27.09.2005 r. – 01.10.2005 r.
27.09.2005 r.
Łódź – Dzień pierwszy zaczęliśmy od wielokrotnie przez nas pomijanej Łodzi. Chcieliśmy zwiedzić cmentarz żydowski, ale nie wiedząc gdzie jest wejście, objechaliśmy go ze wszystkich stron. Aby wejść na cmentarz musieliśmy wypożyczyć myckę, gdyż w religii żydowskiej na cmentarzu i w synagodze, mężczyźni muszą mieć zakrytą głowę. Najpierw weszliśmy do domu pogrzebowego, w którym oglądać można było sprzęt służący przygotowywaniu zwłok do pogrzebu. Następnie poszliśmy zwiedzać cmentarz, który jest naprawdę ogromny i monumentalny. W pierwszej kolejności oczom turystów jawią się wielkie grobowce na czele z grobowcem znanego lokalnego przemysłowca Poznańskiego. Jednak największe wrażenie robią boczne ścieżki ze starymi, wysokimi, prostokątnymi macewami, niejednokrotnie porośniętymi bluszczem, mchem lub porostami. Ponadto na obrzeżach znajdują się pola gettowe, na których pochowani zostali Żydzi, którzy zmarli w Getcie. Widać, że cmentarz jest nadal użytkowany, ponieważ znajdują się na nim również nowe nagrobki. Gmina żydowska wraz z wieloma fundatorami dba o porządek, ale przede wszystkim o odnowienie grobowców. Cmentarz wywołuje ogromne wrażenie, gdyż jest wielki, a miejscami sprawia wrażenie dawno opuszczonego. Następnie ruszyliśmy oglądać miasto. Zaparkowaliśmy w pobliżu Pałacu Poznańskiego, który obejrzeliśmy z zewnątrz. Pałac jest wielki i kojarzy się raczej z zabudową Wiednia niż Łodzi. Następnie poszliśmy na spacer najsłynniejszą ulicą Łodzi, czyli Piotrkowską. Jest to bardzo długa ulica, wzdłuż której ciągną się pałace i bogate kamienice, a ulicę zajmują oraz ogródki różnych lokali. Do charakterystycznych obrazków Piotrkowskiej należą: dwie aleje gwiazd (jedna reżyserów, a druga aktorów), pomnik grającego Rubinsteina, przy którym można przysiąść, a nawet po wrzuceniu 2 zł posłuchać wybranego utworu, pomnik Tuwima na ławeczce, koło którego można przysiąść, czy też wszechobecne riksze. Wróciwszy do samochodu pojechaliśmy do Muzeum Włókiennictwa mieszczącego się w zabytkowej Starej Fabryce. Sądziliśmy, że będzie to ciekawsze miejsce, gdyż oczekiwaliśmy fabryki wyglądającej jak za dawnych czasów, a zastaliśmy typowe muzeum. Na parterze znajdowała się wystawa maszyn od prostych kołowrotków, po maszyny włókiennicze z lat 70-tych XX w. Na pierwszym piętrze prezentowana była wystawa haftów krzyżykowych, które tworzyły piękne obrazy. Na drugim piętrze mieściła się wystawa gobelinów i dywanów wykonanych przy pomocy warsztatów tkackich.
Rogów – Mimo poważnych wątpliwości i bardzo małej ilości oznaczeń, do Rogowa dotarliśmy niemal bezbłędnie. Po raz pierwszy udało nam się wybrać właściwą porę na zwiedzanie arboretum. Drzewa akurat zaczęły przybierać jesienne barwy, wiele roślin owocowało, a część nadal kwitło. Było więc kolorowo i co krok czekały nas kolejne atrakcje. Specjalnością Arboretum w Rogowie były rośliny pochodzące z Azji. W jednej z części przygotowano rewelacyjne alpinarium ze strumykiem, jeziorkami i różnymi skalniakami. Długo krążyliśmy po ogrodzie, gdyż zajmuje on dużą powierzchnię, a i tak nie udało nam się obejść wszystkiego. Po drodze nazbieraliśmy dużo różnych szyszek, które leżały na ścieżkach, gdyż zamierzaliśmy je wykorzystac w świątecznym stroiku.
Boguszyce – W Boguszycach zatrzymaliśmy się, żeby obejrzeć drewniany kościół Św. Stanisława pochodzący z XVI w., który nie prezentował się najlepiej, gdyż był akurat w remoncie. Za to mogliśmy wejść do środka i podziwiać piękne polichromie. Obeszliśmy kościół dookoła i pojechaliśmy dalej.
Rawa Mazowiecka – Trochę pokrążyliśmy, aby znaleźć zamek książęcy pochodzący z XIV w. Dokuczyły nam ulice jednokierunkowe. Zaparkowaliśmy pod samym zamkiem, z którego zachowała się wieża, jedno skrzydło murów oraz fundamenty pozostałych murów i pomieszczeń. Wieża jest nawet udostępniona do zwiedzania, ale tylko w weekendy, a my byliśmy we wtorek. Mimo to ruiny nam się podobały, gdyż dawały wyobrażenie jak zamek mógł wyglądać w przeszłości.
Przysucha – Mieliśmy trochę problemów, żeby znaleźć nocleg. Nie obyło się bez dzwonienia do gospodarzy. Domek ulokowany był wśród pól nad stawem rybnym. Pokoje były porządnie wyposażone z łazienką i widokiem na staw. Kuchnia znajdowała się w domku obok. Tego samego wieczoru poszliśmy jeszcze na spacer, gdyż w pobliżu znajdowało się więcej stawów rybnych. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie sąsiedztwo. Przez drewniane ściany słychać było każde słowo, a drewniany strop skrzypiał niemiłosiernie (domki były piętrowe i nad nami ktoś mieszkał).
28.09.2005 r.
Drzewica – Wiedzieliśmy, że ruiny zamku w Drzewicy są w niezłym stanie, ale to co zastaliśmy przerosło nasze oczekiwanie. Okazało się, że stoi tam niemal kompletna warownia pochodząca z pierwszej połowy XVI w. Brak jest tylko stropów i w niewielkiej części ścian. Do zamku był swobodny dostęp, co zwiększało jego walory. Mogliśmy bez problemów penetrować każdy zakamarek. Doskonale było widać jak rozplanowano pomieszczenia. Dosyć długo podziwialiśmy ruiny wchodząc wszędzie, gdzie chcieliśmy wejść. Był to niewątpliwie jeden z najlepszych zamków, jakie do tej pory widzieliśmy. Na jednym z łuków znaleźliśmy nawet resztkę polichromii świadczącą, że w XIX w. był tu klasztor. Miejscami ładnie zachowały się ozdobne szczyty budynków.
Zameczek – Z XV-wiecznego zamku w miejscowości Zameczek pozostała jedynie nazwa. Na próżno szukaliśmy jakichkolwiek śladów. Po sforsowaniu krzaków obejrzeliśmy stawy rybne , które znajdują się na miejscu dawnego zamku.
Opoczno – Zamek w Opocznie pochodzący z XVI w. jest mocno przebudowany i choć niewiele pozostało z jego pierwotnego założenia, to jednak jego wygląd wskazuje na funkcję jaką pełnił. W Zamku mieściło się Muzeum Regionalne, ale nie weszliśmy do środka. Po obejściu zamku, gdy wróciliśmy do samochodu, okazało się, że zostaliśmy zastawieni przez autokar wiozący wycieczkę, która zwiedzała muzeum. Musieliśmy wykonać parę telefonów, aby się wydostać z parkingu.
Inowłódz – Inowłódz to zabytkowa miejscowość. Zwiedzanie zaczęliśmy od ruin zamku zbudowanego w 1535 r., które były bardzo dobrze oznaczone. Mimo, że ruiny nie były zbyt okazałe, jednak zostały bardzo dobrze wyeksponowane i zabezpieczone w taki sposób, że swobodnie można było po nich chodzić. Zachowały się mury przyziemia, fragmenty pomieszczeń i wież. Następnie obejrzeliśmy synagogę, która ku naszemu zdziwieniu jest obecnie samoobsługowym sklepem spożywczym. W środku zachowały się napisy hebrajskie, schody prowadzące na galerię dla kobiet i wielki kandelabr zwisający z sufitu. Byliśmy zdegustowani taką profanacją.
Trzecim zabytkiem i to najważniejszym jest wspaniały kościół romański Św. Idziego pochodzący z XI w., do którego prowadziły schody od parkingu znajdującego się u podnóża wzgórza. Kościół to prawdziwa perełka architektoniczna. Posiada jedną nawę i cylindryczną wieżę z biforiami. Niestety nie udało nam się wejść do środka. Budowla, w przeciwieństwie do wcześniej przez nas widzianych kościołów romańskich, jest wykonana z czerwonego kamienia polnego.
Niebieskie Źródła – Niebieskie Źródła to rezerwat geologiczny znajdujący się na obrzeżach Tomaszowa Mazowieckiego. Jest to również ładny park, w którym rezyduje mnóstwo kaczek i łabędzi. Trzeba było przejść przez cały rezerwat, aby zobaczyć zjawisko zwane Niebieskie Źródła. Są to trzy wywierzyska różniące się kolorem od otoczenia, a w zależności od padającego światła przybierające różne kolory, głównie niebieski. Do tego w każdym z wywierzysk pulsuje po kilkanaście gejzerów. Z pewnością jest to bardzo ciekawe i oryginalne miejsce, które warto uwzględnić w planie podróży. Nam się podobało. W pobliżu znajduje się Skansen Rzeki Pilicy, do którego jednak nie poszliśmy.
Polichno – Pojechaliśmy do Polichna, aby obejrzeć Muzeum Czynu Zbrojnego GL, ale największą atrakcją był dojazd do samego muzeum. Skierowano nas w drogę przez las. Jadąc mieliśmy poważne wątpliwości, czy jedziemy właściwą drogą, czy nie napotkamy jakiegoś leśniczego, który wystawi nam mandat za jazdę po lesie. Gdy w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce, okazało się, że po muzeum został tylko Pomnik Czynu Powstańczego i napis. W środku znajduje się firma, której pracowniczka poinformowała nas o planach reaktywacji muzeum.
Wolbórz – Po XIV-wiecznym zamku w Wolborzu pozostały jedynie wały ziemne. Obok znajduje się pałac z przyległymi budynkami, dawniej siedziba biskupów, a obecnie szkoła. Pałac jest zadbany i przedstawia się okazale, a w jego ścianach (czego nie udało nam się ustalić) są podobno relikty pochodzące z zamku.
29.09.2005 r.
Szydłowiec – Ten dzień naszego wyjazdu mieliśmy zacząć od Chlewisk, jednakże wszystko było jeszcze zamknięte, więc pojechaliśmy do Szydłowca. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od zamku pochodzącego z XV w., w którym mieścił się Dom Kultury, Biblioteka i Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych. Zamek zachował się w całości i jest otoczony fosą, jednakże wymagał remontu, szczególnie jeżeli chodzi o elewację. Sama bryła jest dość ciekawa, gdyż zawiera sporo elementów średniowiecznych. Następnie udaliśmy się na rynek, gdzie zainteresował nas pięknie odrestaurowany ratusz, przed którym znajdował się pręgierz z czterema maszkaronami. Jedną pierzeję rynku zamyka kościół gotycki, również bardzo ładnie odnowiony. Naszym zdaniem Szydłowiec to bardzo przytulne miasteczko.
Skałki Piekło koło Niekłania Wielkiego – Mimo niesprzyjającej wycieczkom pory, napotkaliśmy grupę hałaśliwych dzieciaków. Szybko je minęliśmy i poszliśmy w stronę skałek. Był to dość długi, ale przyjemny spacer w ładnym lesie. Wzdłuż szlaku wytyczona jest ścieżka przyrodnicza opisująca las i pracę leśników. Aby dotrzeć do samych skałek trzeba zejść ze szlaku. Skały mają bardzo ładną barwę wpadającą w pomarańcz i zostały fantazyjnie wyrzeźbione przez erozję. Przypominają kształtem grzyby i kowadło. Obeszliśmy je bardzo dokładnie ze wszystkich stron. Wracając ponownie minęliśmy dzieciaki.
Skałki Piekło koło Gatników – W przeciwieństwie do Skałek koło Niekłania Wielkiego, do których prowadziła droga, dotarcie do skałek koło Gatników było trudne. Przede wszystkim wbrew opisom, które mieliśmy, skałki znajdowały się w pobliżu miejscowości Piekło. Wjechaliśmy w las, asfalt miał coraz więcej dziur, aż praktycznie zupełnie zniknął. Mieliśmy wątpliwości, czy w ogóle wolno nam jechać tą drogą. Ku naszej radości spotkaliśmy drwala z piłą mechaniczną w ręku, który powiedział nam jak dojechać do naszego celu i utwierdził nas w przekonaniu, że droga, którą jedziemy jest udostępniona dla ruchu. Dojechawszy do Piekła, zostawiliśmy samochód i podeszliśmy jakieś 200 metrów do skałek. Nie były one tak efektowne jak w Niekłaniu, dlatego że było ich znacznie mniej i nie miały tak interesującego koloru i kształtów. Po obejrzeniu musieliśmy niestety wrócić tą samą drogą.
Modliszewice – W Modliszewicach znajduje się niewielki zamek z 1630 r. otoczony fosą. Wygląda jakby był położony na wyspie. Zamek był w trakcie odbudowy przez Ośrodek Doradztwa Rolniczego. Można było zobaczyć, które elementy są oryginalne, gdyż nowe części są zbudowane ze współczesnych materiałów, takich jak: beton, stal czy pustaki. Prawdopodobnie docelowo wszystko będzie otynkowane, aby przywrócić zamkowi wygląd pałacu. Brama wjazdowa została już odrestaurowana.
Stara Kuźnica – W Starej Kuźnicy znajduje się zabytkowa XVII – wieczna kuźnia wodna z oryginalnym wyposażeniem. Obiekt udostępnia mieszkający w sąsiednim domu pan Niewęgłowski. W kuźni mogliśmy oglądać olbrzymi młot podnoszony siłą wody, palenisko, miechy napędzane kołem wodnym i narzędzia kowalskie. Trudno uwierzyć, że to wszystko jest takie stare i nadal sprawne. Dowiedzieliśmy się, ze kuźnia jest okresowo uruchamiana. Zabytek jest interesujący i unikatowy, bo jedyny w Polsce. Udaliśmy się następnie do Chlewisk. Oznaczona na mapie kolorem żółtym droga okazała się piaszczystą drogą przez las i obawialiśmy się, że utkniemy w piasku. Na szczęści tak się nie stało.
Chlewiska – Wjeżdżając do Chlewisk minęliśmy zabytkową hutę, której nie mieliśmy w swoim planie podróży. Na bramie był napis, gdzie szukać przewodnika. Postanowiliśmy go więc znaleźć i zwiedzić ten zabytek. Niepotrzebnie cofnęliśmy się do domu przewodnika, który mieszkał kilka przecznic dalej, gdyż okazało się, że jest on na terenie huty. Wróciliśmy, obeszliśmy cały teren, aż w końcu go znaleźliśmy. Przewodnikiem okazał się były pracownik huty, który w bardzo interesujący sposób opowiedział nam historię huty i hutnictwa na tym terenie, po czym oprowadził nas pokazując po kolei: wielki piec, pompy wody, wieżę wyciągową z prawdopodobnie jedyną na świecie czynną windą wodną.
Gdy wyszliśmy z huty okazało się, że całkiem porządnie pada. Podjechaliśmy pod zamek, który pełni funkcję hotelu. Zamek znajduje się na prywatnym terenie i za wstęp do parku trzeba uiścić opłatę w pobliskim barze. Zamek zupełnie nie przypominał klasycznego zamku rycerskiego z XV w. lecz raczej pałac. Miał szarą elewację i dwuspadowy dach.
30.09.2005 r.
Radom – Zwiedzanie zaczęliśmy od Muzeum Wsi Radomskiej. Byliśmy przed czasem, więc zaczęliśmy od skansenu pszczelarskiego, w którym zgromadzono przeróżne ule o niezwykłych kształtach głównie przypominających ludzi. Po skansenie poruszaliśmy się korzystając z otrzymanej mapki. Zapędziliśmy się do dworu, który nie jest udostępniony do zwiedzania, gdyż służy organizacji imprez, takich jak wesela.
Poszliśmy w stronę pięciu wiatraków i jeden z nich obejrzeliśmy w środku. Potem zobaczyliśmy kurnik, w którym była wystawa pt. „Jak powstają skanseny”. Następnie zwiedziliśmy jeszcze jeden wiatrak oraz kuźnię, w której znajduje się karczma. Nawet toalety były zabytkowe… Nieopodal stał modrzewiowy XVIII–wieczny dworek z XIX–wiecznym wyposażeniem. Izby znajdowały się symetrycznie po obu stronach korytarza. Z korytarza były dwa wyjścia na zewnątrz – jedno prowadzące przed front, a drugie na zaplecze dworku. Przewodniczka szczegółowo opowiedziała nam o przeznaczeniu, losach i obecnym wyposażeniu budynku. Wyszliśmy po drugiej stronie z dworku i znaleźliśmy się we wsi. Domy były raczej biedne i podobnie jak dworek z sienią na przestrzał. Oprócz standardowych obiektów, na terenie skansenu znajduje się suszarnia tytoniu, remiza, czy też ośmioboczna stodoła z wystawą powozów. W zagrodach spotkać można było kozy, kaczki, kury i gęsi. Było tam kilka kompletnych zagród, które sprawiały wrażenie zamieszkałych. Dzięki temu skansen był bardzo autentyczny. No koniec poszliśmy jeszcze zobaczyć kościół drewniany i dzwonnicę. Niestety spichlerza nie udało nam się obejrzeć, gdyż był zamknięty. Ze skansenu pojechaliśmy zwiedzać centrum, które okazało się bardzo mało atrakcyjne. Szare, wymagające remontu budynki nie mogły wzbudzić zachwytu. Nawet najstarszy zabytek Radomia, czyli kościół Św. Wacława nie wydał się nam zbyt atrakcyjny. My w zasadzie zainteresowani byliśmy ruinami XIV wiecznego zamku, którego relikty ukryte są w plebanii kościoła Św. Jana Chrzciciela. Istnienie zamku, a raczej wydarzenie upamiętniające podpisanie w nim konstytucji „Nihil Novi” upamiętnia tablica wmurowana w fasadę plebanii. Rynek w Radomiu również nie jest interesujący, a jedynymi ładnymi budynkami są kamienice neoklasycystyczne: Dom Gąski i Dom Esterki.
Iłża – Zamek w Iłży pochodzący z XIV w. widać było z daleka. Problem polegał jedynie na tym, gdzie się zatrzymać i którędy podjeść na górę, na której się znajdował. W końcu weszliśmy na zamek dolny, z którego zachowały się fragmenty murów, pomieszczeń i wieży bramnej. Teren ten jest miejscem schadzek tutejszej młodzieży. Potem weszliśmy do zamku górnego, gdzie spotkaliśmy robotników pracujących przy zabezpieczaniu ruin i popijających piwo. Pozwolili nam wejść do piwnicy, a potem jeden z nich poczuł się jak przewodnik i „oprowadził” nas po ruinach. Nie za bardzo go słuchaliśmy, gdyż to co mówił było bełkotem pijaka. Z zamku górnego została znaczna część parteru budynku, dziedziniec, wieża i brama. Weszliśmy częściowo na wieżę, na tyle na ile było to możliwe. Wyszliśmy drugą stroną, żeby nie spotkać przypadkiem naszego „oprowadzacza”.
Solec nad Wisłą – Z zamku królewskiego zbudowanego w XIV w. przez Kazimierza Wielkiego niewiele się zachowało. Ruiny znajdują się na prywatnej posesji, a to co udało nam się zobaczyć to zaledwie parę kamieni. W bliskiej odległości ruin znajduje się Wisła.
Janowiec – W drodze do Janowca zatrzymaliśmy się w miejscowości Lipsko, żeby zjeść obiad – pyszną chińszczyznę (wieprzowinę MU-XU z żółtym ryżem i surówką). Duże i pyszne danie. Tak posileni dojechaliśmy do Janowca, gdzie już z daleka widać było usytuowany na górze okazały zamek pochodzący z XVI wieku. Na fasadzie, od strony bramy wjazdowej, widnieją charakterystyczne biało-czerwone pasy oraz czerwone rysunki rycerzy. Po zakupieniu biletów weszliśmy do środka i mogliśmy swobodnie przechadzać się krużgankami i oglądać zamek z góry. W odbudowanym budynku mieściło się muzeum, w którym znajdowały się makiety obrazujące pierwotny wygląd zamku, jak też stan dzisiejszy. Widać było, że zamek jest dalej odbudowywany i dlatego nie było wstępu do całości. Na dziedzińcu są pozostałości półokrągłej kaplicy, a brama od wewnątrz również jest w biało – czerwone pasy. Zamek w Janowcu, mimo, że częściowo w ruinie, należy naszym zdaniem do czołówki zamków w Polsce. Bilet do muzeum obejmował też mini skansen. Korzystając z chwili czasu poszliśmy obejrzeć dworek, spichlerz z wystawą sprzętów rybackich i wystawę ginących zawodów znajdującą się na piętrze. Na zewnątrz stały łodzie i prom, a w stodole znajdowała się wystawa powozów.
Czarnolas – Zadowoleni z udanego dnia dotarliśmy do dworku Jana Kochanowskiego w Czarnolesie. Powinniśmy byli zdążyć, ale niestety tego dnia pechowo dworek był otwarty do godziny 16:00, zamiast do 18:00. Mogliśmy więc jedynie obejrzeć osławione lipy i dworek z zewnątrz, pomnik Jana Kochanowskiego i również z zewnątrz kaplicę. Nie ukrywamy, że byliśmy zawiedzeni.
01.10.2005 r.
Zawady – Mimo dużych gabarytów (długość 12 m, szerokość 8,5 m i wysokość 3 m) nie tak łatwo znaleźć Mszczonowski Głaz, gdyż znajduje się on na polu w kępie drzew i jest wkopany w ziemię. Trochę pobłądziliśmy, ale pomógł nam rolnik pracujący na traktorze. Później dopytaliśmy się jeszcze ludzi pracujących przy zbiorze kapusty pekińskiej. Głaz był mocno wkopany w ziemię i dlatego nie wydawał się tak duży, choć podobno jest to drugi co do wielkości głaz w Polsce.
Żyrardów – W Żyrardowie zatrzymaliśmy się, aby obejrzeć XIX – wieczną osadę fabryczną. Będąc tam, czuliśmy się rzeczywiście jak w epoce, z której pochodzi 95% zabudowy. Oglądaliśmy domy robotnicze, budynki użyteczności publicznej, domy dyrektorów
– wille, kościoły i starą przędzalnię. Nawet nie spodziewaliśmy się, że stare, robotnicze miasto może być tak klimatyczne.
Łowicz – Zwiedzanie Łowicza rozpoczęli od Informacji Turystycznej, gdzie dowiedzieliśmy się o lokalizacji ruin zamku oraz o wolnym wstępie do Muzeum Etnograficznego, od którego zaczęliśmy zwiedzanie. Weszliśmy z „wielką pompą”, ponieważ uruchomiliśmy alarm. Potem zwiedziliśmy wystawę archeologiczną i etnograficzną, na której zaprezentowano wiele strojów lokalnych oraz charakterystyczne łowickie wycinanki i zrekonstruowane wnętrze chaty.
Na koniec wyszliśmy na podwórze, gdzie zorganizowano mikro skansen składający się z dwóch chałup łowickich. Jedna z nich miała kolor niebieski i została ozdobiona wzorami łowickimi, natomiast druga była biała i wyglądała na znacznie biedniejszą. Po wyjściu z muzeum zerknęliśmy na rynek i poszliśmy w stronę zamku, który nie znajdował się zbyt daleko od centrum. Był na prywatnej posesji i całkowicie niedostępny. Widzieliśmy, że wewnątrz trwają prace mające na celu, jak wyczytaliśmy z tablicy informacyjnej, stworzenie muzeum i galerii. Na razie mur uniemożliwiał obejrzenie zamku. Prawdopodobnie zachowały się mury przyziemia i częściowo budynki. Wracając do samochodu poszliśmy jeszcze na trójkątny rynek. Przy wyjeździe z Łowicza trochę pobłądziliśmy, gdyż nie było żadnych tablic informacyjnych, ale w końcu wyjechaliśmy na Łódź i to był dobry kierunek.
Maurzyce – Skansen w Maurzycach okazał się nadspodziewanie bogatszy w zbiory niż sądziliśmy. Dodatkowym atutem dla nas był fakt, że byliśmy sami. Mogliśmy zatem swobodnie zwiedzać. Obejrzeliśmy szkołę pomalowaną na kolor niebieski. Potem chodziliśmy od chałupy do chałupy podziwiając kolorystykę oraz wzory łowickie. Chałupy były bogato wyposażone i bardzo ładnie udekorowane. Oprócz domów na terenie skansenu znajdowały się także: kuźnia, wiatrak, remiza strażacka, wozy strażackie oraz scena. Można było usiąść w wozie strażackim, międlić len i chodzić w kieracie. Skansen choć w rozbudowie, był już całkiem pokaźny. Zaletą jest to, że do wielu obiektów można wejśći dzięki temu jest to interesujące miejsce.
WRAŻENIA
W okolice Łodzi i Radomia jechaliśmy z myślą, że nie będzie to nasz najciekawszy wyjazd, ale na szczęście pomyliliśmy się. Wyjazd okazał się bardzo interesujący, wypełniony różnorodnymi atrakcjami i bardzo udany.