La Palma

18.09.2016 – 21.09.2016

OPIS PODRÓŻY

18.09.2016 r.

Tego dnia czekał nas pierwszy lot między Wyspami Kanaryjskimi. Dawno już zarezerwowaliśmy bilety w liniach Binter Canarias na przelot na La Palmę (lot NT 609) o godzinie 10:00. Na dość małym terminalu stawiliśmy się dwie godziny przed odlotem, aby oddać wypożyczony samochód i odprawić się. Mieliśmy mały problem z wjazdem na właściwy parking, należący do wypożyczalni CICAR (uwaga: CICAR ma osobny pas ruchu, pierwszy po lewej jest dla zwykłych samochodów, środkowy dla wszystkich innych wypożyczalni, a ostatni po prawej stronie to pas dla CICAR), ale ostatecznie za drugim podejściem trafiliśmy na właściwy pas ruchu i wjazd na parking. Pozostawienie samochodu to chwila, gdyż oddaje się tylko kluczyki i to wszystko. Odprawa i kontrola osobista trwały też krótko, więc pozostało nam dość długie oczekiwanie na samolot (loty wewnętrzne mają oddzielne gate-y na parterze).

Cancajos, czyli miejscowość, w której zamieszkaliśmy na La Palmie
Cancajos, czyli miejscowość, w której zamieszkaliśmy na La Palmie

Lecieliśmy stosunkowo nietypowym samolotem, bo turbośmigłowym ATR 72, który zabiera zaledwie 72 osoby. W samolocie byliśmy zaskoczeni, że dostaliśmy ciasteczko oraz wodę, a przy wysiadaniu także cukierki. To już rzadkość w liniach europejskich, tym bardziej, że lot trwał zaledwie 25 minut. Na La Palmie byliśmy około 10:30. Błyskawicznie odebraliśmy kolejny samochód i tu po raz kolejny byliśmy mocno zaskoczeni, bo czekał na nas zamiast Opla Corsa, Opel Astra GTC, czyli nie dość, że wyższy model, to wersja sportowa, poza tym prawie nowy, bo na liczniku miał niecałe 8.000 km.

Plaza de España w Santa Cruz de La Palma na La Palmie
Plaza de España w Santa Cruz de La Palma na La Palmie

Santa Cruz de la Palma – Zaparkowaliśmy blisko portu na dużym parkingu przy Avenida Maritima, na którym odbywał się właśnie jarmark. Wybraliśmy Santa Cruz de la Palma, ponieważ uznawane jest za jedno z najpiękniejszych miast na Wyspach Kanaryjskich. Dodać możemy, że okazało się najładniejszym z wszystkich przez nas oglądanych na pięciu wyspach. Weszliśmy w najważniejszą ulicę stolicy wyspy czyli Calle O’Daly, od razu zachwyciła nas kolorowa, kolonialna zabudowa. Doszliśmy do niezwykle efektownego Placu Hiszpańskiego (Plaza España), na którym rozlokowywany jest piękny ratusz (ayuntamiento) oraz naprawdę ładny kościół – Iglesia Matriz de El Salvador, a pomiędzy nimi kilka wysokich palm dopełniających efektu.

Avenida Maritima w Santa Cruz de la Palma na La Palmie
Avenida Maritima w Santa Cruz de la Palma na La Palmie

Po schodach zamykających plac weszliśmy nieco wyżej, aby Calle Van de Walle przejść obok przykuwających uwagę białych budynków z zewnętrznymi schodami i balkonem z drewnianą balustradą. Dalej szliśmy Calle San Sebastian, przy której na niewielkim placu z palmami stoi mała kapliczka o tej samej nazwie co ulica. Wyjątkowo urokliwe miejsce. Stąd było już niedaleko do Plaza Santo Domigo, na którym obejrzeć można kolejny kolonialny kościół. Wróciliśmy na główną ulicę, którą doszliśmy do mało efektownego Teatru Chico i zamkniętej niestety Miejskiej Hali Targowej (Mercado Municipal). Na chwilę wyszliśmy na Avenida Maritima, na której znajdują się najpiękniejsze domy z ukwieconymi balkonami. Naprawdę ładne. Podążając dalej doszliśmy aż do niezwykle urokliwego Plaza de San Francisco otoczonego białymi budynkami, na którym pięknie kwitły drzewa i śpiewały kanarki. Kolejnym placem był pobliski Plaza de La Almeda z kolorowymi budynkami i knajpkami, zamknięty z jednej strony repliką statku Kolumba, w której mieście się muzeum morskie.

Plaza de La Almeda w Santa Cruz de la Palma na La Palmie
Plaza de La Almeda w Santa Cruz de la Palma na La Palmie

Ciekawe jest to, że okręt jest zbudowany z betonu, ale doskonale imitującego drewno. Postanowiliśmy zobaczyć miasto z góry, co oznaczało przejście przez mostek nad Barranco de las Nieves, czyli wąwozem przypominającym wyschniętą rzekę. Warto wspiąć się aż do punktu widokowego, aby zobaczyć panoramę na to przepiękne miasto. Teraz przyszedł czas na jedzenie. Wróciliśmy na Plac La Almeda, gdzie upatrzyliśmy sobie bar El Encuentro, w którym zamówiliśmy smażoną murenę (morena) za 8,56€ z kanaryjskimi ziemniaczkami i sałatką. Po przepysznym obiedzie wróciliśmy  Avenida Maritima na parking.

Apartamenty Oasis San Antonio w Los Cancajos na La Palmie
Apartamenty Oasis San Antonio w Los Cancajos na La Palmie

Los Cancajos – Bez problemu dotarliśmy do Apartamentos Oasis San Antonio w Los Cancajos, czyli wypoczynkowej miejscowości kilkanaście kilometrów od stolicy. Zaparkowaliśmy na pobliskiej ulicy i musieliśmy dosłownie chwilę poczekać na zameldowanie. Obiekt składający się z kilkunastu piętrowych domków pobudowanych wokół ogrodu z basenem, przerósł nasze oczekiwania, gdyż za 36€ za noc dostaliśmy w pełni wyposażony apartament z dużą sypialnią, jeszcze większym pokojem dziennym, kuchnią i tarasem. Do tego mogliśmy do woli korzystać z basenu położonego w pięknym otoczeniu sprawiającym wrażenie rajskiego ogrodu.

Jaszczurka w Los Cancajos na La Palmie
Jaszczurka w Los Cancajos na La Palmie

Musieliśmy skorzystać,  zarówno z kąpieli wodnej, jak i słonecznej. Czysta przyjemność. Po relaksie udaliśmy się na spacer nad morze, gdzie przeszliśmy promenadą wzdłuż całej miejscowości, której brzeg stanowią skały obmywane falami oceanu. Miejscowość jest typowo turystyczna i składa się z kilkunastu kompleksów apartamentów. Po zaopatrzeniu lodówki mogliśmy wrócić do naszego rajskiego ogrodu i siedząc na tarasie, popijając ogniście czerwony likier z owoców smoczego drzewa, wypoczywać obserwując biegające jaszczurki.

19.09.2016 r.

Cubo de la Galga na La Palmie
Cubo de la Galga na La Palmie

Cubo de la Galga – Rano pojechaliśmy na północ wyspy, aby przejść Wąwozem de la Galga. Parking, na którym można się zatrzymać leży tuż przy głównej drodze między dwoma tunelami. Wybraliśmy okrężny szlak, który zajął nam około dwie godziny. Trasa prowadziła przez wąwóz o wysokich ścianach, szliśmy pośród lasu wawrzynowego, aż doszliśmy do interesującego miejsca, w którym znajdowało się mnóstwo paproci, dających niezwykle ciekawy efekt. Zaczęliśmy wspinać się pod górę, gdyż droga powrotna wiodła zboczem wąwozu, dzięki czemu mogliśmy w różnych miejscach spoglądać na Cubo de la Galga z góry. Po wyjściu z lasu dotarliśmy jeszcze na punkt widokowy i wśród budynków niewielkiej miejscowości wróciliśmy do lasu i na parking.

Nacientes Marcos y Cordero na La Palmie
Nacientes Marcos y Cordero na La Palmie

Nacientes Marcos y Cordero – Obejrzenie tej atrakcji jest znacznie bardziej kłopotliwe, gdyż po dojechaniu drogą LP-105 do Centro de Visitantes w Los Tilos, dowiedzieliśmy się, że musimy cofnąć się o jakieś 400 m do małego parkingu z niewielką drewnianą budką, przy której stoją taksówki dowożące turystów do początku szlaku wiodącego do źródeł Marcos i Cordero. Od taksówkarza dowiedzieliśmy się, że są dwa sposoby dostania się do Nacientes. Pierwszy z nich to podejście trzygodzinnym szlakiem dość stromo pod górę, który rozpoczyna się tuż przy budce. Drugi zaś, i to zdecydowanie atrakcyjniejszy, to dojazd taksówką do miejsca zwanego Castel del Monte (ok. 1 godziny jazdy głównie bardzo wyboistą i nieutwardzoną drogą za 15 € od osoby, przy minimum 4 osobach, my byliśmy około 13:00 i nie było więcej chętnych, więc dogadaliśmy się na kurs za 40 € przy dwóch osobach) oraz przejście specjalnym szlakiem wzdłuż akweduktu przez 13 tuneli i zejście do budki, gdzie zostawiliśmy samochód.

Szlak do Nacientes Marcos y Cordero na La Palmie - tunel nr 12
Szlak do Nacientes Marcos y Cordero na La Palmie – tunel nr 12

Polecamy wariant z taksówką, gdyż pierwsza wersja jest mocno kłopotliwa, wymaga dużo czasu i zmusza do przejścia dwa razy tą samą drogą. Po dojechaniu na miejsce taksówką znaleźliśmy się w bardzo oryginalnej scenerii prosto z parku jurajskiego. Szliśmy szlakiem po zboczu wzdłuż betonowej rynny z wodą, będącej zapewne swoistym akweduktem. Co ciekawe, co i rusz akwedukt przechodził przez skałę, co oznaczało, że i my musieliśmy przejść przez tunel w całkowitej ciemności (niezbędne jest posiadanie dobrej latarki). Tunele liczą od kilkunastu do niemal 400 m długości i w tych dłuższych panuje zupełna ciemność, do tego często zdarzają się kałuże i niejednokrotnie trzeba uważać na głowę, gdyż jest dość nisko. Jest to naprawdę niezwykłe przeżycie i mimo, że sporo razy chodziliśmy po górach, było to dla nas zupełnie coś nowego.

Gigantyczne paprocie podczas zejścia z Nacientes Marcos y Cordero na La Palmie
Gigantyczne paprocie podczas zejścia z Nacientes Marcos y Cordero na La Palmie

W pewnym momencie zaczęła nas mijać przemoknięta wycieczka. Domyśliliśmy się, że w którymś z tuneli czeka nas niespodzianka i nie pomyliliśmy się, gdyż tunel nr 12 przeprowadził nas pod wodospadem, a że skała przepuszczała wodę, zostaliśmy całkiem nieźle zmoczeni :-) To było źródło strumienia Marcos. Po ostatnim tunelu musieliśmy podejść jeszcze do Nacientes de Cordero, a potem pozostało nam zejście 900 m w dół wśród skał, a co ważniejsze olbrzymich, wspaniałych paproci i innych ciekawych roślin. Szlak, który zajął nam trzy godziny (plus godzinny przejazd taksówką) jest zdecydowanie warty polecenia, gdyż dostarcza wiele emocji i wspaniałych widoków.

Po powrocie do Los Cancajos musieliśmy w końcu coś zjeść. Wybraliśmy restaurację Mi Rincon położoną najbliżej, czyli tuż za rogiem. Zjedliśmy lekko krwisty antrykot (entrecot) z sosem serowym (9.80€ za porcję) i frytkami. Do tego spróbowaliśmy kanaryjskiego ciemnego piwa (2,60€ za kufel).

20.09.2016 r.

W drodze do Roque de los Muchachos na La Palmie
W drodze do Roque de los Muchachos na La Palmie

Caldera de Taburiente i Roque de los Muchachos – Następnego dnia postanowiliśmy wybrać się na najwyższy punkt La Palmy, czyli Roque de los Muchachos. Po drodze zatrzymaliśmy się na kilku punktach widokowych licznie rozlokowanych wzdłuż drogi. Pierwszy z nich znajdował się tuż nad Los Canacajos, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć naszą miejscowość z góry. Kolejny ukazał nam panoramę Santa Cruz de La Palma. Potem jechaliśmy długo przez las, w którym dominowały sosny kanaryjskie, aż wyjechaliśmy na pustą przestrzeń ponad chmurami, które niczym wata unosiły się w dole zakrywając widok. Jedynie w tle majaczyła Teneryfa ze swoim wulkanem Teide. Jadąc otaczały nas kolorowe skały kojarzące nam się z amerykańskimi westernami.

Caldera de Taburiente na La Palmie
Caldera de Taburiente na La Palmie

Tuż przed najwyższym miejscem na wyspie zobaczyliśmy w dali białe budynki obserwatorium astronomicznego. Zatrzymaliśmy się, żeby spojrzeć w czeluść Caldera de Taburiente, czyli kaldery największego wulkanu na La Palmie. Wjechaliśmy jeszcze wyżej mijając obserwatorium składające się z lustrzanych teleskopów i białych budynków przykrytych kopułami, robiących w tym otoczeniu niezwykłe wrażenie. Zatrzymaliśmy się na parkingu tuż pod Roque de los Muchachos (2426 m n.p.m.), czyli formacji skalnej górującej nad wyspą. Dalej szlak prowadził nad brzeg kaldery, którą z tego miejsca można z powodzeniem podziwiać.

Santo Domingo de Garafia na La Palmie
Santo Domingo de Garafia na La Palmie

Santo Domingo de Garafia – Zjechaliśmy na zachodni brzeg La Palmy do niewielkiej miejscowości Santo Domingo de Garafia, która przez długi okres czasu była odcięta od świata, a dotrzeć można było do niej wyłącznie drogą morską. Dziś jest to malownicza osada z pięknym białym kościółkiem, do którego prowadzi aleja palmowa. Przeszliśmy główną ulicą aż do miejsca, z którego widać niezwykle rozrośnięte smocze drzewo, a przy okazji nie mogliśmy oprzeć się owocom opuncji, które nazrywaliśmy, żeby później zjeść na kwaterze (uwaga na drobne kolce, ale warto się skusić, bo są pyszne). Wróciliśmy w okolice kościoła podziwiając uliczkę z kolorową zabudową. Oglądając ocean z góry zauważyliśmy drzewo figowe z dojrzałymi owocami, które są naszym przysmakiem. Nie odmówiliśmy sobie przyjemności zjedzenia kilku owoców :-) Na głównym placu w Cafeteria Bar Plaza zjedliśmy obiad – sopa del dia, czyli zupę dnia (3€) oraz dwie porcje tapas (przekąsek): queso de cabra – ser kozi (5€ za talerz) i queso asado – pieczony ser kozi z warzywami i mojo verde (zielony sos)  (7€ za talerz).

Na Playa de Nogales na La Palmie
Na Playa de Nogales na La Palmie

Playa de Nogales – Na koniec dnia mieliśmy w zanadrzu jeszcze jedno świetne miejsce, czyli czarną plażę – Playa de Nogales. Znajduje się ona poniżej miejscowości Puntallana i prowadzi do niej całkiem niezła boczna droga. Dojechać można tylko do parkingu, a następnie trzeba zejść ze stromego klifu wąską ścieżką  i dużą ilością skalnych stopni. Już widoki ze ścieżki są piękne. Ocean rozbija się o skały, a w dole majaczy niewielka, ale za to zupełnie czarna plaża. Ciekawostką jest to, że plaży strzeże dwóch ratowników, którzy od razu ostrzegają o silnych prądach i zakazie wchodzenia głębiej niż do pasa. W nagrodę na plaży nie ma dużo ludzi, piasek jest miły, choć trudno się oprzeć wrażeniu, że można się o niego ubrudzić, ale to tylko wrażenie :-) Kąpiel w ciepłym oceanie to fajna zabawa polegająca głównie na zmaganiu się z wysokimi falami.

21.09.2016 r.

Na ostatni dzień na La Palmie zaplanowaliśmy wędrówkę po górach z miejsca zwanego La Cumbrecita. Jadąc tam zatrzymaliśmy się w Centro de Visitantes Parque Nacional de la Caldera de Taburiente, żeby zdobyć jakąś mapkę szlaków. Dobrze zrobiliśmy, bo okazało się, że parking w La Cumbrecita jest niewielki i trzeba go rezerwować z kilkudniowym wyprzedzeniem… Z czymś takim się jeszcze nie spotkaliśmy, a że był to ostatni dzień naszego pobytu na La Palmie, zapytaliśmy o inny ciekawy szlak. Zaproponowano nam treking do Cascada de los Colores.

Barranco de las Angustias na La Palmie
Barranco de las Angustias na La Palmie

Barranco de las Angustias – Wąziutką, ale asfaltową drogą dojechaliśmy na parking w rozległym w tym miejscu wąwozie – Barranco de las Angustias i ruszyliśmy na szlak. Trasa była dość urozmaicona, gdyż raz wiodła półką skalną, raz dnem wąwozu, czasem trzeba było przeskakiwać po kamieniach przez strumień, a momentami wspinać się po zboczach. Czasami wąwóz był zupełnie skalisty, czasami porastał go las, a czasami roślinność przypominająca pustynną. Jedno jest pewne, krajobraz nie był nudny. W pewnym momencie zaskoczył nas widok dwóch objuczonych mułów prowadzonych przez tubylca.

Muły w Barranco de las Angustias na La Palmie
Muły w Barranco de las Angustias na La Palmie

W innym miejscu nad naszymi głowami pojawił się most-akwedukt, który malowniczo wyglądał łącząc dwie skalne ściany. W końcu doszliśmy do miejsca zwanego Dwie Wody (Dos Aguas), w którym dwa strumienie łączyły się ze sobą. Aby kontynuować trasę, trzeba było przedrzeć się przez rwący strumień. Nie było wiadomo, którędy przejść. Zadanie było na tyle trudne, że po kilkunastu minutach i kilku próbach, uznaliśmy, że mamy za słabe obuwie i przydałyby się kijki do podparcia, aby przejść nie ześlizgując się z kamieni. Wróciliśmy tą samą drogą, a całość zajęła nam 2 godziny i 45 minut. Byliśmy trochę niepocieszeni, że nie dostaliśmy się do zamierzonego celu, bo skądinąd wiemy, że jest to bardzo ładne miejsce…

W drodze do El Paso zatrzymaliśmy się na obiad w Restaurante San Petronio w Los Llanos de Aridane, gdzie zjedliśmy trzy rodzaje włoskich past (3 razy po pół porcji na osobę za 10,20€): dwie różne lasagne i jedno cannelloni, zapijając je miejscowym piwem. Pycha i ciekawa odmiana. Jedliśmy na tarasie z widokiem na okolicę. Do restauracji trafiliśmy przez przypadek, jadąc za znakami, gdyż była dość oddalona od głównej drogi i prowadziła do niej wąziutka kręta droga.

El Paso na La Palmie
El Paso na La Palmie

El Paso – W El Paso zaplanowaliśmy dwie atrakcje: Paraiso de las Aves i Palmex Cactus. Nie mogliśmy namierzyć żadnego z tych miejsc, ale na szczęście znaleźliśmy się na rynku, gdzie znaleźliśmy informację turystyczną. Dowiedzieliśmy się, że Paraiso de las Aves jest nieczynne, a do Palmex Cactus podano nam drogę. Mimo trudności, w końcu udało nam się dotrzeć w okolice obu atrakcji, przy czym najpierw dojechaliśmy do dawnego Paraiso de las Aves, czyli „ptasiego raju”, który od 2010 roku jest zupełnie zamknięty. Stąd już było niedaleko do ogrodu kaktusów, który okazał się również zamknięty, ale ze względu na bardzo krótkie godziny otwarcia (wtorek – czwartek, 10:00 – 14:00).

Plantacja bananów w Tazacorte na La Palmie
Plantacja bananów w Tazacorte na La Palmie

Tazacorte – Pozostało nam już tylko zwiedzanie Tazacorte, czyli miasta w otoczeniu niezliczonych plantacji bananów. Samo miasteczko jest ładne z kolorowymi domami i Plaza de España, nad którym góruje biały kościół, a obok niego porośnięta kwiatami pergola z kolorowych kafli. Zeszliśmy w kierunku muzeum bananów nie po to jednak, aby je zwiedzić, lecz po to aby wejść na teren plantacji. Bardzo ciekawe wrażenie, zwłaszcza, że wiele bananowców właśnie owocowało i wielkie kiście wisiały w zasięgu ręki. Nie zrywaliśmy, bo nie były dojrzałe ;-)

Po powrocie do Cancajos nie mogliśmy oprzeć się kąpieli w naszym pięknym basenie, tym bardziej, że nazajutrz musieliśmy opuścić to rajskie miejsce…

Opis podróży na poprzednie wyspy  znajdziesz w poniższych linkach:

Teneryfa  – 10-15.09.2016 r.

Gomera  – 15-17.09.2016 r.

Ciąg dalszy opisu podróży znajdziesz w poniższych linkach:

El Hierro  – 22-25.09.2016 r.

Lanzarote  – 26-30.09.2016 r.