09-14.05.2004 r.
09.05.2004 r.
Stańczyki – Do pierwszej atrakcji czekała nas bardzo długa droga, bo ponad 400 km. Dojechaliśmy w lekkim deszczu, ale to nie zakłóciło nam zwiedzania dwóch wiaduktów w Stańczykach. Zamiast dojechać do płatnego parkingu pod wiaduktami, skróciliśmy sobie drogę, jadąc przez las tam prowadził szlak pieszy. Oznaczało to oczywiście polną drogę, ale co to dla nas ;-) Wiadukty są bardzo potężne i robią duże wrażenie, zwłaszcza, że prowadzą donikąd. Położone są na skraju lasu, nad wąską rzeczką i są niezwykle malownicze. Przeszliśmy , najpierw jednym, a potem drugim z wiaduktów. Chcieliśmy jeszcze obejrzeć z dołu, ale wycofaliśmy się zobaczywszy, że za tę przyjemność trzeba zapłacić, gdyż parking jest płatny.
Głazowisko Bachanowo i Wisząca Dolina Gaciska – Do głazowiska dotarliśmy bez problemów. Od parkingu czekało nas tylko kilkaset metrów spaceru, ale za to czekał nas wspaniały widok na mnóstwo porozrzucanych głazów o różnej średnicy. Jest to typowy krajobraz polodowcowy. Z głazowiska widać było Wiszącą Dolinę Gaciska. Całe szczęście, że mieliśmy zdjęcie z Internetu, bo nie moglibyśmy jej bez tego zlokalizować.
Jezioro Hańcza – Błaskowizna – Znaleźliśmy swój nocleg położony nad samym Jeziorem Hańcza. Przywitała nas bardzo zdziwiona gospodyni, ale okazało się, że zdziwienie to było naturalnym wyrazem jej twarzy. :-) Zaprowadziła nas do pokoju znajdującego się na samej górze. Był duży, niezbyt piękny, ale czysty. Łazienka była wspólna, przy czym mieliśmy szczęście, bo byliśmy sami. Gospodarze mieli własny kawałek plaży nad Jeziorem Hańcza, pomost i łódkę. Niemożliwe było przejście brzegiem jeziora, gdyż wszystkie posesje dochodziły do samej wody. Mogliśmy więc oglądać jezioro z daleka lub z plaży należącej do naszych gospodarzy.
10.05.2004 r.
Święte Miejsce – Pierwszym punktem tego dnia była polana zwana Świętym Miejscem. Zanim ją znaleźliśmy, trochę pobłądziliśmy. Po drodze napadła nas zgraja psów, ale na szczęście byliśmy w samochodzie. Do Świętego Miejsca zaprowadził nas szlak turystyczny. Samo uroczysko to polanka, przez którą przepływa strumyk, a przy nim znajduje się kapliczka i kilka krzyży (spodziewaliśmy się, że będzie ich więcej). Weszliśmy do środka do kapliczki, obeszliśmy dookoła i znaleźliśmy najstarszy krzyż z monetami powbijanymi w niego przez pielgrzymów.
Szwajcaria – Cmentarzysko Jaćwingów – Na cmentarzysku znajduje się co najmniej kilkadziesiąt kurhanów. Podczas naszej wizyty jeden z nich był odkryty, tak, że było widać nasyp kamienny.
Kurhany miały bardzo różne średnice – od małych po bardzo duże. Cmentarzysko było na tyle ciekawym miejscem i dobrze przygotowanym dla turystów, że chcieliśmy odnaleźć drugie, które znajduje się w pobliskiej wsi. Niestety nie było oznaczone, a nie mieliśmy kogo zapytać… W okolicy znajduje się jeszcze kilka cmentarzysk Jaćwingów, ale tylko w Szwajcarii został utworzony rezerwat.
Góra Jesionowa – Góra ta znajduje się nad Jeziorem Szelment Wielki, a na szczyt wiedzie dość strome, ale krótkie podejście. Szczyt jest porośnięty drzewami iglastymi, więc nic z niego nie widać. Aby cokolwiek zobaczyć, musieliśmy dojść na punkt widokowy znajdujący się nieco poniżej szczytu. Jest to zadaszona platforma, z której widać piękną panoramę na Szelment Wielki, jakiś ośrodek wypoczynkowy i całą okolicę.
Jeleniewo – Zupełnie przypadkiem zatrzymaliśmy się przy drewnianym kościele p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa z końca XIX w. w Jeleniewie, w którym żyje rzadki gatunek nietoperzy. Niestety nie mieliśmy okazji się o tym przekonać, gdyż kościół był zamknięty.
Cisowa Góra – Cisowa Góra w pełni zasługuje na swą zwyczajową nazwę – Suwalska Fudżijama. Regularny stożek, samotnie stojący wśród pól, przypomina wulkan i jest tylko w niewielkiej części porośnięty lasem. Oczywiście, weszliśmy na sam szczyt tej utworzonej przez lodowiec góry. Szlak był dobrze przygotowany, a w drodze na szczyt prócz deszczu, towarzyszyły nam krowy. Ze szczytu rozciągał się naprawdę rozległy widok na okoliczne jeziorka i pagórki.
Smolniki – Nienasyceni widokami, pojechaliśmy na punkt widokowy w Smolnikach, gdzie stała specjalna wiata widokowa i rzeczywiście rozciągał się z niej przepiękny widok. Przed nami znajdowało się kilka jezior, a w oddali widać było Cisową Górę.
Głazowisko Łopuchowskie – Jeszcze było nam za mało wrażeń tego dnia, więc dostaliśmy to co chcieliśmy… Zamierzaliśmy obejrzeć Głazowisko Łopuchowskie i wjechaliśmy w drogę prowadzącą do niego. Początkowo była to wąska, asfaltowa droga, która po pewnym czasie przeszła w ziemną i stopniowo stawała się coraz bardziej grząska. Cudem dojechaliśmy na głazowisko, gdyż kilkakrotnie zarzucało samochodem w błocie i jechaliśmy na „chybił trafił”. Poszliśmy na głazowisko, ale nie było ono tak imponujące jak głazowisko Bachanowo, a to ze względu na mniejszą ilość kamieni, choć wydawało nam się, że mają one większą średnicę. Wróciliśmy do samochodu i stwierdziliśmy, że nie będziemy się cofać, tym bardziej, że do Błaskowizny pozostał zaledwie jeden km… I teraz dopiero zaczęły się kłopoty. Najpierw mieliśmy problem z podjechaniem pod górę po błocie. Dopiero druga próba powiodła się, a potem było tylko gorzej. Musieliśmy kilkakrotnie po kilkadziesiąt metrów jechać w 20-centymetrowym błocie, tak że samochód „płynął”, a kamienie szorowały po podwoziu. Wiedzieliśmy, że każde zatrzymanie grozi ugrzęźnięciem w błocie. To był najdłuższy kilometr w naszym życiu. Ufff… Dojechaliśmy :-D
Dolina Czarnej Hańczy – Po takich emocjach musieliśmy odpocząć idąc Doliną Czarnej Hańczy. Samochód zostawiliśmy pod kwaterą i zrobiliśmy dziesięciokilometrowy spacer. Widoki były piękne, szliśmy pagórkami, a w dole płynęła Czarna Hańcza. Podziwialiśmy jej rozlewisko i meandry. Na szczęście pogoda się znacznie poprawiła, więc był to naprawdę bardzo przyjemny, widokowy marsz. Doszliśmy aż do starego, zrujnowanego młyna i wspięliśmy się na punkt widokowy w Turtulu. Tą samą drogą wróciliśmy do Błaskowizny.
11.05.2004 r.
Przewięź, Mikaszówka, Gorczyca – Tego dnia czekały nas zupełnie inne atrakcje. Zaczęliśmy od zwiedzania Kanału Augustowskiego, który cięgnie się kilkadziesiąt kilometrów i co kawałek znajdują się na nim śluzy, które służą do wyrównywania poziomu wody. W miarę potrzeb śluzy otwierają się i przepływają przez nie łodzie. Niestety nie udało nam się natrafić na żadną z nich. Obejrzeliśmy trzy śluzy, które były do siebie bardzo podobne. Różniły się jedynie wielkością i wiekiem, a najstarsza śluza znajdowała się w Mikaszówce. Nad wszystkimi śluzami były mostki, z których można je swobodnie oglądać.
Suchowola – W Suchowoli zatrzymaliśmy się, aby stanąć na geometrycznym środku Europy. Jest to miejsce, które wyznacza obelisk znajdujący się w samym środku miejscowości, w parku na Rynku. Nad obeliskiem znajduje się brama z pobytu papieża Jana Pawła II w mieście.
Sidra – Z zamku bastejowego pochodzącego z II połowy XVI w. w Sidrze pozostało niewiele, więc musieliśmy go szukać przy pomocy miejscowych i „własnego nosa”. Resztki zamku znajdują się na górze, na terenie szkoły, a jedyną pozostałością są fragmenty murów oraz fundamenty cylindrycznej wieży, zakryte niemal zupełnie przez blaszany dach. Musieliśmy się bardzo schylić, aby cokolwiek zobaczyć.
Bohoniki – Przyjechaliśmy tu, żeby zobaczyć jeden z czterech meczetów w Polsce, z czego jeden znajdujący się w Warszawie i jeden w Gdańsku są współczesne, a ten w Bohonikach i Kruszynianach są zabytkowe. Zanim obejrzeliśmy meczet wewnątrz, poszliśmy zobaczyć mizar, czyli cmentarz muzułmański. Na cmentarzu znajdowało się wiele grobów, zarówno starszych, jak i współczesnych. Na każdym nagrobku znajdował się symbol półksiężyca i gwiazda. Napisy na nagrobkach były po polsku i po arabsku, przy czym w tym drugim języku napisane były wersety z Koranu. Bardzo charakterystyczne były imiona na nagrobkach, które miały brzmienie arabskie. Następnie Pani Eugenia Radkiewicz oprowadziła nas po meczecie, opowiadając jego historię, historię Tatarów w Polsce oraz podstawy wiary muzułmańskiej. Siedzieliśmy na dywanach, bez butów i słuchaliśmy ciekawej, pouczającej pogadanki. Charakterystyczny dla meczetu był brak przedstawień ludzkich i zwierzęcych. Na ścianach umieszczone były wersety z Koranu oraz obrazy przedstawiające Mekkę. Ponadto, jak w każdym meczecie, znajdował się tu mihrab, czyli wnęka skierowana w stronę Mekki i minbar, czyli kazalnica. Meczet podzielony jest na dwa pomieszczenia: męskie i żeńskie, po to, aby obecność kobiet nie rozpraszała mężczyzn podczas modlitwy.
Kruszyniany – Meczet ten był równie ładny jak w Bohonikach, a przy tym od niego starszy. Niestety przewodnik nie opowiedział nam jego historii, a jedynie parę ciekawostek o cmentarzu, który znajduje się nieopodal. Dowiedzieliśmy się również, że gdy meczet płonął, to pierwsi na ratunek przybiegli prawosławni, aby ratować muzułmańską świątynię. Miło było nam usłyszeć, że choć zróżnicowana religijnie społeczność, to jednak w obliczu nieszczęścia pomaga sobie. Meczet jest większy, otoczony murkiem, a w środku oprócz elementów występujących także w Bohonikach, na ścianie wisiał całun pogrzebowy, a minbar był bardziej okazały niż w poprzednim meczecie. Następnie poszliśmy na cmentarz, który również był większy niż w Bohonikach. Charakterystyczną cechą nagrobków są dwa kamienie – większy wyznaczający miejsce pochówku głowy, a mniejszy stóp. Z kolei napisy na nagrobkach są często po obu stronach większego z kamieni.
Supraśl – W Supraśli mieliśmy zarezerwowany nocleg. Był to uroczy domek blisko lasu, w którym zarezerwowaliśmy ładny, duży pokój z kominkiem. Na ścianach były powieszone makatki, wyroby ludowe i inne bibeloty. Do dyspozycji mieliśmy również własną łazienkę. Po posiłku udaliśmy się na zwiedzanie Supraśli. Zobaczyliśmy okazałą ceglaną cerkiew, która była właśnie odrestaurowywana. W drodze powrotnej obejrzeliśmy miasteczko, które nie zrobiło na nas większego wrażenia. Ponadto w miejscowości znajdowała się stadnina koni oraz dwa dość ciekawe cmentarze: ewangelicki i katolicki.
12.05.2004 r.
Sokołda – W Sokołdzie znajduje się alpinarium, rosarium i arboretum, które chcieliśmy zwiedzić poprzedniego dnia, ale było zamknięte. Teren arboretum jest dość duży i poprzecinany wieloma ścieżkami. Widzieliśmy tam bardzo różne rośliny: pnącza, iglaki, drzewa liściaste, kwiaty, rośliny górskie i drzewa owocowe. Wszystko sprawiało wrażenie trochę parku, a trochę lasu. Na pewno lepszą porą na zwiedzenie tego arboretum byłaby późna wiosna lub wczesne lato, gdyż na początku maja wiele roślin nie rozpoczęło jeszcze okresu wegetacji.
Białystok – Zwiedzanie Białegostoku zaczęliśmy od trójkątnego Rynku Tadeusza Kościuszki, na którym stoi pomnik Józefa Piłsudskiego (choć obecnie nieco w innym miejscu), a poza tym całkiem ładny Ratusz i kamienice wokoło. Następnie obejrzeliśmy cerkiew, do której weszliśmy tuż po zakończeniu nabożeństwa, ale nie pozwolono nam filmować. Ruszyliśmy do najważniejszego zabytku Białegostoku, czyli zamku – pałacu Branickich z XVI w., który nie zawiódł naszych oczekiwań. Zamek jest bardzo okazałą budowlą i ładnie odnowioną, a na jej fasadzie znajduje się wiele rzeźb i malowideł. Obecnie w zamku znajduje się Akademia Medyczna, a całość otoczona jest parkiem oraz ogrodem w stylu francuskim. Weszliśmy również do środka, gdzie starano się zachować oryginalne wnętrza z freskami i rzeźbami, wszystko w pastelowych kolorach. Łatwo zgodzić się z opinią, że jest to “Wersal Północy”, czy też raczej “Wersal Podlasia”.
Jurowce – Spodziewaliśmy się tutaj zobaczyć fajny skansen, ale trudno powiedzieć, że był czynny. Wszystkie budynki były na głucho zamknięte oraz brak było obsługi. Co prawda można było swobodnie chodzić po całym terenie. W skansenie stały różne obiekty zabytkowe, takie jak: wiatraki, kuźnia, zagrody, dwór, młyn wodny i remiza, ale niestety wszystkie zamknięte, a jedyni ludzie, których spotkaliśmy na terenie muzeum to robotnicy, którzy go rozbudowywali. Zaglądaliśmy przez szyby do środka obiektów, ale nie było wyposażenia. Przeszliśmy wiec oglądając wszystkie budynki jedynie z zewnątrz.
Rybniki – Nikt, poza leśniczym nie był w stanie dać nam jakichkolwiek wskazówek, gdzie znajdują się kopalnie krzemienia z neolitu. Powiedział nam, że na pobliskim parkingu kilka osób próbuje odtworzyć kopalnie. Pojechaliśmy tam i na miejscu spotkaliśmy archeologa, który skrupulatnie opowiedział nam całą historię kopalni. Wyjaśnił nam dokładnie, gdzie jest miejsce, które szukamy, ale przestrzegł przed kleszczami, których miało być tam całe mnóstwo. Do kopalni prowadziła kilkukilometrowa ścieżka dydaktyczna, którą jednak nie zdecydowaliśmy się pójść. Ponoć nie jest to wielka strata, bo i tak praktycznie niczego nie da się dostrzec.
Tykocin – Przyjeżdżając do Tykocina nie spodziewaliśmy się zobaczyć zamku w całości. Co prawda oryginalne zachowały się tylko mury przyziemia oraz resztki budynku, ale zamek z XV w. został odbudowywany w całości i trwały tam prace rekonstrukcyjne i remontowe (dziś jest to wspaniale zrekonstruowana warownia, przeznaczona na hotel). Na teren nie było wówczas wstępu. W Tykocinie znajduje się ponadto ciekawy rynek, którego jedną pierzeję stanowi późnobarokowy kościół Trójcy Świętej z XVIII w. Na środku stoi pomnik hetmana Stefana Czarnieckiego, który był niegdyś właścicielem zamku i miasta Tykocin. Jest to najstarszy świecki pomnik w mieście i przedstawia hetmana ze złotą buławą w ręku. Charakterystyczne są również domy na rynku, które nie stanowią zwartej zabudowy w postaci kamienic, lecz są to wolnostojące parterowe domy. Rynek robi niezapomniane wrażenie. Kawałek dalej znajduje się synagoga, która w tej chwili spełnia rolę muzeum, choć my trafiliśmy na pielgrzymkę amerykańskiej młodzieży, która modliła się w tykocińskiej synagodze, w której zachowało się wyposażenie. Centralne miejsce zajmuje bima, czyli podwyższenie, a z boku “święta skrzynia” do przechowywania Tory. Na ścianach znajdują się freski z fragmentami Biblii. Wokół głównej sali znajduje się arkadowy korytarz, czyli babiniec przeznaczony dla kobiet. Obecnie mieści się tam wystawa pamiątek po tykocińskich Żydach oraz makieta Tykocina. Poszliśmy również do muzeum, w którym znajdowała się wystawa mebli, apteka, zdjęcia i różne pamiątki z okresu międzywojennego. Kilka ulic dalej odwiedziliśmy opuszczony cmentarz żydowski, czyli kirkut. Znajdowały się tam bardzo stare, z niemal zatartymi napisami macewy, poukrywane wśród traw, poprzewracane i poniszczone. W tym samym momencie kręcony był program „Zaproszenie”, dzięki czemu mieliśmy okazję zobaczyć na żywo pana Wojciecha Nowakowskiego przy pracy.
Bielsk Podlaski – Do Bielska Podlaskiego przyjechaliśmy, aby zobaczyć trzy cerkwie. Pierwsza z nich, Św. Michała Archanioła z XVIII w., była w kolorze niebieskim, a wewnątrz odbywało się nabożeństwo. Druga p.w. Narodzenia NMP Preczystej z XVII w. zachwyciła nas świeżo wyremontowanymi ścianami i kopułami. Ściany były z pomarańczowego drewna, kopuły błyszczały w słońcu złotem, a wnętrze było jeszcze w trakcie remontu. Trzecią, Zmartwychwstania Pańskiego z XVIII w., najmniej okazałą z zewnątrz, mogliśmy obejrzeć w środku dzięki uprzejmości przemiłego księdza prawosławnego, który opowiedział nam parę ciekawych rzeczy o prawosławiu i cerkwi, w której się znajdowaliśmy.
13.05.2004 r.
Białowieża – Do Białowieży dojechaliśmy wieczorem dnia poprzedniego. Mogliśmy wybrać sobie pokój, a do wyboru były dwa pokoje z łazienkami i dwa ze wspólną łazienką. Wybraliśmy pokój z podwójnym łóżkiem oraz łazienką, znajdujący się blisko kuchni. Pokój był niewielki, ale przytulny. Jedyną wadą naszego noclegu była duża odległość do wszelkich atrakcji. Mimo to postanowiliśmy iść pieszo, choć do Muzeum Białowieskiego Parku Narodowego były 3 kilometry. Muzeum znajdowało się w otoczeniu parku z różnorodnymi drzewami, a że nie był ona aż tak interesujący, poszliśmy prosto do muzeum. Dowiedzieliśmy się, że jest to bardzo nowoczesna placówka i można zwiedzać ją wyłącznie z przewodnikiem o określonych godzinach. Zanim weszliśmy, obejrzeliśmy wystawy czasowe: rzeźb z korzeni drzew, fotografii przyrodniczej, sprzętów bartniczych oraz twórczości dziecięcej. Weszliśmy także na wieżę widokową, z której roztacza się widok na park, miejscowość Białowieża, a także Białowieski Park Narodowy. Potem weszliśmy z przewodnikiem na główną wystawę, która przygotowana została na prawdziwie europejskim poziomie. Zwiedzanie polegało na chodzeniu korytarzami, wzdłuż których z ciemności wyłaniały się fragmenty lasu z naturalną roślinnością i zwierzętami. Ekspozycje wyglądały bardzo realistycznie i przedstawiały różne części lasu, pory roku oraz różnorodną florę i faunę. Poziom korytarza odpowiadał rzeczywistemu położeniu danej partii lasu. Ciekawa była również ekspozycja owadów, które były wielokrotnie powiększone, a tuż obok, można było zobaczyć maleńkie oryginały. Kolejną ciekawostką była ekspozycja ptaków, które ustawiono rzędami, a na ekranach dotykowych można było wybrać ptaka, którego głos chciało się usłyszeć. Ponadto znajdował się tam duży ekran, na którym wyświetlano zdjęcia lasu oraz zwierząt w poszczególnych porach roku.
Z Muzeum wyszliśmy zachwyceni. Następnie poszliśmy w kierunku skansenu, po drodze mijając pałac carski. Po dojściu na skraj wsi zobaczyliśmy zabudowania skansenu, który był niestety zamknięty i opuszczony. Jedna z bram była zamknięta tylko na skobel, więc weszliśmy do środka. Na terenie skansenu naliczyliśmy 11 obiektów, ale żaden nie był otwarty. Zajrzeliśmy przez okno do środka jednej z chałup i okazało się, że jest ona kompletnie wyposażona. Ze skansenu poszliśmy na ścieżkę dydaktyczną „Żebra żubra”. Był to bardzo przyjemny, czterokilometrowy spacer po kładkach, balach, a czasem także po błocie. Jak na Park Narodowy przystało, przyroda rządzi się tu swoimi prawami. Ciekawostką był zmieniający się co kilkaset metrów las, raz jasny, raz ciemny, raz bardziej suchy, a za chwilę bagienny. Ścieżka doprowadziła nas do Rezerwatu Pokazowego Żubrów. Oprócz żubrów były tam również: jelenie, sarny, dziki, łosie, wilki oraz żubronie i koniki polskie. Żubry są niezwykle potężne, gdyż osiągają do 1 tony, ale żubronie są jeszcze większe, gdyż mają nawet 1200 kg. Do Białowieży wróciliśmy ścieżką „Żebra żubra” i zatrzymaliśmy się na piwo Żubr (a jakże by inaczej). Po miłym odpoczynku po wyczerpującym dniu, poszliśmy zobaczyć jeszcze dwa miejsca. Jedno z nich to “czerwona” cerkiew Św. Mikołaja, w której znajduje się ikonostas z chińskiej porcelany, ale niestety nie było nam dane go zobaczyć, gdyż cerkiew była zamknięta. Sama świątynia to bardzo ładna i interesująca budowla. Poszliśmy również do kościoła katolickiego, który jest współczesny, ale posiada ciekawe wyposażenie z rogów zwierząt i korzeni drzew. W tym przypadku mieliśmy szczęście, bo mogliśmy go obejrzeć przez kraty w kruchcie.
14.05.2004 r.
Ciechanowiec – Zwiedzanie Ciechanowca zaczęliśmy od skansenu – Muzeum Rolnictwa. W oczekiwaniu na grupę, do której mieliśmy się dołączyć, obejrzeliśmy wystawę lokalnych tradycji świątecznych. Ku naszej rozpaczy grupą okazała się pierwsza klasa szkoły podstawowej. Najpierw oglądaliśmy wystawę dotyczącą historii Ciechanowca, potem wystawę rolniczą, a następnie skansen. Przewodnik otwierał każdy budynek, pokazał nam powozy, traktory, maszyny rolnicze, a potem chałupy, począwszy od najbiedniejszej, aż po dwór myśliwski. Wszystkie wnętrza chałup można było oglądać tylko z sieni. Na terenie skansenu żyły także zwierzęta i uprawiano rośliny. Dodać należy, że wszystkie urządzenia w skansenie były „na chodzie”. We dworze obejrzeliśmy przepiękną wystawę pisanek. Na koniec zwiedziliśmy młyn wodny, a następnie już bez wycieczki obejrzeliśmy z zewnątrz pozostałe obiekty. Skansen ogólnie jest bardzo ładny, szkoda, że byliśmy skazani na zwiedzanie w towarzystwie rozbrykanych maluchów. Po wyjściu z muzeum, udaliśmy się w stronę ruin zamku z XVI w., a właściwie zaledwie nasypu, z którego wystawało kilka cięgieł w miejscu dawnej bramy. Jednak my “zamkofile”, nie mogliśmy sobie odpuścić nawet tak nędznych resztek zamku ;-)
Pułtusk – W Pułtusku stoi okazały zamek – Dom Polonii, a zarazem hotel i dzięki temu nietrudno jest go znaleźć. Z pierwotnego zamku, którego początki sięgają XV w. pozostał jedynie arkadowy most, kaplica i podziemia. Reszta była wielokrotnie przebudowywana, ale nadal robi duże wrażenie, gdyż budowla nie utraciła charakteru warowni. Na dziedzińcu postawiono kilka armat.
Maków Mazowiecki – Poszukiwania synagogi w tym malutkim miasteczku zajęły nam godzinę i to bez jakiegokolwiek efektu. Dopytywaliśmy się mieszkańców, ale nikt nie wiedział, gdzie się znajduje. Przypadkiem udało nam się natrafić na pomnik z macew na terenie dawnego cmentarza żydowskiego, a obecnie Dworca PKS. Pomnik robi spore wrażenie, szkoda tylko, że tak niewielka jest świadomość mieszkańców Makowa. Przy pomniku spotkaliśmy Brytyjczyków, z którymi chwilę porozmawialiśmy.
Ciechanów – Gotycki zamek z XIV w. w Ciechanowie jest trwałą ruiną. Zachowały się z niego kompletne mury obwodowe, dwie cylindryczne wieże i spora część piwnic. Obecnie można wejść na jedną z wież, następnie murami przejść do drugie, a stąd na jej szczyt, aby na koniec zejść z powrotem na dziedziniec.
Z wież rozciąga się doskonały widok na zamek i miasto Ciechanów. Wewnątrz wież znajdują się ekspozycje uzbrojenia, ceramiki, zdjęcia zamku i różne przedmioty znalezione podczas wykopalisk archeologicznych. W jednej z wież było dawniej więzienie i obecnie są tam eksponowane kajdany.