była bardzo kręta i wiodła pod górę. Gdy w końcu dotarliśmy na szczyt do ruin zamku, okazało się, że z zamku zostało bardzie niewiele, a jedyną atrakcją jest widok na Alpy i rozłożony w dole Kamnik. Zjechaliśmy na dół i zatrzymaliśmy się pod starówką. Poszliśmy na Mali Grad. Z kolei z tego zamku najlepiej zachowała się dwupoziomowa romańska kaplica z ładnymi freskami. Z zamku poszliśmy na spacer ulicą Sutną podziwiając ciekawą zabudowę.

Wróciliśmy po samochód i pojechaliśmy w drogę powrotną do Polski. Jednak nie było to takie proste. Najpierw błądziliśmy po pobliskich wsiach, a gdy już wjechaliśmy na autostradę w Austrii okazało się, że jeden z jej odcinków jest zamknięty i trzeba jechać objazdem w gigantycznym korku. Straciliśmy ponad godzinę. Na szczęście camping Zlate Pieski pod Bratysławą, z którego korzystaliśmy w poprzednich latach, był na swoim miejscu. Rozbiliśmy namiot i poszliśmy na upragnioną rybę do baru nad jeziorem. Pecena ryba, hranolki, salat i pivo Saris smakowały wyśmienicie. Całe szczęście, że wypiliśmy piwo, bo nie moglibyśmy zasnąć przy tak głośnej muzyce, jaką grano na campingu.

30.06.2006 r.

Powrót do domu przebiegł bez zakłóceń z wyjątkiem jednego, małego incydentu. Po wjechaniu do Polski zatrzymała nas kontrola celna i kazała otworzyć bagażnik, żeby pokazać wwożony alkohol.

PODSUMOWANIE

Wyjazd uważamy za bardzo udany, o wiele bardziej niż się spodziewaliśmy. Szczególnie urzekła nas przepiękna przyroda, począwszy od Wąwozu Vintagar, przez cudowne jaskinie, Parki Narodowe Chorwacji, Fiord Zavratnica, na pięknych arboretach skończywszy. Do tego doszła śliczna architektura portowych miasteczek, zabytki rzymskie, a przede wszystkim niezapomniany Dubrovnik. Nie sposób nie wspomnieć o oryginalnej kopalni rtęci, czy też widokach na górskim szlaku. Największa siła tego wyjazdu tkwiła w różnorodności. Do tego dołożyć trzeba bardzo wysoki poziom usług turystycznych, poruszanie się różnymi środkami lokomocji, od gondoli w Bledzie, przez podziemną kolejkę w Postojnej, statki w Parku Narodowym Krka, aż po rejs i przejazd kolejką w Plitvickich Jeziorach. Nawet podróż przez Słowenię i Chorwację nie była nudna, gdyż góry, których zbocza schodzą wprost do morza oraz przepiękne wyspy sprawiły, że nie mogliśmy oderwać od nich wzroku. Aby mieć pełen obraz, trzeba jeszcze wspomnieć o przemiłych ludziach, szczególnie w Chorwacji, którzy zawsze starali się pomóc, a przede wszystkim zaimponowali nam znajomością języków obcych (zarówno w Słowenii, jak i w Chorwacji). Cudowna, niezapomniana podróż.