Francja

23.08.2008 – 12.09.2008

Skrócony plan podróży
Informacje praktyczne

OPIS PODRÓŻY

23.08.2008 r.

Corbie – Zaskakująco dobrze udało nam się dotrzeć do Francji. Nie natrafiliśmy na żadne korki, ani wypadki. Dzięki GPS’owi bez trudu udało nam się zlokalizować nasz camping. Na miejsce przyjechaliśmy około godziny 19-tej. Wjazd na Camping “Les Poissonniers” był zamknięty barierką. Zostawiliśmy samochód na zewnątrz i udaliśmy się w poszukiwaniu obsługi. Jeden z wczasowiczów pokazał nam dzwonek, którym przywołaliśmy obsługę. Okazało się, że pan nie zna za bardzo angielskiego, więc musieliśmy wysilić się i łamiąc język wyartykułować po francusku dopiero co poznane słówka. Camping był dość ładny. Nie wiedzieliśmy tylko, które toalety są męskie, a które damskie, gdyż nie było żadnych oznaczeń.

24.08.2008 r.

Katedra w Amiens
Katedra w Amiens

Amiens – Następnego dnia zapłaciliśmy za camping. Dowiedzieliśmy się, że pan z obsługi ma rodzinę w Osielsku pod Bydgoszczą. Pojechaliśmy do Amiens. Zaparkowaliśmy w centrum płacąc niepotrzebnie za parkometr. Udaliśmy się w kierunku katedry. Po drodze minęliśmy rynek z ładną wieżą i przyjemny skwer z fontanną. Od razu rzuciła nam się w oczy duża ilość kwiatów na ulicach. Już z daleka widzieliśmy ażurową fasadę przepięknej, rzeźbionej katedry w Amiens. Wnętrze również nas zachwyciło. Katedra jest bardzo potężną budowlą. Po wyjściu wróciliśmy do samochodu tą samą drogą. Zajrzeliśmy jeszcze do hali targowej.

Klify w Etretat
Klify w Etretat

Etretat – Jadąc oglądać łuki skalne w Etretat, nie spodziewaliśmy się ujrzeć coś aż tak pięknego. Zatrzymaliśmy się na ogromnym parkingu przeznaczonym specjalnie dla turystów i wąską uliczką udaliśmy się wprost na plażę. Plażę stanowiły grube otoczaki, mocno utrudniające chodzenie po niej. Nie to jednak było najważniejsze, lecz dwa łuki skalne wyłaniające się po obu stronach zatoki, połączone z alabastrowymi klifami. Łuk po prawej stronie był znacznie mniejszy niż ten po lewej stronie. Poszliśmy więc w kierunku większego.

Klify w Etretat
Klify w Etretat

Natrafiliśmy właśnie na początek przypływu, dzięki czemu mogliśmy oglądać niesamowity widok odsłoniętej, alabastrowej skały pokrytej glonami o soczysto zielonej barwie. Patrząc na skałę pod naszymi nogami mieliśmy wrażenie, że widzimy Amazonię z lotu ptaka. Próbowaliśmy dostać się do jaskini, ale z racji tego, że morze było coraz wyżej, wejście do jaskini było już niedostępne. Podziwialiśmy za to wspaniałe klify, niesamowicie wyrzeźbione przez wodę, w które wtopione były miliony muszelek. Od skał niewiele różniły się wklejone w nie bunkry z czasów drugiej wojny światowej. Po bunkrach wspięliśmy się do góry na klif. Podziwialiśmy łuki z innej perspektywy. Mało to, mogliśmy oglądać iglicę oraz trzeci, największy łuk skalny. Widok po prostu nas zachwycił. Tylko z góry można podziwiać małe zamknięte plaże oraz bezkres morza, wyjątkowo spokojnego tego dnia. Podziwialiśmy także ulokowane na klifach pole golfowe. Pod koniec zaczął padać deszcz, ale my już i tak wracaliśmy, więc nie popsuł nam wrażeń.

Fougeres – Na Campingu Municipal musieliśmy stawiać namiot niestety w deszczu. Pomni kłopotów w Wielkiej Brytanii, wyszukaliśmy możliwie mało podmokniętego miejsca. Gdy już się rozstawiliśmy wyszło nawet słońce. Było dosyć wcześnie, więc postanowiliśmy udać się do miasteczka i obejrzeć, choć z zewnątrz średniowieczny zamek.

Zamek w Fougeres
Zamek w Fougeres

Warownia była imponująca. Częściowo ulokowana na skale, otoczona fosą, a wokół niej rozlokowane były rozliczne kamienne domy, przypominające te, które znaliśmy z Wielkiej Brytanii. Zmysł nas nie zawiódł, gdyż ostatecznie byliśmy w Bretanii.
Obeszliśmy twierdzę dookoła. Po drodze widzieliśmy też gotycki kościół oraz bramę, by dojść na plac przed głównym wejściem do zamku. Mogliśmy oglądać tam pięknie oświetlone, szachulcowe kamieniczki oraz odbywający się festyn. Trudno orzec z jakiej okazji była impreza, jedno jest pewne, występował teatr uliczny, który zgromadził sporą grupkę obserwatorów.

25.08.2008 r.

Vitre
Vitre

Vitre – Dojechawszy do Vitre zaparkowaliśmy na maleńkim parkingu u podnóża zamku. Najpierw ruszyliśmy w słynne uliczki miasteczka pełne kolorowych, szachulcowych domów. Już pierwsza uliczka starówki okazała się niezwykle piękna. Mniej więcej w jej połowie znajdowała się uliczka prowadząca na plac zamkowy. Potężna warownia, do której prowadzi autentyczny most zwodzony, charakteryzuje się wyjątkowo małymi przeróbkami, co pozwoliło zachować pierwotny charakter. Weszliśmy na dziedziniec, a następnie do muzeum. Część zamku spełnia obecnie funkcję ratusza miejskiego. Muzeum zaś obejmuje 3 baszty i nie jest zbyt ciekawe.
Następnie wróciliśmy na piękną uliczkę, skręciliśmy w kolejną niemniej ładną i doszliśmy do katedry. Budowla jest bardzo piękna, a najbardziej charakterystyczna jest zewnętrzna ambona umieszczona na fasadzie kościoła. Wróciliśmy kolejną bardzo ciekawą uliczką. Szczególnie nam się spodobał dom stojący na rozwidleniu dwóch ulic. Obie uliczki były tak ładne, że trudno nam było się zdecydować, którą iść. Wydawało nam się, że łatwo trafimy na parking, ale pomyliliśmy uliczki. W końcu musieliśmy się wycofać, aby odtworzyć drogę do samochodu.

Mont-Saint-Michel – Już z daleka widać było malujący się na horyzoncie klasztor. Jadąc wzdłuż wybrzeża wiele kilometrów wcześniej podziwialiśmy majaczącą sylwetkę tej nieporównywalnej do niczego wyspy zabudowanej miastem i klasztorem na samych szczycie. W kierunku miasteczka dojechać można groblą, a

Mont Saint Michel
Mont Saint Michel

zaparkować można niejako na dnie morza czyli na parkingach położonych, zarówno na terenie nie zalewanym przez przypływ, jak i na takim który staje się dnem morza, gdy nadchodzi przypływ. Weszliśmy do miasta tonąc w tłumie turystów. Otaczały nas piękne kamieniczki, ulokowane w wąskich uliczkach. Tak gęsto „zaludnionej” atrakcji turystycznej jeszcze nie widzieliśmy. Na dole wszystkich kamienic znajdowały się albo sklepy z pamiątkami, albo restauracje.
Poruszając się wraz z falą turystów dotarliśmy wreszcie do klasztoru. Jest to potężna budowla świetnie zachowana. Do najważniejszych i najpiękniejszych elementów należy: imponujący kościół, piękne krużganki z dwoma rzędami kolumn, wielka sala gości oraz sala rycerzy. Całe opactwo jest monumentalne, mroczne, a jednocześnie bardzo interesujące. Z okien opactwa widzieliśmy jak daleko morze odsuwa się od Mont-Saint-Michel. Wróciliśmy inną uliczką, równie obleganą za sprawą licznych restauracji.

Klify na Cap Frehel
Klify na Cap Frehel

Cap Frehel – Cap Frehel to przylądek charakteryzujący się czarno – czerwono – szarymi bazaltowymi klifami. Rzeczywiście klify były zupełnie inne niż te, które widzieliśmy poprzedniego dnia. Miały swój urok. Zaparkowaliśmy koło latarni morskiej i poszliśmy najpierw w jedną stronę, aż na sam właściwy przylądek. W oddali można było dostrzec ruiny zamku majaczące na klifach. Po drodze minęliśmy restaurację. Potem poszliśmy w drugą stronę. Ścieżka, którą szliśmy, przypominała nam Bieszczady, gdyby nie ten szum morza… Pogoda była wyjątkowo piękna, co w połączeniu z feerią barw sprawiało niezapomniane wrażenie.

Erquy-Saint Pabu – Po męczącym dniu dojechaliśmy na ładny Camping La Valee. Pogoda zrobiła się bardzo ładna, więc mogliśmy posiedzieć sobie w słońcu przyglądając się białym krowom zajadającym się iglakami.

26.08.2008 r.

Pointe du Van
Pointe du Van

Pointe du Van – Z samego rana spotkała nas niemiła niespodzianka, gdyż po pięknym poprzednim dniu było mgliście, a wręcz padała mżawka. Cóż to jednak dla nas piechurów. Na Pointe du Van nie było jeszcze tak źle. Wiatr nie wiał, więc spacerowało się całkiem przyjemnie. W lekkiej mgle poszarpane skały, spienione fale oraz otaczające nas wrzosowisko sprawiały bardzo romantyczne, a zarazem nieco posępne wrażenie. Tym razem skały miały stalowo – szary kolor. Dodatkowo dzięki pogodzie na klifach było niewielu turystów. Niesamowite wrażenie.

Pointe du Raz
Pointe du Raz

Pointe du Raz – Ten przylądek jest zdecydowanie bardziej skomercjalizowany. Począwszy od płatnego parkingu, przez stragany z pamiątkami i restauracje, na rozbudowanym punkcie informacji turystycznej skończywszy. Zanim poszliśmy na przylądek, obejrzeliśmy wystawę oraz film. Film opowiadał o trudach życia na bretońskim wybrzeżu. Poszliśmy ścieżką na Pointe du Raz. Mgła była jeszcze gęściejsza i coraz silniej mżył deszcz. Weszliśmy na wieżę widokową. Jednak w tych warunkach niewiele zobaczyliśmy. Niestety pogoda sprawiła, że klify nie wydały nam się tak atrakcyjne jak na Pointe du Van. Sam cypel tonął we mgle, aż trudno było dostrzec jego koniec.

Carnac – Do Carnac pojechaliśmy ze względu na niesamowite pamiątki prehistoryczne. Najpierw jednak poszukaliśmy informacji turystycznej, aby namierzyć megality. Idąc w kierunku kurhanu Saint Michel weszliśmy do cukierni. Tam po raz pierwszy zasmakowaliśmy we Francuskich słodyczach. Zjedliśmy ciastka francuskie z jabłkami. W końcu dotarliśmy do kurhanu. Znajdował się na górze. Był naprawdę wielki. Z dwóch stron posiadał drzwi, które jednak były zamknięte. Wdrapaliśmy się na szczyt do kapliczki i celtyckiego krzyża.

Megality w Carnac
Megality w Carnac

Podjechaliśmy do najważniejszych zabytków, a dokładnie do pól usianych menhirami. Pierwsze z nich to Le Menec składające się z 1099 megalitów ułożonych w 11 rzędach. Szkoda tylko, że niemal przez środek atrakcji przebiega ruchliwa ulica. Poza tym nie ma wstępu na teren megalitów, można je oglądać jedynie przez płot. Zauważyliśmy, że menhiry na początku rzędów są mniejsze, a pod koniec większe. Obeszliśmy dookoła i pojechaliśmy w kolejne miejsce, czyli do Kermario. To poletko jest tylko o 60 głazów mniejsze. Ponadto na jego terenie znajduje się rozebrany kurhan, dzięki czemu obejrzeć można skrzynię grobową z głazów. Podjechaliśmy jeszcze w jedno miejsce, żeby zobaczyć trzy obiekty: Le Quadrilatere, czyli menhiry ułożone w kształcie prostokąta, sąsiadujący z nimi olbrzymi menhir o zdecydowanie fallicznym kształcie oraz oddalone o kilkaset metrów trzecie pole menhirów zwane Kerlescan, na które składa się „zaledwie” 555 kamieni oraz kamienny krąg.

Plouharnel – W rejonie Carnac wszystkie campingi są bardzo drogie, więc nie mogliśmy się zdecydować. Ostatecznie „wylądowaliśmy” na bardzo ładnym, leśnym Campingu Les Bruyeres.

27.08.2008 r.

Zamek Usse
Zamek Usse

Usse – Poranek rozpoczęliśmy od zwiedzania przepięknego bajkowego zamku Usse. Bryła zamku jest całkowicie biała z uroczymi wieżyczkami. Zwiedzanie zaczęliśmy od kaplicy, również z białego kamienia. Kaplica charakteryzuje się bardzo surowym wyposażeniem. Na zapleczu kaplicy znajdują się piwnice winne zaaranżowane w jaskiniach. Są tam beczki oraz figury woskowe osób zajmujących się produkcją wina. Następnie udaliśmy się do budynku stojącego obok kaplicy spełniającego niegdyś funkcję stajni. W środku obejrzeliśmy powozy oraz uprzęże końskie. Przed kaplicą zauważyliśmy jeszcze olbrzymi cedr libański oraz niewielki fragment lasu bambusowego.

Zamek Usse
Zamek Usse

Idąc do zamku zobaczyliśmy w dole cudowne ogrody z fontanną na środku, drzewami owocowymi i mnóstwem kolorowych kwiatów. Zwiedzanie wnętrz rozpoczęliśmy od wieży oraz krużganków. W wieży była przedstawiona historia śpiącej królewny w postaci scen z figurami woskowymi. Mogliśmy przypomnieć sobie zapomnianą bajkę z dzieciństwa. Kolejnym etapem zwiedzania były bogate wnętrza. Piękne wyposażenie odtworzone na styl początku XX-go wieku wraz z postaciami ubranymi w stroje z lat 20-tych i 30-tych, nakryciami stołów i innymi sprzętami. Na schodach „spotkaliśmy” młodą parę czyli woskową rekonstrukcję ślubu dawnych mieszkańców. Następnie zeszliśmy do ogrodów. W międzyczasie fontanna została wyłączona. Jednak mimo to obrazek, który zobaczyliśmy nas zachwycił.

Zamek Langeais
Zamek Langeais

Langeais Zamek Langeais jest typową średniowieczną warownią, zachowaną w oryginalnym stanie. Wnętrza również zachowane są w stylu średniowiecznym wraz z ciężkimi, skórzanymi i drewnianymi meblami. Na początku zwiedza się dolne pomieszczenia, które są największe, m.in. salę ze stallami oraz jadalnię. następnie przechodzi się na górę, gdzie znajdują się mniejsze pomieszczenia – sypialnie, umeblowane w różnych kolorach meblami gotyckimi. Są bardzo piękne, mimo że dość surowe. Przechodzi się również do sali z figurami woskowymi przedstawiającymi króla Francji Karola VIII, królową Annę Bretońską wraz ze świtą. W tle słychać opowieść o ich historii w postaci pokazu światło i dźwięk.

Zamek Langeais
Zamek Langeais

Po wyjściu na zewnątrz widoczny jest ogród oraz ruiny donżonu. Ogród nie zrobił na nas specjalnego wrażenia, gdyż w porównaniu z oglądanym chwilę wcześniej, wypadł blado. Poszliśmy w stronę donżonu, z którego zachowała się właściwie jedna ściana zaaranżowana obecnie na średniowieczny plac budowy. Mogliśmy zapoznać się z ówczesnymi technikami budowlanymi, a do tego przez najwyższe okna ruin, spojrzeć na chwilę wcześniej zwiedzane budynki oraz znacznie lepiej prezentujące się z tej perspektywy ogrody. Dalej znajdował się już tylko park, do którego nie poszliśmy. Po wyjściu z zamku przeszliśmy się jeszcze malowniczymi uliczkami Langeais zachwycając się dużą ilością kwiatów.

Zamek Azay-Le-Rideau
Zamek Azay-Le-Rideau

Azay-Le-Rideau  W Azay-Le-Rideau mieliśmy problem ze znalezieniem parkingu. Ostatecznie zatrzymaliśmy się na targowisku, które właśnie zakończyło swoją działalność. Pozostał jedynie zapach ryb, którymi tam najwyraźniej handlowano. Do zamku było niedaleko. Przekroczyliśmy bramę i oczom naszym ukazała się piękna bryła zamku na wodzie. Wchodząc podziwialiśmy ładną klatkę schodową z rzeźbionymi sufitami, z której okien rozciągał się widok na wieżę. Jeżeli chodzi o wnętrza, to przeważała duża ilość arrasów i kominków. Natomiast mebli było niewiele. Przy zamku tym nie było też porządnego ogrodu, a jedynie park krajobrazowy, w którym nie omieszkaliśmy trochę pospacerować.

Montbazon – W pobliżu Campingu de la Grange Rouge  znajdował się basen. Był on jednak przeludniony, w związku z tym poszliśmy jedynie na spacer. Weszliśmy do pobliskiej cukierni i kupiliśmy sobie przepyszne ciastka czekoladowe. W miejscowości podziwialiśmy palmy oraz młyn. Szybko wróciliśmy na nasz hałaśliwy camping (grupka młodzieży słuchająca non stop muzyki) i delektowaliśmy się ciasteczkami.

28.08.2008 r.

Zamek Villandry
Zamek Villandry

Villandry – Z samego rana rozpoczęliśmy zwiedzanie zamku z przepięknymi ogrodami. Bryła zamku nie jest zbyt atrakcyjna, jednak wnętrza i ogrody zachwyciły nas. Rozpoczęliśmy zwiedzanie od wnętrz. Przechodząc z jednego pomieszczenia do drugiego, mogliśmy już obserwować ogrody. Wnętrza cechowała duża ilość detali, dzięki czemu zamek sprawiał wrażenie zamieszkanego. Przykładowo stół w różowej jadalni był zastawiony pięknymi naczyniami, a inne pomieszczenia różnymi bibelotami. Pomieszczenia były w

Ogrody Zamku Villandry
Ogrody Zamku Villandry

różnych kolorach, czasami stonowane, a czasami bardzo kolorowe. Do ciekawych pomieszczeń należy zaliczyć: sypialnię, kuchnię, a przede wszystkim salę z sufitem w stylu arabskim, żywcem przeniesionym z Hiszpanii. Pod koniec zwiedzania weszliśmy na wieżę, z której rozciągał się piękny widok na ogrody. Po wyjściu z zamku wyruszyliśmy ścieżką dookoła ogrodów. Z ogrodowych tarasów podziwialiśmy najpierw wspaniałe ogrody z żywopłotów i kwiatów uformowanych w różne figury. Podziwialiśmy niezwykłą precyzję wykonania. Potem poszliśmy do ogrodów wodnych z bardzo dużym stawem. Przeszliśmy tunelem z winorośli, aby obejrzeć dalsze ogrody, w których oprócz żywopłotu, przystrzyżonych w fantazyjne formy krzewów oraz kwiatów, znajdowały się jasnofioletowe wystające kwiaty dające wrażenie lekkiego, kontrolowanego nieładu. Następnie udaliśmy się do ogrodu, gdzie znajdowało się wiele różnorodnych i różnokolorowych kwiatów ułożonych w szpalery, a po środku znajdowała się fontanna. Potem skierowaliśmy się do labiryntu. Był on niewielki i miał wiele przejść. Potem przeszliśmy jeszcze wzdłuż ogrodu z ziołami.

Na końcu podziwialiśmy najważniejszą część ogrodów czyli ogrody kuchenne, składające się głównie z ozdobnych warzyw i owoców. Czegoż tam nie było. Począwszy od pospolitych buraków, przez kapusty, kalarepy, dynie, ozdobne selery, papryczki, pomidory, a na karłowatych jabłoniach skończywszy. Wszystko to poukładane w fantazyjne wzory i przeplecione z kwiatami. Na koniec weszliśmy jeszcze do przyzamkowych budynków gospodarczych, w których znajdował się sklepik z fantazyjnymi, ręcznie wykonanymi pamiątkami. Zamek Villandry wywarł na nas ogromne wrażenie, a jego ogrody zgodnie uznaliśmy za najpiękniejsze, jakie do tej pory widzieliśmy.

Zamek Chenonceau
Zamek Chenonceau

Chenonceau – Musieliśmy swoje odstać w kolejce, żeby dostać się do zamku Chenonceau. Ale gdy już odczekaliśmy czekał nas przyjemny spacer szpalerem drzew do drugiego zamku położonego na wodzie. Do zamku prowadził most zwodzony, a po obu stronach znajdowały się ogrody. Każdy z nich był w innej kolorystyce. Dodatkowo przed mostem stała wieża. Weszliśmy do środka i wchodziliśmy po kolei do każdej komnaty. Były one bardzo ładnie i okazale wyposażone, z pięknymi kominkami i ślicznymi łożami. Najbardziej utkwiła nam w pamięci kuchnia, która była bardzo rozbudowana. Posiadała wiele pomieszczeń o różnym przeznaczeniu, a szczególnie urokliwe były setki miedzianych, pięknie wypolerowanych garnków. Dużo też było sztucznych warzyw, owoców i innych produktów żywnościowych, co sprawiało wrażenie czynnej kuchni. Sufity w korytarzach zamkowych były pięknie zdobione. Ponadto zapadł nam w pamięć

Zamek Chenonceau
Zamek Chenonceau

krużganek wiodący na drugą stronę rzeki i tym samym stanowiący jakby most prowadzący do lasu. Wnętrza zamku były naprawdę ładne. Następnie wyszliśmy do ogrodów. W tym po lewej stronie od wyjścia z zamku przeważał kolor żółty, natomiast w tym po prawej różowy. Żółty ogród był mniejszy, a różowy posiadał na środku fontannę. Specyficzne położenie zamku na wodzie powodowało, że mieliśmy wrażenie, iż ogrody położone są na platformach – wyspach na wodzie, choć tak naprawdę na wyspie znajdował się tylko zamek. Następnie poszliśmy do parku, w którym obejrzeliśmy placyk z kariatydami i labirynt.

Cheverny – Ostatnią atrakcją tego dnia był zamek Cheverny czyli rezydencja zdecydowanie bardziej przypominająca pałac niż obronny zamek. Zwiedzanie zaczęliśmy oczywiście od właściwego budynku, który poraził nas niesamowitym przepychem. Bogactwo zdobień, zarówno ścian, sufitów, jak i mebli

Zamek Cheverny
Zamek Cheverny

było aż przesadne. Pięknie to wyglądało, ale stwierdziliśmy, że aż za pstrokato. Oglądaliśmy przepiękną jadalnię, komnaty królewskie i wspaniałe sypialnie. Wszędzie mnóstwo gobelinów, nawet fotele i kanapy pokryte były tkaniną będącą gobelinem. Sufity pokryte były malowidłami. Wyszliśmy do ogrodu znajdującego się na zapleczu zamku, w którym dominowała sadzawka z fontanną . Ogród sprawiał wrażenie dosyć dzikiego i nie mógł się równać z wcześniej przez nas podziwianymi. Po obejrzeniu ogrodów poszliśmy do psiarni, w której hodowana jest niezliczona ilość trójkolorowych anglo – francuskich psów myśliwskich. Nie trudno było je namierzyć, gdyż już z daleka dobiegło nas ich ujadanie. Jako, że właściciele zamku organizują polowanie, nieodłącznym elementem jest sala trofeów myśliwskich. Nieopodal znajduje się jeszcze jedna atrakcja, a mianowicie ogród warzywny z ozdobnymi roślinami. Ponieważ zmieniliśmy nieco kolejność zwiedzania zamków, szukaliśmy w okolicy campingów. Udaliśmy się do pobliskiej informacji turystycznej, gdzie dostaliśmy doskonałą informację o campingach. Ostatecznie wybraliśmy Camping des Chateaux w Bracieux. Niestety nie dane nam było skorzystać z basenu, gdyż był zamknięty.

29.08.2008 r.

Zamek Chambord
Zamek Chambord

Chambord – Ostatni z zamków nad Loarą, które postanowiliśmy zwiedzić, to ogromna budowla. Jest on bardzo symetryczny. Jest w nim prawdziwy labirynt korytarzy, pokoi, klatek schodowych i pomieszczeń. Szczególnie piękną jest klatka schodowa bogato rzeźbiona, którą tworzą dwie spirale powodujące, że dwie osoby wchodzące każda inną częścią spirali nigdy się nie spotkają. W jednym z pomieszczeń wyświetlany jest film o budowie i historii zamku. Wyposażenie jest raczej mizerne, poza kilkoma olbrzymimi kanapami i kilkoma łożami z baldachimem. Na uwagę zasługuje wyłącznie architektura, która jest niesamowita. Do bardziej atrakcyjnych pomieszczeń należą apartamenty Stanisława Leszczyńskiego i jego przyjaciół. Ponadto weszliśmy jeszcze do kaplicy. W zamku Chambord znajdują się różne wystawy. Jedna z nich obrazuje, jak ekskluzywną jest marka Chambord. Nazywane są nią produkty, począwszy od alkoholi na samochodach skończywszy. Podziwialiśmy wspaniałe stropy, wieże, tarasy, a na koniec wyszliśmy na dach, gdzie podziwialiśmy fantazyjne hełmy wież oraz otoczenie zamku. Zamek ten nie posiada standardowych ogrodów, lecz olbrzymi rezerwat przyrody, czyli las otoczony płotem.

Wersal
Wersal

Wersal – Opuściwszy Dolinę Loary z jej pięknymi zamkami, udaliśmy się na zwiedzanie fantastycznego Wersalu. Już sam budynek jest imponujący z uwagi na wielkość. Jeszcze bardziej imponujące jest wnętrze. Nim do niego jednak dotarliśmy, musieliśmy odstać w bardzo długiej kolejce. Warto było. Już pierwszy hall był wspaniały. Kaplica porażała przepychem. Białe drzwi ze wspaniałymi złoceniami prowadzące do komnat były niesamowite. Każda komnata ozdobiona była malowidłami na suficie oraz rzeźbionymi złoceniami oddzielającymi poszczególne obrazy. Ściany również były ozdobione najróżniejszymi obrazami, arrasami i rzeźbami.

Wersal - sala luster
Wersal – sala luster

Meble charakteryzowały się niezwykłym przepychem. Wszędzie królowały olbrzymie łoża z baldachimami ozdobione pióropuszami. Pod tym względem z niczym nieporównywalne są apartamenty królewskie. Najpiękniejszym pomieszczeniem jest olbrzymia sala luster z przepięknymi malowidłami na sufitach, rzeźbami, żyrandolami, no i oczywiście lustrami. Trudno było oderwać oczy od tego przepychu. Pomieszczenia były zdobione ornamentami o różnej tematyce. Trochę mniej efektowne były apartamenty Delfina, czyli następcy tronu, które kończyły wycieczkę po pałacu.

Wersal - ogród zwany oranżerią
Wersal – ogród zwany oranżerią

Następnie wyszliśmy do ogrodów. Szczególnie zachwycił nas przepiękny ogród zwany oranżerią z przystrzyżoną trawą, palmami, cyprysami i innymi drzewami. Również ogrody przed samym pałacem były niezwykle imponujące. Mnóstwo w nich było kolorowych kwiatów, ułożonych w przeróżne kompozycje, tworzące niejako kobierce. Ogrody uzupełniały fontanny, niestety nieczynne. Zeszliśmy do ogrodów niżej. Szkoda, że wiele z nich było zamkniętych i sprawiało wrażenie dość mocno zaniedbanych. Były też całkiem ładne, aczkolwiek to już nie to. Ogrody poświęcone były różnym bóstwom, czy też na przykład królowi. Doszliśmy do olbrzymiej fontanny Apollo czyli grupy ludzi i koni wyłaniających się z wody. Z tyłu znajdował się wielki basen, po którym pływały łódki. Wróciliśmy do pierwszych ogrodów podziwiając fantazyjnie przycięte krzaczki.

Maisons Laffitte – Dotarliśmy na Camping International położony na wyspie na Sekwanie. Weszliśmy do recepcji, żeby się zameldować i zapytać jak dostać się do Paryża. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy recepcjonistka okazała się Polką. Dzięki temu bez problemu dowiedzieliśmy się wszystkiego i otrzymaliśmy potrzebne ulotki. Na campingu mieliśmy przygody ze zwierzętami. Najpierw musieliśmy odganiać kota od ładującej się kamery. Natomiast, gdy się ściemniło, zaczęły latać nad naszymi głowami nietoperze. A w nocy przyszedł do naszego śmietnika namiotowego jeż. Gdy zaświeciliśmy mu latarką, był niemniej zdziwiony niż my.

30.08.2008 r.

Paryż – Z samego rana udaliśmy się do stacji metra. Dzięki pomocy kioskarki znaleźliśmy kasę, gdzie kupiliśmy bilety całodniowe. Nadjechał pociąg. Już chcieliśmy do niego wsiąść, lecz inni turyści odwiedli nas od tego zamiaru. Zupełnie niepotrzebnie. To my mieliśmy rację. Potem musieliśmy się przesiadać, żeby

Luwr - Paryż
Luwr – Paryż

dotrzeć na Pola Elizejskie. Wysiedliśmy tuż przy pomniku de Gaulle. Staliśmy niemal pośrodku alei, po jednej stronie mając Łuk Tryumfalny, a po drugiej Plac Concorde. My jednak najpierw udaliśmy się w kierunku Pałacu Elizejskiego. Nie jest to zbyt imponująca budowla, a jedynie pilnie strzeżona siedziba prezydenta Francji. Następnie udaliśmy się na Plac Concorde (Zgody), gdzie podziwialiśmy obelisk egipski prosto z Luxoru, dwie piękne fontanny i zabudowę dookoła. Szliśmy w kierunku Łuku Tryumfalnego Karuzeli przez Ogrody Tuileries. Jest to całkiem przyjemny zakątek z czynnymi fontannami. W oddali widać już Luwr. Przeszliśmy podziwiając Łuk Karuzeli i oczom naszym ukazały się słynne szklane piramidy oraz piękne fontanny.

Luwr - Paryż
Luwr – Paryż

Weszliśmy do jednej z piramid, pod którą znajdował się olbrzymi hall z kasami. Zaczęliśmy zwiedzanie. Szybko okazało się, że Luwr to olbrzymie i bardzo skomplikowane muzeum. Już na początku się zgubiliśmy. Nie wiedzieliśmy jak trafić na wystawę i przejechaliśmy trzykrotnie tymi samymi ruchomymi schodami. Gdy w końcu trafiliśmy na pierwszą wystawę była to przepiękna galeria rzeźby antycznej. Eksponaty poustawiane były w ślicznej scenerii pałacowej. Wspaniały sposób ekspozycji. Potem wędrowaliśmy od sali do sali podziwiając kolejne rzeźby, obrazy i inne dzieła sztuki. Eksponaty były poukładane według państw i epok, w których powstały. Do najważniejszych dzieł sztuki, które zobaczyliśmy należą: Kodeks Hammurabiego, Nike z Samotraki, Mona Lisa i rzeźba Marii Magdaleny. Ponadto jednym z najważniejszych miejsc w Luwrze są apartamenty Napoleona III. Oczywiście są one urządzone z olbrzymim przepychem i bogactwem, i mogą konkurować z samym Wersalem. Całe wnętrza pałacu same w sobie są już dziełem sztuki. Jak bardzo rozbudowane jest to muzeum niech świadczy fakt, że mimo posiadania szczegółowej mapy wystaw dwa razy się zgubiliśmy. Spędziliśmy w Luwrze 3 godziny, zwiedzając wszystko w bardzo szybkim tempie, a mimo to nie zwiedziliśmy całości.

Z Luwru wyszliśmy wprost na kościół St. Germain. Jest to gotycka świątynia z wieloma rzeźbami. Dalej udaliśmy się na wyspę Cite. Już z mostu widzieliśmy wspaniały Pałac Sprawiedliwości. Uliczkami Cite dotarliśmy do

Kaplica Sainte-Chapelle
Kaplica Sainte-Chapelle

Sainte Chapelle charakteryzującej się przepięknymi witrażami oraz niesamowicie kolorowymi stropami i ścianami. Przypominały nam one troszeczkę zdobienia arabskie. Kaplica jest dwupoziomowa. Na dole są kramy z pamiątkami. Potem poszliśmy w kierunku katedry Notre Dame. Jest to olbrzymia, mroczna budowla z przepięknymi rozetami. Robi niesamowite wrażenie, nie tylko z powodu swej sławy, ale z uwagi na majestatyczną architekturę. Stąd ruszyliśmy w kierunku Pantheonu, po drodze mijając Pałac Cluny, Sorbonę i College de France. Ostatecznie doszliśmy pod Pantheon. Już z zewnątrz Pantheon wyróżnia się niepowtarzalnym kształtem. Gigantyczna kopuła osadzona na niemniej gigantycznej bryle góruje nad placem. Wewnątrz znajduje się ciekawe wahadło Foucaulta, które pokazuje ruch obrotowy Ziemi. Monumentalne wnętrze kryje wiele dzieł sztuki, aczkolwiek najważniejsze pamiątki kryją się w krypcie. Są tam sarkofagi sławnych Francuzów.
Na koniec dnia pojechaliśmy jeszcze metrem do Pałacu Królewskiego. Jest to duży budynek z mnóstwem kolumn. Tuż obok niego znajduje się sławny teatr Comedie Francaise. W drodze powrotnej kupiliśmy ciasteczka, aby ucztować na campingu.

31.08.2008 r.

Paryż – Rano pojechaliśmy na Plac de Gaulle, aby obejrzeć z bliska Łuk Tryumfalny. Stamtąd metrem pojechaliśmy na Plac Pigalle i oczywiście pod słynny Moulin Rouge. Obejrzeliśmy plakaty z rewii, które wyglądały różnie pod różnym kątem. Przeszliśmy się wzdłuż bulwaru oglądając wystawy sex shopów. Czegoż tam nie można kupić?

Bazylika Sacre-Coeur
Bazylika Sacre-Coeur

Pośmialiśmy się trochę i udaliśmy się w stronę bazyliki Sacre Coeur. Bazylika znajduje się na samej górze, musieliśmy się więc trochę wspiąć po schodach. Po wejściu na górę oczom naszym ukazał się niesamowity widok na olbrzymi, biały kościół. Przed bazyliką znajdowały się różne stragany z pamiątkami oraz muzyk grający na harfie. Bryła jest wspaniała, wnętrze nie zachwyca.

Następnie udaliśmy się na Plac Trocadero, przeszliśmy obok monumentalnych budynków Muzeum Narodowego. W dali widzieliśmy już w całej okazałości Wieżę Eiffla, lecz żeby do niej dojść musieliśmy przejść obok słynnych fontann Trocadero. Niestety czynnych tylko częściowo. Gdy podeszliśmy pod wieżę mogliśmy oglądać jej ogrom.

Wieża Eiffla
Wieża Eiffla

Postanowiliśmy wjechać na samą górę, lecz aby to uczynić musieliśmy odstać w jednej z długich kolejek do kas mieszczących się w nogach wieży. Gdy wreszcie mieliśmy upragniony bilet, wjechaliśmy pierwszą windą na średni poziom, a następnie drugą windą na poziom najwyższy. Rozciągał się tu piękny widok na cały Paryż. Wieża jest tak wysoka, że panorama wyglądała jak z lotu ptaka. Ludzie byli jak mrówki, budynki jak pudełka od zapałek, a ulice jak linie. Dojrzeć można było wspaniałe zabytki Paryża. Wszystko było dobrze opisane. Zdecydowanie warto wjechać na Wieżę Eiffla, gdyż widok z niej pozostawia niezapomniane wrażenia. Zjechaliśmy na dół, po drodze zatrzymując się na pośrednich poziomach, aż znaleźliśmy się na Polach Marsowych. Tam usiedliśmy na ławeczce, zjedliśmy kanapki i dalej podziwialiśmy Wieżę Eiffla. Przeszliśmy do końca Pól Marsowych, aż do Szkoły Wojskowej, a następnie skierowaliśmy się do Pałacu Inwalidów.

Pola Marsowe
Pola Marsowe

Chcieliśmy obejrzeć kościół Inwalidów z charakterystyczną złotą kopułą, ale niestety sprzedawano tylko bilety łączone z Muzeum Napoleona, do którego nie chcieliśmy wchodzić.
Następnie pojechaliśmy metrem do wieży Św. Jacka. Jest to strzelista, gotycka wieża, ładnie rzeźbiona z witrażami. Potem poszliśmy w kierunku ratusza. Jest to okazały budynek o urozmaiconej architekturze z licznymi rzeźbami i pilastrami znajdującymi się na fasadzie. Przed ratuszem znajduje się ładna fontanna.
Na koniec poszliśmy zobaczyć jeden z najnowszych „zabytków” Paryża czyli Centrum Pompidou. Jest to futurystyczna budowla, w której wszelkie instalacje zamiast wewnątrz, poprowadzono na zewnątrz budynku. Przed centrum znajduje się niesamowita fontanna z dziwacznymi urządzeniami sikającymi wodą. Weszliśmy do centrum, aby obejrzeć je w środku. Nie wybraliśmy się na wystawę, gdyż sztuka współczesna raczej mało nas interesuje, a jedynie obejrzeliśmy sklep z pamiątkami, czyli bardzo dziwacznymi przedmiotami codziennego użytku. Po wyjściu z Centrum Pompidou kupiliśmy T-shirta na pobliskim straganie.

01.09.2008 r.

Katedra Chartres
Katedra Chartres

Chartres – Z samego rana udaliśmy się na zwiedzanie najsłynniejszej katedry we Francji. Już z daleka jadąc samochodem widzieliśmy jej strzeliste wieże. Fasada katedry była akurat w remoncie. Katedra charakteryzuje się ogromną ilością rzeźb, których jest 10.000. Ponadto są w niej piękne witraże. Charakterystyczny jest ołtarzyk Czarnej Madonny z figurą oraz labirynt na posadzce wyobrażający pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Obchodząc katedrę dookoła dopiero zauważyliśmy jej ogrom. Chcieliśmy zejść do krypty, ale musielibyśmy czekać kilka godzin, więc zrezygnowaliśmy.

Zamek Fontainebleau
Zamek Fontainebleau

Fontainebleau – Po dojechaniu do Fontainebleau mieliśmy wątpliwości czy zapłacić za parking, czy też nie. Dzięki sympatycznej pani z campera upewniliśmy się, że poniedziałki są darmowe. Dotarliśmy do zamku. Oczom naszym ukazała się przepiękna fasada tego ogromnego kompleksu. Myśleliśmy, że po Wersalu nic nas nie jest w stanie zachwycić, ale byliśmy w błędzie. Przepych i bogactwo wyrażające się w zdobieniach ścian, sufitów i mebli, w niczym nie ustępowały Wersalowi. Mnóstwo przepięknych malowideł, kapiącego złota, kolorowych mebli i gobelinów. Widoki te nas urzekły. Szkoda, że nie do wszystkich części można wejść. Niektóre udostępnione są jedynie dla zorganizowanych wycieczek. Mimo to, warto obejrzeć to, co udostępniono. Następnie wyszliśmy do ogrodów. Jest ich kilka. Jednakże najpiękniejszy jest wielki ogród z przepięknymi kolorowymi kwiatami i sadzawką pośrodku. Z ogrodu roztacza się piękny widok na zaplecze zamku.

Jadąc na Camping de Troyes zatrzymaliśmy się w cukierni i kupiliśmy pyszne ciasteczka z kremem pistacjowym oraz bezy. Gdy dotarliśmy na camping w Troyes rozmawiając ze sobą po polsku usłyszeliśmy, że ktoś nam odpowiada również po polsku. Był to rodowity Francuz, który ma żonę Polkę i prowadzi interesy w naszym kraju. Dzięki temu świetnie posługuje się językiem polskim.

02.09.2008 r.

Domy szachulcowe w Troyes
Domy szachulcowe w Troyes

Troyes – Po znalezieniu miejsca na camping i najechaniu na szkło (zestresowaliśmy się, jak usłyszeliśmy dźwięk pękającej butelki, ale na szczęście nic się nie stało), udaliśmy się na zwiedzanie Troyes. Powitał nas pingwin z kurczakiem czyli przebrani studenci, którzy organizowali jakiś happening. Już na pierwszy rzut oka miasto nas urzekło. Zobaczyliśmy przepiękne, kolorowe szachulcowe kamienice, cudowne kwiaty i fontannę. Przechadzaliśmy się najciekawszymi uliczkami i nie mogliśmy się napatrzeć. W zaułkach znajdowaliśmy kolejne domy stykające się niemal ze sobą szczytami. W jednym z domów szachulcowych znajdował się dziedziniec, a inny posiadał okrągłą wieżę.

Klasztor - Abbaye de Noirlac
Klasztor – Abbaye de Noirlac

Abbaye de Noirlac – Do klasztoru w Noirlac dotarliśmy dużo przed czasem, dlatego spokojnie mogliśmy obejść cały teren. Gdy już weszliśmy do środka podziwialiśmy poszczególne sale charakteryzujące się wielkim monumentalizmem i surowością. Pierwszym pomieszczeniem była sala, w której mnisi pracowali. Znajdowała się tam prasa do wyrobu wina. Następnie przeszliśmy do kościoła czyli surowej budowli bez wyposażenia. Stąd schody doprowadziły nas do sypialni ważniejszych mnichów. W kilku pokojach zaaranżowano ciekawe wystawy dotyczące złudzeń optycznych. Następnie ponad krużgankami przeszliśmy do dormitorium, a potem do skryptorium i refektarza. Następnie wyszliśmy na krużganki, gdzie mogliśmy podziwiać piękne rzędy kolumn z maswerkami. Wychodząc na zewnątrz zajrzeliśmy do parku z bardzo interesującymi i dziwnymi drzewami. Ogólnie bardzo ciekawe miejsce.

03.09.2008 r.

Mieszkania troglodytów - Grottes de Jonas
Mieszkania troglodytów – Grottes de Jonas

Grottes de Jonas – W grotach Troglodytów byliśmy dużo przed czasem i oczywiście pierwsi. Dzięki temu mogliśmy rozkoszować się widokiem tej wykutej w tufie wulkanicznym wioski w zupełnym spokoju. A było co podziwiać. W skalnej ścianie wykuto nie tylko domy, ale także kaplicę, piekarnię, zamek i szpital. Domostwa, jak i inne budynki, posiadały dużą ilość nisz. Najbardziej spodobała nam się kaplica, w której zachowały się średniowieczne kolumny oraz piękne freski. Był to niezwykle oryginalny widok. W piekarni zachował się piec chlebowy. Natomiast zamek to kilkukondygnacyjna budowla z różnymi pomieszczeniami spełniającymi określone funkcje i wspaniałymi klatkami schodowymi. Wokół latało mnóstwo jaskółek, które podobnie jak ludzie, wydrążyły swoje gniazda w miękkim materiale skalnym.

Miasto pod nawisem skalnym - Rocamadour
Miasto pod nawisem skalnym – Rocamadour

Rocamadour – Droga do Rocamadour była wąska i kręta. Gdy już dotarliśmy do miejscowości, musieliśmy zjechać całkowicie w dół, aby dotrzeć do parkingu. Stwierdziliśmy, że nie chce nam się wdrapywać z powrotem do miasteczka, więc skorzystaliśmy z pociągu turystycznego na kółkach. Już z daleka mogliśmy podziwiać miasteczko pod nawisem skalnym. Pociąg miał nie lada zagadkę, żeby pokonać zakręt. Wysiedliśmy na przystanku i przeszliśmy się uliczką miasteczka. Weszliśmy po schodach do klasztoru, który był przyklejony do skały. Klasztor jest miejscem pielgrzymkowym na dawnym trakcie do Santiago de Compostella i nadal jest licznie odwiedzanym miejscem kultu. Architektura kamiennych domów pod nawisem skalnym bardzo nas zachwyciła. Poszliśmy na lody i oglądaliśmy pamiątki w rozlicznych sklepikach. Poczekaliśmy na pociąg i zjechaliśmy na dół.

Les Eyzies de Tayac – Nasz Camping la Riviere  posiadał basen i był ładnie położony wśród licznych drzew i krzewów na starej farmie. Maciek nie omieszkał skorzystać z basenu, mimo chłodu i mżawki. W recepcji dowiedzieliśmy się, że trzeba będzie wcześnie rano wstać, gdyż nie zarezerwowaliśmy sobie biletów do jaskini z malowidłami prehistorycznymi.

04.09.2008 r.

Grotte de Font de Gaume – Z duszą na ramieniu czekaliśmy od siódmej rano przed wejściem do jaskini. Udało się. Byliśmy pierwsi. Dostaliśmy bilety i szczęśliwi czekaliśmy na wejście. Doczekaliśmy się. Przywitała nas po francusku przewodniczka. Niemcy, którzy byli z nami w grupie poprosili, aby mówiła po angielsku. Dzięki temu mogliśmy wszystko zrozumieć. Przewodniczka była przesympatyczna i w niezwykle ciekawy sposób opowiadała nam o malowidłach z epoki paleolitu. Mogliśmy podziwiać wspaniałe bizony, jelenie i konie. Jaskinia była niewielka i mieliśmy szczęście, gdyż niedługo poddana zostanie pracom zabezpieczającym. Dowiedzieliśmy się wielu rzeczy o technikach malarskich. Przykładowo samce malowane były w kolorze czarnym, a samice czerwonym, czy też w jaki sposób ludzie pierwotni oddawali ruch na swoich obrazach i jak wykorzystywali naturalne nierówności skały, aby pokazać trójwymiarowość rysunków. Co ciekawe na rysunkach oddano całkiem dobrze perspektywę. Przewodniczka nazwała te malowidła pierwszymi dziełami sztuki.

Sanktuarium w Lourdes
Sanktuarium w Lourdes

Lourdes – Z parkingiem w Lourdes mieliśmy trochę pod górkę. Nie dość, że nie mogliśmy znaleźć sensownego miejsca, to ostatecznie zaparkowaliśmy na stromej uliczce. Pierwsze przywitały nas niezliczone ilości kramów z pamiątkami. Próbowaliśmy znaleźć Muzeum Figur Woskowych obrazujących objawienia, jednak bezskutecznie. Udaliśmy się zatem do Sanktuarium. Do bazyliki prowadzi długa aleja zaczynająca się krzyżem. Dostaliśmy ulotkę z tak zwaną Drogą Jubileuszową po obiektach związanych ze Świętą Bernadetą. Obejrzeliśmy najpierw bazylikę dolną, w której właśnie odbywało się nabożeństwo, podczas którego siostrzyczka z Włoch rozdawała, jak gdyby nigdy nic, obrazki ze Świętym Anzelmem. Następnie weszliśmy po schodach do bazyliki górnej. Trzeba przyznać, że obie bazyliki są bardzo ładne. Potem poszliśmy do Groty Objawień, która okazała się mało uduchowionym miejscem, licznie odwiedzanym przez turystów. Jest to nisza w skale, gdzie znajduje się figurka Matki Boskiej Lurdzkiej. Zaskakującym był fakt, że obsługa odbierała ludziom świece, żeby schować je do specjalnej skrzyni. Następnie poszliśmy w kierunku platform, w których palono świece oraz basenów, w których można było zażyć kąpieli w cudownej wodzie.

Potem obserwowaliśmy procesję i opuściliśmy Sanktuarium. Spodziewaliśmy się miejsca uduchowionego, a zastaliśmy atmosferę jarmarku. Ludzie zamiast skupienia śmiali się, głośno rozmawiali, robili zdjęcia, bez żenady filmowali. Podobnie obsługa nie sprawiała wrażenia ludzi opiekujących się Sanktuarium, a jedynie podstarzałych harcerzy w krótkich spodenkach. Kramy z pamiątkami przebiły jednak wszystko. Jeden wielki kicz. Pamiątki doprowadzone do absurdu. Dziwne, niestosowne przedmioty z przedstawieniem Matki Boskiej lub napisem Lourdes. Byliśmy zdegustowani, a dodatkowo nie udało nam się kupić zaplanowanych pamiątek, gdyż nie było nic wartego uwagi.

05.09.2008 r.

Zamek w Carcassonne
Zamek w Carcassonne

Carcassonne – W Carcassonne zaparkowaliśmy daleko od zabytkowego centrum. Musieliśmy iść uliczkami miasta, aby dotrzeć do warownej starówki. Już z daleka widać było wspaniały pierścień murów obronnych z wielką ilością wież. Weszliśmy przez bramę Narbonnaise, przekroczyliśmy most zwodzony, potem pierwszą bramę, pas międzymurza i bramę wewnętrzną. Okazało się, że w bramie wewnętrznej jest Centrum Informacji Turystycznej oraz kasa do wejścia na mury oraz do zamku. Nie mogliśmy odmówić sobie takiej przyjemności jak przejście ponad dachami zabytkowego miasta. Opłaciło się. Widok był piękny. Podziwialiśmy ogródki pośród kamiennych domów, a w tych ogródkach palmy. Nasze nozdrza drażniły zapachy z pobliskich restauracji. Idąc po wewnętrznym, wyższym murze mogliśmy podziwiać zewnętrzny pierścień murów oraz panoramę miasta. W tle widzieliśmy okazały zamek oraz bazylikę. Bardzo malowniczy widok. Doszliśmy w końcu do zamku, zeszliśmy na dziedziniec i ruszyliśmy do komnat. Tam widzieliśmy makietę zamku, detale architektoniczne, a także pomieszczenia o różnym przeznaczeniu. Spotkaliśmy również kobietę, która urodziła się w Polsce i zna nasz język. Bardzo ucieszyła się słysząc język polski.

Po wyjściu z zamku udaliśmy się w stronę bazyliki. Po drodze podziwialiśmy piękne kamienne budynki. Charakterystyczne były niskie, najczęściej piętrowe kamieniczki dodające mnóstwo uroku. W bazylice natomiast na uwagę zasługiwały witraże, których miało być tak dużo, że zdaniem przewodnika nie miało być widać łączących je ścian. W praktyce okazało się, że faktycznie tak wygląda prezbiterium lecz nie reszta kościoła. Mimo to widok był imponujący. Wyszedłszy z bazyliki szliśmy w kierunku bramy, którą weszliśmy do miasta. Po drodze zatrzymywaliśmy się w sklepach z pamiątkami, szukając czegoś interesującego. Ogólnie Carcassonne to świetna atrakcja turystyczna.

Jaskinia - Grotte de Demoiselles
Jaskinia – Grotte de Demoiselles

Grotte de Demoiselles – Już sam dojazd do jaskini był ciekawy, gdyż droga prowadziła przez góry i była wyjątkowo kręta. Do tego jednokierunkowa. Otoczenie jaskini jest bardzo piękne. Mnóstwo roślinności i śliczne skały ponad wejściem. Do jaskini wjeżdża się specjalną kolejką, a turystów wita niedźwiedź jaskiniowy stojący w niszy na trasie kolejki. Jaskinia Demoiselles jest jaskinią pionową, co oznacza, że jest bardzo głęboka. Ma mnóstwo pięknych, dużych nacieków. Są tam „wodospady”, „organy”, „kolumny” i wiele innych niesamowitych zjawisk krasowych. Jeden z nacieków, będący zarazem symbolem jaskini, przypomina Matkę Boską z Dzieciątkiem. Inny z kolei mieni się jak brylant. Jaskinia jest niezwykle kolorowa i rzeczywiście bardzo duża. Przewodnik opowiadał wiele dowcipów, ale niestety tylko po francusku, w związku z czym prawie nic nie zrozumieliśmy. Jednak wyszliśmy z jaskini bardzo zadowoleni, gdyż była jedną z bardziej atrakcyjnych, jakie do tej pory widzieliśmy, jeżeli chodzi o zjawiska krasowe.

Było już dość późno, więc nie chcieliśmy jechać nad morze. Postanowiliśmy zanocować w pobliżu jaskini. No cóż, okazało się to wcale nie takie łatwe, gdyż okolica nie obfitowała w nadmiar campingów. Ku naszej radości w jednym ze wskazanych na mapie miejsc był camping i to całkiem przyzwoity. Do tego noc była najcieplejszą podczas całego wyjazdu.

06.09.2008 r.

Oceanarium Mare Nostrum w Montpellier
Oceanarium Mare Nostrum w Montpellier

Montpellier – W przewodniku wyczytaliśmy o najnowszej atrakcji Montpellier czyli o niezwykle nowoczesnym oceanarium. Jednak, żeby do niego dotrzeć musieliśmy namierzyć informację turystyczną, która z kolei znajdowała się w samym centrum miasta. Najpierw jednak mieliśmy inny problem – kończyło nam się paliwo, a tu stacji benzynowych jak na lekarstwo. GPS nas jednak nie zawiódł i doprowadził w końcu do stacji.
Za chwilę jednak mieliśmy jeszcze większy problem, bo ten sam GPS uporczywie próbował prowadzić nas do informacji przez sam środek starówki. Trudno tam było wjechać, ponieważ trzeba było mieć specjalne pozwolenie. Wjazdu na starówkę broniły specjalne słupki chowające się w ziemi przed nadjeżdżającymi samochodami, niestety tylko samochodami miejscowych. Kilka razy wpakowaliśmy się w taką dla nas ślepą uliczkę. Potem jednak udało nam się namierzyć parking podziemny, tuż przy informacji turystycznej. Bez problemu podano nam żądane informacje oraz dostaliśmy plan. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i przejść się po mieście, które jest bardzo ładne z zabudową z żółtego piaskowca oraz palmami rosnącymi wzdłuż ulicy. Na targu kupiliśmy owoce. Następnie pojechaliśmy do Mare Nostrum.

Oceanarium Mare Nostrum w Montpellier
Oceanarium Mare Nostrum w Montpellier

Gdy tylko weszliśmy poczuliśmy się jak w głębi oceanu. Było ciemno, a nad nami falowało morze. W pierwszym pomieszczeniu przypominającym pod-wodną jaskinię oglądaliśmy małe akwaria z drobnymi morskimi zwierzętami. Kawałek dalej czekał nas „balkon na ocean” czyli olbrzymie akwarium z rekinami, płaszczkami i innymi dużymi stworzeniami. Tuż przed nami przepływała ryba piła, ryba młot. Były na dotknięcie ręki. Wrażenie potęgowała ukośna szyba dająca złudzenie przebywania w głębinach morskich. Mogliśmy patrzeć zarówno do przodu, jak i w dół. Niesamowite przeżycie. Następnie weszliśmy na „pokład statku”, aby przeżyć sztorm na mostku kapitańskim. Staliśmy patrząc na dziób, który zalewały fale. Woda lała się na szyby. Wycieraczki nie mogły nadążyć, na mostku zgasło światło. Statkiem ostro bujało, a całości dopełniały błyskawice. Coś fantastycznego. Byliśmy oczarowani. Ten kilkuminutowy pokaz daje naprawdę realistyczne wrażenia.
Potem mogliśmy dotknąć prawdziwego lodu, a Maciek głaskał prawdziwe pingwiny i został dziobnięty. Następnie jeden z turystów zrobił nam zdjęcie w strojach Eskimosów, a potem zeszliśmy na dół, żeby zobaczyć jak pingwiny pływają. Są niesamowicie szybkie. Niezwykle trudno było nadążyć za nimi podczas filmowania. W tym samym pomieszczeniu mogliśmy ponownie zerknąć w głąb oceanu, po czym weszliśmy do łodzi podwodnej, która udostępniała interaktywne urządzenia pozwalające np. zobaczyć obraz z podwodnych kamer. W następnym pomieszczeniu można było rozkoszować się widokiem olbrzymiego akwarium słuchając relaksacyjnej muzyki. Mogliśmy założyć słuchawki i posłuchać odgłosów stworzeń morskich. To był prawdziwy relaks. Zaledwie kilkanaście minut, a czuliśmy się bardzo odprężeni, aż żal było wychodzić. Kolejnym pomieszczeniem była koralowa laguna charakteryzująca się tym, że niezwykle kolorowe ryby oglądaliśmy z góry, gdy pływały w płytkiej wodzie. Bardzo ciekawy efekt. Na koniec udaliśmy się jeszcze do tropikalnego lasu deszczowego, w którym padał prawdziwy deszcz, a w akwarium pływały piranie. Wyszliśmy przez sklep z pamiątkami. Mare Nostrum to dające niezapomniane wrażenia, niezwykłe miejsce.

Arena rzymska w Nimes
Arena rzymska w Nimes

Nimes – Nimes to miasto obfitujące w zabytki rzymskie. Zaparkowaliśmy na parkingu podziemnym pod jakimś placem, na którym odbywał się dość dziwny festyn – jarmark. Jedno jest pewne, na siłę wręczano nam darmowe prezerwatywy… Zwiedzanie rozpoczęliśmy od areny. Jest to miejsce do dziś wykorzystywane do walk z bykami. Współczesne metalowe trybuny mocno niestety szpecą budowlę, mimo to widać jednak jak doskonale się zachowała. Trasa poprowadzona jest przez różne sektory, tak aby zobaczyć wszystko co ciekawe. Można zatem oglądać całą arenę z różnych perspektyw oraz wejść na samą górę, na wieżę, z której widać także panoramę Nimes. Na koniec na dolnym poziomie ogląda się dwie wystawy. Jedna poświęcona jest gladiatorom. Pokazane są tam stroje różnych gladiatorów, wyświetlane są filmy historyczne, a także holograficzna walka dwóch gladiatorów. Druga wystawa dotyczy corridy. Pokazane są filmy, stroje torreadorów.

Drugim zabytkiem rzymskim w Nimes jest doskonale zachowana świątynia na terenie dawnego forum. Obecnie służy jako kino, w którym wyświetlany jest trójwymiarowy film o historii Nimes. Kolejna świetna atrakcja. Następnie poszliśmy w kierunku ogrodów fontanny. Z przykrością przyjęliśmy deszcz, który zaczął coraz uporczywiej kropić. W ogrodach mogliśmy podziwiać ruiny drugiej świątyni. Była to świątynia Diany. Stamtąd ruszyliśmy do ostatniego rzymskiego zabytku czyli wieży będącej pozostałością rzymskich fortyfikacji. Mieliśmy trochę problemów z namierzeniem wieży. Z daleka widzieliśmy ją wyraźnie, natomiast gdy byliśmy bliżej zniknęła nam z pola widzenia. W końcu dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy na górę i obserwowaliśmy panoramę miasta. Szybko wróciliśmy na parking, gdyż nie chcieliśmy płacić za kolejną godzinę.

Akwedukt Pont-du-Gard
Akwedukt Pont-du-Gard

Pont du Gard – Tego dnia chcieliśmy zobaczyć kolejny zabytek rzymski, zaliczany do 100 cudów świata, a mianowicie rzymski akwedukt Pont du Gard. Rzeczywiście zabytek ulokowany nad rzeką robi niezłe wrażenie. Budowla jest naprawdę imponująca, a ludzie wyglądają przy niej jak mrówki. Przeszliśmy wzdłuż akweduktu aż do końca. Z tej pozycji też robi niesamowite wrażenie.

Zatrzymaliśmy się na campingu wskazanym w informacji turystycznej w Maussane-Les-Apilles. Tam też zapytaliśmy się o piekarnię, gdyż wyjątkowo nie mogliśmy jej namierzyć. Kupiliśmy sobie pyszne ciasteczka i zajechaliśmy na camping, który okazał się bardzo porządny.

07.09.2008 r.

Rejs z Cassis do firdów Calanques
Rejs z Cassis do firdów Calanques

Cassis – Pogoda zapowiadała piękny dzień. Wybraliśmy się w rejs po fiordach w okolicy Marsylii. Dotarliśmy do niewielkiej nadmorskiej miejscowości z trudem zdobywając miejsce na parkingu, gdyż okazało się, że w miasteczku jest festyn i parking w porcie jest zamknięty. Kupiliśmy sobie bilety na dwu i pół godzinny (najdłuższa trasa) rejs po ośmiu fiordach i po niedługim czasie odpłynęliśmy Moby Dickiem III. Płynęliśmy wzdłuż plaż położonych, można rzec, wprost na skałach. Podziwialiśmy przepiękne fiordy, które z czasem stawały się coraz wyższe. Widok po prostu zapierał dech w piersiach – przepiękne białe skały, błękitne niebo, lazur morza oraz piękna roślinność. Widok jak z bajki. Nic dziwnego, że kręcono tu niejeden film i robiono zdjęcia dla National Geographic. Oglądaliśmy przepływające statki, motorówki i dużą ilość kajaków. Przepływaliśmy również obok plaży naturystów. Do portu wróciliśmy zauroczeni. W porcie w najlepsze trwał festyn winny. Uczestnicy kupowali kieliszek, a potem mogli degustować do woli wino ze wszystkich stoisk.

Arena rzymska w Arles
Arena rzymska w Arles

Arles – Do Arles pojechaliśmy dla zabytków rzymskich. Jest ich tu stosunkowo dużo. My postanowiliśmy obejrzeć: teatr, arenę, łaźnie oraz cmentarz. Szliśmy uliczkami miasta, żeby dojść do pierwszej atrakcji, czyli teatru. Jest on do dzisiaj wykorzystywany, mimo że nie zostało z niego zbyt wiele. W miarę dobrze zachowały się trybuny, ale ze sceny pozostały dwie kolumny. Do tego zachowała się zbudowana na rzymskich fundamentach średniowieczna wieża miejska. Wokół porozrzucanych jest sporo detali architektonicznych i kawałki kolumn. Niestety wrażenie psuje metalowa konstrukcja współczesnej sceny.
Następnie udaliśmy się w kierunku areny. Nie było to daleko, więc po chwili ukazała nam się bardzo imponująca budowla otoczona mnóstwem kramów z pamiątkami. Co ciekawe obecna ulica przebiega znacznie wyżej niż położona jest arena błędnie zwana amfiteatrem. Podobnie jak w Nimes mogliśmy przemierzać labirynt korytarzy areny. Jest ona dobrze zachowaną budowlą, która obecnie spełnia funkcję areny do walk z bykami. Niestety podobnie jak w Nimes, aby spełniać to zadanie zabudowana została metalową konstrukcją współczesnych trybun. Ogólnie zachowała się nieco gorzej niż w Nimes, ale i tak jest świetnym zabytkiem rzymskim.
Kolejnym zabytkiem, położonym nieco dalej są termy. Nie są zbyt dobrze zachowane. Widać oczywiście zarysy budowli, fragmenty pomieszczeń i kopulastego sklepienia, a także to, że w pobliskich budynkach znajdują się fragmenty term, które pewnie nigdy nie zostaną odkryte. Można zobaczyć poziom posadzki oraz niższy poziom, w którym przepływało gorące powietrze. Całość daje wyobrażenie o termach, pod warunkiem, że było się już kiedyś w lepiej zachowanych. Ostatnim miejscem, które zwiedziliśmy w Arles, był cmentarz rzymski Allyscamps, który używany był od czasów rzymskich do XIX w. Cmentarz jest bardzo długi, stoją wzdłuż niego niezliczone ilości sarkofagów z kamienia, a na końcu znajduje się dość duży kościół Św. Honoraty. Troszkę nas zaskoczyło, gdy jeden z turystów położył się w otwartym sarkofagu, aby zrobić zdjęcie. No cóż, pomysłowość ludzka nie zna granic. Na niektórych sarkofagach zachowały się inskrypcje oraz różne symbole.
Na parking mieliśmy już bardzo blisko. Z noclegiem tym razem też nie mieliśmy problemu, gdyż postanowiliśmy zostać na kolejną noc w tym samym miejscu. Na campingu ze zdziwieniem odkryliśmy, że ktoś obciął linkę, na której mieliśmy powieszone ręczniki. Zdziwienie ustąpiło, gdy doczytaliśmy w regulaminie, że na campingu tym obowiązuje zakaz przyczepiania linek do drzew. Ot co kraj, to obyczaj.

08.09.2008 r.

Pałac papieski w Avignon
Pałac papieski w Avignon

Avignon – Zaparkowaliśmy daleko od pałacu papieskiego, praktycznie po przeciwnej stronie starówki. Musieliśmy więc przejść kawałek drogi pieszo. Spacer był jednak bardzo sympatyczny, gdyż miasto było całkiem ładne. Mijaliśmy oczywiście, jak wszędzie we Francji, niezliczoną ilość restauracji, które ulokowały swe stoliki na ulicach. Dotarliśmy pod pałac, gdzie na placu przygrywał kataryniarz. Kupiliśmy bilety i weszliśmy do środka. Już na przywitanie spotkało nas rozczarowanie. Na dziedzińcu ustawione były trybuny zasłaniające właściwą budowlę. Trudno było się rozeznać w którą stronę iść. Po znalezieniu właściwej drogi, nasze rozczarowanie wcale nie minęło, a wręcz się pogłębiło. Pomieszczenia pozbawione były praktycznie wyposażenia, do tego część z nich obdrapana. Jedyną atrakcję stanowiły gabloty z mało interesującymi eksponatami. Na domiar złego był to jedyny jak dotąd zabytek, w którym zabroniono nam filmowania (jak by było co filmować). Dopiero pod koniec pojawiły się ciekawsze komnaty, których sufity pokryte były freskami. Interesujące też były dziedzińce, gdyż sama bryła pałacu jest naprawdę piękna.

Po wyjściu udaliśmy się do pobliskiego kościoła z charakterystyczną złotą figurą Matki Boskiej na szczycie wieży. Kościół był zdecydowanie bardziej interesujący od pałacu. Idąc w kierunku kolejnego zabytku – mostu Saint-Benezet, zatrzymaliśmy się przy kramach z pamiątkami. Most zachował się jedynie w stanie szczątkowym w porównaniu do pierwotnego. Pozostały tylko cztery przęsła i obecnie służy jako molo na rzece Ren. Co charakterystyczne, na jednym z filarów ulokowano kaplicę na wodzie. Ogólnie Avignon trochę nas zawiódł.

Ścieżka ochry w Roussillon
Ścieżka ochry w Roussillon

Roussillon – Kolejna atrakcja czyli ścieżka ochry w miejscowości Roussillon okazała się jedną z najlepszych atrakcji całego wyjazdu. Już sama miejscowość to urocze miejsce z pięknymi czerwonymi, żółtymi i pomarańczowymi domami na szczycie góry. Gdy dotarliśmy na ścieżkę, widok nas po prostu zachwycił. Zobaczyliśmy czerwone skały na tle chabrowego nieba i soczyście zielonej roślinności. Po prostu niesamowita kolorystyka. Wybraliśmy dłuższą ścieżkę po tej dawnej kopalni ochry. Musieliśmy uważać, żeby się nigdzie nie dotknąć, gdyż ochra to bardzo intensywny barwnik. Skały na ścieżce ochry mają wyjątkowo fantazyjne kształty przypominające czasem krajobrazy z westernów, a czasem krajobraz z innej planety.

Gordes
Gordes

Wróciliśmy w to samo miejsce, w którym zaczęliśmy zwiedzanie. Następnie udaliśmy się na spacer po miasteczku, odwiedzając kramy z pamiątkami, gdzie kupiliśmy sobie fantazyjny bucik z piaskiem o różnych odcieniach. Była to niesamowita wycieczka.

Gordes – Gordes to miasteczko ulokowane na górze, podobnie jak Roussillon, tyle że w różnych odcieniach beżu. Zatrzymaliśmy się w nim głównie po to, aby odnaleźć drogę do skansenu Bories. Przeszliśmy uliczkami oglądając domy z piaskowca wbudowane w skałę.

Kamienny dom w Village des Bories
Kamienny dom w Village des Bories

Village des Bories – Do tego nietypowego skansenu droga wiodła górskimi serpentynami. Zatrzymaliśmy się na chwilę, aby spojrzeć z oddali na piękne Gordes. Bardzo wąską jednokierunkową drogą dojechaliśmy do parkingu położonego wśród drzewek oliwnych. Weszliśmy na teren. Oczom naszym ukazały się zabudowania o przeróżnych kształtach zbudowane z nieregularnych kamieni położonych bez żadnej zaprawy jeden na drugim. Niskie domki z małymi drzwiami pozbawione praktycznie okien wyglądały jak kopce termitów. Każdy z budynków mieszkalnych posiadał budynki gospodarcze o różnym przeznaczeniu. Były tam, zarówno chlewiki, owczarnie, jak i piwnice na wino. W niektórych domach były wystawy przedmiotów codziennego użytku. Dzięki temu mogliśmy wyobrazić sobie jak żyli mieszkańcy tych budowli. Jest to bardzo oryginalne miejsce. Zdecydowanie skansen ten różni się od tego co znamy z Polski. Nocleg mieliśmy na bardzo ładnym campingu, gdzie skorzystaliśmy z basenu.

09.09.2008 r.

Teatr antyczny w Orange
Teatr antyczny w Orange

Orange – Orange to kolejne miejsce, w którym są zabytki rzymskie. Wybraliśmy parking nieopodal informacji turystycznej, żeby dowiedzieć się jak znaleźć interesujące nas zabytki. Dostaliśmy ulotkę z mapą i poszliśmy na poszukiwanie łuku tryumfalnego oraz teatru. Zaczęliśmy od łuku. Szliśmy do niego bardzo długą ulicą, aż zobaczyliśmy masywną budowlę z trzema przejściami, pilastrami oraz mnóstwem płaskorzeźb. Następnie doszliśmy do doskonale zachowanego teatru. Do dziś przetrwała tylna ściana sceny ozdobiona rzeźbą cesarza Oktawiana Augusta oraz kilkoma kolumnami lepiej lub gorzej zachowanymi. Doskonale odrestaurowano także trybuny, których na szczęście nie oszpecono metalową konstrukcją. Dzięki temu teatr wywarł na nas spore wrażenie, które zostało spotęgowane przez obejrzany na koniec film. Ukazywał on historię teatru. Niewiarygodne wydało nam się, że jeszcze nie tak dawno na miejscu trybun znajdowały się domy mieszkalne. Do dziś w teatrze odbywają się przedstawienia. Naszym zdaniem jest to obok Pont du Gard najlepszy zabytek rzymski, jaki widzieliśmy we Francji.

Pałac na wyspie w Annecy
Pałac na wyspie w Annecy

Annecy – Udaliśmy się do miejscowości Annecy zwanej małą francuską Wenecją. Przypomina nam ona kurort alpejski z charakterystycznymi kilkupiętrowymi domami z kolorowymi okiennicami. Doszliśmy nad jezioro, w którego tle widać piękne góry. Podziwialiśmy zielony kolor wody, łódki zacumowane przy brzegu oraz malowniczą wysepkę. Deptakiem szliśmy w kierunku najsłynniejszego kanału z najsłynniejszym budynkiem czyli pałacem na wyspie. Po drodze z daleka widzieliśmy już zamek w Annecy oraz ogromne ilości kwiatów rosnących dookoła. Gdy doszliśmy do pałacu okazało się, że znajduje się na malutkiej, podłużnej wysepce między dwiema odnogami kanału, a jego kamienna bryła wspaniale wygląda na tle kolorowych kamienic. Weszliśmy na dziedziniec pałacu, który okupowały jak zwykle we Francji restauracje oraz sklepy z pamiątkami. Szliśmy dalej wzdłuż kanału podziwiając spiętrzającą się wodę oraz kolejne zachwycające kamieniczki. Annecy ma swój niepowtarzalny urok.

Sciez – Jezioro Genewskie – Gdy dotarliśmy na Camping du Chatelet w miejscowości Sciez, okazało się że znajduje się on bardzo blisko Jeziora Genewskiego. Po rozpakowaniu się nie omieszkaliśmy zrobić sobie krótkiego spaceru nad jezioro. Jezioro leży w pięknym otoczeniu gór i jest naprawdę duże. Na campingu dostaliśmy dużo informacji o okolicy.

10.09.2008 r.

Wąwóz Gorges du Pont du Diable
Wąwóz Gorges du Pont du Diable

Gorges du Pont du Diable – W wąwozie oczywiście byliśmy przed czasem. Zaczęliśmy więc oglądać pamiątki. Przewodniczka zaprowadziła nas do wrót jaskini. Dostaliśmy opis po angielsku i zeszliśmy w „diabelską otchłań”. Panował tam półmrok, płynęły wąskie stróżki wody, a na dnie strumień. Nad naszymi głowami przebiegał naturalny most, od którego nazwę wzięła cała atrakcja. Chodziliśmy po specjalnych podestach zawieszonych nad wodą, schodach oraz przejściach, gdyż inaczej miejsce to byłoby zupełnie niedostępne. Skały były pięknie wyrzeźbione, a do tego miały niesamowite kolory od niemal bieli, przez jasną zieleń, po kolor brunatny i wręcz prawie czarny. Nie jest to może długa trasa, ale zapiera dech w piersiach. Jest niepowtarzalna. Z żalem musieliśmy opuścić to miejsce, lecz żeby dotrzeć do samochodu musieliśmy jeszcze około 15 minut wracać pod górę.

Wodospady Cascades du Herisson
Wodospady Cascades du Herisson

Cascades du Herisson – Tego dnia zaplanowaliśmy jeszcze jedną przyrodniczą atrakcję, a mianowicie wodospady na rzece Herisson. Zaparkowaliśmy w Ilay, tym samym postanowiliśmy zwiedzić to miejsce idąc z góry na dół. Zaczęliśmy od dość dużej kaskady Saut Girard, wyjątkowo malowniczo położonej. Potem zaczęliśmy schodzić w dół mijając kolejne 4 mniejsze wodospady i ruiny młyna oraz zamku. Początkowo droga była prosta i wiodła leśną ścieżką. Potem zamieniła się w śliskie kamieniste podłoże. Towarzyszył nam jakiś zagubiony piesek. W końcu doszliśmy pod prawie największy wodospad Grand Saut, po którego drugiej stronie znajduje się jaskinia. Za wodospadem tym wiedzie ścieżka do jaskini, ale nie sprawdzaliśmy czy da się przejść suchą nogą. Jeszcze kawałek dalej znajduje się największy wodospad Eventail, który dokładnie można obejrzeć z pobliskiego punktu widokowego. Droga wiodła aż pod ten wodospad, lecz my zaczęliśmy wracać na parking, gdyż i tak był to bardzo długi spacer po niełatwej ścieżce. Ogólnie wrażenia wspaniałe, przepiękny ciąg wodospadów.

11.09.2008 r.

Hospicjum w Beaune
Hospicjum w Beaune

Beaune – Do Beaune pojechaliśmy, żeby zobaczyć wspaniałe XV-wieczne hospicjum. Z zewnątrz nic nie zapowiadało tego co zobaczyliśmy na dziedzińcu i wewnątrz szpitala. Pierwszą rzeczą, która zrobiła na nas niesamowite wrażenie był fantazyjny dach z kolorowymi dachówkami ułożonymi w geometryczne wzory. Uroku dopełniały wykusze okienne, kolumienki oraz wieżyczki. Coś pięknego! Pierwszą salą, którą obejrzeliśmy, był wielki hall, a w praktyce ogromna sala szpitalna z mnóstwem łóżek dla ciężko chorych biedaków. Łóżka ułożone były wzdłuż ścian, jedne obok drugich. Każde z nich posiadało czerwony baldachim i kotarę. Sala miała sufit kolebkowy i pięknie zdobione belki stropowe. Na końcu sali znajdowała się kaplica, w której stronę zwrócone były wszystkie łóżka, tak aby chorzy nie wstając z łóżek mogli uczestniczyć w nabożeństwach. Inna sala, którą zwiedzaliśmy była przeznaczona dla bogatszych. Znajdowało się tam kilka łóżek, a wyposażenie było znacznie bogatsze. Na ścianach wisiały obrazy, a przy łóżkach kręciły się siostry zakonne. Wszystko to przedstawione jest w postaci figur woskowych. Zwiedziliśmy też kuchnię, gdzie przedstawiono za pomocą dźwięku, ruchomych sprzętów i kolejnych figur woskowych jak wyglądała praca. Potem widzieliśmy aptekę, laboratorium. Następnie weszliśmy do sal wystawowych, gdzie oglądaliśmy kolekcję gobelinów i waz, a w sąsiedniej małej salce poliptyk czyli oryginalny ołtarz z kaplicy. Na koniec weszliśmy do sklepu z pamiątkami, przez który wyszliśmy na zewnątrz. Wracając do samochodu widzieliśmy dużego tira zmagającego się z wąskimi uliczkami miasta. Biedny kierowca próbował skręcić w uliczkę i przy tej okazji skasował kilka szyldów. Nie widzieliśmy co zrobił, ale bardzo mu współczuliśmy, bo wycofać się też już nie miał szans.

Dzielnica Petit France w Strasburgu
Dzielnica Petit France w Strasburgu

Strasburg – Strasburg to duże miasto, ale autostrada wiodąca do niego jest bardzo kiepska jak na Francję. Wyjątkowo mieliśmy problem ze znalezieniem parkingu. W końcu udało się namierzyć jeden bardzo blisko starówki. Do Strasburga przyjechaliśmy, żeby obejrzeć katedrę i piękną szachulcową zabudowę. Katedra jest zbudowana z czerwonego kamienia, posiada przepiękną, rzeźbioną fasadę i jest olbrzymia. Wewnątrz do charakterystycznych elementów należy zegar astronomiczny oraz bogato rzeźbione kolumny. Dodatkowo obejrzeliśmy film o codzienności katedry. Jest to jedna z najpiękniejszych katedr, które widzieliśmy we Francji.

Następnie udaliśmy się w poszukiwaniu szachulcowych kamienic. Znajdują się one w różnych miejscach miasta. Szczególnie ładne widzieliśmy na placu Marche-Gayot, a przede wszystkim w dzielnicy Petite France. Mała Francja wyróżnia się położeniem nad kanałami i naprawdę pięknymi kamienicami. Chodziliśmy zauroczeni zabudową. Na jednej z uliczek wypatrzyliśmy też malutki niebieski domek. Przyglądaliśmy się też statkowi przepływającemu przez śluzę na kanale.
Mała przygoda spotkała nas przy wyjeździe ze Strasburga. Wyjechaliśmy niewłaściwym wyjazdem z podziemnego parkingu, przeznaczonym tylko dla miejscowych. Wyjechaliśmy wprost na dwóch policjantów, którzy jednak byli niezwykle uprzejmi i wyrozumiali i dlatego nie zatrzymali nas.

Le Thor – Po rozpakowaniu się na campingu pojechaliśmy po zakupy. Kupiliśmy alkohol oraz pyszne ciasteczka i sery.

12.09.2008 r.

Opuszczaliśmy Francję z żalem. Przez Niemcy udało nam się szybko przedostać, natomiast jazda w Polsce to był prawdziwy koszmar – 350 km przez Polskę zajęło nam tyle samo czasu co 850 km przez Niemcy. Oba dystanse pokonaliśmy w 7 godzin. Kawałek po przekroczeniu polskiej granicy zatrzymaliśmy się na pysznego kurczaczka z rożna. Dziwiliśmy się, że tak tanio.

PODSUMOWANIE

Francja urzekła nas zarówno zabytkami, jak i przyrodą. Byliśmy zachwyceni zamkami, przecudnymi ogrodami, niesamowitymi klifami i fiordami, a także ścieżką ochry czy też Paryżem. Na wyjeździe tym nie było praktycznie słabego punktu. Francuzi to przemili ludzie, bardzo otwarci i wyrozumiali, a do tego wiecznie uśmiechnięci i przyjacielscy. Wino francuskie to najlepsze, jakie do tej pory piliśmy, a ciastka nie ustępują domowym wypiekom, a niekiedy nawet je przebijają. Ukwiecone ulice dodają uroku miejscowościom. Jedyne co nas zaskoczyło można rzec negatywnie, to klimat, który uważaliśmy za cieplejszy niż jest w rzeczywistości. Owszem południe to klimat śródziemnomorski, lecz Francja środkowa to pogoda podobna do polskiej, a na północy bliższa Wielkiej Brytanii niż gorącemu południu.