27.07-01.08.2008 r.
27.07.2008 r.
Zbąszyń – Wyjazd w okolice Ujścia Warty rozpoczęliśmy od Zbąszynia, gdzie znajdują się pozostałości zamku. Jest to wieża wraz z nasypem. Do ruin zamku prowadzi drewniany most. Przeszliśmy po nim i znaleźliśmy się w parku. Weszliśmy po schodach pod wieżę, ale niestety była ona zamknięta. Obeszliśmy trochę park w poszukiwaniu innych śladów po zamku, ale nic więcej nie znaleźliśmy.
Chlastawa – Kościół drewniany w Chlastawie nie był na naszej liście atrakcji. Zatrzymaliśmy się przejeżdżając do następnej miejscowości. Jest to ewangelicki kościół z ładną dzwonnicą tuż obok.
Kosieczyn– Kolejny drewniany kościół ma metalowe podpory w środku i pozostałości podpór na zewnątrz. Poza tym posiada również wolnostojącą dzwonnicę ze stosunkowo małymi dzwonami.
Świebodzin – W Świebodzinie zaparkowaliśmy przed mapą miasta i poszliśmy w poszukiwaniu pozostałości zamku. Po drodze na placu natknęliśmy się na zbierającą się policję. Zamek był tuż obok. Składały się na niego dwa mocno zniszczone skrzydła, charakteryzujące się umieszczonymi na nich kulami armatnimi ułożonymi w kształcie krzyża (pozostałość po klasztorze). Obeszliśmy dookoła zamek i dotarliśmy do Ośrodka Jeździeckiego. Nie dało się bliżej podejść po ruiny, gdyż otoczone były płotem. Wracając okazało się, że na placu odbywa się impreza policyjna (przemówienia, ślubowanie). My ruszyliśmy w dalszą drogę.
Gorzów Wielkopolski – W Gorzowie zaparkowaliśmy niedaleko willi otoczonej arboretum. Willa prezentowała się okazale, niestety arboretum już mniej. Spodziewaliśmy się czegoś lepszego. Miejsce to jest po prostu zaniedbane. Poszliśmy w kierunku grodziska. Znajdowało się ono na samym końcu ogrodu. Następnie szukaliśmy kurhanu, który okazał się odkrytym grobem skrzynkowym. Potem poszliśmy w kierunku starówki. Pierwszym obiektem miał być biały kościółek, czyli kościół kapucynów. Po przybyciu okazało się, że za chwilę zaczyna się msza. Do mszy służył wiekowy braciszek w fajnym habicie żywcem wyjęty z innej epoki. Obejrzeliśmy zabytek i ruszyliśmy w kierunku murów miejskich. Zobaczyliśmy zachowany fragment z dwiema czatowniami i poszliśmy poszukać studni czarownic. Ku naszemu zdumieniu okazało się, że czarownica siedząca na szczycie studni to całkiem ładna kobieta. Dalej udaliśmy się w kierunku katedry, która jest okazałą budowlą. Nieopodal znajduje się ładna fontanna, niestety sucha, natomiast sama starówka to w większości współczesne pseudokamienice.
Następnie poszliśmy nad Wartę, nad której brzegiem znajduje się bulwar troszeczkę podobny do toruńskiego, tyle że nad samą Wartą przebiega linia kolejowa. Przeszliśmy ładnym, nowym mostem zakończonym rondem z wieżą widokową. Weszliśmy na wieżę udostępnioną za darmo, a następnie poszliśmy do szachulcowego spichlerza, który znajdował się tuż obok wieży.
Glinik – Dojechaliśmy bez problemu na nocleg. Natomiast musieliśmy poszukać właściciela, bo nikt nie wiedział gdzie on jest. Dostaliśmy klucze od naszego pół apartamentu. Nie był to najgorszy lokal, w jakim nocowaliśmy. Mieliśmy do dyspozycji pokój z aneksem kuchennym, przedpokój i łazienkę. Wątpliwą ozdobę stanowił lep na muchy znajdujący się na żyrandolu. Dzięki temu odkryliśmy, że jest tu dużo much, bo mieszkaliśmy obok stadniny. Dodatkowym, oryginalnym wyposażeniem była packa na muchy, której wielokrotnie używaliśmy. Poza tym nie było czajnika bezprzewodowego i musieliśmy gotować wodę w kuchence mikrofalowej. Lodówka słabo chłodziła i wydawała odgłosy, jakby za ścianą ktoś chrapał. No i do tego spłuczka źle spłukiwała, a drzwi do łazienki nie dały się zamknąć. Już wiemy dlaczego pokój nazwany był „pół” apartamentem :-)
28.07.2008 r.
Kostrzyn – Z samego rana pojechaliśmy do „polskich Pompejów” czyli Kostrzyna nad Odrą. Miasto to zostało zbombardowane w 1945 r. i do dziś nie odbudowane. Zaparkowaliśmy przy bazarze dla Niemców i poszliśmy pieszo przez rondo do ruin. Na początek przywitała nas pięknie wyremontowana Brama Chyżańska wraz z Bastionem Filip. Weszliśmy na górę i podziwialiśmy Odrę. Następnie poszliśmy uliczkami zrujnowanego miasta. Widzieliśmy bruki, chodniki, krawężniki, schody donikąd oraz ruiny budynków zachowanych najwyżej do wysokości 1,5 m. Wszystko było porośnięte roślinnością.
Miejscami już trudno było dopatrzyć się budynków. Niekiedy widzieliśmy piwnice, czasem fragmenty ścian, a nawet płytki. Wszystko to sprawiało niesamowite wrażenie i trudno było uwierzyć, że mieszkali tu kiedyś ludzie. Doszliśmy do rynku, który obecnie jest łąką, a pobliski ratusz to zarośnięte parę cegieł. Kawałek dalej znajdują się ruiny kościoła, z którego pozostało niewiele więcej niż z ratusza, tyle że pozostałości te odsłonięte. Obok kościoła są ruiny bezmyślnie zniszczonego zamku. Zamiast prac zabezpieczających warownia została wysadzona. Zachowały się tutaj schody donikąd, płytki podłogowe, parkiety oraz wejścia do piwnic.
To pewnie była całkiem okazała warownia, ale skandalicznie zniszczona. Następnie poszliśmy pod Bramę Berlińską również pięknie odnowioną, a następnie wzdłuż murów do Bastionu Król, na którym znajduje się cmentarz żołnierzy radzieckich. Po zejściu z bastionu poszliśmy do kolejnego umocnienia, czyli do Bastionu Brandenburgia skąd roztaczał się piękny widok na Odrę. Zeszliśmy jeszcze kawałek pomiędzy ruiny i wyszliśmy tą samą bramą, którą weszliśmy na teren miasta.
Chwarszczany – Z zamku templariuszy w Chwarszczanach pozostała tylko kaplica, ale za to jaka okazała i piękna. Przypomina trochę gotyckie kościoły, przy czym na pierwszy rzut oka jest od nich bardziej warowna i obecnie pełni funkcję kościoła. Udało nam się wejść do środka, gdyż właśnie trwały prace remontowe i dzięki temu zobaczyliśmy piękne freski.
Boleszkowice – W drodze do Boleszkowic obejrzeliśmy rezerwat Cisy Boleszkowickie, czyli skupisko około 450 tych bardzo rzadkich drzew. Pozostałości zamku namierzyliśmy z wielkim trudem przy pomocy okolicznej ludności. Poszliśmy na mokradła w poszukiwaniu zamku, którego pozostałością jest kopiec na wyspie dostępnej tylko podczas suszy lub zimą.
Mogliśmy podejść pod sam kopiec i podziwiać okoliczne mokradła. Jeśli chodzi o zamek nie było czego podziwiać.
Moryń – Do zamku w Moryniu wiedzie długa i wąska droga. Można zwątpić czy się jedzie dobrą drogą, gdyby nie to, że znaki wskazują Hotel Savana. Ruiny zamku znajdują się w pobliżu hotelu. Z zamku zostały niezbyt imponujące fragmenty ścian oraz częściowo mury obwodowe.
Cedynia – Nie spodziewaliśmy się, że Cedynia to taka górzysta miejscowość. Poszliśmy najpierw na grodzisko z pomnikiem upamiętniającym słynną bitwę, skąd rozciągał się piękny widok na miasto. Następnie skierowaliśmy się do klasztoru cysterek będącego obecnie hotelem. Tutaj również mieliśmy pod górkę, ale było warto, gdyż klasztor jest bardzo ładny. Potem udaliśmy się do kościoła, po którego obejrzeniu poszliśmy jeszcze na wieżę widokową. Była otwarta, więc weszliśmy na górę, skąd rozciągała się panorama, aczkolwiek nie tak ładna jak z grodziska.
Chojna – Kościół pojednania znaleźliśmy bez problemu, gdyż znajduje się w centralnej części miasta, a poza tym ma wyjątkowo wysoką wieżę – ponad 100 m. Potem udaliśmy się na poszukiwanie platanu klonolistnego. Po drodze minęliśmy bramę miejską i dowiedzieliśmy się, że musimy udać się w zupełnie innym kierunku. Po tych wskazówkach pomnik przyrody odnaleźliśmy bez problemu. Jest on ogrodzony i naprawdę okazały (najstarszy w Polsce).
Rurka – Do kolejnej kaplicy zamku templariuszy było o wiele trudniej trafić. Kościół był niby oznaczony drogowskazem, jednakże mimo to nie sposób było go odnaleźć bez pomocy miejscowych. Kaplica jest obecnie prywatna, o czym dobitnie informuje kilka tablic. Udało nam się podejść i obejrzeć budynek z bliska. Ta kaplica nie jest a z w tak dobrym stanie jak w Chwarszczanach, a do tego nie jest tak efektowna.
Swobnica – Zamek w Swobnicy także musieliśmy namierzyć przy pomocy tubylców. Prowadzi do niego brukowana droga. Jest ogrodzony, ale łatwo sforsować niski murek. Zamek zachował się niemal w całości, jednakże jest obecnie w opłakanym stanie. Jeden z budynków zawalił się, drugi wali się, a trzeci bez prac zabezpieczających także niebawem popadnie w ruinę. Mimo potencjalnego niebezpieczeństwa weszliśmy do najlepiej zachowanego budynku, gdzie na pierwszym piętrze i parterze podziwialiśmy piękne sufity, kominek oraz klatki schodowe. Pomieszczenia zostały bezmyślnie oszpecone przez ścianki działowe, co spowodowało, że połowa sztukaterii znajduje się po jednej stronie działówki, a połowa po drugiej. Podobnie kominek jest teraz częściowo w jednym pokoju, a częściowo w drugim. Musiał to być piękny zamek, gdyż to co pozostało – ozdobne stropy i kafelki świadczą o jego dawnej świetności.
Następnie weszliśmy do połowy wieży, gdyż dalej były drewniane, zniszczone schody. W wieży była studnia przykryta metalową klapą. Po wyjściu z wieży weszliśmy jeszcze do drugiego budynku, który jest już w stanie rozkładu i grozi natychmiastowym zawaleniem. Szkoda, że tak piękny zabytek tak niszczeje, a przecież mógłby być tętniącą życiem atrakcją turystyczną.
29.07.2008 r.
Słońsk – Ten dzień mieliśmy nieco inaczej zaplanowany. Chcieliśmy wypożyczyć w Witnicy rowery, żeby udać się na ścieżkę „Na dwóch kółkach przez Polder Północny”. Niestety w Witnicy niemożliwe było wypożyczenie rowerów. Zadzwoniliśmy więc do Słońska do Biura Turystyki „Dudek”, gdzie pani poleciła nam inną ścieżkę przez mokradła, a co najważniejsze mogła nam wypożyczyć 2 rowery. Musieliśmy jednak dojechać do Słońska przekraczając Wartę promem rzecznym, co było samo w sobie atrakcją.
Nie tak łatwo było dotrzeć do stacji pomp, przy której znajduje się „Dudek”. Nie chcieliśmy jechać wałem, gdyż przewoźnik z promu nam to odradził. Musieliśmy więc przejechać przez Słońsk i dopytywać miejscowych o drogę. W końcu udało nam się. Na miejscu prócz wypożyczenia upragnionych rowerów, kupiliśmy mapę oraz dostaliśmy informacje o okolicy, czyli o tak zwanej Rzeczpospolitej Ptasiej i plan Słońska. Pani nas poinstruowała, które ścieżki są ciekawe. Poszliśmy za jej radą. Początki na rowerze po 11 latach przerwy wbrew pozorom nie były takie trudne. Na szczęścietego się nie zapomina. Jechaliśmy kawałek wałem, a następnie skręciliśmy w lewo w ścieżkę z wierzbami iwami. Jechaliśmy wzdłuż Starej Warty, a na polach pasły się krowy. Sielskie obrazki.
Nagle natrafiliśmy na stado koni, które zagradzało nam drogę i ani myślało, żeby ustąpić. Musieliśmy je ominąć. Potem pojechaliśmy do czatowni, z której można obserwować ptaki. O tej porze roku i przy takiej temperaturze ptaków było niewiele. Następnie udaliśmy się „Ptasim Szlakiem” po tak zwanej betonce. Trasa wiodła wzdłuż Postomii, a po drodze widzieliśmy wrony, perkoza i łabędzia w locie. Następnie wróciliśmy do Słońska w poszukiwaniu zimnego napoju. Nieźle naszukaliśmy się sklepu. Gdy już zakupiliśmy napój wróciliśmy z powrotem na szlak. Jechaliśmy wałem wzdłuż rzeki, a następnie szosą, by ostatecznie wjechać w polną drogę wiodąca wprost do stacji pomp. Po drodze spotykaliśmy niespodzianki w postaci zagród, przez które musieliśmy przejść, a raczej przenieść rowery. Poza tym szlak był bardzo wyboisty. Po drodze spotkaliśmy dwa stadka żurawi.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Łącznie pokonaliśmy niemal 30 km. Oddawszy rowery ruszyliśmy do Słońska, aby obejrzeć ruiny zamku joannitów. Niestety została sama skorupa, która grozi zawaleniem. Zachował się budynek mieszkalny przerobiony na pałac, niestety bez stropów, które spłonęły w pożarze.
Radów – W Radowie znajduje się kościół romański zbudowany z kamienia, nie posiadający wieży. Ładny, ale nie wyróżniający się niczym szczególnym.
Kowalów – Na teren kościoła wpuściła nas gosposia proboszcza. Teren jest pięknie zadbany, co jest jej zasługą. Dowiedzieliśmy się, że kościół w 1997 r. spłonął, ale w pół roku został odbudowany. Weszliśmy również do wnętrza, które jednak jest współczesne, a nie późnoromańskie. Na zewnątrz kościoła uwagę naszą przykuły szachownice wyryte w kamieniu (w Radowie też takie widzieliśmy). Podobno w tym miejscu są schowane jakieś skarby ;-)
Ośno Lubuskie – Zaparkowaliśmy na rynku i ruszyliśmy oglądać świetnie zachowane, otaczające niemal w całości starówkę mury miejskie. Obejrzeliśmy baszty i czatownie, a następnie podeszliśmy jeszcze pod kościół, który swym rozmiarem nie pasuje do tak małego miasteczka. Miejscowość ładna, szkoda, że tak zaniedbana.
30.07.2008 r.
Marwice – Do Marwic pojechaliśmy, żeby zobaczyć kościół romański z szachulcową wieżą. Kościół znaleźliśmy, wieży ani śladu. Obeszliśmy dookoła, ale nie dopatrzyliśmy się miejsca, w którym potencjalnie mogła kiedyś się znajdować. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że mamy błąd w naszych materiałach.
Karsko – Próbowaliśmy znaleźć grobowce megalityczne, ale bez skutku. Najpierw pytaliśmy ludzi i udało nam się ustalić potencjalne miejsce pochówków. Niestety zaliczyliśmy tylko długi spacer w towarzystwie chmar komarów przez tajemniczy las.
Równo – Dla odmiany w Równie bez problemów namierzyliśmy Wąwóz Trzech Skałek. Jest to bardzo dziwne miejsce, gdyż stanowi rozpadlinę w płaskim terenie. Najpierw idzie się przez pole aż do kępy drzew, po czym schodzi się ostro w dół. Wąwóz sprawia posępne wrażenie, a to za sprawą stosunkowo słabego światła, które dociera spośród koron drzew. Pierwszą skałkę widać bardzo dobrze. Druga jest przewrócona i zlewa się z betonowym wzmocnieniem skarpy. Trzecią zaś znaleźliśmy dopiero w drodze powrotnej. Wąwóz jest ciekawym miejscem, charakteryzuje się stromo opadającymi, wysokimi ścianami.
Stanowi rezerwat, więc poza wspomnianą betonową ławą, przyroda rządzi się sama. Jest to unikatowe zjawisko przyrodnicze na tym terenie.
Laskowo – Jadąc do Pełczyc celowo przejechaliśmy przez wieś Laskowo. Znajduje się tam pałac, niegdyś zaniedbany, a obecnie ku naszej uciesze, odrestaurowywany. Mieliśmy możliwość porównania, gdyż 9 lat wcześniej w Laskowie byliśmy z wizytą rodzinną. Fasada jest wyremontowana.
Szlifów wymaga wnętrze oraz okna i drzwi. Ponadto park wokoło pałacu nadal jest zaniedbany.
Pełczyce – No cóż, jakie wrażenia może nieść ze sobą porośnięta krzakami górka? W środku kryje ślady dawnego zamku, jednakże obecnie nie widać już nic. Najładniejsze z całego zamku jest jego położenie nad jeziorem.
Ogardy – Brzoza – Wojcieszyce – Trzy zamknięte dla zwiedzających kościoły romańskie. Brzoza dość mocno przebudowana z charakterystycznym prawosławnym krzyżem stojącym przed kościołem.
Ogardy wyróżniają się ceglaną wieżą połączoną z kamienną bryłą kościoła oraz ciekawą, współczesną plebanią zbudowaną, podobnie jak kościół, z granitowych kamieni. W Wojcieszycach natomiast odnaleźliśmy w końcu kościół z szachulcową wieżą. Ogólnie trzy dość ciekawe kościoły. Wracając zatrzymaliśmy się na parkingu, na którym zamówiliśmy sobie golonki w warzywach. Pyszności!
31.07.2008 r.
Łagów – W Łagowie znajduje się bardzo ciekawy zamek, obecnie pełniący funkcję hotelu. Do interesujących elementów należy wieża oraz brama z zachowaną broną. Do zamku wejść nie mogliśmy, a jedynie poobserwowaliśmy go z zewnątrz.
Później obeszliśmy zamek dookoła, podziwiając przy okazji dwie bramy miejskie – polską, zbudowaną całkowicie z cegły i marchijską, w górnej części szachulcową. Na koniec dotarliśmy nad jezioro o pięknym, lazurowym kolorze wody.
Pniewo – Do Pniewa dotarliśmy bardzo dziwną drogą. Jechaliśmy jakby naturalnym tunelem, którego ściany stanowiły krzewy, a jako nawierzchnię mieliśmy bruk z prawdziwych kocich łbów. Aby wyminąć ciężarówkę, musieliśmy znaleźć przerwę w krzakach i wjechać w pole, bowiem szerokość drogi wystarczała na jeden samochód. Zwiedzanie Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego zaczęliśmy od eksponatów znajdujących się na zewnątrz.
Widzieliśmy transporter opancerzony, zęby smoka, czołg T-34 oraz działa. Byliśmy też w zagrodzie kozy, która jak przystało na „wojskową kozę” miała iście wojowniczą naturę. Następnie weszliśmy na wieżę obserwacyjną, znajdującą się nieopodal, z której rozciągał się widok na cały skansen oraz bunkry. Potem obejrzeliśmy wystawę uzbrojenia, której głównym elementem była zrekonstruowana ziemianka niemiecka, a prócz tego zawierała mnóstwo drobnego uzbrojenia. Dodatkową atrakcją było pomieszczenie z nietoperzami. W niemal zupełnej ciemności obserwować można było całkiem pokaźne stadko nietoperzy. Nie byli to jednak mieszkańcy tutejszych podziemi, lecz Rudawki Nilowe żywiące się owocami.
Po obejrzeniu wystawy pozostała nam najważniejsza atrakcja, czyli zwiedzanie podziemnej trasy turystycznej prowadzącej siecią korytarzy łączących bunkry. Wybraliśmy trasę długą, trwającą aż 2,5 godziny. Najpierw przewodnik pokazał nam na mapie plan trasy oraz plan całego systemu umocnień MRU. Następnie omówił historię powstania Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego oraz opowiedział kilka zabawnych historii. Następnie udaliśmy się na zewnątrz w kierunku bunkrów. Przewodnik cały czas wprowadzał nas w tematykę niemieckich fortyfikacji. Minąwszy zęby smoka doszliśmy do zielonych kopuł pierwszego bunkra, a następnie przez właz weszliśmy do jego górnego poziomu.
Znajdowały tam się pomieszczenia żołnierzy, takie jak pomieszczenie łączności, stanowiska ogniowe, sypialnie, czy też latryny. Krętą klatka schodową zbudowaną w bardzo dużym szybie, zeszliśmy na najniższy poziom. Dotarliśmy do bardzo dużego kompleksu pomieszczeń, wyglądających jak odcinki tuneli. Mieliśmy okazję przejechać się drezyną. Kolejnym etapem była długa wędrówka z latarkami nieoświetlonym tunelem w kierunku dworca kolejowego. Był to szeroki tunel, największy z oglądanych, w którym spokojnie mogły się minąć dwa pociągi. Wracając skręciliśmy w boczny tunel, który doprowadził nas do drugiego bunkra, będącego wyjściem z podziemi. Wrócić musieliśmy ścieżką prowadzącą po zębach smoka. Cała wycieczka była niepowtarzalnym przeżyciem, które wywarło na nas duże wrażenie, mimo, że nie jesteśmy fascynatami militariów.
Międzyrzecz – Widok zamku nas zachwycił. Ujrzeliśmy piękne basteje nakryte stożkowatymi dachami niczym chińskimi kapeluszami. Pomiędzy bastejami znajdowała się brama i prowadzący do niej, przerzucony nad fosą most. Dotarliśmy do bramy i przeżyliśmy rozczarowanie., gdyż była zamknięta. Mogliśmy zaglądać jedynie przez kratę. Obeszliśmy zamek ścieżką dookoła, a następnie wdrapaliśmy się na górę pod sam mur, żeby podglądnąć dziedziniec przez otwory strzelnicze. Zamek jest przygotowany do zwiedzania, jednak o dziwo zamknięty na cztery spusty. Wchodząc na teren wokół zamku zobaczyliśmy intrygujące menu kawiarni. W drodze powrotnej postanowiliśmy więc wypróbować pieczone banany z miodem, rodzynkami, cynamonem, bitą śmietaną i polewą czekoladową. Rewelacja!!!
Pszczew – Niełatwo było namierzyć skansen pszczelarski, gdyż znajduje się w bocznej uliczce. Właścicielem skansenu jest miły, starszy pan, który opowiadał nam o swojej pasji – pszczelarstwie. Zobaczyliśmy nie tylko kolekcję uli, z których cztery były zamieszkane, ale także różne pamiątki po mieszkańcach tutejszego regionu. Ostatnim elementem była kolekcja własnoręcznie wykonanych przez właściciela szopek. Część szopek miała kształt uli. Zaskoczyło nas realistyczne przedstawienie postaci.
01.08.2008 r.
Świerkocin – W Świerkocienie byliśmy oczywiście pierwsi. Musieliśmy chwilę poczekać, gdyż przybyliśmy sporo przed czasem. Wjechaliśmy samochodem na teren zoo safari. Poruszaliśmy się z prędkością 5 km/ h. Oczom naszym ukazały się swobodnie biegające zwierzęta. Zobaczyliśmy strusie, które trzymały się od nas na odległość. Następnie podjechaliśmy do osłów. Szyby w samochodzie były całkowicie otwarte. Osły podeszły do samochodu i zaczęły wkładać głowy do środka. Głaskaliśmy je, a jeden z osiołków nie omieszkał nas ugryźć. Pojechaliśmy dalej. Obserwowaliśmy dwa wielkie strusie klęczące niczym muzułmanie w stronę Mekki. Później obserwowaliśmy zebry, gazele, bydło rogate, lamy, które siedząc w cieniu nieustannie przeżuwały swój pokarm. Widzieliśmy też jaki i wielbłądy. Nie raczyły do nas podejść, tylko obserwowały z zainteresowaniem. Z kolei do samochodu zbliżyły się bawoły. Zaczęliśmy je głaskać.
Nagle w samochodzie pojawiła się ogromna głowa bawoła. Zwierzę postanowiło wsadzić cały łeb z rogami do środka. Gdyby mu się to udało, byłby problem z wyjęciem. Dlatego też z całej siły wypychaliśmy bawoła na zewnątrz. Potem podeszły do nas kolejne osły. Niewiele brakowało, żeby aż cztery ośle głowy na raz wepchnęły się przez okno. Jeden z osłów sprawdzał jak smakuje nasza wycieraczka. Następnie zrobiliśmy drugą rundkę dookoła, natrafiając tym razem na bardzo towarzyskie koniki polskie, które zasmakowały w uszczelce przy szybie bocznej. Ogólnie niesamowite przeżycie dające jedyną możliwość tak bliskiego obcowania z naturą.
Następnie zwiedzaliśmy standardowe zoo. W klatkach i na wybiegach zobaczyliśmy: papugi, surykatki, sowy śnieżne, żółwie, strusie, kangury – walabie, pekari, psa dingo, kucyki, osły i małpy. Ostatnim punktem programu było wesołe miasteczko. Na początku się wstydziliśmy, ale zachęceni przez obsługę, nie mogliśmy się powstrzymać, żeby nie spróbować jazdy na trzech karuzelach. Mieliśmy większą frajdę niż dzieci, które bądź co bądź najliczniej korzystały z atrakcji. Zabawa była przednia. Nie sądziliśmy, że miejsce przygotowane de facto z myślą o dzieciach, da nam aż tyle radości. Zoo safari w Świerkocinie, to jedna z najlepszych atrakcji tego wyjazdu, a może nawet wszelkich naszych wyjazdów.
Nowiny Wielkie – Pierwotnie nie planowaliśmy zwiedzać Parku Dinozaurów w Nowinach Wielkich, gdyż o nim nie wiedzieliśmy. Mieliśmy jednak wystarczająco czasu, a do tego Park był tylko kilka kilometrów od Świerkocina, więc postanowiliśmy go odwiedzić. Naturalnej wielkości figury dinozaurów i innych zwierząt prehistorycznych porozrzucane były na leśnej ścieżce. Pogoda była przepiękna, a do tego w Parku było niewielu zwiedzających. Dzięki temu mogliśmy w spokoju zrobić sobie zdjęcie z każdym dinozaurem :-) Kolejne niezapomniane przeżycie, tym bardziej, że zwierzęta były bardzo realistyczne i pozwalały przenieść się w czasie.
Sieraków – Zamek w Sierakowie mile nas zaskoczył. Jest to przykład jak można zrobić coś z niczego. Odbudowano jedno skrzydło i fragmenty murów. Głównym przeznaczeniem zamku jest mauzoleum Opalińskich zlokalizowane na parterze. Na pozostałych dwóch kondygnacjach zorganizowano wystawę wnętrz dworskich. Najciekawszym pomieszczeniem, prócz mauzoleum, jest sala wyglądająca na salę posiedzeń np. rady miejskiej. Sieraków był ostatnim punktem naszego wyjazdu. Pozostał nam tylko powrót do domu.
WRAŻENIA
Wyjazd Ujście Warty zaliczamy do grona najbardziej udanych wyjazdów. Był bardzo urozmaicony i dostarczył nam mnóstwa emocji. Każdy dzień przynosił spektakularną atrakcję. W szczególności niesamowitych wrażeń dostarczył nam: Kostrzyn, Słońsk, Pniewo i Świerkocin.