Malta

27.04.2016 – 04.05.2016

Skrócony plan podróży
Informacje praktyczne

OPIS PODRÓŻY

27.04.2016 r.

Na Maltę polecieliśmy z lotniska Tegel w Berlinie (Air Malta, lot 377 o godzinie 21:50). Spodziewając się dużych korków w Berlinie, wyjechaliśmy z domu już koło południa. Rzeczywiście Berlin w godzinach popołudniowych jest mocno zakorkowany, ale na parkingu byliśmy i tak dużo przed czasem. Parking Park-to-Fly Am Zentralen Festplatz jest wyjątkowo dogodnie położony, gdyż od zjazdu z autostrady jest jakieś 500 m, a dowóz na lotnisko trwa maksymalnie 5 minut. Obsługa parkingu była bardzo sprawna, aczkolwiek deklarowany na stronie internetowej język polski to mit :-) Po przyjeździe na lotnisko byliśmy bardzo zaskoczeni, że jest jakby trochę z innej epoki. Najważniejszą różnicą był okrągły terminal i stanowiska odprawy (check-in) połączone z kontrolą osobistą i gate-m.

Samolot miał dwudziestominutowe opóźnienie, aczkolwiek na Maltę doleciał tylko z dziesięciominutowym, czyli o 0:50. Był to ostatni samolot przylatujący na wyspę, więc obsługa bardzo szybko uwinęła się z bagażami i nim doszliśmy do taśmy, nasze bagaże już tam były… Z taką prędkością dostarczenia bagaży jeszcze się nie spotkaliśmy :-) Hotel zamówił dla nas na swój koszt transfer z lotniska, więc poszliśmy od razu poszukać stanowiska Shuttle Bus i tu kolejna miła niespodzianka, bo już na nas czekano. Kierowca z trzynastką pasażerów pomykał z dość dużą prędkością po wąskich uliczkach rozwożąc pasażerów. Mogliśmy podziwiać pierwsze widoki z nocnej Malty. Do naszego Sunstone Guest House w miejscowości Qawra dotarliśmy o 2:10. Przemiły właściciel zaprowadził nas do pokoju niosąc po schodach jedną z walizek, gdyż powiedział, że jest “kawalerem maltańskim” i nie pozwoli kobiecie nosić walizki. Pokoik był niewielki, ale wiedzieliśmy o tym wybierając najtańszą opcję, za to czysty i z łazienką.

28.04.2016 r.

Sunstone Guest House i skuter
Sunstone Guest House i skuter

Rano poszliśmy na śniadanie, na które serwowano na ciepło fasolkę w sosie pomidorowym, smażony bekon oraz dziwne kiełbaski, przypominające parówki, ale tylko z wyglądu. Poza tym do wyboru były trzy wędliny, bardzo smaczny ser, jajka na twardo, paczkowane dżemy i miód, musli z mlekiem, jogurty, owoce, ciasto oraz pastizzi, czyli rodzaj wytrawnego croissanta z twarogiem podanego na ciepło (pastizzi pycha!). Do tego wszystkiego bułki, chleb, kawa, herbata i sok pomarańczowy. Generalnie śniadanie obfite, ale jedliśmy lepsze.

Po śniadaniu poszliśmy na rekonesans. Namierzyliśmy sklep spożywczy, w któym kupiliśmy oczywiście wodę mineralną. Niedaleko była promenada, na której znajdowały się liczne restauracje. Była to już inna miejscowość – Bugibba, aczkolwiek na Malcie to norma, że jedna miescowość kończy się, a zaczyna druga i tylko miejscowi wiedzą gdzie jest granica… Punktualnie o 10-tej przyjechał po nas pracownik wypożyczalni skuterów, w której zamówiliśmy nasz środek transportu (koszt wynajmu 20 € za dobę z pełnym ubezpieczeniem i dwoma kaskami za skuter Kymco 125 ccm). Wyruszyliśmy w drogę, okazało się jednak, że mimo, że Malta jest małą wyspą posiada całkiem rozwiniętą sieć dróg, a oznaczenia “takie sobie”. Znaleźliśmy jednak sposób na poruszanie się z GPS-em w telefonie. Pasażer na tylnym siedzeniu trzyma telefon i “steruje” kierowcą skutera. Metoda może śmieszna, ale skuteczna :-) Już na pierwszym rondzie spotkała nas mała przygoda, a mianowicie, przyzwyczajeni do ruchu prawostronnego, trzymaliśmy się środka drogi zamiast lewej strony. Policja szybko, krótkim sygnałem, przypomniała nam jak należy jeździć na Malcie, gdzie obowiązuje ruch lewostronny. Na szczęście nie zatrzymano nas :-)

Świątynia Hagar Qim
Świątynia Hagar Qim

Hagar Qim – Jadąc po lewej stronie, bo taki ruch obowiązuje na Malcie wąskimi drogami wzdłuż niskich murków, dotarliśmy do pierwszej atrakcji, czyli Świątyni Hagar Qim pochodzącej z 3000-2500 r. p.n.e (wstęp do dwóch świątyń: Hagar Qim i Mnajdra – 10 €). Zwiedzanie rozpoczęliśmy od małego muzeum, którego najciekawszym elementem jest film 5D o historii tego miejsca. Sama świątynia, podobnie jak i inne na Malcie, jest przykryta namiotem-kopułą, która chroni przed palącym słońcem. Wewnątrz obejrzeć można ruiny tak naprawdę czterech połączonych ze sobą świątyń, które miały znaczenie zarówno kultowe, jak i handlowe oraz społeczne. Wewnątrz zaskakiwała bardzo dobrej jakości obróbka kamienia jak na tak starą budowlę. 

Świątynia Mnajdra
Świątynia Mnajdra

MnajdraŚcieżką pośród wrzosowisk udaliśmy się do położonej kilkaset metrów dalej Świątyni Mnajdra. Jest ona tak samo stara jak Hagar Qim, ale złożona z trzech świątyń. Na uwagę zasługują otwory, przez które okresowo wpada słońce oświetlając wnętrze, stąd świątynia ta uważana jest również za zegar astronomiczny. Ciekawe są również zdobienia  ścian, czyli setki regularnie rozmieszczonych, małych wgłębień. Dodatkowym atutem jest możliwość powrotu do pierwszej świątyni okrężną ścieżką, wiodącą pośród wrzosowisk (do wyboru są dwie trasy). Wybraliśmy krótszą, czyli trasę A, która zajęła nam znacznie mniej czasu niż podano na tablicze, a mianowicie niecałe pół godziny. Podczas spaceru widzieliśmy gekona, jaszczurkę, różne suchorosty oraz niewielką wyspę Filfla, czyli skałę wystającą z wody stanowiącą rezerwat przyrody. Tu należy dodać, że roślinność Malty jest specyficzna, gdyż dominują rośline niskie, suchorosty, opuncje, prawie nie ma drzew, a królują skały i otwarte przestrzenie.

Przystań łodzi pływających do Blue Grotto
Przystań łodzi pływających do Blue Grotto

Blue Grotto – Nie mieliśmy szczęścia, aby obejrzeć tę jaskinię dostępną wyłącznie od strony morza, gdyż silne fale uniemożliwiły rejs do atrakcji (cena rejsu to 8€). Przeszliśmy wzdłuż małego fiordu, dalej ścieżka była jak dla nas zbyt “hardkorowa”. Za to powyżej przystani znajdowały się bary. W jednym z nich tuż przy parkingu zjedliśmy fantastyczną przekąskę, czyli Rabbit Pie (3,50 €), czyli królik z warzywami w cieście. Do tego nie omieszkaliśmy wypić lokalnego piwa Cisk (1,8 € za butelkę 0,25 l). Królicze ciastko palce lizać ;-)

Port Ghar Lapsi
Port Ghar Lapsi

Ghar Lapsi – Niewielki port i kąpielisko przepięknie położone wśród skał. Charakterystyczne dla tego miejsca są hangary dla łodzi wykute bezpośrednio w skale.  Oprócz wyciągniętych z powodu fal na brzeg kolorowych łodzi, mogliśmy podziwiać malowniczo rozbijające się o skały fale i ciekawy naturalny basen, który zapewne podczas dobrej pogody cieszy się niemałym zainteresowaniem. Po wejściu wyżej mogliśmy oglądać piękne klify.

Klify Dingli (Dingli Cliffs)
Klify Dingli (Dingli Cliffs)

Klify Dingli (Dingli Cliffs) – Podjechaliśmy kawałek dalej, gdzie była ścieżka prowadząca na punkt widokowy, z którego roztacza się panorama na wysokie (ponad 250 m) Klify Dingli. Było tam także stanowisko archeologiczne z epoki brązu, ale mało interesujące. Widok na klify był bardzo piękny, można było dojść na sam skraj i stamtąd podziwiać widoki.

Drzewa pomarańczowe w Buskett Gardens
Drzewa pomarańczowe w Buskett Gardens

Buskett Gardens – Generalnie jest to jedyny las, a raczej lasek na Malcie. Nie zatrzymaliśmy się w nim na zbyt długo, bo nie ma za wiele do zaoferowania. Dawniej było to miejsce polowań kawalerów maltańskich, a dziś zwykły lasek – park.

Po powrocie do Qawry, poszliśmy na pierwszy obiad do restauracji na promenadzie. W Vittoria Restaurant zamówiliśmy panierowane krewetki (scampi breaded-battered – porcja 10,50€) oraz panierowane krążki z kalmarów (calamari rings battered – porcja – 11,50 €), oba dania podawano z frytkami lub pieczonymi ziemniakami oraz surówką, do tego obowiązkowe Blue Label Dark Ale, czyli lokalne pyszne ciemne piwo (1,5€ za 0,25 l).

29.04.2016 r.

Wnętrze Konkatedry Św. Jana w Valletcie
Wnętrze Konkatedry Św. Jana w Valletcie

Valletta – Po śniadaniu (identycznym jak dnia poprzednigo i przez kolejne pięć poranków, z wyjątkiem Pastizzi, które nie zawsze były) pojechaliśmy do stolicy, czyli Valletty. Do celu mieliśmy jakieś 18 km, ale duży ruch i korki utudniły nam nieco dotarcie na miejsce. Chociaż i tak byliśmy wygrani w stosunku do kierowców samochodów, gdyż nasz skuterek przeciskał się pomiędzy innymi pojazdami. Zaparkowaliśmy nieopodal Pjazza Kastilja, czyli niemal na samej starówce. Ogromną zaletą skutera jest to, że potrzeba naprawdę niewiele miejsca do zaparkowania :-) Parkowaliśmy prostopadle do krawężnika między dwoma zaparkowanymi samochodami (taki lokalny zwyczaj).

Dziedziniec Pałacu Wielkich Mistrzów
Dziedziniec Pałacu Wielkich Mistrzów

Poszukaliśmy informacji turystycznej (na Triq Il-Merkanti), gdzie dostaliśmy mapkę miasta oraz dowiedzieliśmy się gdzie i kiedy można obejrzeć największy pokaz Festiwalu Sztucznych Ogni (zaplanowaliśmy oglądanie pokazu dużo wcześniej). Otrzymaliśmy jeszcze jedną ważną informację, a mianowicie, że toaleta jest tuż za rogiem i kosztuje 0,70€ . Następnie poszliśmy do zrujnowanego teatru – Royal Opera House Ruins Theater, który obecnie jest swego rodzaju amfiteatrem. Dalej ruszyliśmy główną ulicą Triq Ir-Repubblika podziwiając charakterystyczne maltańskie zabudowane, kolorowe balkony oraz budynki zbudowane z wszechobecnego żółtego kamienia. Kolejnym celem była Konkatedra Św. Jana, czyli najważniejszy zabytek Valletty (wstęp 10€). Zanim zdążyliśmy do niej wejść, usłyszeliśmy orkiestrę wojskową, która przemaszerowała główną ulicą, a chwilę później mieliśmy niepowtarzalną okazję zobaczyć akcję maltańskiej policji, która złapała kieszonkowca. Byliśmy pełni podziwu szybkością i stanowczością działania. Katedra jest niezwykłym, zachwycającym zabytkiem, gdyż poza olbrzymią ilością ozdób, ocieka wręcz złotem, a podłogi w całości pokryte są kolorowymi płytami nagrobnymi kawalerów maltańskich i znamienitych obywateli Malty.

Rezydencja szlachecka - Casa Rocca Piccola
Rezydencja szlachecka – Casa Rocca Piccola

Następnie udaliśmy się w kierunku Pałacu Wielkich Mistrzów mijając po drodze bardzo ładny Plac Republiki (Republic Square / Misrah Ir-Repubblika) z okazałym budynkiem Biblioteki Narodowej, przed którym stoi pomnik Królowej Wiktorii. Naprzeciwko Biblioteki w dawnym skarbcu joannitów mieści się obecnie najbardziej osławiona Cafe Cordina z pięknymi malowidłami na suficie, co musieliśmy oczywiście sprawdzić. Z kawiarni nie skorzystaliśmy, bo baliśmy się, że ceny zwalą nas z nóg ;-) Tuż obok znajduje się kolejny plac – St. George’s Square, na którym usytuowany jest Grand Master’s Palace, czyli Pałac Wielkich Mistrzów. Jest to okazały, aczkolwiek z zewnątrz przeciętny budynek z bardzo długim zabudowanym balkonem. Za to dziedzińce Pałacu zachwycają. Z powodu remontu mogliśmy wejść do apartamentów dopiero o 13:00, dlatego postanowiliśmy udać się najpierw do Casa Rocca Piccola, czyli jedynej udostępnionej do zwiedzania rezydencji szlacheckiej w Valletcie (wstęp 9€). Po budynku oprowadza właścicielka, a sam dom jest bardzo ciekawy i naprawdę warty zobaczenia ze względu na ciekawe wyposażenie z różnych epok. Na koniec schodzi się do podziemi, które stanowiły niegdyś cysternę na wodę, a potem schron na czas wojny.

Uliczka Valletty
Uliczka Valletty

Podziwiając kolejne przepiękne uliczki z różnorodnymi, kolorowymi balkonami doszliśmy aż do Fortu Św. Elma (Fort St. Elmo / Il-Forti Sant Iermu), z którego rozciągał się piękny widok na Fort Ricasoli, czyli efektowną twierdzę po przeciwnej stronie zatoki. Ulicą Triq Il-Merkanti wróciliśmy do Pałacu, aby obejrzeć apartamenty i zbrojownię (bilet 8€). Po drodze nabyliśmy charakterystyczną i efektowną biżuterię maltańską, czyli kolczyki i wisiorek w kształcie krzyża maltańskiego wykonane ze srebra techniką filigranu (nasz komplet kosztował 26€, ale wybór był ogromny). Apartamenty Pałacu Wielkich Mistrzów nie zachwyciły nas, a przede wszystkim brak im wyposażenia. Zbrojownia ma faktycznie bogatą kolekcję wszelkiej maści broni, ale prócz jednej sceny z uzbrojonymi po zęby rycerzami, reszta to wyłącznie zwykłe gabloty.

Salut armatni widziany z Upper Barrakka Garden
Salut armatni widziany z Upper Barrakka Garden

Przyszedł czas na obiad, który zjedliśmy w restauracji Cadena Café na Triq Il-Merkanti. Obiad był rewelacyjny, a składał się na niego miecznik (swordfish) z sosem pomidorowym, frytkami i surówką za 13,95€, i do tego lokalne piwo Shandy (1,5€ za 0,25l). Najedzeni poszliśmy na Triq Sant Ursula, czyli ulicę Św. Urszuli, która jest chyba najbardziej efektowna, a którą można dojść do Upper Barrakka Garden, aby o 16:00 obejrzeć z góry salut armatni. Czekając na właściwy moment podziwialiśmy przepiękną panoramę z miastami Vittoriosa i Senglea po drugiej stronie zatoki The Grand Harbour. Na salut składała się ceremonia ładowania armat oraz efektowny wystrzał na pamiątkę skutecznej obrony przed Turkami. Potem włóczyliśmy się jeszcze kolejnymi uliczkami. Mijając nowoczesną Główną Bramę doszliśmy do nieczynnej, choć bardzo ładnej Fontanny Trytona i dalej aż do drugiej części miasta nad Marsamxett Harbour, podziwiając liczne malownicze uliczki z balkonami.

30.04.2016 r.

Palazzo Parisio w Naxxar
Palazzo Parisio w Naxxar

Palazzo Parisio – Naxxar – W Naxxar przejechaliśmy centrum, gdyż nie wiedzieliśmy, że Pałac znajduje się przy głównym rondzie. Tym bardziej, że budowla nie wyróżnia się niczym szczególnym. Bardziej okazale wyglądają dwa kościoły połączone ze sobą i stanowiące środek ronda. Zaparkowaliśmy na ogromnym parkingu kilkaset metrów od Palazzo Parisio i pieszo wróciliśmy do ronda. Obejrzeliśmy najpierw kościoły, z których bardziej okazały jest kościół Narodzenia Najświętszej Marii Panny, a którego wejście znajduje się vis-a-vis wejścia do Pałacu.

Ogrody Palazzo Parisio
Ogrody Palazzo Parisio

Pałac (bilet 12€) ma najbardziej okazałe wnętrza na wyspie, ozdobione freskami i do tego świetnie wyposażone w zabytkowe meble. Na dziedzińcu trwały przygotowania do wesela, gdyż pałac będący nadal w prywatnych rękach, jest wynajmowany na różne uroczystości. Potem poszliśmy podziwiać ogrody, które uchodzą za najpiękniejsze na Malcie i rzeczywiście są okazałe jak na Maltę. Mogliśmy podziwiać przepiękne krzewy i palmy oraz kwiaty znane nam wyłącznie z kwiaciarni.

Mdina
Mdina

Mdina – Już z oddali widać było imponujące mury tego niewielkiego miasteczka na szczycie niewysokiego wzniesienia. Podjechaliśmy od ulicy Triq Ghajn Hamiem na parking tuż pod mniejszą z dwóch bram Mdiny od strony zachodniej. Skuter mieliliśmy oczywiście gdzie zaparkować, ale dla samochodów nie było już miejsca… Weszliśmy do miasteczka, które z miejsca nas oczarowało. Słusznie zasługuje na miano miasta ciszy, a do tego jest to miasto zabytków i średniowiecznego klimatu. Za sprawą wszechobecnych dorożek można się poczuć jak w dawnych czasach.

Uliczki Mdiny
Uliczki Mdiny

Wąskie uliczki, domy z żółtego kamienia, gdzieniegdzie kolorowe krzewy, sporo kościołów, pałace, urokliwe place, a do tego wspaniała panorama z murów miejskich, spowodowały, że uznaliśmy Mdinę za najładniejsze miasteczko na Malcie. Obeszliśmy większość uliczek oraz główny plac z katedrą Św. Pawła i udaliśmy się do Głównej Bramy, aby przejść do znajdującego się naprzeciwko drugiego miasteczka – Rabatu. Widok na głowną bramę i mury Mdiny dał kolejne niezapomniane wrażenie.

Katakumby Św. Pawła w Rabacie
Katakumby Św. Pawła w Rabacie

Rabat – Przeszliśmy pasem zieleni, który bardziej przypominał nam krajobraz śródziemnomorski niż maltański i udaliśmy się wprost do katakumb Św. Pawła (wstęp 5€ za zwiedzanie katakumb i groty Św. Pawła), do których wejść należy przez Wignacourt Museum przy Parish Square. Zagłębiliśmy się w dość skomplikowanym i rozległym labiryncie podziemnych korytarzy, przejść, pomieszczeń i nisz. Zwiedzanie odbywa się samodzielnie co potęguje wrażenie, a dodatkowo pozwala na spokojną kontemplację tego miejsca. Na szczęście jest dużo strzałek, które nie pozwalają turystom zabłądzić. Ciekawe miejsce warte zejścia z utartych szlaków. W Rabacie interesująca jest także katedra, do której się jednak nie dostaliśmy oraz plac, przy którym stoi. Uliczki są znacznie mniej ciekawe niż gdzie indziej, aczkolwiek równiez przyjemne.

Maltese Platter, czyli maltańska przekąska w Mdinie
Maltese Platter, czyli maltańska przekąska w Mdinie

Mdina – Do Mdiny wróciliśmy główną bramą i ruszyliśmy w kolejne uliczki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Ostatecznie trafiliśmy do Mdina Don Mosque na Maltese Platter, czyli klasyczną maltańską przekąskę dla dwóch osób za 14€. Na danie składały się maltańskie kiełbaski, wędzony kozi ser z pieprzem, pomidory, kapary, sałaty, dwie pasty – a’la pasztet i a’la paprykarz, chleb i masło, a do tego obowiązkowy Cisk (1,8€ za 0,25l). Genialna popołudniowa przekąska, warta naprawdę spróbowania  :-) 

Gnejna Bay - Zatoka Gnejna
Gnejna Bay – Zatoka Gnejna

Gnejna Bay – Śliczna zatoczka z ładną plażą, a zarazem niewielki port rybacki z hanganrami na kolorowe łodzie wydrążonymi w skale. Charkterystyczny dla tej zatoki jest wyjątkowego koloru piasek na plaży, który jest niemal pomarańczowy. W kilku miejscach, w tym w Gnejna spotkaliśmy się z pilnującymi porządku parkingowymi, którym wypada dać napiwek (0,40-05€), choć sam parking jest oczywiście bezpłatny. Pomoczyliśmy nogi, przeszliśmy wzdłuż plaży i doszliśmy do hangarów. Niestety nie mieliśmy okazji zobaczyć zbyt wielu łodzi, bo były schowane. Fajne, sympatyczne miejsce, świetne do kąpieli, aczkolwiek na przełomie kwietnia i maja, mimo palącego słońca, woda była dośc zimna.

Valletta – Wieczorem pojechaliśmy naszym skuterem ponownie do Valetty, aby obejrzeć ją w zachodzącym słońcu, a przede wszystkim wspaniały pokaz kończący Festiwal Sztucznych Ogni. Jeśli chodzi o wieczorną Vallettę to mocno się zawiedliśmy, bo tylko niektóre miejsca są ładnie oświetlone, a główne place i ulice są niemal ciemne. Na Triq Ir-Repubblika trwała fiesta związana prawdopodobnie z jakimiś wydarzeniami sportowymi. Powłóczyliśmy sie trochę, chwilę posiedzieliśmy na placu Św. Jerzego przyglądając się kolorowej, grającej fontannie (nic szczególnego) i poszliśmy zająć dogodne miejsce do obserwowania pokazu na St. Barbara Bastion.

Festiwal Sztucznych Ogni w Valletcie
Festiwal Sztucznych Ogni w Valletcie

Pokaz odbył się w Grand Harbour z opóźnieniem, ale warto było czekać (miał być o 21:30, a rozpoczął się po 22:00). Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. 25 minut pokazu niesamowitych ogni sztucznych przy dźwiękach znaych przebojów to coś niepowtarzalnego. To trzeba przeżyć, bo opisać się po prostu nie da… Powrót to kolejne wyzwanie. Było ciemno, zimno  panował naprawdę spory ruch, a my na naszym skuterze pędziliśmy do Hotelu.

01.05.2016 r.

Prom na Gozo
Prom na Gozo

Prom na wyspę Gozo kursuje z miejscowości Cirkewwa co około 45 minut, a do terminala prowadzą drogowskazy z wielu miejsc na Malcie. Opłata pobierana jest w drodze powrotnej z Gozo w specjalnych bramkach przypominających te znane nam z autostrad. Opłata za skuter z kierowcą wynosi 8,15€, a za pasażera 4,65€ (oczywiście jest to cena w obie strony, bo płaci się tylko raz). Na terminalu należy od razu stanąć w liniach (razem z samochodami) i cierpliwie czekać na wjazd. Zarówno załadunek, jak i rozładunek odbywał się bardzo sprawnie, a sam rejs trwał około 25 minut. Na promie jest sklepik i bar oraz oraz wiele miejsc do siedzenia. Przyjemny rejsik.

Zatoka Mgarr Ix-Xini
Zatoka Mgarr Ix-Xini

Zatoka Mgarr Ix-Xini – Gozo – Pierwszym naszym celem na tej drugiej co do wielkości wyspie archipelagu maltańskiego była malownicza zatoka Mgarr Ix-Xini. Mimo ostrzeżeń w przewodniku o wyjątkowo kiepskiej drodze, wybraliśmy się, aby ją zobaczyć. Droga okazała się całkiem dobra, a jedynie trochę stroma. Najlepszy widok na Mgarr Ix-Xini jest ze ścieżki położonej powyżej zatoki, po przeciwnej jej stronie niż droga. Dróżka zaczyna się obok niewielkiego budynku. Na ścieżce mijaliśmy wspaniałe opuncje oraz kaktusy z wyjątkowo długimi kolcami.

Widok z Cytadeli w stolicy wyspy Gozo, czyli miasteczka Victoria (Rabat)
Widok z Cytadeli w stolicy wyspy Gozo, czyli miasteczka Victoria (Rabat)

Victoria/Rabat – Gozo – Zatrzymaliśmy się na Pjazza San Frangisk naprzeciwko kościoła Św. Franciszka, stąd do Cytadeli było zaledwie 500 metrów pieszo. Mieliśmy okazję zobaczyć dość oryginalną końcówkę mszy, która odbywała się na zewnątrz, a uczestnicy śpiewali i tańczyli dookoła ołtarza. Musieliśmy się zapytać miejscowych o drogę prowadzącą do Cytadeli. Doszliśmy do Misrah L-Independenca, na placu tym znajduje się infomacja turystyczna, w której otrzymaliśmy mapkę miejscowości oraz ulotkę o wyspie Gozo w języku polskim (miłe zaskoczenie). Sama Cittadella góruje nad całą wyspą, bo jest najwyższym na niej miejscem. Dzięki temu rozciąga się z niej widok na calutką wyspę, a nawet na Maltę. Niestety w dużej mierze jest w ruinie, aczkolwiek Katedra Św. Marii oraz wiele domów jest nadal w całości. Dodatkowo znajduje się tam aż  pięć muzeów, któych my jednak nie zwiedzaliśmy, bo woleliśmy pospacerować po tym ciekawym miejscu.

Inland Sea, czyli wewnętrzne morze na Gozo
Inland Sea, czyli wewnętrzne morze na Gozo

Inland Sea i Azure Window – Wewnętrzne morze to w zasadzie zatoczka morska połączona z Morzem Śródziemnym tunelem skalnym. Na przystani cumują niewielkie łodzie, które zabierają na 15-minutowy rejs (za 4€ od osoby) do Azure Window, czyli łuku skalnego o dźwięcznej nazwie “lazurowe okno”. Inland Sea to także niewielkie, płytkie kąpielisko. Udało nam się “załapać” na indywidualną wycieczkę, gdyż akurat nie było chętnych poza nami. Popłynęliśmy przez szczelinę skalną na otwarte morze, gdzie mogliśmy oglądać piękne klify, zagłębienia skalne z wodą o wyjątkowo głębokiej niebieskiej barwie, a przede wszystkim okazały łuk skalny.

Azure Window - łuk skalny na Gozo
Azure Window – łuk skalny na Gozo

Po rejsie zjedliśmy jeszcze tradycyjną potrawę, czyli przepyszną potrawkę z królika po gozitańsku (duża porcja z ziemniakami pieczonymi i grillowanymi warzywami – 14,95€), do tego duże piwo (3€) i duża cola (2,80€). Cały wspaniały obiad w restauracji Azure Window dla dwóch osób kosztował nas 35,70€, ale było warto :-D Jedynym mankamentem potrawy było to, że królika dało się zjeść wyłącznie palcami, a to z powodu niezwykle małych kosteczek, mniejszych znacznie niż w kurczaku. Na koniec poszliśmy obejrzeć łuk skalny od strony lądu. Z tej strony prezentował się równie imponująco, zwłaszcza, że był doskonale oświetlony przez słońce.

Saliny Ghajn Barrani
Saliny Ghajn Barrani

Saliny Ghajn Barrani – Są to naturalne baseniki, w których odparowywana jest woda morska w celu uzyskania soli. Ciągną się one na przestrzeni dwóch kilometrów tworząc siatkę małych zbiorniczków. Ciekawe jest to, że kompleks ten jest nadal użytkowany. Wzdłuż salin ciągnie się droga, którą warto przejechać się, aby poobserwować różnej wielkości i kształtów zbiorniczki. Po przeciwnej stronie drogi ciągnie się skała o niemal białej barwie, nadając temu miejscu jeszcze bardziej irracjonalny charakter. Całości wrażenia dopełnia skała leżąca już poza salinami, ale widoczna naprzeciwko małej zatoczki. Miejsca tego nie powinno się pominąć zwiedzając Gozo.

Widok na Zatokę Ramla oraz w oddali na Jaskinię Calypso
Widok na Zatokę Ramla oraz w oddali na Jaskinię Calypso

Zatoka Ramla z Jaskinią Calypso – Do Jaskini Calypso prowadzi specjalnie wytyczona ścieżka, aczkolwiek nie jest to droga do samej jaskini, lecz do punktu widokowego, z którego widać w oddali Jaskinię Calypso, a przede wszystkim piękną Zatokę Ramla z jedną z piękniejszych plaż na wysepce. Wracjając do skutera kupiliśmy jedyny w swoim rodzaju napój – Kinnie, który ma charakterystyczny słodko-gorzki smak i kolor dość ciemnego piwa. Warto spróbować, bo napój ten nie jest dostępny poza Maltą. Nam smakował. Na Gozo chcieliśmy jeszcze obejrzeć słynny wiatrak Ta’Kola, aczkolwiek był w remoncie i praktycznie całkowicie zasłonięty rusztowaniami.

Po powrocie do hotelu poszliśmy jeszcze kupić coś do jedzenia na kolację i zupełnie przez przypadek trafiliśmy do malutkiego baru serwującego na wynos przekąski typu Pie. Nie były to jednak zwykłe ciastka, lecz coś w rodzaju pasztecików o różnych kształtach i nadzieniach. Kupiliśmy cztery rodzaje: w cieście francuskim z sezamem i parówką w środku, w postaci pieroga z nadzieniem pomidorowo-tuńczykowym, w kształcie okrągłej tarty przykrytej ciastem z nadzieniem z mięsa mielonego oraz wcześniej już opisane pastizzi.

02.05.2016 r.

Świątynie w Tarxien
Świątynie w Tarxien

Tarxien – Świątynie w Tarxien uchodzą za najlepiej zachowane świątynie prehistoryczne na Malcie i dlatego zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO (wstęp 6€). Podobnie jak świątynie Hagar Qim oraz Mnajdra kompleks jest zadaszony, a do tego zbudowane zostały specjalne chodniki-platformy, z których można oglądać świątynie w środku oraz z góry. Zachowały się liczne zdobienia zarówno geometryczne, jak i ukazujące zwierzęta. Miejsce ciekawe, ale gdy widziało się dwie poprzednie, to nie robi już aż takiego wrażenia, tym bardziej, że znajduje się w środku miasta.

Vittoriosa widziana z Valletty
Vittoriosa widziana z Valletty

Vittoriosa/Birgu – Zaparkowaliśmy nasz pojazd u zbiegu trzech miast na ulicy IX-Xatt Ta Bormila. To był doskonały pomysł, bo mogliśmy zwiedzić maltańskie trójmiasto bez konieczności przeparkowywania. Do Vittoriosy zwanej Birgu mieliśmy jakieś kilkaset metrów, szliśmy wzdłuż doku będącego przedłużeniem zatoki i dzięki temu po jednej stronie mieliśmy miasteczko Senglea, przed sobą Vittoriosę, a za sobą Cospicuę. Mogliśmy podziwiać setki jachtów zakotwiczonych w zatoce między Sengleą a Vittoriosą. Były to zarówno małe żaglówki, jak i wielkie jachty.  Z kolei przy murach Valletty widocznej w oddali, stały przycumowane wielkie statki wycieczkowe. Przeszliśmy przez Bramę Główną i doszliśmy do małego sklepiku “Gemstones” na Main Gate Street, w którym dostaliśmy gratisową mapkę miejscowości. Następnie zapuściliśmy się w poszukiwaniu tawern pozostałych po rycerzach maltańskich, a przede wszystkim domów normańskich. Vittoriosa robi bardzo przyjemne wrażenie, tym bardziej, że nie jest “zadeptana” przez turystów. Dotarliśmy do Vittoriosa Squre, Inquisitor’s Palace, a potem do kościoła Św. Wawrzyńca (St. Lawrence). Przyjemny spacer. Idąc wzdłuż mariny ulicą Xatt Il-Forn doszliśmy do Fortu Św. Anioła, który okazał się zamknięty. Mogliśmy jedynie obejrzeć piękny widok na Vallettę ze skały ciągnącej się wzdłuż murów fortu. Widok niezapomniany. 

Senglea
Senglea

Senglea/Isla – Wróciliśmy wzdłuż nabrzeża, przeszliśmy przez niewielki mostek do miasta Senglea lub jak to mówią miejscowi Isla. Jest tu jeszcze mniej turystów niż w Vittoriosie. Idąc główną ulicą (Triq Il-Vittorja) w porze siesty, miasto wyglądało jak wymarłe. Minęliśmy bazylikę odbudowaną po zniszczeniach II Wojny Światowej. Gdzieniegdzie w wąskich uliczkach ukazywały nam się widoki na Vittoriosę, aż doszliśmy do Gardjola Gardens, w których znajduje się wieża strażnicza – Bartyzana, najbardziej znany widok z miasteczka. Ogrody nie wywarły na nas większego wrażenia, tym bardziej, że była sztormowa pogoda, a ogród jest niewielki. Zeszliśmy na nabrzeże i wzdłuż niego dotarliśmy do zacumowanych kilku kolorowych łodzi luzzu, charakterystycznych dla Malty.

Cospicua - Bormla
Cospicua – Bormla

Zgłodnieliśmy. Nie omieszkaliśmy więc znaleźć jakiejś fajnej restauracji. Ostatecznie zamówiliśmy Spaghetti Marinara (porcja 9,50€) z kalmarami, maleńkimi ośmiornicami “baby”, dwoma rodzajami muszli, krabem  i sosem pomidorowym w Senglea Enchante Restaurant. Palce lizać, a do tego mieliśmy przepiękny widok na Vittoriosę z kościołem San Lorenzo oraz mnóstwem jachtów. Wrażenia niezapomniane!

Cospicua/Bormla – Najmniej ciekawe z maltańskiego trójmiasta, aczkolwiek przeszliśmy jego uliczkami. Nie różni się ono od innych miast maltańskich. Budynki sa oczywiście z kamienia w kolorze żółtym, a na fasadach królują zabudowane kolorowe balkony. W miejscowości tej praktycznie nie spotyka się turystów.

Luzzu w Marsaxlokk
Luzzu w Marsaxlokk

Marsaxlokk – Od jakiegoś czasu nad Maltą zbierały się czarne chmury. Gdy dojechaliśmy do Marsaxlokk zaczęło padać. Był to jednak chwilowy deszczyk i mogliśmy podziwiać tę “ikonę” Malty w pełnym słońcu. Wrażenia są niezapomniane, bo pięknych, kolorowych luzzu (tradycyjnych łodzi) jest co niemiara. Przeszliśmy nabrzeżem pomiędzy kramami z pamiątkami, których jest tu wyjątkowo dużo, ale ceny są również wyższe niż gdzie indziej. Długo można wpatrywać się w łodzie kołyszące się na wodzie. Widok iście bajkowy.

Wróciliśmy zupełnie inną drogą, omijając korki naszym skuterem. Kolejny raz przekonaliśmy się jak jest on doskonałym pojazdem na tej wyspie. Na promenadzie w Bugibbie zjedliśmy sympatyczną kolację, na którą składała się fish soup with mussels, czyli zupa rybna z muszlami (6,50€) oraz ciasto red velvet (rodzaj tortu w kolorze czerwonym, okazała porcja za 3,50€). Do tego zamówiliśmy coffe cup for two (2,20€), czyli dzbanek kawy dla dwóch osób. Z Restauracji Tal Pjazza Cafe wyszliśmy bardzo zadowoleni :-)

03.05.2016 r.

Zamierzaliśmy popłynąć na trzecią z wysp archipelagu maltańskiego, czyli na Comino, aby pospacerować po wysepce i wykąpać się w Blue Lagoon. Pojechaliśmy na przystań promową, ale niestety z powodu silnego wiatru promy na Comino nie pływały.

Popeye Village - Wioska Popey'a
Popeye Village – Wioska Popey’a

Popeye Village – Przyszedł czas na plan awaryjny, czyli wizytę w pobliskiej wiosce słynnego marynarza Popey’a znanego z kreskówek (wstęp bez ograniczeń czasowych – 10,50€, ale w tzw. zimowym sezonie). Myśleliśmy, że jest to miejsce wyłącznie dla dzieci, dlatego pojechaliśmy tam bez większego przekonania. Jakże się myliliśmy. Po pierwsze są to dekoracje do pełnometrażowego filmu Popeye z Robinem Williamsem w tytułowej roli, którego premiera miała miejsce w 1980. Po drugie zaproponowane na miejscu atrakcje dały nam dużo zabawy. A po trzecie wioska jest położona w bardzo malowniczej zatoce.

Monika wraz z Popeye-m i Olive
Monika wraz z Popeye-m i Olive

Mogliśmy nie tylko oglądać bajkową scenografię, ale samemu wziąć udział w realizacji filmu. Wszystko zaczęło się od castingu, ubrano nas i innych turystów w kostiumy, potem było nagrywanie poszczególnych scen, a na koniec poszliśmy obejrzeć kompletny film. Rewelacyjna zabawa i ubaw po pachy. W praktyce nagraliśmy siedmiominutową kreskówkę, ale z nami jako aktorami. Płytę z filmem można było potem kupić za 7€. Prócz tego niemal cały czas odbywały się przedstawienia. W cenie biletu zawarte było pamiątkowe zdjęcie, pocztówka dla każdej osoby, kubeczek wina, film z realizacji Popey’a oraz 15-minutowy rejs po zatoczce (z powodu złej pogody nie mogliśmy z niego skorzystać).

Mellieha – Do pełni wyjazdu brakowało nam jeszcze plażowania. Mimo, że pogoda nie była szczególnie sprzyjająca, postanowiliśmy się jednak trochę wykąpać i posiedzieć na plaży. Nieopodal Popeye Village widzieliśmy już wcześniej piękną, rozległą, piaszczystą plażę, z której musieliśmy skorzystać. Świeciło cudne słońce, ale dokuczał zimny wiatr, a morze o pięknej turkusowej barwie nie było zbyt ciepłe. Po kąpieli morskiej i słonecznej zjedliśmy popularne na malcie wrap-y z baraniną i warzywami. Dobra przekąska.

Mieliśmy jeszcze czas, więc pojechaliśmy do Mdiny, aby jeszcze raz pospacerować po tym urokliwym miasteczku. Po powrocie, poszliśmy na obiad do Bad Bull w Bugibbie na Bragjoli, czyli maltańskiego zraza z wołowiny nadziewanej mięsem mielonym i boczkiem w sosie. Danie przepyszne, warto spróbować.

04.05.2016 r.

Malta National Aquarium w Qawra
Malta National Aquarium w Qawra

Bugibba/Qawra – Z rana poszliśmy na spacer do miejsc, które odwiedzaliśmy przez ostatnie sześć dni, a następnie pojechaliśmy oddać nasz skuter. Przyszedł czas na ostatnią atrakcję, czyli Malta National Aquarium w miejscowości Qawra (wstęp 12,90€). Nie jest to zbyt wielkie oceanarium, ale ładnie przygotowane z wieloma zbiornikami, małym tunelikiem i dużum tunelem z płaszczkami, rekinami, murenami i innymi stworzeniami morskim. Generalnie w większości jest tu  prezentowana fauna Morza  Sródziemnego, ale są również akwaria z rybami z dalszych regionów świata. Z ciekawszych zbiorników wymienić należy imitacje wraków, zatopionej rzeźby, czy też samolotu.

Po zwiedzaniu przeszliśmy oglądając kramy z pamiątkami, a na koniec zjedliśmy obiad w Vittoria Restaurant, w której zjedliśmy nasz pierwszy obiad na Malcie. Zjedliśmy ponownie panierowane krążki kalmarów oraz “nowość”, czyli Octopus Stew (gulasz z ośmiornic). Kalmary były oczywiście pyszne, ale co ważne ośmiornice były jeszcze lepsze. Rewelacyjne “mięsko” w pysznym sosie.

Wróciliśmy do hotelu, z którego zabraliśmy bagaże pozostawione rano w recepcji, gdyż standardowo trzeba było opuścic pokój do 10:00. Udaliśmy się na dworzec autobusowy Bugibba Bay (około 500 m od guest house-u), z którego linią X3 pojechaliśmy na lotnisko. Podróż mimo stosunkowo niewielkiej odległości trwała 80 minut, za to kosztowała zaledwie 1,50€ od osoby (taxi minimum 20€, czas podróży około 40 minut), a dodatkowo pozwalała na podziwianie ostatnich widoków na Malcie, gdyż zostaliśmy obwiezieni wyjątkowo okrężną trasą.

Samolot do Berlina (Air Malta, lot nr KM 376) wylatywał o 18:05, a u celu byliśmy o 21:00. Nietypowe lotnisko Tegel miało tę wygodę, że taśma z bagażami była tuż przy wyjściu z rękawa. Niestety jednak co chwilę się zacinała, więc musieliśmy długo czekać. Za to, gdy zadzwoniliśmy do obsługi parkingu, bus zjawił się w ciągu trzech minut i w kolejne trzy minuty dowiózł nas na parking. Podróż do domu, do Torunia skończyliśmy około 3:00 nad ranem.