22 – 24.02.2008 r.
22.02.2008 r.
Sopot – W drodze do Sopotu postanowiliśmy wypróbować nowy odcinek polskiej autostrady – całe 25 km ze Swarożyna do Rusocina za 6,70 zł. Szybko i wygodnie, tylko dlaczego tak krótko. W Sopocie zaparkowaliśmy niedaleko ulicy Monte Cassino i ruszyliśmy w kierunku molo. Z uwagi na zimową aurę ruch na deptaku nie był duży, ale to nam właśnie pasowało. Podziwialiśmy kamieniczki, a szczególnie krzywy dom. Tuż przed molo minęliśmy nowo powstające centrum uzdrowiskowo – handlowo – rozrywkowe. Tuż przed wejściem na molo minęliśmy aleję pięknie przystrzyżonych drzew. Wstęp na molo był na szczęście bezpłatny. Wiatr nie był duży, było 7 stopni na plusie, więc przyjemnie sobie spacerowaliśmy po molo podziwiając morze, klify w oddali i mnóstwo ptaków. Poszliśmy do końca molo, a potem zeszliśmy na plażę. Zaczęło trochę padać, ale na szczęście niezbyt mocno. Poszliśmy do łabędzi, które były karmione przez ludzi. Mogliśmy dzięki temu podejść do nich bardzo blisko – tuż na wyciągnięcie ręki. Potem przeszliśmy wzdłuż morza. Spacer był przyjemny, a wiatr momentami całkowicie cichł. Doszliśmy do kutrów rybackich i kapliczki.
Potem poszliśmy ulicą Monte Cassino w przeciwnym kierunku aż do Opery Leśnej. Niestety zimową porą amfiteatr jest zamknięty dla zwiedzających. Doszliśmy więc tylko pod bramę, a następnie wspięliśmy się na pobliski punkt widokowy, skąd widać było panoramę Sopotu. Następnie wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Gdańska Brzeźna do Hotelu Lido. GPS poprowadził nas bulwarem przeznaczonym wyłącznie dla pieszych i rowerzystów. W hotelu byliśmy trochę za szybko, jednakże pokazano nam nasz pokój i kazano pójść sobie na 15 – minutowy spacer. Poszliśmy na plażę, ponieważ hotel był położony 20 m od niej. Pokoik, który dostaliśmy miał przedpotopową łazienkę, ale za to wyposażenie pokoju było bardzo ładne z łożem małżeńskim i porządnym telewizorem, a co najważniejsze z widokiem na morze.Po rozpakowaniu się, poszliśmy poszukać obiadu. Bulwarem szliśmy wzdłuż morza, aż do knajpki, w której zjedliśmy filet z dorsza z frytkami i surówkami, popijając go winem i piwem. Najedliśmy się do syta. Poszliśmy w stronę tutejszego molo, które jest krótsze niż sopockie, ale równie urocze. Plażą wróciliśmy do hotelu.Po zapadnięciu zmroku wybraliśmy się na spacer wzdłuż morza w kierunku molo robiąc nocne zdjęcia. Było świetnie.
23.02.2008 r.
Gdańsk – Dzień ten zaczęliśmy bardzo sympatycznie, bo od pysznego śniadania w hotelu. Mogliśmy sobie wybrać to, na co mieliśmy ochotę, gdyż śniadanie było w formie szwedzkiego stołu. Najedzeni ruszyliśmy na zwiedzanie Westerplatte. Zaparkowaliśmy tuż pod jedyną ocalałą wartownią. Najpierw poszliśmy w kierunku cmentarza, potem przeszliśmy obok wartowni i zrujnowanych koszar, gdzie wypisane były nazwiska wszystkich obrońców Westerplatte, a następnie poszliśmy pod pomnik. Dalej udaliśmy się w kierunku bunkrów i wieży obserwacyjnej. Wracając z Westerplatte skręciliśmy do Twierdzy Wisłoujście. Przejechaliśmy przez most zwodzony i oczom naszym ukazała się budowla obronna w formie fortu otoczonego fosą z czymś przypominającym zamek na szczycie. Wogóle budowla przypominała bardziej średniowieczną warownię niż klasyczną twierdzę z późniejszych czasów. Niestety była w remoncie, także mogliśmy podziwiać ją jedynie z zewnątrz.
Pojechaliśmy na Stare Miasto. Zaparkowaliśmy pod kościołem św. Barbary i przez Bramę Stągiewną poszliśmy na starówkę. Podziwialiśmy przepiękne kolorowe kamieniczki oraz panoramę Gdańska znad Motławy. Przez Zieloną Bramę weszliśmy na Długi Targ. Rozkoszowaliśmy się pięknymi kamienicami. Pogoda dopisywała, chociaż wił silny wiatr, ale za to świeciło słońce. Minęliśmy Neptuna, Ratusz, doszliśmy aż do Złotej Bramy, potem podziwialiśmy zbrojownię i ulicą Piwną ruszyliśmy do kościoła Mariackiego. Nie omieszkaliśmy zwiedzić tego potężnego kościoła. Poszliśmy nad Motławę w kierunku Żurawia i na ulicę Mariacką – najpiękniejszą uliczkę starego Gdańska. Podziwialiśmy przepiękne wyroby bursztyniarskie. Znowu wróciliśmy nad Motławę, żeby dojść do pozostałości zamku. Praktycznie jedynym elementem z zamku jest Baszta Łabędź. Zachowały się ponadto resztki muru oraz zrujnowana kamienica, która podobna była kiedyś wieżą zamkową.
Kolejną ulicą poszliśmy w kierunku Starego Młyna mijając kościół św. Jana i św. Katarzyny. Byliśmy w ciężkim szoku w jakim są stanie. Kościół św. Katarzyny grozi katastrofą budowlaną i jest całkowicie wyłączony z użytku. W międzyczasie weszliśmy też do hali targowej, w której podziemiach znajdują się pięknie wyeksponowane fundamenty jedynego romańskiego kościoła. Również same stoiska w hali są bardzo atrakcyjne. Weszliśmy też do Wielkiego Młyna, w którym są fundamenty starej budowli oraz koło młyńskie. Następnie udaliśmy się na Plac Solidarności, gdzie przed bramą Stoczni Gdańskiej stoi pomnik stoczniowców. Następnie przeszliśmy koło dworca, żeby obejrzeć jak bardzo zmienił się Gdańsk w stosunku do naszych wspomnień z przeszłości. Potem udaliśmy się do kościoła św. Brygidy, aby podziwiać bursztynowy ołtarz.
W końcu tak zgłodnieliśmy, że musieliśmy iść do Sphinxa na obiad. Zamówiliśmy sobie walentynkowe danie składające się z kilku rodzajów mięs (shaorma, kebab, kurczak, szaszłyk), sterty frytek, surówek i pepsi, a na deser dostaliśmy lody z owocami i bitą śmietaną. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Jeszcze raz obeszliśmy starówkę i poszliśmy z drugiej strony Motławy w kierunku Muzeum Morskiego.Wieczorem ponownie poszliśmy na spacer nad morze.
24.02.2008 r.
Gdańsk Oliwa – Dzień zaczęliśmy oczywiście od śniadania w hotelu, spaceru nad morze (żeby się z nim pożegnać), a następnie pojechaliśmy do katedry oliwskiej na mszę. Mieliśmy od razu okazję posłuchać przepięknego brzmienia organów. Po mszy zwiedziliśmy katedrę. Potem pojechaliśmy do oliwskiego zoo. Nie spodziewaliśmy się, że tyle zobaczymy, gdyż była zima. Jednakże w ogrodzie zoologicznym było naprawdę dużo zwierząt. Widzieliśmy słonie, hipopotamy, mnóstwo ptaków, gadów i płazów, które prezentowane były w specjalnych pomieszczeniach. Obejrzeliśmy pingwiny, małpy, drapieżne koty, lamy, daniele, łosie, osły, dziki, świnki pekari, ptaki drapieżne, jaki, wielbłądy jedno- i dwugarbne, alpaki i niedźwiedzie. Chodziliśmy trzy godziny podziwiając pięknie położone i atrakcyjnie przygotowane zoo. Ku naszemu zdziwieniu kręciło się sporo ludzi.
Potem pojechaliśmy do XVI-wiecznej kuźni wodnej oraz pobliskiego dworu oliwskiego. Kuźnię obejrzeliśmy w środku, dowiedzieliśmy się przy okazji, że wszystkie urządzenia są nadal czynne i za opłatą można zobaczyć jak to wszystko działa. Na koniec wróciliśmy do katedry, żeby wysłuchać koncertu organowego. Wrażenie wspaniałe, zwłaszcza, że organy katedralne należą do najlepszych w Polsce, a do tego mają elementy, które poruszają się w czasie gry. Po koncercie wróciliśmy do domu.