Finlandia, Norwegia i Szwecja

25.06.2010 – 10.07.2010

OPIS PODRÓŻY

FINLANDIA

25.06.2010 r.

Dość późno znaleźliśmy się na Rastila Camping Helsinki na obrzeżach stolicy Finlandii, rozbiliśmy namiot i mieliśmy zamiar spać. Niestety właśnie rozpoczął się weekend i to po Nocy Świętojańskiej, więc po campingu chodziło dużo pijanych osób, które nie dość, że krzyczały, to zwyczajnie w świecie rozrabiały. Po raz pierwszy i jak dotąd jedyny podczas naszych podróży, na campingu musiała interweniować ochrona…

26.06.2010 r.
Porvoo w Finlandii
Porvoo w Finlandii

Porvoo – Niedaleko od Helsinek znajduje się jedno z najbardziej malowniczych miast Finlandii, czyli Porvoo. W Internecie znaleźliśmy ciekawą ścieżkę wiodąca po najbardziej atrakcyjnych uliczkach miasta, która zaczyna się przy Informacji Turystycznej mieszczącej się w starym banku na ulicy Rihkamakatu. Ruszyliśmy uliczką Välikatu w kierunku Starego Ratusza podziwiając piękną, drewnianą, kolorową zabudowę. Domy miały kolory od żółci, przez róż i zieleń, aż po błękit, piękne pastelowe odcienie na ścianach z desek. Cudowny widok i taki odmienny od Polski… Sam Ratusz to budynek murowany z XVIII w. w bladobrązowym kolorze, w którym mieści się Muzeum Miejskie. Ścieżka wiodła dalej przez most na drugą stronę rzeki, aby ukazać panoramę tego ślicznego miejsca. Zabudowa widziana od strony rzeki, była także drewniana, ale w jednolitym, brązowym kolorze.

Porvoo w Finlandii
Porvoo w Finlandii

Starym mostem wróciliśmy na starówkę i szliśmy w kierunku XIII wiecznej, gotyckiej katedry. Doszliśmy do szkoły i kurii biskupiej oraz katedry, które znajdują się na placu Kirkkotori. Co ciekawe w katedrze ponad 200 lat temu, zebrał się pierwszy fiński parlament. Tuż przy kurii, wąską uliczką Koulukuja przechodzącą w tzw. diabelskie schody, poszliśmy w górę. Krążyliśmy brukowanymi zaułkami pomiędzy bajkowymi, drewnianymi domkami, nie spotykając praktycznie nikogo. Ulicą Kirkkokatu doszliśmy do niewielkiego skweru określanego mianem Linsén Park. Do punktu wyjścia wróciliśmy obok budynku straży pożarnej. Generalnie Porvoo jest jak bombonierka z mnóstwem słodkich domków :-)

Zamek Raseborg w Finlandii
Zamek Raseborg w Finlandii

Raseborg – Niedaleko wsi Snappertuna znajdują się okazałe ruiny średniowiecznego zamku z końca XIV w. z jedną wieżą, zbudowanego na litej skale. Do zamku prowadzi drewniany most, a wokół unosi się zapach stęchlizny. Jak widać, a raczej czuć, ruiny są bardzo zawilgocone i w niektórych miejscach obrośnięte mchem i niewielkimi paprociami. Z zewnątrz zamek wydaje się jakby był w całości, a w rzeczywistości okazuje się, że została tylko skorupa. Zachowały się częściowo także ściany pomieszczeń bez stropów. Jednakże zabytek świetnie przygotowano do zwiedzania, gdyż wszystko jest dobrze zabezpieczone, zbudowano drewniane schody, częściowo podesty i galeryjki. Można więc wejść na samą górę oraz na wieżę i podziwiać dziedziniec z fundamentami i ścianami jakichś budynków, a także panoramę okolicy.

Naantali w Finlandii
Naantali w Finlandii

Naantali – Zatrzymaliśmy się na Naantali Camping bardzo blisko centrum miasteczka. Po rozbiciu namiotu poszliśmy na spacer śliczną uliczką Mannerheiminkatu wśród drewnianej, kolorowej zabudowy, aż do portu jachtowego. Celem naszym był rekonesans przed wizytą w wiosce Muminków kolejnego dnia. Okazało się, że z mariny wiedzie drewniany most na wyspę na której żyją te bajkowe postaci. Przy okazji zobaczyliśmy najważniejszy zabytek Naantali, czyli XIII-wieczny kościół stojący na wzniesieniu ponad taflą zatoki. I znowu byliśmy zaskoczeni, ponieważ o 18:30 słońce było tak wysoko jak u nas w południe… Kontynuowaliśmy spacer wzdłuż brzegu, a potem wróciliśmy na camping.

Tym razem w nocy nie było żadnej awantura, za to trwało nieprzerwane karaoke… Do samego rana musieliśmy wysłuchiwać światowych przebojów, a co gorsza także fińskich ;-) Przy tej okazji musimy dodać, że Finowie są wielkimi miłośnikami karaoke, które słychać w wielu lokalach i na imprezach.

27.06.2010 r.

Dolina Muminków w Naantali w Finlandii
Dolina Muminków w Naantali w Finlandii

Naantali – Wioska Muminków – Zanim przyjechaliśmy do Finlandii, przygotowaliśmy się do odwiedzenia Doliny Muminków. Obejrzeliśmy kilka odcinków tego sympatycznego serialu, żeby przypomnieć sobie jego bohaterów. Świat Muminków (Muumimaailma) przeżywał właśnie 65 urodziny. Z tej okazji u wejścia przywitał nas olbrzymi tort upieczony przez Mamę Muminka (szkoda, że sztuczny), a cały czas towarzyszył nam muzyczny motyw z kreskówki. Przeszliśmy obok restauracji – Kuchnia Mamy Muminka, sklepu z pamiątkami i poszliśmy bajkową uliczką do Domu Muminka. Pod Domem Muminka trwała w najlepsze impreza, w której uczestniczyły wszystkie postaci.

Z Muminkiem w Dolinie Muminków w Naantali w Finlandii
Z Muminkiem w Dolinie Muminków w Naantali w Finlandii

Od razu przywitaliśmy się z Tatą Muminka i Ryjkiem oraz poznaliśmy Mamę Muminka, Małą Mi i Włóczykija oraz oczywiście samego Muminka i Pannę Migotkę. Do domu zaprosiła nas Mama Muminka i pokazała nam swoje królestwo. Prócz kuchni i jadalni zobaczyliśmy sypialnię Rodziców, pokój Małej Mi, gabinet Taty Muminka i pokój Muminka. Przed domem trwały animacje dla dzieci, a my poszliśmy zwiedzać dalej wioskę. Rozpoczęliśmy od straży pożarnej, a potem poszliśmy na przedstawienie do Teatru Emmy. Celowo wybraliśmy spektakl dla najmłodszych, gdyż każdy inny po fińsku byłby dla nas kompletnie niezrozumiały ;-) Było to bardzo sympatyczne show z udziałem wielu mieszkańców Świata Muminków. Poszliśmy na Muminkową Policję, a stąd do królestwa Hatifnatów, czyli mało strasznych duchów w kształcie… prezerwatyw z rączkami ;-) Weszliśmy do tunelu strachu i wtedy uświadomiliśmy sobie, że nie jesteśmy dziećmi, bo nic, a nic się nie baliśmy… Dalej był labirynt, a po jego przejściu jaskinia Hatifnatów, a jeszcze dalej jaskinia lodowa. Czego tam jeszcze nie było: dom Paszczaka, łódź Taty Muminka, namiot Włóczykija, czy też łódź podwodna Snorków. Jedno jest pewne, ubawiliśmy się jak byśmy mieli dużo, dużo lat mniej. Polecamy każdemu :-)

Rauma w Finlandii
Rauma w Finlandii

Rauma – Starówka Raumy to Vanha Rauma, którą zaczęliśmy zwiedzać od ulicy Kauppakatu. Jest to kolejne “drewniane” miasto z kolorową, niską zabudową i to wpisaną na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest to największy taki kompleks budynków drewnianych w Skandynawii i liczy 600 domów. Do tego domy te są bardziej ozdobne niż w Porvoo, czy też w Naantali. Mimo tak dużej ilości drewnianych budynków, to znajduje się tam również sporo domów murowanych. Kluczyliśmy uliczkami z domami o wymyślnych fasadach i szukaliśmy wewnętrznych ogródków z których również słynie miasto.

Tym razem nocleg po raz pierwszy zaplanowaliśmy w domku. Zarezerwowaliśmy najmniejszy domek za 38€ na Taikayö Camping w miejscowości Urjalankylä. Dostaliśmy 4-osobowy domek z dwoma piętrowymi łóżkami i oczywiście bez toalety, a nawet pościeli. Warunki były raczej spartańskie, a cena jak dla nas wysoka…

28.06.2010 r.

Zamek Hameenlinna w Finlandii
Zamek Hameenlinna w Finlandii

Hameenlinna – Chcieliśmy obejrzeć XIII-wieczny zamek w Hameenlinna, który co ciekawe od XIX w. do 1972 r. stanowił lokalne więzienie. Zamek jest dobrze ufortyfikowany i leży nad jeziorem. Zwiedzanie zaczęliśmy od części średniowiecznej, w której najpierw weszliśmy do pomieszczenia z 12-metrowa studnią, a stąd przeszliśmy na dziedziniec z wyraźnymi gotyckimi elementami. Dalej obejrzeliśmy kaplicę, obok której znajdowały się najbezpieczniejsze pomieszczenia na zamku. Następnym pomieszczeniem był kuchnia zamkowa, komnaty mieszkalne i refektarz, szkoda, że wszystko bez wyposażenia. Wszystkie pomieszczenia na parterze miały masywne, kolebkowe sklepienia. Weszliśmy na pierwsze piętro, na którym wyróżniała się sala królewska ze sklepieniem krzyżowo-żebrowym. Przeszliśmy do wieży bramnej, potem do narożnej, aż wyszliśmy na krużganki, gdzie mogliśmy podziwiać pięknie zachowane gotyckie portale. Następne pomieszczenia charakteryzowały się dobrze zachowanymi kominkami, a jedna z sal prezentowała wystawę dotyczącą rekonstrukcji warowni.

Zamek Olavinlinna w Savonlinna w Finlandii
Zamek Olavinlinna w Savonlinna w Finlandii

Savonlinna – W miejscowości Savonlinna znajduje się imponująca warownia Olavinlinna, czyli zamek Św. Olafa pochodzący z 1475 r. Podchodząc do zamku, mogliśmy podziwiać jego wspaniałą kamienną fasadę zbudowaną na skale. Zamek ma dość skomplikowaną konstrukcję, po minięciu pierwszej bramy i zarazem kasy idzie się na drugi dziedziniec z otynkowanym budynkiem, a potem wchodzi się do wnętrz. Weszliśmy do wielkiej sali, w której znajduje się obecnie restauracja, a potem do sali środkowej, z której przeszliśmy do sali królewskiej, obecnie przygotowanej do organizacji konferencji.  W oczekiwaniu na przewodnika weszliśmy na jeden z bastionów, z którego otworów strzelniczych mogliśmy obejrzeć okolicę z pięknym jeziorem. Z przewodnikiem weszliśmy na krużganki, którymi połączone są wieże zamkowe. Następnie z wieży przeszliśmy na mury obronne i do kolejnej wieży kaplicznej. W niewielkiej kaplicy zachowały się resztki fresków. Generalnie warownia jest ciekawsza z zewnątrz niż wewnątrz, gdyż udostępnionych jest niewiele pomieszczeń oraz brak w nich zabytkowego wyposażenia.

Krajobraz podczas jazdy po Finlandii
Krajobraz podczas jazdy po Finlandii

Jadąc dalej na północ doszliśmy do wniosku, że Finlandia to kraina miliona jezior :-) Cały czas, po którejś ze stron drogi pojawiało się kolejne lustro jeziora. W zasadzie jechaliśmy cały czas przez las po niemal płaskim terenie. Na początku bardzo nam się to podobało, ale jeżdżąc kilka dni po tym kraju, wydało nam się monotonne. Dojechaliśmy na Linnunlahti Camping w miejscowości Joensuu, gdzie mieliśmy zarezerwowany domek. Jak zwykle był to bardzo skromny drewniany mökit (chatka po fińsku) bez wygód, choć z lodówką i grzejnikiem. Na jeden nocleg może być ;-)

29.06.2010 r.

Muzeum Wsi Karelskiej w Lieksie w Finlandii
Muzeum Wsi Karelskiej w Lieksie w Finlandii

Lieksa – Tego dnia postanowiliśmy zwiedzić Muzeum Wsi Karelskiej w Lieksie, czyli Pielisen museo. Jest to okazały skansen obejmujący 100 karelskich budynków, a w nich mnóstwo wystaw. W pierwszym pawilonie obejrzeliśmy wystawę o codziennym życiu Karelów, czyli ponad 100-tysięcznej społeczności z pogranicza rosyjsko-fińskiego. Ogólnie w  muzeum zebrano 100 tysięcy eksponatów i 15 tysięcy fotografii. Poszliśmy zwiedzać poszczególne budynki, a co ciekawe obsługa ubrana była w karelskie stroje ludowe. W pierwszej zagrodzie zaskoczył nas rozmiar domu, który był po prostu duży, z obszernymi izbami.

Muzeum Wsi Karelskiej w Lieksie w Finlandii
Muzeum Wsi Karelskiej w Lieksie w Finlandii

Poza tym wokół znajdowało się dużo różnych budynków gospodarczych o rozmaitym przeznaczeniu, np. do przechowywania masła, mleka, oddzielne budynki dla krów, koni, owiec, do przechowywania sań i innych zimowych sprzętów, pralnia, suszarnia, pomieszczenie do robótek ręcznych, czy też tzw. letnia sypialnia. W skansenie nie zabrakło nawet niewielkiego wiejskiego sklepiku w stylu „mydło i powidło”. Kolejna część skansenu znajdująca się nad wodą, obejmowała domy rybaków. I tu znowu byliśmy zaskoczeni „dziwnymi” obiektami, jak choćby szałas do gotowania posiłków, wieszaki do suszenia ryb, czy też wiaty do przechowywania łodzi. Ciekawa była chałupa z bardzo starym wyposażeniem z XVII w., w której Karelowie żyli wraz ze zwierzętami gospodarskimi. Nieco dalej były trzy młyny: niewielki młyn wodny, drugi większy młyn wodny i wiatrak. Tuż obok stał malutki domek emerytowanego farmera z dwoma pomieszczeniami: maleńką izbą mieszkalną i sauną… Widać, gdzie spędzał dużo czasu ;-) Kolejne budynki to sauna dymna i sauna leśna. Później była część poświęcona drwalom i flisakom, czyli ludziom ścinającym drzewa i spławiającym później tratwy z bali, a w niej rodzaj karczm-pensjonatów i wiele saun. Na koniec zwiedziliśmy wielką halę oraz dawny spichlerz  z wystawami najróżniejszych sprzętów wykorzystywanych przez Karelów oraz trzy warsztaty: kowalski, ciesielski i pralnię.

Jadąc dalej na północ, było jeszcze więcej lasów, a teren zrobił się trochę pofałdowany , nadal było też dużo jezior.

Rovaniemi – Po dojeździe do Rovaniemi zatrzymaliśmy się w Guesthouse Borealis na ulicy Asemieskatu 1. Wynajęliśmy ładny dwuosobowy pokój z łazienką, balkonem i śniadaniem wliczonym w cenę. Poszliśmy jeszcze na zakupy do supermarketu oraz do wyjątkowo rzadko spotykanego w Finlandii sklepu z alkoholem sieci Alko (chcieliśmy kupić słynny likier miętowy Minttu). Odwiedziliśmy również lokalny odpowiednik McDonald’s i zjedliśmy w nim obiad.

30.06.2010 r.

Z elfami Świętego Mikołaja w Santa Parku w Rovaniemi w Finlandii
Z elfami Świętego Mikołaja w Santa Parku w Rovaniemi w Finlandii

Rovaniemi – Dzień w Rovaniemi to dzień pełen wrażeń. Rozpoczęliśmy od Arktikum, czyli muzeum Arktyki i wszystkiego co z nią związane. Znajduje się tu wiele interesujących wystaw, z których znaczna część jest interaktywna. Z ciekawostek mogliśmy spojrzeć przez okno domu, do którego przyszedł niedźwiedź polarny, przekonać się jak przez lata stopniały lodowce, pod mikroskopem obejrzeć różne rodzaje sierści, wejść do jaskini lodowej i zobaczyć jak powstaje śnieg. W jednej z sal leżąc na podłodze mogliśmy obejrzeć niemal prawdziwą zorzę polarną wyświetlaną na suficie. Potem poszliśmy na wystawę etnograficzną, na której mogliśmy wysłuchać pieśni ludowych Lapończyków, zobaczyć ich sprzęty i stroje, jak żyją. Na koniec obejrzeliśmy wystawę dotyczącą arktycznej fauny.

Rzeźby lodowe w Santa Park w Rovaniemi w Finlandii
Rzeźby lodowe w Santa Park w Rovaniemi w Finlandii

Kolejnym celem w Rovaniemi był Santa Park, który mieści się w rozległej jaskini. Mimo ostatniego dnia czerwca, od razu poczuliśmy klimat Bożego Narodzenia, wszystkie zmysły atakowane były świątecznymi symbolami od muzyki, przez światło, na choinkach skończywszy. Można było wsiąść do sań Świętego Mikołaja zaprzężonych w renifera i otoczonych ośnieżonymi jodłami i obejrzeć magazyn zabawek. Niemal od razu koło nas pojawiły się elfy, a gdy tylko przekroczyliśmy koło podbiegunowe, obficie zaczął padać śnieg. Niesamowite wrażenie. Nie mogło zabraknąć też Świętego Mikołaja, który przechadzał się między turystami. Usiedliśmy, aby obejrzeć show, na który składały się pokazy akrobatyczne i taneczne przy dźwiękach lapońskiej muzyki. Otrzymawszy specjalne grube, białe płaszcze, weszliśmy na wystawę rzeźb z lodu, wśród których przechadzała się Królowa Lodu. Można było położyć się na lodowym łożu, zasiąść na lodowym tronie, a nawet wypić drinka z lodowych kieliszków przy lodowym barze, a to wszystko w otoczeniu zwierząt z lodu. Wsiedliśmy do sań i pojechaliśmy tunelem Świętego Mikołaja przez lapońską wioskę do fabryki zabawek, a później wstąpiliśmy też do szkoły elfów.

Wioska Świętego Mikołaja, w tle jego Biuro w Rovaniemi w Finlandii
Wioska Świętego Mikołaja, w tle jego Biuro w Rovaniemi w Finlandii

Z Santa Parku pojechaliśmy do wioski prawdziwego Świętego Mikołaja z jego słynnym biurem i może jeszcze słynniejszą pocztą, do której trafia także mnóstwo listów z Polski. Na poczcie można nadać list, ale także obejrzeć i nawet kupić listy, które z całego świata otrzymuje Mikołaj. Na terenie wioski jest cały pasaż sklepów z pięknymi ozdobami świątecznymi. Można tam także kupić oryginalne wyroby spożywcze, my kupiliśmy wędlinę z renifera, która była naprawdę pyszna. Idąc do biura mogliśmy stanąć na kole podbiegunowym (napapiiri), które przebiega pod siedzibą Mikołaja.

Audiencja u Świętego Mikołaja w Rovaniemi w Finldandii
Audiencja u Świętego Mikołaja w Rovaniemi w Finldandii

Aby wejść do właściwego biura Świętego Mikołaja na audiencję, musieliśmy przedostać się przez dość mroczne korytarze wsłuchując się w najróżniejsze odgłosy. Szliśmy przez nierealny, bajkowy świat, minęliśmy też maszynę regulującą ruch obrotowy Ziemi. Ostatecznie weszliśmy po schodach do miejsca, w którym czekaliśmy na przyjęcie przez Świętego. Audiencja nie była zbyt długa, ale bardzo osobista i sympatyczna. Na koniec na pamiątkę kupiliśmy film i zdjęcia z audiencji.

Renifery w drodze do Muonio w Finlandii
Renifery w drodze do Muonio w Finlandii

Po tych wszystkich atrakcjach ruszyliśmy w dalszą drogę na północ, za krąg polarny do Muonio (240 km). Coraz rzadziej widać było samochody jadące z przeciwka, za to na drodze zaczęły pojawiać się renifery. Były to niesamowite spotkania ze zwierzętami znanymi dotąd tylko z telewizji. Dla fińskich kierowców to zwykła codzienność, czy wręcz uciążliwość, a dla nas niezapomniane przeżycie. Nocleg zaplanowaliśmy w Harrinivan Holliday Center w Muonio, gdzie wynajęliśmy domek bezpośrednio nad rzeką Etuväylä, stanowiącą naturalną granicę między Finlandią i Szwecją. W domku do dyspozycji prócz dwóch piętrowych łóżek i stołu, mieliśmy kuchenkę elektryczną i lodówkę.

01.07.2010 r.

Lapońska wioska - Torassieppi w Finlandii
Lapońska wioska – Torassieppi w Finlandii

Torassieppi – Przyjechaliśmy do niewielkiej lapońskiej wioski Torassieppi, aby zobaczyć tradycyjną zabudowę oraz farmy reniferów. Niestety latem zagrody były puste, a renifery jak widać biegały swobodnie po drogach… Część domów była nowsza, a część pochodziła z XIX w. Najbardziej efektowne jest położenie wsi nad jeziorem o tej samej nazwie co miejscowość i wpadającą do niego rzeką Vuontislompolo.

Pomiędzy Torassieppi a Inari spotkała nas niespodzianka w postaci ponad 100 km szutrem. Nic dziwnego, że droga 955 nie jest asfaltowa, bo prawie nikt nią nie jeździ. My na tym odcinku minęliśmy zaledwie dwa samochody… Co ważne droga jest na tyle dobrze utrzymana, że spokojnie można nią jechać z maksymalną dozwoloną tam prędkością, czyli 100 km/h. Ot nowe doświadczenie :-)

Moda lapońska w muzeum w Inari w Finlandii
Moda lapońska w muzeum w Inari w Finlandii

Inari – Do Inari z Torassieppi przebyliśmy niemal 300 km, aby zobaczyć Siida – Sámi Museum, czyli skansen wsi lapońskiej i muzeum kultury Saamów, jak nazywają siebie Lapończycy. W muzeum zobaczyliśmy wystawę sprzętów używanych przez Lapończyków, mogliśmy nawet wypróbować tradycyjny skórzany bęben. Ciekawostką była wystawa współczesnych strojów Saamów prezentowanych na pokazach mody. Kolejną częścią była ekspozycja historyczna obejmująca ostatnie 10.000 lat oraz przyrodnicza zapoznająca z florą i fauną tego terenu. Wszystko przedstawione w ciekawy i nowoczesny sposób z dużą ilością dioram.

Skansen wsi lapońskiej i muzeum kultury mieszkańców tej krainy w Inari w Finlandii
Skansen wsi lapońskiej i muzeum kultury mieszkańców tej krainy w Inari w Finlandii

Część muzeum poświęcona jest współczesnemu życiu Lapończyków. Po obejrzeniu muzeum pod dachem, przeszliśmy do skansenu znajdującego się na otwartej przestrzeni. W deszczu oglądaliśmy poszczególne budynki: saunę dymną, kuchnię polową w szałasie przypominającym indiańskie tipi i bardzo prosto wyposażone drewniane domy z kamiennymi piecami wyglądającymi jak kominki. Ciekawym obiektem był stary sąd z niewielkim stołem sędziowskim, dybami dla podsądnych i ławami dla publiczności. Lapończycy nie mogli obyć się bez dwóch rodzajów sprzętów: łodzi wiosną i latem oraz sań jesienią i zimą. W skansenie zrekonstruowano także domostwa prehistoryczne, które służą współcześnie rybakom i myśliwym. Z nietypowych obiektów można wymienić stajnię dla reniferów, najróżniejsze pułapki na zwierzynę, chaty poszukiwaczy złota oraz stanowiska ich pracy.

NORWEGIA

Droga na samą północ Europy do miejscowości Alta w Norwegii nie wiodła po płaskim jak stół terenie. Było już więcej pagórków i zakrętów. Droga prowadziła przez zupełne pustkowia, kompletnie bez siedzib ludzkich. Byliśmy już tak daleko za kręgiem polarnym, że mimo lipca, miejscami leżał jeszcze śnieg. Końcówka drogi tuż przed Alta wiodła przez spektakularny, mroczny i zarazem wspaniały wąwóz.

Alta – Nasz domek na Solvang Camping w miejscowości Alta był po prostu mikroskopijny :-) Cudem w środku mieściły się trzy łóżka, w tym jedno piętrowe i mały stolik, za to z okna widzieliśmy rzekę, po której płynęli kajakarze.

02.07.2010 r.

Prehistoryczne rysunki naskalne w miejscowości Alta w Norwegii
Prehistoryczne rysunki naskalne w miejscowości Alta w Norwegii

Alta – Naszym głównym celem w miejscowości Alta były rysunki naskalne ludzi z epoki kamienia. Zanim weszliśmy na teren rezerwatu archeologicznego, podziwialiśmy piękne krajobrazy oraz widzieliśmy, gdzie znajdowały się domy prehistorycznych mieszkańców. Ścieżka wytyczona była po kładkach i pomostach pośród głazów rozrzuconych na soczyście zielonej trawie, aż w końcu dotarliśmy do pierwszych skał pokrytych krwistego koloru najstarszymi rysunkami z okresu od 4200 do 3300 lat p.n.e. Na początek rzuciły nam się w oczy zagrody pełne reniferów, niedźwiedzie, ludzie z łukami polujący na zwierzęta. Co ważne malowidła są wyryte w kamieniu, a następnie pomalowane czerwonym barwnikiem. Miejsc z malowidłami jest kilkanaście i pochodzą z różnych epok.

Prehistoryczne rysunki naskalne w miejscowości Alta w Norwegii
Prehistoryczne rysunki naskalne w miejscowości Alta w Norwegii

Na kolejnych skałach widzieliśmy ludzi polujących z łodzi i łowiących ryby. Na malowidłach z okresu od 3300 do 2200 lat p.n.e. pojawiły się inne zwierzęta, np. drób, renifery płynące przez fiord oraz większe łodzie, w których znajdowało się więcej osób. Następna skała zaskoczyła nas reniferami i łosiami w ciąży. Prócz tego namalowany był mężczyzna łowiący halibuta, wokół liczne gęsi oraz łódź uzbrojonych ludzi polujących na niedźwiedzia. Na niektórych skałach przedstawiono życie rodzinne, społeczne. Na najnowszych malowidłach od 600 do 0 lat p.n.e znajdowały się łodzie z tańczącą załogą, grającą na bębnach, ludzie na nartach. Po obejrzeniu prehistorycznych rysunków, wstąpiliśmy jeszcze do niewielkiego muzeum, w którym obejrzeliśmy zorzę polarną, wystawę przyrodniczą i etnograficzną.

Jazda wzdłuż fiordów w kierunku Alp Lyngen w Norwegii
Jazda wzdłuż fiordów w kierunku Alp Lyngen w Norwegii

Przez Alpy Lyngen – Ruszyliśmy drogą E6 wiodącą wzdłuż fiordów oraz wysokich gór z Alapmi Lyngeńskimi na czele (Lyngsalpan). Ponad 450 kilometrową trasę rozpoczęliśmy od Altafjorden mając w tle jeszcze niezbyt wysokie, ale już częściowo ośnieżone góry oraz nieliczne domostwa. Widoki były bajkowe, mnóstwo zieleni, kolorowe drewniane domy, często na palach, łodzie i przepiękne góry, a niemal przy samej drodze płynęły nieduże wodospady.

Jadąc przez Alpy Lyngen w Norwegii
Jadąc przez Alpy Lyngen w Norwegii

Następny był Langefjorden, widoki były jeszcze ciekawsze, a góry wyższe. Temperatura wynosiła zaledwie 10°C, a my zatrzymywaliśmy się co kawałek, aby podziwiać widoki i popijać ciepłą herbatę z termosu Podczas jednego z postojów, zaczęło podchodzić do nas stado reniferów, które pośpiesznie odeszły, gdy my zaczęliśmy się do nich zbliżać. W pewnym momencie oddaliliśmy się nieco od morza, wjechaliśmy wyżej i dzięki temu mieliśmy jeszcze lepsze widoki na góry, a szczególnie na Alpy Lyngen, które przekraczają 1600 m n.p.m. Nad Badderfjorden pogoda się poprawiła, zaczęło świecić słońce, a my mogliśmy podziwiać kolejne przepiękne krajobrazy w zupełnie innym świetle. Na wodzie pojawiły się nieznane nam dotąd, okrągłe zagrody, czyli hodowle łososia norweskiego oraz góry ciekawie  pokryte pasami śniegu, który dochodził niemal do samej drogi.

Jadąc przez Alpy Lyngen w Norwegii
Jadąc przez Alpy Lyngen w Norwegii

Jadąc wzdłuż cieśniny Rotsundet, mieliśmy po obu stronach wysokie ściany gór, a nieco dalej rozpoczął się fiord Lyngen, a nad nim mocno ośnieżone góry przypominające do złudzenia Alpy, tyle, że leżące nad morzem. Krajobraz był urozmaicony, bo góry miały rozmaite kształty, od stromych alpejskich szczytów, przez zaokrąglone kopce, po niemal płaskie wierzchołki. W poszukiwaniu campingu Lapphaugen Turiststasjon w miejscowości Tennevoll, natrafiliśmy na bardzo wysoki i okazały wodospad.

03.07.2010 r.

Gdzieś na Lofotach w Norwegii
Gdzieś na Lofotach w Norwegii

Lofoty – Kolejnego dnia jadąc w kierunku Lofotów i skręciwszy w drogę E10, zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym nad Ofotfjorden z widokiem na Narvik, który dla nas Polaków ma szczególną wartość historyczną. Lofoty to niezwykle malowniczy ciąg wysp połączonych mostami, które charakteryzują się znacznie łagodniejszym klimatem niż reszta północnej Norwegii, a to za sprawą ciepłego prądu zatokowego, czyli Golfstromu. Wyspy usiane są niewielkimi miejscowościami, ale za to niezwykle malowniczymi oraz górami.

Suszące się sztokfisze w Vikten na Lofotach w Norwegii
Suszące się sztokfisze w Vikten na Lofotach w Norwegii

Zaskoczył nas także turkusowy, a czasem wręcz zielony kolor wody w małych zatoczkach i cieśninach oddzielających poszczególne wysepki. Skręciliśmy do Henningsvær, czyli wioski rybackiej położonej na mnóstwie małych wysepek ze stosunkowo dużym portem i sporej wielkości domami, zbudowanymi na palach. Wokół roznosił się zapach suszonych ryb, czyli tak zwanego sztokfisza, wiszących na ścianach domów lub podwieszonych pod różnymi daszkami. Henningsvær ze swoimi niemal 1500 mieszkańcami trudno nazwać wioską, gdyż na to co zaobserwowaliśmy w północnej Norwegii, było to niemal miasto :-)

Malowniczy widok na Lofotach w Norwegii
Malowniczy widok na Lofotach w Norwegii

Następnym celem na Lofotach była niewielka osada Vikten z białą piaszczystą plażą, usytuowana u podnóża wysokich, skalistych gór. Przy plaży leżało pełno głazów, a w powietrzu unosił się zapach glonów i ryb. Jakieś 15 km dalej dojechaliśmy do Nusfjord, czyli kolejnej wioski rybackiej z portem, która nie jest już zamieszkana, lecz stanowi coś w rodzaju muzeum, czy też skansenu, co oznacza, że za wstęp do Nusfjord trzeba zapłacić, ale dzięki temu można obejrzeć budynki w środku.

Nusfjord na Lofotach w Norwegii
Nusfjord na Lofotach w Norwegii

W Nusfjord zwiedziliśmy hangar dla łodzi, tartak z oryginalnym wyposażeniem i dawny sklep. W wiosce działa także tawerna i restauracja. Obejrzeliśmy też film o tradycyjnym połowie ryb, przeszliśmy pomostami przyglądając się koloniom mew rezydujących na skałach, obejrzeliśmy  fabrykę tranu i kuźnię. Potem weszliśmy na punkt widokowy, z którego widać było cały Nusfjord, a zwłaszcza malowniczą rybacką przystań, otoczoną typowymi, norweskimi domkami.

Reine na Lofotach w Norwegii
Reine na Lofotach w Norwegii

Jadąc dalej zatrzymaliśmy się przy pięknej, szerokiej, piaszczystej plaży koło Ramberg, szkoda tylko, że było za zimno na kąpiel zarówno morską, jak i słoneczną, gdyż było zaledwie 19°C. Nie mogliśmy się nadziwić bardzo ciekawym kształtom szczytów górskich, które pięknie komponowały się z oceanem. Zrobiliśmy krótki postój w miejscowości Sund, która jest nadal czynną wioską rybacką, dzięki czemu jest jeszcze bardziej autentyczna. Przy brzegu stały kutry rybackie i łodzie, a wokół było pełno stojaków do suszeni sztokfiszy. Dalej było Reine zwana perełką Lofotów, gdyż po pierwsze jest cudownie ulokowana nad wodą wśród wysokich skał, a po drugie miejscowość jest wyjątkowo urokliwa i zadbana.

Reine na Lofotach w Norwegii
Reine na Lofotach w Norwegii

Aby jeszcze lepiej poczuć klimat Lofotów kupiliśmy chipsy ze sztokfisza, czyli przekąskę w postaci lekko solonych płatków suszonego dorsza. Pierwszy kęs był zaskakujący, ale uznaliśmy, że może to być przysmak, zwłaszcza do piwa :-) Ślicznie wyglądały drewniane domy na palach połączone pomostami. Wokół czuć było lekki zapach ryb, a w ustach dzięki sztokfiszowi, także smak ryb ;-)

Nocleg zaplanowaliśmy na Moskenes Camping, 150 m od przystani promowej, z której następnego dnia mieliśmy płynąć do Bodø. Było na tyle ciepło (13°C w nocy), że nocowaliśmy pod namiotem.

04.07.2010 r.

Nie mieliśmy biletów na prom, więc za radą miejscowych, wcześnie rano postawiliśmy samochód w tzw. liniach i wróciliśmy na pobliski camping, żeby zjeść śniadanie i spakować namiot. Po przypłynięciu promu, obsługa sprzedawała bilety kierowcom, których samochody zmieściły się w tychże liniach, a pozostali musieli czekać na następny prom… Z promu MS Bodø podziwialiśmy ostatnie widoki na Lofoty skąpane w słońcu.

Widoki z drogi RV17 na północy Norwegii
Widoki z drogi RV17 na północy Norwegii

Droga RV17 – Po zjechaniu z promu trafiliśmy na słynną, widokową drogę RV17, która mimo, że jest wąska i kręta, jest droga płatną. Niestety zapłacić za nią nie jest tak łatwo, gdyż nie ma żadnych budek, szlabanów, a jedynym strażnikiem są kamery. Teoretycznie zapłacić można w jakimś markecie i na jakieś stacji benzynowej, ale po pierwsze nie są tuż przy drodze, po drugie nie do końca wiadomo gdzie są, a po trzecie podane godziny ich otwarcia wymuszałyby na nas kilkugodzinne oczekiwanie… Stwierdziliśmy, że będziemy się martwić tym później i ruszyliśmy drogą RV17 podziwiając wspaniałe widoki. W tle mieliśmy wierzchołki gór dochodzących do 1400 m n.p.m., wyglądające jak zęby piły.

Svartisen – Dojechaliśmy do tablicy wskazującej na parking, z którego odpływa stateczek do lodowca Svartisen, ale najpierw odwiedziliśmy Punkt Informacji Turystycznej tuż obok. Poprosiliśmy o pomoc w sprawie opłaty za RV17. Przemiła pani długo rozmawiała przez telefon, ostatecznie powiedziała, że nie mamy się tym przejmować, bo wszystko załatwiła. Nie wiemy do końca na czym polegało to załatwienie, ale potwierdzamy, że żadnego mandatu nie dostaliśmy :-)

Drugi co do wielkości lodowiec Norwegii - Svartisen
Drugi co do wielkości lodowiec Norwegii – Svartisen

Na drugi co do wielkości lodowiec Norwegii, czyli Svartisen od północy można dostać się wyłącznie płynąc niewielką łodzią przez turkusowe wody fiordu, mając wokół siebie malownicze skały. Od razu musimy dodać ciekawostkę. Zaskoczyło nas to, że jeden człowiek jest w stanie pełnić kilka ról. Mężczyzna z obsługi najpierw sprzedał nam bilety na statek, potem kierował łodzią, a po dopłynięciu na drugi brzeg wypożyczał rowery. Ot prawdziwy człowiek orkiestra. Dzięki temu cała obsługa została ograniczona do jednej osoby…  Sama łódź to chyba stary kuter, który z tyłu mieści 40 osób na stojąco, ale daje niezapomniane widoki.

Lodowiec Svartisen w Norwegii
Lodowiec Svartisen w Norwegii

Po dopłynięciu do celu poszliśmy w kierunku błękitnego jęzora lodowca, który widzieliśmy już płynąc łodzią. Ponad trzykilometrowy spacer wzdłuż turkusowego jeziora do litej skały, nad którą jest czoło lodowca jest bardzo intrygujący. Szliśmy wzdłuż krajobrazu utworzonego przez lodowiec, mijając liczne wodospady zasilające jezioro. Wydaje się, że lodowiec jest na wyciągnięcie ręki, a tak naprawdę jest cały czas daleko. Poddaliśmy się temu złudzeniu i prawdę mówiąc słabo przygotowaliśmy się do podejścia pod sam jęzor. Nie mieliśmy ani wystarczającej ilości picia, ani czasu. Doszliśmy do końca normalnej ścieżki, podeszliśmy trochę pod górę po skale, jednakże dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że nie zdążymy dojść do czoła lodowca i zawróciliśmy…

Podczas rejsu przez fiord z Jektvik do Kilboghamn
Podczas rejsu przez fiord z Jektvik do Kilboghamn

Jadąc dalej w kierunku miejscowości Mo i Rana musieliśmy skorzystać z dwóch promów przez fiordy. Najpierw płynęliśmy 10 minut z Forøy do Ågskardet, a jadąc na drugi prom podziwialiśmy wysokie góry spowite chmurami. Rejs drugim promem z Jektvik do Kilboghamn trwał godzinę, za to zafundował nam kolejne wspaniałe widoki, a dodatkowo po raz drugi na tym wyjeździe przekroczyliśmy krąg polarny. Było już późno, więc wybraliśmy położony najbliżej zjazdu z promu camping, czyli PolarCamp w Hilstad. To był strzał w 10-tkę, bo domek był najładniejszy jaki mieliśmy na całym wyjeździe z całkiem nieźle wyposażoną kuchnią, kanapą, stolikiem, fotelami i oddzielną sypialną.

05.07.2010 r.

Setergrotta w Norwegii
Setergrotta w Norwegii

Mo i Rana – Setergrotta – Następnego dnia wyszło piękne słońce, a my ruszyliśmy do Setergrotty nieopodal Mo i Rana. Na wejście do jaskini musieliśmy zaczekać, ale specjalnie byliśmy wcześnie, żeby nie było problemów z wejściem, gdyż grupa może liczyć maksymalnie 15 osób, a wejścia w lipcu są tylko dwa razy dziennie. W końcu przyjechała przewodniczka Ida, która najpierw posprzątała toaletę, potem otworzyła biuro i sprzedała nam bilety, następnie rozdała nam kombinezony, kaski, latarki czołówki i rękawice, a następnie poprowadziła nas 500 m przez las do wejścia do jaskini. Byliśmy zadowoleni, bo wraz z Idą było nas raptem osiem osób (prócz nas czteroosobowa rodzina Norwegów oraz jeden Niemiec).

Setergrotta w Norwegii
Setergrotta w Norwegii

Najpierw zeszliśmy po zwalonych głazach w dół jaskini, potem chodziliśmy różnymi korytarzami, czasem musieliśmy się przeciskać, iść po półce skalnej, a czasem wspinać po kamieniach i drabinie na wyższe poziomy. Całość dopełniały marmurowe ściany, podziemna rzeka i duże sale oraz ciekawe komentarze Idy.  Zabawne było dla nas to, że musieliśmy wspiąć się na wyżyny językowe i tłumaczyć Niemcowi z języka angielskiego na niemiecki… Nie jeden raz przydała się pomocna dłoń współtowarzyszy wycieczki, bo trasa naprawdę nie należała do łatwych i konieczna była współpraca. Za to wrażenia były wspaniałe, a atmosfera doskonała. Po wyjściu Ida sprzedała nam pamiątki i rozdała certyfikaty zdobywców Setergrotty. To kolejny przykład, że do obsługi atrakcji turystycznej, w Norwegii wystarcza jedna osoba :-) Wyprawa do Setergrotty była jednym z najciekawszych przeżyć w naszym życiu i często wracamy do niego pamięcią.

SZWECJA

05.07.2010 r.

Jadąc z Mo i Rama na nocleg w miejscowości Vilhelmina oglądaliśmy już inne widoki. Zamiast fiordów pojawiły się jeziora, a zamiast skalistych gór, zalesione wzgórza. Nocleg na Saiva Camping & Stugby w Vilhelminie nie należał do najlepszych. Domek był zawilgocony i bardzo zniszczony… Gdyby nie to, że zarezerwowaliśmy go dużo wcześniej, to wolelibyśmy spać pod namiotem :-(

06.07.2010 r.

W zakładzie krawcowej w skansenie Jamtli w Östersund w Szwecji
W zakładzie krawcowej w skansenie Jamtli w Östersund w Szwecji

Östersund – Skansen Jamtli znajdujący się w mieście Östersund to prawdziwy żywy skansen, w którym obsługa nie dość, że chodzi w tradycyjnych strojach, to spotkać ją można przy dawnych zajęciach: krawcowa pracuje w swoim zakładzie, w przedszkolu są XIX-wieczni opiekunowie, poczta i bank nadal działa, i tak w całym obiekcie. Zaczęliśmy od banku stojącego na głównym placu, w którym można było wymienić szwedzkie korony na walutę obowiązującą w muzeum. Wokół placu były różne kramy oraz karuzela. Chodząc uliczkami mieliśmy wrażenie jak byśmy przenieśli się w zupełnie inne czasy. W obejściu suszyły się pantalony, surdut, przed domem gospodyni prała na tarze, a wewnątrz domu krawcowa oferowała swoje usługi.

Na stacji Shell z lat 50-tych w skansenie w Östersund w Szwecji
Na stacji Shell z lat 50-tych w skansenie w Östersund w Szwecji

W atelier fotografa można było zrobić zdjęcia w strojach epokowych. Co ciekawe, turyści mogą uczestniczyć w życiu miasteczka i traktowani są jak potencjalni klienci lub goście przychodzący do prywatnego domu, a nie tylko jako „zwiedzacze”. Jedna z części skansenu była przeznaczona specjalnie dla dzieci. Znajdowała się tam przystań, pomieszczenia gospodarskie, w których stały drewniane zwierzęta, przedszkole, w którym żywo dyskutowali dawni wychowawcy, czytający gazety z XIX w.  Nieco dalej na stacji Shell z lat 50-tych XX w. można było zatankować stare Volvo, skorzystać z warsztatu samochodowego oraz naprawy rowerów, a w sklepiku można było nalać ze zbiornika olej silnikowy przy dźwiękach ówczesnej muzyki.  Następnie minęliśmy stary budynek sądu i poszliśmy do zagrody z końca XVIII w., w której często zdarza się, że obsługa prosi o pomoc w pracach domowych.

Obozowisko Wikingów w skansenie Jamtli w Östersund w Szwecji
Obozowisko Wikingów w skansenie Jamtli w Östersund w Szwecji

Zobaczyliśmy pomieszczenia dla zwierząt, obszerny i ładnie zdobiony dom sołtysa, w którym gospodynie krzątały się gotując obiad w kotle, a przed domem parobek rąbał drewno. W skansenie nie zabrakło też obozowiska Wikingów, w którym mieszkańcy zajęci swoimi pracami siedzieli wokół ogniska. Potem weszliśmy do szkoły gotowej do przyjęcia uczniów oraz do piekarni, w której poczęstowano nas wyjętym prosto z pieca plackiem przypominającym wielki podpłomyk oraz przyglądaliśmy się przygotowaniu tego wypieku. Na poczcie leżały listy do mieszkańców Jamtli, a pobliska stolarni gotowa była do pracy. Nieco dalej znajdowała się mleczarnia z pełnym wyposażeniem, przygotowana do prowadzenia zajęć dydaktycznych dla młodszych dzieci.

Dom w skansenie Jamtli w Östersund w Szwecji
Dom w skansenie Jamtli w Östersund w Szwecji

Mijając niewielkie schronisko górskie, doszliśmy do górskiej farmy, w której podglądaliśmy życie górali. W kolejnej zagrodzie przenieśliśmy się do czasów II Wojny Światowej, obejrzeliśmy pranie w nietypowej pralce ręcznej na korbę, a gospodyni opowiedziała jak w tych trudnych czasach okupacji norwesko-duńskiej robiła kawę z grochu. Przy okazji obejrzeliśmy ciekawe wyposażenie domu szwedzkiego z tamtego okresu. Dalej była zagroda leśna, w której gotowali strawę drwale, a tuż obok stała mała elektrownia wodna, którą można było samodzielnie uruchomić wpuszczając wodę na koło. Na koniec obejrzeliśmy interaktywną wystawę w muzeum z wieloma dioramami. Ciekawa był wystawa dotycząca Saamów i Wikingów, na której wchodziło się do pomieszczeń, w których uruchamiały się niektóre przedmioty i słychać było dźwięki. Wiele rzeczy można było dotknąć, otworzyć, czy też uruchomić. Była to naprawdę wymyślna, uniwersalna językowo ekspozycja, która nikogo nie powinna nudzić.  Na piętrze znajdowała się wystawa oryginalnych tkanin Wikingów. Podsumowując, skansen niezwykle nam się podobał, a po wielu latach podróży uważamy, że jest to najlepszy skansen jaki widzieliśmy.

Nocleg zaplanowaliśmy jakieś 300 km dalej w miejscowości Våmhus na Våmåbadets Camping. Sam camping był całkiem ładny, a domek choć malutki to całkiem niezły. Jedynym mankamentem były sanitariaty, które wyglądały na niezwykle rzadko sprzątane, a do do tego nie wolno był do nich wchodzić w jakimkolwiek obuwiu… Co kraj to obyczaj, ale nie było to miłe doświadczenie.

07.07.2010 r.

Kopalnia miedzi w Falun w Szwecji
Kopalnia miedzi w Falun w Szwecji

Falun – Przyjechaliśmy do Falun, żeby zwiedzić nadal czynną kopalnię miedzi. W oczekiwaniu na przewodniczkę oglądaliśmy część odkrywkową kopalni, która była wykorzystywana w czasach prehistorycznych. Przewodniczka zadzwoniła dzwonem na wieżyczce, co oznaczało zbiórkę. Dostaliśmy pomarańczowe kaski i peleryny.  W tych dość śmiesznych strojach rozpoczęliśmy zwiedzanie idąc XVII-wiecznymi korytarzami. Schodziliśmy coraz niżej oglądając stare sprzęty, drabiny i drewnianą obudowę wyrobisk z różnych okresów, począwszy od XVII w., przy czym część podziemna była eksploatowana już w średniowieczu. Zupełnie nietypowa była jedna ze ścian kopalni, na której wyryto i powleczono złotem autografy współczesnych władców Szwecji. Woda, a przez to wszystko w kopalni zabarwione było na kolor miedziany, w ogóle wszędzie było dużo wilgoci, więc już wiedzieliśmy po co dostaliśmy peleryny. W sali wystawowej na powierzchni znajdowała się makieta, dzięki której zobrazowano funkcjonowanie kopalni, zwizualizowano system korytarzy, z których najniżej położony znajduje się 334 m pod powierzchnią, pokazano też jak dobrze konserwuje się ludzkie ciało pozostawione w kopalni na przykładzie górnika, który został odnaleziony po 42 latach od śmierci w stanie nieomal idealnym, a na koniec zobaczyliśmy kopalniany szpital.

Grobowce królewskie w Gamla Uppsala, czyli starej stolicy Szwecji
Grobowce królewskie w Gamla Uppsala, czyli starej stolicy Szwecji

Gamla Uppsala – Do dawnej stolicy Szwecji – Gamla Uppsala przyjechaliśmy, żeby zobaczyć grobowce kurhanowe władców. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od muzeum, w którym zgromadzono kamienie runiczne, współczesne zdjęcia z wydarzeń w Gamla Uppsala, panteon bogów pogańskich, trójwymiarową wizualizację tego miejsca w czasach świetności, różne makiety, odnalezione w pobliżu skarby, uzbrojenie i ozdoby. Po wyjściu z muzeum ruszyliśmy na spacer do trzech grobowców królów z V-VI w. oraz pomniejszych kurhanów. Na koniec poszliśmy jeszcze do XI-wiecznego romańskiego kościoła z licznymi freskami.

Potem pojechaliśmy do Sztokholmu na bardzo duży i zatłoczony Bredäng Camping. Camping mieści się w dość odległej dzielnicy Skärholmen, a to oznaczało sporo poszukiwań i przejazd skomplikowanym systemem dróg i tuneli łączacych różne części Sztokholmu. Były wysokie temperatury, a my musieliśmy rozbić namiot na otwartej przestrzeni. Zaletą campingu były porządne sanitariaty oraz łatwy dojazd do centrum metrem ze stacji  Bredäng.

08.07.2010 r.

Gamla Stan, czyli starówka Sztokholmu w Szwecji
Gamla Stan, czyli starówka Sztokholmu w Szwecji

Sztokholm – Po przyjeździe wyjątkowo ładnym metrem (T-Bana) do centrum Sztokholmu, który rozlokowany jest na 14 wyspach, wysiedliśmy na stacji T-Centralen i wyszliśmy wprost na panoramę starówki oraz na monumentalny Ratusz (Stadshuset) z początku XX w. Podeszliśmy do Ratusza i weszliśmy na jego dziedziniec. Mostem dotarliśmy przez wyspę Riddarholmen na wyspę Gamla Stan, czyli do najstarszej części miasta. Po drodze minęliśmy jedną z najpiękniejszych budowli barokowych w Europie, czyli bardzo ozdobny XVII-wieczny Riddarhuset, czyli Dom Rycerstwa oraz po przeciwnej stronie efektowny kościół Riddarholmskyrkan z ażurową wieżą.

Pałac Królewski (Kungliga slottet) w Sztokholmie
Pałac Królewski (Kungliga slottet) w Sztokholmie

Podeszliśmy pod pałac Wrangelska palatset, a dziś sąd apelacyjny, który stoi obok kościoła. Zaczęliśmy chłonąć klimat miasta, którego atutem są uliczki z pięknymi, zadbanymi i wysokimi kamienicami. Szliśmy ulicą Munkbron, a potem Stora Nygatan aż do ładnego placu Kornhamnstorg. Idąc rozglądaliśmy się na wszystkie strony, bo większe i mniejsze uliczki tak samo zasługiwały na nasza uwagę i choćby krótki rzut oka. Co ciekawe w Sztokholmie jest wyjątkowo gęsta sieć uliczek, boczne uliczki od Stora Nygatan są przeważnie oddalone od siebie o zaledwie szerokość jednej kamienicy. Jedną z takich wąziutkich uliczek przeszliśmy na Västerlånggatan, żeby obejrzeć kolejne domy w ciepłych barwach, pomarańczach, beżach i żółcieniach.

Główny Rynek (Stortorget) w Sztokholmie w Szwecji
Główny Rynek (Stortorget) w Sztokholmie w Szwecji

Doszliśmy do najwęższego zaułka w Sztokholmie o szerkości niecałego metra, czyli Mårten Trotzigs Gränd, który prowadzi po 36 stopniach w górę, skąd dalej poszliśmy pod Tyska kyrkan, czyli kościół niemiecki z końca XVI w. z niezwykle ozdobnym wejściem. Kolejnym celem był główny rynek miasta, czyli Stortorget z Muzeum Nobla oraz pozostałą przepiękną zabudową dookoła w postaci jednych ze starszych i zarazem ozdobniejszych kamienic w Sztokholmie. Kolejną zdecydowanie wartą uwagi ulicą była Österlånggatan, którą doszliśmy do Pałacu Królewskiego (Kungliga slottet). Sam pałac jest bardzo okazały i nadal zamieszkiwany przez szwedzką rodzinę królewską, a zaraz obok niego znajduje się XIII-wieczny kościół Świętego Mikołaja (Storkyrkan), jeden z najstarszych w mieście. Na pałacowym dziedzińcu odbyła się jakaś defilada wojska ubranego w tradycyjne niebieskie mundury, a do tego grała w czarnych epokowych mundurach orkiestra dęta.

Drewniana zabudowa na ulicy Stigbergsgatan w Sztokholmie w Szwecji
Drewniana zabudowa na ulicy Stigbergsgatan w Sztokholmie w Szwecji

Potem udaliśmy się na wyspę Södermalm, której zasadnicza część jest nieco wyżej położona, przez co wszyscy chętnie korzystają ze specjalnej, płatnej windy stojącej blisko jej brzegu. Warto wjechać na górę, bo dzięki temu można znaleźć się na specjalnej platformie widokowej, z której rozciąga się chyba najlepsza panorama na miasto. Przeszliśmy przez cichy i malowniczy plac Mosebacke torg z niewielkim parkiem po środku i skierowaliśmy się w Svartensgatan, aby dotrzeć do typowych dawniej dla wyspy drewnianych domów robotników portowych. Dotarliśmy do ładnej ulicy Fjällgatan, na której znajdowały się pierwsze drewniane domy i przeszliśmy na równoległą ulicę Stigbergsgatan, na której zachował się cały ciąg drewnianej zabudowy. Metrem przejechaliśmy jak najbliżej wysepki Skeppsholmen, z której można przejść na kolejną wysepkę Kastellholmen, żeby zobaczyć okrągły, ceglany zamek. Minęliśmy efektowne Muzeum Narodowe i mostem przeszliśmy na Skeppsholmen, gdzie stoi ładny budynek Admiralicji, przed którym znajdują się cztery działa oddające salut podczas wizyt ważnych gości, minęliśmy Muzeum Sztuki, przy którym stały dziwaczne, kompletnie nie przypominające niczego sensownego ruchome rzeźby, aż doszliśmy do celu, czyli zamku. Był to sympatyczny spacer z widokami na inne wyspy.

Okręt Vasa w Vasamuseet w Sztokholmie w Szwecji
Okręt Vasa w Vasamuseet w Sztokholmie w Szwecji

Autobusem przejechaliśmy na wyspę Djurgården, na której znajduje się najsłynniejsze muzeum Sztokholmu, czyli Vasamuseet, którego głównym eksponatem jest wydobyty z dna zatoki w Sztokholmie okręt wojenny Vasa z XVII w. Ciekawostką jest to, że okręt z uwagi na złą konstrukcję zatonął wraz z całą załogą zaraz po wypłynięciu z portu w dziewiczy rejs na wojnę z Polską… Galeon został wydobyty po ponad 300 latach w niemal nienaruszonym stanie i dzięki temu stanowi unikat na skalę światową. Pierwsze co rzuca się w oczy to przepięknie rzeźbiony dziób okrętu. Czekaliśmy z niecierpliwością na wycieczkę, żeby wejść do środka. Szybko okazało się, że nie zwiedza się statku wewnątrz, a wycieczka polega na oprowadzaniu dookoła i opowiadaniu wielu szczegółów historycznych.

Rufa okrętu Vasa w Vasamuseet w Sztokholmie w Szwecji
Rufa okrętu Vasa w Vasamuseet w Sztokholmie w Szwecji

Szybko „urwaliśmy się” z wycieczki, aby w spokoju kontemplować ten niesamowity zabytek. Obchodząc dookoła mogliśmy jedynie przez otwory strzelnicze w burcie obserwować wnętrze, a później także przepięknie rzeźbioną rufę, która była dawniej bardzo kolorowa co można zobaczyć na filmowej wizualizacji. Później oglądaliśmy ekspozycję znajdującą się na kilku poziomach, a obrazującą wygląd statku, jego budowę, miejsce w którym zatonął, proces jego wydobycia na powierzchnię, zabytki pochodzące z okrętu, a nawet odtworzono kajutę admirała, bocianie gniazdo i pokład z działami. Dodać musimy, że świetnym pomysłem jest możliwość obejrzenia statku z różnej wysokości i różnej perspektywy, dzięki czemu można przyjrzeć się wszystkim detalom. Na tym zakończyliśmy zwiedzanie Sztokholmu, ale zgodnie uznaliśmy, że jest to bardzo ciekawe miasto, które warto odwiedzić i zostać tam nawet nieco dłużej.

09.07.2010 r.

Oficjalna rezydencja Króla Szwecji - Pałac Drottningholm
Oficjalna rezydencja Króla Szwecji – Pałac Drottningholm

Drottningholm – Na ostatni dzień zostawiliśmy Pałac Drottningholm, czyli oficjalną rezydencję Króla Szwecji z XVII w. Wokół Pałacu znajdują się nieskazitelne ogrody, a wejścia do budynku strzeże królewski gwardzista. Z uwagi na to, że obiekt jest nadal prywatną siedzibą, nie można w nim filmować, ani robić zdjęć, a to oznacza, że po latach zupełnie nie pamiętamy jak wyglądały wnętrza… Z Pałacu przeszliśmy do Teatru Dworskiego z II połowy XVIII w., który jest najstarszym na świecie czynnym teatrem. Co ciekawe wewnątrz zachował się oryginalny wystrój, kurtyna, scena, zapadnie, mechanizmy imitujące odgłosy (mieliśmy okazję usłyszeć wiatr i burzę) oraz co ważne mnóstwo XVIII-wiecznych dekoracji do przedstawień. Przewodniczka zaprowadziła nas jeszcze do muzeum teatralnego, w którym zobaczyliśmy kostiumy, które mogliśmy nawet przymierzyć. Na koniec zwiedziliśmy pałacowe ogrody z żywopłotami i fontannami.

Tego dnia mieliśmy prom do Polski. Płynęliśmy promem Baltivia linii Polferries z Nynäshamn pod Sztokholmem do Gdańska. W oczekiwaniu na wjazd na prom poszliśmy na obiad do pobliskiego fastfoodu na nuggetsy z frytkami (jedzenie raczej marne…). Z uwagi na to, że rejs miał trać aż 19 godzin, próbowaliśmy kupić kabinę, jednakże był to prom głównie towarowy, więc kabin było niewiele, a te co zostały kosztowały zbyt dużo. W zamian za to poszliśmy wieczorem na drinka, a rano zafundowaliśmy sobie bardzo dobre i obfite śniadanie w postaci bufetu.

Opis wcześniejszej części podróży znajdziesz w poniższym linku:

Litwa, Łotwa i Estonia – 18-25.06.2010