27.08.2005 – 02.09.2005 r.
27.08.2005 r.
Bardo – Do Bardo dotarliśmy bez problemów. Zatrzymaliśmy się tuż pod Bazyliką Nawiedzenia NMP, w której podziemiach, a raczej w dawnej krypcie znajduje się ruchoma szopka. Najpierw weszliśmy do kościoła, którego wystrój nie wywarł na nas większego wrażenia. Następnie udaliśmy się do szopki, ale żeby się tam dostać, musieliśmy zadzwonić telefonem powieszonym specjalnie do tego celu przy furcie klasztoru. Wyszedł do nas zakonnik ubrany w strój cywilny , który sprzedał nam bilety i wskazał drogę do szopki. Młody zakonnik uruchomił pokaz specjalnie dla nas. Zabrzmiały dźwięki muzyki, zapaliły się światła i szopka ruszyła. Składała się z mnóstwa różnych figur, m.in. królów polskich, trzech króli, którzy kłaniają się dzieciątku bujanemu w kołysce, wyskakujących aniołów, którzy dmą w trąby. W jednej ze scen Ewa rozmawia z wężem, a potem podaje jabłko Adamowi. W innym miejscu dzwonnik uderza w dzwon, kominiarz czyści komin, morze faluje, jedzie pociąg, leci samolot i balon, drwale rąbią drwa. Generalnie cała szopka się rusza, a towarzyszy temu śpiew kolęd i gra świateł. Przedstawienie trwa około 15 minut. Jest to bardzo interesująca atrakcja. Następnie poszliśmy przez kamienny, zabytkowy most na Górę Kalwarię, na której zboczu znajdowały się ruiny zamku oraz stacje drogi krzyżowej. Aby dojść do zamku trzeba było zboczyć z Drogi Krzyżowej. Ruiny nie były zbyt okazałe, jednakże zabezpieczone, aby nie uległy dalszemu zniszczeniu. Zachowały się niewielkie fragmenty murów przyziemia, fragmenty fundamentów budynku oraz wieży. Poszliśmy dalej aż na szczyt góry do końca stacji Drogi Krzyżowej. Wracając poszliśmy jeszcze na punkt widokowy, z którego rozciągała się piękna panorama na Bardo i okolicę.
Kłodzko – w Kłodzku zaparkowaliśmy niedaleko trasy podziemnej wiodącej piwnicami pod starówką. Trasa przywodziła na myśl lochy, a to za sprawą narzędzi tortur, sprzętów katowskich i kościotrupa, które się tam znajdowały. Atmosferę grozy potęgował panujący półmrok, wąskie korytarze i cisza. Weszliśmy do wszystkich możliwych zakamarków i po około dwudziestu minutach wyszliśmy na powierzchnię tuż obok Twierdzy Kłodzko. W miejscu obecnej twierdzy w średniowieczu stał zamek składający się z zamku górnego i dolnego, które zostały całkowicie rozebrane. Obecnie twierdza to zespół gigantycznych umocnień, w skład których wchodzą liczne bastiony, mnóstwo pomieszczeń, a także kilometry podziemi. W pomieszczeniach mieszczą się różnego rodzaju wystawy, m.in.: dotycząca historii twierdzy, szkła artystycznego i użytkowego, pożarnictwa, lapidarium. Można było wejść na bastiony, które stanowiły punkty widokowe na Kłodzko.
Ostatnim etapem zwiedzania twierdzy była wycieczka z przewodnikiem po labiryncie, na który składały się głównie tak zwane korytarze minerskie, czyli korytarze wybiegające poza obręb bastionów. Umieszczano w nich proch i wysadzano przed zbliżającym się wrogiem. Korytarzy jest tyle ile liter w alfabecie i mają wysokość od 90 cm do 2,10 m. Szliśmy korytarzami o różniej wysokości, przy jednym z nich przewodnik rozdzielił grupę na młodzież, do której nas zaliczył i resztę. Młodzież musiała przejść korytarzem o wysokości 90 cm, co zmusiło idących do przyjęcia pozycji kucznej. W Kłodzku obejrzeliśmy jeszcze starówkę z ratuszem, nadal remontowaną po powodzi w 1997 r. Jak się dowiedzieliśmy, woda sięgała po dach kościoła.
Potem zobaczyliśmy kamienny gotycki most na Nysie Łużyckiej z rzeźbami świętych przywodzący na myśl Most Karola w Pradze.
Duszniki Zdrój – Kwaterę udało nam się znaleźć bez problemów. Wieczorem poszliśmy na pokaz kolorowej fontanny w Parku Zdrojowym, który zaczynał się o godz. 21:45. Ulokowaliśmy się tuż przy fontannie, ale gdy zaczął się pokaz, okazało się, że musimy się odsunąć, gdyż z powodu wiatru, cała woda leci na nas. Pokaz był bardzo ładny i trwał około 15 minut. W tym czasie rozbrzmiewała muzyka, w rytm której „tańczyła” woda i zmieniała swoje kolory.
28.08.2005 r.
Homole – Początek szlaku do ruin zamku Homole udało nam się znaleźć bez problemu, jednakże z uwagi na to, że był bardzo stromy, trudno było dojść na szczyt. Mimo, że nie było zbyt wysoko, zdążyliśmy się zmęczyć. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś było to miejsce spacerowe dla kuracjuszy z Duszników. Z zamku pozostał fragment wieży i niewielki odcinek murów.
Lewin Kłodzki – W Lewinie Kłodzkim zamiast pozostałości zamku, podziwialiśmy efektowny wiadukt kolejowy. To co pozostało po zamku zostało rozebrane podczas budowy kolei w Lewinie.
Czermna – W Czermnej wielką atrakcją turystyczna jest jedyna w Polsce i jedna z niewielu w Europie Kaplica Czaszek. Utworzona została z 3000 czaszek, a pozostałe 21.000 leży w krypcie pod kaplicą. Do kaplicy wchodzi się wyłącznie z przewodnikiem, którym w naszym przypadku była siostra zakonna, opowiadająca historię powstania kaplicy. Całe ściany i sufit pokryte są ludzkimi kośćmi, w tym głównie czaszkami. Dopełnieniem są wystawione na ołtarzu i opisane różne rodzaje czaszek od neandertalczyka do człowieka współczesnego, a także dwie figury aniołów.
Na koniec zwiedzania odbywa się modlitwa za zmarłych, po której przewodnik otwiera kryptę w podłodze, pokazując pozostałe kości. Kaplica, mimo, że mała, robi duże, choć dość makabryczne wrażenie.
Pstrążna – W Pstrążnej znajduje się niewielki skansen, w którym znaleźć można kuźnię, dwie zagrody, wiatrak, stodołę oraz ul w kształcie górala. No cóż, widzieliśmy dużo lepsze skanseny, a ten był po prostu kiepski.
Błędne Skały – Aby dostać się do Błędnych Skał do wyboru są dwie możliwości: zaparkować „na dole” i 5 km iść pieszo pod górę lub o określonych godzinach wjechać na płatny górny parking (wjazd na górę od pełnej godziny do 15 minut po pełnej godzinie). Oczywiście wybraliśmy drugą opcję i mieliśmy dużo szczęścia, bo akurat była odpowiednia godzina. Błędne Skały to labirynt skalny, który ciągnie się między fantazyjnymi skałami o różnych kształtach i nazwach. Niektóre przejścia są bardzo wąskie, a inne za to niskie. Czasami trzeba przeciskać się przybierając dziwaczne pozycje. Po labiryncie idzie się kładkami położonymi na podmokłym gruncie, mijając różne skały: skalne siodło, kurza stopka, czy też okręt. Momentami było tak wąsko, że wątpiliśmy, czy się zmieścimy. Rewelacyjna atrakcja Kotliny Kłodzkiej, którą trzeba zobaczyć i do której na pewno będzie chciało się wrócić.
Białe Skały – Białe Skały to grupa wysokich 20-, 30-metrowych skał o wyjątkowo jasnym zabarwieniu. Szlak prowadzi przez las. Skały początkowi widać tylko z daleka wśród gęstych drzew, później przechodzi się tuż przy skałach. Szlak jest bardzo przyjemnym spacerem. Pierwsza część wiedzie łagodną ścieżką, druga po kładkach, a dopiero trzecia zmusza do nietrudnego wspinania się po kamieniach. Białe Skały to naprawdę urokliwe miejsce.
Łężyckie Skały – Trochę trudno namierzyć Łężyckie Skały, a potem trzeba dobrze pilnować szlaku. W praktyce są to rozrzucone w znacznych odległościach od siebie samotne skały na łące. Skałom towarzyszą pojedyncze drzewa wraz z którymi tworzą malowniczy widok.
Cały teren miał przypominać sawannę afrykańską, choć trudno powiedzieć, czy to właściwe określenie. Mimo to, warto obejrzeć Łężyckie Skały.
29.08.2005 r.
Szczytna – Zamek w Szczytnej znajduje się na górze i dzięki temu widać go już z daleka. Zamek ten jest neogotycki i w bardzo dobrym stanie. Piękne jest również otoczenie zamku – dużo zieleni i malownicze skały. Niestety wstęp do zamku jest niemożliwy, gdyż znajduje się w nim Dom Opieki Społecznej dla osób niepełnosprawnych intelektualnie. Zamek prezentuje się nienajgorzej, jednak my wolimy gotyckie warownie. Na koniec weszliśmy na punkt widokowy, z którego rozciągał się ładny widok na okolicę.
Skalne Grzyby – Szlak prowadzący pośród „skalnych grzybów” to trzygodzinna wędrówka po lesie w poszukiwaniu skał o przeróżnych kształtach. Głazy były dużych rozmiarów i faktycznie przypominały różne gatunki grzybów. Mieliśmy dużą zabawę w rozpoznawaniu jaki to rodzaj grzyba. Czasami natrafialiśmy na pojedynczego „skalnego grzyba”, a czasami na całą formację skalną. Chodziliśmy różnymi szlakami, aby zobaczyć jak najwięcej skał. Szliśmy w pprzekonaniu, że najpiękniejsze okazy są już za nami, gdy tymczasem pojawiały się kolejne jeszcze piękniejsze. Poza tym sam las był bardzo urokliwy, a ściółka wyjątkowo miękka. Mieliśmy wrażenie jakbyśmy przebywali w „zaczarowanym lesie”.
Wambierzyce – W Wambierzycach dotarliśmy najpierw do Bazyliki Nawiedzenia NMP, która z zewnątrz wydawała się bardzo duża, ale gdy weszliśmy do środka, okazało się, że właściwy kościół jest mały, lecz otoczony dookoła korytarzem z wieloma kaplicami. Bazylika była częściowo w remoncie. Wiodły do niej szerokie schody z mnóstwem stopni. Na stopniach zauważyliśmy pozostałości po uroczystościach dnia poprzedniego – znicze ustawione w taki sposób, że tworzyły napisy. Z bazyliki poszliśmy szukać ruchomej szopki, niestety okazało się, że tego dnia jest zamknięta. Postanowiliśmy więc, że przyjedziemy do Wambierzyc jeszcze raz ostatniego dnia. Pozostało nam zobaczenie największej w Polsce kalwarii. Rzeczywiście kapliczek jest mnóstwo, ale nie są one zbyt efektowne z uwagi na dużą ilość betonu, zagęszczenie i nieszczególne otoczenie.
Ratno Dolne – Zatrzymaliśmy się w pewnej odległości od zamku, gdyż z tego miejsca mieliśmy najlepszy widok. Następnie podeszliśmy bliżej. Przeszliśmy przez zaniedbany park i weszliśmy po zrujnowanych schodach. Zamek stanowi własność prywatną, więc nie chcieliśmy jej naruszać, zwłaszcza widząc, że mniejszy z budynków jest zamieszkały. Ogólnie zamek jest dość zniszczony, choć fasada pozostaje w całości. Trudno ocenić stan budynku wewnątrz, ale wydaje się, że zostało niewiele.
Szczeliniec Wielki – Droga na Szczeliniec Wielki wiedzie stromo pod górę lub innym szlakiem po kilkuset schodach. My wybraliśmy pierwszy wariant. Był to wybór przypadkowy, mimo to uważamy, że lepszy, gdyż przyjemniej jest wydrapywać się po skalistej ścieżce niż po kamiennych schodach.
Szczeliniec Wielki to kolejny rezerwat z gatunku skalnych labiryntów. Znaleźć tu można mnóstwo skał o przeróżnych kształtach i rozwinąć wodze wyobraźni. Najciekawsze skały to małpolud i wielbłąd. Ścieżka jest poprowadzona wąskimi przejściami. Na bilecie wstępu dostaliśmy schematyczną mapkę z opisanymi najbardziej charakterystycznymi skałami, ale nie wszystkie formy skalne przypominały to co miały przypominać. Najciekawszym miejscem było „Piekło”, czyli bardzo głęboka i mroczna rozpadlina, w której panowała bardzo niska temperatura (śnieg potrafi tu zalegać nawet latem). Szczeliniec jest to wielka atrakcja, lecz nam Błędne Skały podobały się jeszcze bardziej. Zeszliśmy mnóstwem schodów, a dzięki uprzejmej pani, od której nabyliśmy pamiątkę, trafiliśmy na parking prostą drogą zamiast iść dookoła musząc pokonywać ponownie strome schody i strome podejście, jak pierwotnie nam się wydawało.
30.08.2005 r.
Bystrzyca Kłodzka – Bystrzyca Kłodzka to bardzo zabytkowe miasteczko, które zwiedziliśmy korzystając z wytyczonego szlaku. Najpierw obejrzeliśmy ciekawy kościół, którego każda strona była zbudowana w innym stylu. Następnie obejrzeliśmy wieże bramne, pręgierz, rynek z ładnym ratuszem, pomnik Św. Trójcy oraz ciekawe mury. Jest to ładne i przytulne miasteczko, które warto uwzględnić w swoim planie podróży.
Gorzanów – Zamek w Gorzanowie najlepiej widać z boiska szkolnego, gdyż z tej strony prezentuje się najlepiej. Jest okazały, choć wrażenie psują zamurowane okna. Patrząc przez bramę, widać jak bardzo jest zrujnowany. Jest to zamek, który został przebudowany na pałac i nie wywołuje większego wrażenia.
Żelazno – Z zamku w Żelaźnie pozostała wieża mieszkalna, będąca obecnie szarym, obdrapanym budynkiem. Nie wydała nam się zbyt interesująca.
Lądek Zdrój – W Lądku Zdrój zaplanowaliśmy obejrzeć arboretum. Udało nam się je odnaleźć bez większych problemów i zaparkowaliśmy tuż pod samą bramą. Arboretum zajmowało niewielki obszar, dzięki czemu mogliśmy je zwiedzić w krótkim czasie. Było tam wiele drzew iglastych i rododendronów, które niestety już nie kwitły. Szczerze mówiąc byliśmy zawiedzeni, bo żadna z roślin, ani nie kwitła, ani nie owocowała. Jedynym kolorem w arboretum był kolor zielony. Ze zdjęć znajdujących się przy wejściu wywnioskowaliśmy, że najlepszym miesiącem na zwiedzanie tego arboretum jest maj i czerwiec. Szkoda, gdyż arboretum powinno być tak przygotowane, aby było interesujące w każdym miesiącu. Jedyne, co podwyższało walory tego miejsca, to licznie występujące mostki i strumyczki.
Karpień – Nie tak łatwo dostać się do ruin zamku Karpień. Najpierw poszukiwaliśmy właściwej drogi, aby dostać się do wsi Karpno, skąd prowadził szlak na zamek. Dzięki pomocy miejscowych udało się dotrzeć do lasu. Niestety tu czekała nas niespodzianka w postaci znaku zakaz wjazdu. Na szczęści nadjechał Żuk, którego kierowca poinformował nas, że nie ma dojazdu do wsi Karpno, ponieważ wieś już nie istnieje, a droga jest tylko udostępniona dla służb leśnych. Wymyśliliśmy zatem inną, dość długą drogę prowadzącą od Lądka Zdroju przez szczyt Trojak, aż na szczyt Karpiak, na którym znajdowały się ruiny. Szlak wiódł po bardzo ładnym lesie (choć w Górach Stołowych są ładniejsze) dość stromo pod górę. Podejście było długie i męczące. Przed szczytem zaczęły się pokazywać pojedyncze skały, takie jak Samotnik, czy Skalny mur. Weszliśmy na Trojaka, skąd rozciągał się piękny widok. Na szczycie znajduje się platforma widokowa. Długo nie zabawiliśmy, gdyż urzędowało tam podpite towarzystwo. Poszliśmy dalej mijając po drodze Skalną Bramę, czyli bardzo efektowną, wysoką formację skalną. Tuż przed wejściem na Karpiaka mieliśmy problem ze zlokalizowaniem szlaku, gdyż urwał się w miejscu, z którego rozchodziły się 3 drogi. Zapuściliśmy się po trochę w każdą z nich. Dopiero trzecia okazała się prawdziwa. Ruiny nie były okazałe. Zachowały się fragmenty murów. Utkwiło nam w pamięci zabawne wydarzenie. Na ruiny weszła rodzina z dzieckiem, które było bardzo niepocieszone, gdyż koniecznie chciało zobaczyć zamek, w którym mieszka księżniczka, a nie zobaczyło nic, prócz paru kamieni… Dla dziecka cały trud wejścia poszedł na marne. Dla nas amatorów zamków, była to bardzo przyjemna wędrówka w poszukiwaniu śladów przeszłości.
31.08.2005 r.
Jaskinia Niedźwiedzia – Jadąc do Jaskini Niedźwiedziej mogliśmy mieć problemy ze strażą leśną, gdy postanowiliśmy samochodem podjechać pod samą jaskinię, a należało zaparkować kilometr wcześniej na specjalnym parkingu. Gdy dowiedzieliśmy się co zrobiliśmy, szybko wycofaliśmy się na parking. Do jaskini bilety mieliśmy wcześniej zarezerwowane na godzinę 10:20. Byliśmy wcześniej i udało nam się wejść z grupą o godzinie 10:00. Ubraliśmy się ciepło i weszliśmy z przewodnikiem do środka. Jaskinia Niedźwiedzia jest największą jaskinią Sudetów i składa się z trzech poziomów, z których zwiedza się środkowy o długości około pół kilometra. Przewodnik był bardzo wesoły i opowiadał nam przeróżne zabawne historie. Największą atrakcją jaskini były szczątki niedźwiedzia jaskiniowego. Ponadto mogliśmy zobaczyć mnóstwo nacieków, takich jak: stalaktyty, stalagmity, stalagnaty, wodospady, jeziorka czy nisze martwicowe. Jaskinia jest bardzo atrakcyjna (według nas najlepsza w Polsce), mimo, że widzieliśmy już większe na terenie Czech i Słowacji.
Kletno – Wróciliśmy do parkingu pieszo i przeszliśmy 1.200 metrów do Kopalni Uranu. Przewodnik właśnie oprowadzał innych turystów, więc musieliśmy trochę zaczekać, ale było warto. Poza nami nie było więcej chętnych, więc weszliśmy tylko we dwójkę z przewodnikiem. Musieliśmy założyć kaski. Przewodnik najpierw pokazał nam plan kopalni, a potem zaczął oprowadzać. Okazało się, że była to nieczynna Kopalnia Fluorytu, gdyż uranu w tym miejscu nie odnaleziono. Jednakże sama sztolnia została wydrążona właśnie w poszukiwaniu złóż uranu, który odnaleziono w sztolniach położonych nieco poniżej. Widzieliśmy różne minerały wstępujące w tutejszych skałach, korytarze, wagonik, którym przewożono minerały, a także prawdziwą grudkę rudy urany umieszczoną za szkłem, a mimo to radioaktywną. Wraz z biletem do kopalni otrzymaliśmy kupon rabatowy do Zbójnickiego Ostępu. Zeszliśmy więc wytyczoną ścieżką do knajpki, w której serwowano pstrąga prosto ze stawu. Można go było samemu złowić, ale my zrezygnowaliśmy z tego przywileju. Danie składało się ze smażonego w całości pstrąga nadziewanego koprem, podanego z masełkiem i cytryną, dwóch surówek (z marchwi i pomidorów) oraz pieczywa. Palce lizać!
Wodospad Wilczki – Idąc na Igliczną przeszliśmy koło Wodospadu Wilczki. Najpierw obejrzeliśmy go z góry, stojąc na mostku znajdującym się nad nim i poszliśmy na Igliczną. Wracając zeszliśmy na punkt widokowy, aby zobaczyć wodospad w całej okazałości. Był on naprawdę spory i bardzo piękny. Szkoda, że powódź z 1997 r. skróciła go o kilka metrów.
Igliczna – Szlak na Igliczną od Wodospadu Wilczki wiódł najpierw mnóstwem stopni, a później droga prowadziła przez mało ciekawy las. Był słabo oznakowany i dlatego kilkakrotnie mieliśmy wątpliwości czy dobrze idziemy. Ku naszemu zaskoczeniu, krótko przed szczytem spotkaliśmy kolegę ze studiów, którego nie widzieliśmy od czasów ich zakończenia. Było to niesamowite spotkanie po wielu latach i to na tak rzadko uczęszczanym szlaku. Wymieniliśmy telefony i adresy i wróciliśmy na szlak. Na szczycie znajduje się Sanktuarium Marii Śnieżnej, które nie wyróżniało się niczym szczególnym. O wiele ciekawszy był widok z góry.
Wodospady Pośny – Mimo później pory postanowiliśmy jeszcze tego dnia dotrzeć do Wodospadów Pośny. Niestety mimo szczerej chęci, mogliśmy się poczuć niczym poszukiwacze zaginionych wodospadów. Ze szlaku nie było ich kompletnie widać, a z uwagi na późną porę nie chcieliśmy z niego zbaczać. Słyszeliśmy co prawda szum wody, może nawet wodospadów, ale nie udało nam się nic zobaczyć.
01.09.2005 r.
Śnieżnik – Główną atrakcją tego dnia miało być wejście na Śnieżnik, czyli najwyższy szczyt Kotliny Kłodzkiej. Najpierw szlak wiódł asfaltową drogą przez miejscowość Międzygórze, potem dalej łatwą leśną drogą. Kolejny odcinek był bardzo stromy i męczący. Potem szliśmy razem ze starszym małżeństwem, które zdobyło już mnóstwo szczytów, i dzięki miłej rozmowie czas nam szybko zleciał. Podziwialiśmy piękne widoki, gdyż weszliśmy w bardzie otwartą przestrzeń, a potem znów do lasu. Potem już sami doszliśmy do Schroniska „Po Śnieżnikiem”. Pozostało nam wejście na sam szczyt ścieżką przez rzadki las sosnowy z mnóstwem jagodzin. Droga prowadziła po kamieniach wzdłuż granicy polsko – czeskiej. W końcu dotarliśmy na sam szczyt, na którym ponownie spotkaliśmy niedawno poznane małżeństwo. Na samej górze znajduje się sterta gruzu będąca pozostałością po wieży widokowej, która została zburzona, bo zagrażała turystom. Ze Śnieżnika rozciągał się piękny widok, dla którego warto tu wchodzić trzy i pół godziny. Zeszliśmy innym szlakiem, co zajęło nam dwie i pół godziny.
Międzylesie – Zamek w Międzylesiu zachował się w całości. Część została wyremontowana i służy jako hotel, natomiast znaczna część była zaniedbana i przez to mało efektowna. Obeszliśmy zamek prawie dookoła, a potem udaliśmy się na rynek i dalej do XIX -wiecznych domów tkaczy, z których zachowały się już tylko dwa ostatnie. Są to drewniane domy z podcieniami dość oryginalnie prezentujące się koło nowoczesnej zabudowy.
Szczerba – Ruiny zamku Szczerba znajdują się tuż przy drodze Sudeckiej. Blisko zamku znaleźliśmy parking z wyraźną tablicą, a do zamku prowadzi krótki szlak. Najpierw trzeba zejść, a potem nieco podejść pod górę. Do zamku wchodziło się boczną bramą. Dość okazałe ruiny były mocno zarośnięte. Widać było wyraźny zarys murów budynków oraz głównej bramy, ponadto zachowały się fragmenty fosy. Swobodnie spacerowaliśmy po ruinach wyobrażając sobie jak zamek mógł wyglądać w czasach świetności. Było to dla nas naprawdę ciekawe miejsce. Do Duszników wróciliśmy drogą Sudecką będącą trasą widokową, z której podziwiać można góry, a w szczególności masyw Śnieżnika i przejechać wzdłuż granicy z Czechami. Niestety nawierzchnia drogi, jak i innych dróg w tym rejonie była w opłakanym stanie. Za ten stan rzeczy winę ponosiła powódź z 1997 r., która doszczętnie zniszczyła wiele dróg i większość z nich nie została wyremontowana. W podobnym stanie była również droga „Stu Zakrętów”, którą kilkakrotnie w poprzednich dniach przejeżdżaliśmy, a która jest bardzo efektowna z uwagi na dużą ilość skał występujących wzdłuż niej.
02.09.2005 r.
Duszniki Zdrój – W poprzednich dniach zdążyliśmy obejrzeć park zdrojowy, więc na koniec została nam starówka w Dusznikach. Obejrzeliśmy rynek, przeszliśmy obok kościoła i poszliśmy do Muzeum Papiernictwa. Jest to jedyne w Polsce tego typu muzeum połączone z czynną czerpalnią papieru. Sam budynek jest przepiękny. Jego walory podnoszą piękne malowidła na ścianach kilku pomieszczeń. W muzeum można oglądać różnie rodzaje papieru, znaki wodne, maszyny papiernicze, narzędzia laboratoryjne pozwalające określać różnie właściwości papieru. Na koniec schodzi się do piwnicy, w której jak przed wiekami produkuje się papier czerpany. Można tu przyglądać się procesowi jego produkcji. Na pamiątkę kupiliśmy sobie arkusik artystycznego papieru czerpanego.
Wambierzyce – Na koniec wyjazdu udaliśmy się ponownie do Wambierzyc, aby obejrzeć ruchomą szopkę, a tak w zasadzie zespół ruchomych szopek. Musieliśmy poczekać na wycieczkę, z którą weszliśmy do środka. Pierwsza z szopek przedstawiała narodzenie Jezusa – żłobek i trzech króli. Kolejne inscenizowały obrazy z życia Chrystusa takie jak: rzeź niewiniątek, ukrzyżowanie, ostatnią wieczerzę, a także lokalne sceny: kopalnie czy karczmę. Wszystkie szopki nakręcane były mechanicznie, tylko kopalnia była szopką elektryczną. Nie dane nam było w spokoju obejrzeć szopek, gdyż wycieczka spieszyła się do Błędnych Skał, a jak wiemy są tam określone godziny wjazdu. Tempo, z jakim przewodniczka omawiała i nakręcała szopki było zawrotne. To jeden z powodów, dla których podróżujemy sami…
Droga do domu przebiegała bez większych zakłóceń, poza jednym incydentem, który zapadł nam w pamięć, gdyż nigdy wcześniej się z czymś takim się nie spotkaliśmy. Musieliśmy zjechać z drogi z powodu objazdu i gdy już mieliśmy z powrotem wjechać na trasę, kierujący ruchem policjant słysząc syreny i widząc za rogiem to, czego my nie widzieliśmy, wyciągnął pistolet z kabury i wycelował. Rozpędzony „maluch” wyjechał zza rogu, a za nim radiowóz. Policjanci doskoczyli z bronią do kierowcy i siłą go wyciągnęli z samochodu. Mogliśmy jechać dalej, ale piorunujące wrażenie pozostało. Obrazek jak z amerykańskich filmów…
Wrażenia
Rewelacyjny wyjazd. Kotlina Kłodzka to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie do tej pory widzieliśmy. Wielka różnorodność atrakcji, piękne góry i skały, śliczne lasy, dużo ciszy i spokoju. Teren godny polecenia każdemu. Sądzimy, że jest to miejsce, do którego musimy koniecznie powrócić.